(Pisze Irena Wilkosz z Warszawy; słowo wstępne Józef Kajfosz — 04. 08. 2001.)
Drodzy w Chrystusie,
Otrzymałem mail od mojej córki, w którym relacjonuje krótko pobyt na obozie wakacyjnym „Misji Łaski” w Górach Świętokrzyskich, z którego właśnie wróciła ze swoim mężem, który jest pastorem w Warszawie. Postanowiłem podzielić się z Wami tym fragmentem, ponieważ jest to dla mnie wymownym dowodem skuteczności modlitw, jakie wielu z nas zanosi przed oblicze Boże. Moim zdaniem widać wyraźnie, że usilne modlitwy wstawiennicze „rozmiękczają” i oczyszczają atmosferę duchową nad Polską i nadwątlają nieprzyjacielskie duchowe warownie. W każdym razie dla mnie jest to wielką zachętą i mocno wierzę, że takich wieści będzie coraz więcej. Jeśli chcecie, podzielcie się tym z innymi, a jeśli macie inne podobne, to proszę, podzielcie się także ze mną.
Józef Kajfosz
„Obóz był fantastyczny. Mówcą był pastor Rodger i nasi polscy pastorzy. Przyjechało ponad 200 osób. Bóg bardzo błogosławił wszystko, co tam się działo. Nie mieliśmy takiego obozu od wielu lat. Było to spełnienie wizji, jaką Maciek miał odnośnie obozu ponad pół roku temu. Powiedział wtedy — 150 osób z 15 miejsc w Polsce. Wszyscy patrzyli na niego jak na głupiego. Ciężko było ich przekonać, żeby szukać ośrodka na aż tyle ludzi, bo nigdy nie przekraczaliśmy setki. Maciek się uparł. W rezultacie trudno nam było pomieścić 180 osób (zajmujących łóżka) z 20 różnych miejsc w Polsce. To był kompletny szok dla wszystkich. Pastor Rodger był tak błogosławiony, że prawie cały czas płakał. Hasło tej Konferencji było: «Nowy Początek» i rzeczywiście był to nowy początek dla wielu i mamy nadzieję, że również dla naszego kościoła. Był też pastor Chris przez jeden dzień i był pod wrażeniem wszystkiego. Cieszymy się z tego wszystkiego ogromnie, bo przechodziliśmy przez niezmiernie dużo oporu w związku z tym, ale Bóg był wierny.”
Irena Wilkosz
(Piszą Jurek i Monika Szkudelscy z Rostowa nad Donem — 20. 10. 2000.)
Drodzy w Chrystusie!
Witamy Was po długiej przerwie i pozdrawiamy w imieniu Króla królów Jezusa Chrystusa, któremu jesteśmy wdzięczni za uczynienie nas godnymi służenia razem z Wami w głoszeniu Bożej miłości, łaski i mocy. „Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was, abyście szli i owoc wydawali i aby owoc wasz byl trwały…”
Naklejka z tymi słowami Jezusa wisi w naszej kuchni od ok. pół roku, ale dopiero teraz uderzyła mnie jej treść. W minionym roku najważniejsze było dla mnie to, że wiem o powołaniu mnie do konkretnej służby w konkretnym miejscu. Teraz natomiast bardzo mocno odczuwam powołanie nie tylko do konkretnych działań i miejsca, ale też do przynoszenia trwałego owocu. A poza oddaniem Bogu chwały najważniejszym owocem, jakiego pragniemy, to młodzi rosyjscy studenci, którzy zdecydowanie pójdą za Jezusem i będą głosić Ewangelię i czynić uczniów w swoim narodzie (i nie tylko).
Aby to miało miejsce, potrzebujemy każdego, kto jest gotowy oddać część swoich myśli, czasu i energii na trwanie za nas przed Bożym tronem. W jednej z rosyjskich książek przeczytałem ostatnio taką historię.
Pewien misjonarz przebywał na urlopie i głosząc kazanie w swoim kościele opowiadał następującą historię: Służąc w pewnym małym polowym szpitalu w Afryce, co dwa tygodnie musiałem jechać na rowerze przez dżunglę do miasta po żywność. Na drogę zwykle schodziło dwa dni, przy czym w połowie drogi przychodziło nocować pod gołym niebem. I kiedy po raz kolejny przyjechałem do miasta po pieniądze z banku, żywność i lekarstwa, natknąłem się na dwóch bijących się mężczyzn, z których jeden okazał się poważnie ranny. Opatrując jego rany dzieliłem się z nim Dobrą Nowiną o Jezusie Chrystusie. I po dwóch następnych dniach z noclegiem w dżungli wróciłem do domu. Minęły dwa tygodnie i znowu w drogę.
Zanim dotarłem do miasta, podeszła do mnie pewna osoba, którą okazał się być ów raniony wcześniej młody mężczyzna. Powiedział mi, że wiedział o pieniądzach i lekarstwach, które wiozłem: „My z przyjacióżmi wiedzieliśmy, że pan będzie nocował w dżungli i śledziliśmy pana. Chcieliśmy pana zabić i okraść. Jednak, gdy zbliżyliśmy się do miejsca pańskiego postoju, zobaczyliśmy wokół pana dwudziestu sześciu ochroniarzy.” Ja roześmiałem się i powiedziałem mu, że byłem tam sam.
Młody mężczyzna nie rezygnując powiedział: „Nie, prosze pana, tych ludzi nie widziałem tylko ja, ale również pięciu moich przyjaciół. Przeliczyliśmy ich co do jednego. To z ich powodu zrezygnowaliśmy z naszych zamiarów i zostawiliśmy pana w spokoju.”
W tym miejscu kazania wstał jeden z członków kościoła i przerywając poprosił o podanie dokładnej daty tego zadziwiającego wydarzenia. Po tym, jak misjonarz podał dzień, miesiąc i rok, ów człowiek powiedział: „W tej chwili, kiedy przebiegało to wydarzenie w Afryce, u nas był poranek. Właśnie zamierzaliśmy rozegrać partię golfa, kiedy nagle zachciało mi się pomodlić za ciebie. To pragnienie było tak silne, Boże wezwanie było tak mocne, że zaprosiłem braci i siostry naszej wspólnoty, abyśmy się na tym świętym miejscu pomodlili za ciebie. Proszę o powstanie wszystkich, którzy w tym czasie byli w tym miejscu”. I wszyscy modlący się owego dnia wstali. A misjonarz nawet nie myślał o tym, kim byli ci ludzie, ponieważ był zbyt zajęty obliczaniem ich ilości. Tych, którzy wstali, bylo dwudziestu sześciu.
Myślę, że ten przykład nie wymaga komentarza, więc od razu podzielę się z wami naszymi prośbami modlitewnymi. Niektóre z nich tylko pozornie wyglądają na ogólne. Prosimy, módlcie sie:
— abyśmy chodzili każdego dnia pełni Ducha Świętego;
— abyśmy pokazywali studentom nie tylko drogę do Królestwa Bożego, ale to, jakie Ono jest;
— aby studenci stykali się z mocą Ewangelii przez znaki i cuda, a nie tylko z jej intelektualnym przesłaniem;
— o wsparcie finansowe naszej służby (szczególnie dla naszych nowych rosyjskich pracowników);
— o Bożą ochronę przed chorobami, szczególnie u dzieci, które ostatnio bardzo często chorują;
— o konkretny owoc naszej służby w postaci oddanych Bogu uczniów Jezusa;
— aby Bóg używał dla szerzenia Ewangelii naszej gazety, spotkań talk-show i innych przedsięwzięć (jeżeli są zgodne z Jego wolą)
— i o wszystko inne, co wam Duch Święty położy na sercu.
Szczegóły z tego, co planujemy i robimy oraz jak Bóg działa, podamy w następnym liście (po krótszym terminie oczywiście).
Trzymajcie się blisko naszego Pana Jezusa Chrystusa,
Jurek i Monika Szkudelscy Z miloscia Jurek i Monika Szkudelscy
(Pisze siostra Ilonka i brat Jurek Konieczny ze zboru „Betlejem” w Krakowie — 30. 03. 2000.)
Drodzy w Chrystusie!
Od czasu gdy w grudniu ubiegłego roku opisaliśmy początki naszej służby wśród bezdomnych w Krakowie, Bóg dokonał wśród nas tak wielu cudownych, pełnych Jego miłości i mądrości rzeczy, że trudno je wszystkie opisać w jednym krótkim świadectwie.
Dzięki Jego łaskawości praktycznie codziennie możemy dostarczać bezdomnym około 80–100 kanapek, a także 2 lub 3 razy w tygodniu gorące posiłki. Zorganizowaliśmy stały punkt przyjmowania i wydawania odzieży i obuwia, a także punkt pomocy medycznej. Z oporami, ale jednak otrzymujemy bezpłatne leki i Ilonka może skuteczniej walczyć z infekcjami, grzybicami i różnymi przewlekłymi chorobami. Wspaniale współpracuje z nami jeden z krakowskich szpitali, a także jedna z noclegowni. Mimo obwarowań biurokratycznych i mimo reform niemożliwe staje się możliwe, niewykonalne – wykonalne, a beznadziejnie trudne – proste i jasne. Nasz BÓG jest przecież Bogiem rzeczy niemożliwych!
Wszystkie troski o sprawy materialne powierzyliśmy Panu a On daje nam radość codziennego zachwytu jego miłością i szczodrością.
Największą naszą radością jest fakt, że około 20 – 25 bezdomnych regularnie uczestniczy w naszych nabożeństwach, a 10 z nich już zostało chrześcijanami!
W ramach kościoła funkcjonuje już grupa domowa bezdomnych. Brzmi to dziwnie, ale oni czują się u nas prawie jak w domu. Wspólnie studiujemy Słowo Boże, rozmawiamy o podstawach chrześcijańskiego życia, próbujemy razem rozwiązywać problemy rodzinne, trudności z adaptacją w „nowym” kapitalistycznym społeczeństwie.
Wraz z poznawaniem Słowa pojawia się zrozumienie, że trzeba załatwić wiele spraw dotychczas traktowanych jako normalne, zwyczajne, akceptowane przez społeczeństwo. Zrozumienie, że grzechami są konkubinat, uzależnienia, nieprzebaczenie, osądzanie, przeklinanie kogoś, życzenie mu złych rzeczy i wiele, wiele innych dotychczasowych zachowań, wcale nie czyni ich nowego życia łatwiejszym, wprost przeciwnie. Mimo to siódemka z nich rozpoczyna przygotowania do chrztu wodnego i chwała Panu za przemiany, jakich dokonuje w ich sercach, umysłach i w ich życiu.
Ogromna radością dla nas i mamy nadzieję, że również radością dla Pana było nabożeństwo ewangelizacyjne dla bezdomnych, zorganizowane ponad miesiąc temu w naszym zborze. Pan przyprowadził ponad 80 bezdomnych, którzy z zapartym tchem słuchali naprawdę namaszczonych wykładów Bożego Słowa. Obfita była zresztą nie tylko strawa duchowa, a to dzięki szczodrym sercom naszych sióstr i braci.
Bóg obdarzył nas wspaniałym zborem i wiemy, że nie tylko hojność, ale przede wszystkim modlitwy tych, którzy się za nami wstawiają, pozwalają nam pełnić tę służbę z radością i wytrwałością. W czasie wspomnianej ewangelizacji modliło się za nas ponad 100 uczestników spotkania Misji „Nowa Nadzieja" w Janowicach. To tam kiedyś Bóg poruszył nasze serca i rozpalił w nich ogień. Wkrótce planujemy kolejną ewangelizację. Będzie to nasza wspólna „Modlitwa o Dom”.
Nosimy w sercach pragnienie zorganizowania domu, w którym będziemy mogli otoczyć naszych podopiecznych pełną pomocą duchową i duszpasterską. W którym mogli by leczyć rany cielesne i duchowe w atmosferze Bożej miłości, wzajemnie troszczyć się o siebie, być Bożym świadectwem dla tych, którzy już nie mają żadnej nadziei.
Prosimy – dołączcie do nas w tej modlitwie. Módlcie się z nami również o to, by Bóg pomnażał szeregi czyniących tę służbę w naszym kraju. By Jego blask dotarł do najciemniejszych, ukrywanych wstydliwie przed światem zaułków naszej rzeczywistości.
Jeszcze raz dziękujemy wszystkim wstawiennikom i życzymy obfitości Bożych błogosławieństw.
(Piszą Jurek i Monika Szkudelscy z Rostowa
— 30. 03. 2000.)
From: root (root@watson.rnd.runnet.ru)
To: (kajfosz@betania.katowice.pl)
Subject: Z Rostowa
Date: 30 marca 2000 19:12
Witamy Was!
Dziękujemy za pamięć i bieżące zainteresowanie naszą służbą. Zachęca nas to, jak ktoś modli się za nas i my o tym wiemy. Za talk-show oczywiście możemy uwielbiać i dziękować Bogu!!!
Miejsca wszystkie były zajęte, a mieści się ich w tej sali ok. 70. Tematem byla narkomania – nie był to łatwy temat, ale studentki, które prowadziły to spotkanie, sprawiły się bardzo dobrze. Było też zaproszonych dwóch byłych narkomanów (jeden z nich miał już prawie 20-letni staż). Dzielili sie oni świadectwami, jak Bóg uzdrowił ich bez żadnej kuracji, a tylko poprzez modlitwę wierzących. Były to dla obecnych tak mocne świadectwa, że niektórzy od razu mówili, że nie wierzą w to, co oni mówią. Wierzymy, że zasiali w studentach ducha Bożej Ewangelii. Z niektórymi była też okazja porozmawiać bezpośrednio po spotkaniu.
Na razie tyle. Pozdrawiamy i dziękujemy za modlitwę.
(Piszą Jurek i Monika Szkudelscy z Rostowa
— 21. 03. 2000.)
From: root (root@watson.rnd.runnet.ru)
To: (kajfosz@betania.katowice.pl)
Subject: Rostow na linii
Date: 21 marca 2000 21:19
Witamy i Pozdrawiamy z frontu wschodniego!
Doszedłem do wniosku, że nie będę czekał, aż się nazbiera. Większą pomocą będzie dla nas Wasza konkretna, bieżąca modlitwa.
Jesteśmy bardzo Bogu wdzięczni za Talk-show, który zorganizowaliśmy 14 marca. Bóg odpowiedział na modlitwy i przyprowadził o wiele więcej ludzi niż było miejsc w sali, w której na wcisk udało nam się nazbierać około 60 miejsc siedzących. Niestety ok. 20-30 osób musiało odejść, ponieważ miejsc już nie bylo. Tematem spotkania była „miłość” (różnice między kobietami i mężczyznami, małżeństwo oficjalne i nieoficjalne – bardzo modne ostatnio w Rosji….
Cieszymy się, że studenci mogli między innymi usłyszeć Bożą perspektywę na miłość i małżeństwo, która nawet niektórym niewierzącym się spodobała. Prowadzącym był Wowa, którego nam Bóg podarował, aby nam pomagał. Bardzo trudno jest tutaj dotrzeć z Ewangelią do chłopaków. No i Bóg zaczął używać niewierzacych.
W tym tygodniu również wypuszczamy drugi numer naszej młodzieżowej gazety „Wsjo wiertitsa”, której redaktorem jest nasz Wowa. Jesteśmy bardzo „dumni”, tzn super wdzięczni Bogu za profesjonalną jakość tej gazety. Módlcie się, aby Bóg użył jej w naszej służbie.
28-go marca mamy następny talk-show na temat narkotyków. Módlcie się o pełną salę, mądrość dla Nataszy i Larisy, które będą prowadziły to spotkanie. Będą tam też świadectwa nawróconych, bylych narkomanów. Jeżeli chcecie się modlić również w trakcie, to zaczynamy o godzinie 17.30 polskiego czasu.
Tyle na razie. Z góry dziekujemy za Wasze modlitwy. Bądźcie każdego dnia blisko naszego Pana – cenny czas Bożego miłosierdzia jest coraz krótszy.
Z Bogiem
(Pisze siostra Ilonka i brat Jurek Konieczny ze zboru „Betlejem” w Krakowie — 31. 12. 1999.)
Chwała Bogu!
Pragnę podzielić się z wami świadectwem na temat Ojcowskiego Serca Boga. Ja wiele razy analizowałem ten temat i byłem pewien, że go czuję. Ale tak naprawdę to czułem go moim rozumem, a nie sercem i stąd moje świadectwo.
W naszej grupie domowej i jednocześnie w Misji Nowa Nadzieja dojrzewała wizja wyjścia z modlitwą i ewangelizacją do ludzi bezdomnych w naszym mieście. Postanowiliśmy obejść z modlitwą miejsca, w których się gromadzą i gdzie szukają schronienia, rozdawać im traktaty, ewangelie, zaproszenia do zboru i do Punktu Konsultacyjnego Misji Nowa Nadzieja. Wtedy Pan powiedział do nas — weźcie ze sobą kanapki — oni są głodni.
Kiedy tydzień temu poszliśmy po raz pierwszy na krakowski dworzec, spotkaliśmy tam cały tłum bezdomnych, głodnych ludzi. W niecałą godzinę rozdaliśmy ponad sto kanapek, kilkadziesiąt Nowych Testamentów, setki traktatów, zaproszeń. Siostry, które poszły tam z nami i obawiały się agresji, wulgarności, napastliwości ze strony tych ludzi — ze zdumieniem zobaczyły ich łagodność, smutek i autentyczną wdzięczność. Z wieloma mogliśmy rozmawiać a Jezusie — naszym Panu i Zbawicielu. Zobaczyliśmy, że te kanapki to nie jest kwestia zaspokojenia zachcianek czy chwilowego burczenia w brzuchu — to dla tych ludzi kwestia przeżycia.
Po tym spotkaniu chyba nikt z nas nie spał spokojnie a wszyscy mieliśmy w swoich sercach taki dziwny, całkiem inny rodzaj smutku. Mam pewność, że to sam Bóg podzielił się z nami jakąś cząstką tego, co Sam nosi w swoim sercu. Ogromnej miłości, troski i jednocześnie smutku z powodu losu tych ludzi.
To, co On włożył do naszych, i jak się potem okazało, nie tylko naszych serc, zaowocowało tym, że już następnego ranka byliśmy ponownie na dworcu. To samo działo się po każdym spotkaniu modlitewnym w tym tygodniu. Niektórzy bracia idąc na nabożeństwo sami rozdawali kanapki i traktaty na dworcu. Codziennie mieliśmy do rozniesienia kilkadziesiąt kanapek i chwała Bogu za serca i szczodrość tych, którzy je przygotowywali.
Wielu bezdomnych zaczyna przychodzić na nasze nabożeństwa — prawie na każdym są wśród nas. Mówiono o nich: zapomniani przez Boga i ludzi. Dziś wiedzą, że Bóg o nich nie zapomniał. Przychodzą nie tylko ze względu na kanapki, ciepłą zupę czy odzież. Chcą poznać Tego, który o nich pamięta, który za nich umarł na krzyżu, który ukochał ich nad życie. Bóg wielokrotnie mówił, że właśnie dla nich przyszedł na ten świat. Pytał: jak mają wzywać Jego imienia, skoro Go nie znają i jak mają poznać, skoro nie ma tego, kto głosi? Obiecał, że z nasion Jego Słowa zasianych w ich sercach wyrosną potężne dęby, które zwać będą dębami sprawiedliwości, szczepem Pańskim, ku Jego chwale. To właśnie z tych wyzwolonych z pęt alkoholizmu, narkomanii, bezdomności Bóg szykuje sobie potężną armię, która będzie walczyć po Jego stronie w czasach ostatecznych. My, bracia i siostry, mamy honor i zaszczyt przygotowania tej armii dla Pana.
W Krakowie jest prawie 2000 bezdomnych i Bóg pokazał swojemu kościołowi, że to 2000 przepięknych pereł, które pragnie, byśmy pozbierali i przynieśli przed Jego święty tron. Ubiegłej zimy zmarło na polskich ulicach z zimna i głodu ponad 250 osób, tej już ponad 60. Niecałe 200 metrów od naszej kaplicy, dosłownie tuż za rogiem, jest terytorium, do którego szatan uzurpuje sobie prawa, ale Jezus nie odda mu tych ludzi. Ponieważ to właśnie On powołał służbę którą czynimy, wierzymy, że w Jego Kościele znajdzie ona pomoc i wsparcie.
Prosimy Was przede wszystkim o modlitwę, ale również o
pomoc żywnościową, o ciepłą odzież , bieliznę, buty. O pomoc
w przygotowywaniu kanapek.
Bóg ma łzy w oczach, gdy patrzy na los tych ludzi, a Jego
Ojcowskie Serce przepełnia nie wstydliwie skrywana,
platoniczna miłość, ale miłość czynna, aktywna, przebojowa,
potężna. I chwała Mu za to!!! Amen.
(Pisze Irena i Maciek Wilkosz z Warszawy.)
Warszawa, dnia 24 listopada 1999 r.
Kochani Przyjaciele!
Chciałabym podziękować Wam wszystkim za modlitwy i miłość i waszą radość z narodzin Bartusia. Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo jestem szczęśliwa i wdzięczna Bogu za ten cudowny dar, który otrzymaliśmy. Te dni od jego narodzin są dla nas najpiękniejszymi dniami w życiu.
Dostaliśmy kilkadziesiąt e-maili z całego świata z gratulacjami. Ludzie autentycznie się cieszą, tak jakby to było ich dziecko. Przed porodem dostawaliśmy mnóstwo listów o tym, że ludzie wszędzie się modlą. W Baltimore byłam na 24 godzinnym łańcuchu modlitwy i również 2000 osób modliło się o mnie na nabożeństwie. To po tym, jak się dowiedzieli, że mam małą wadę serca i jest pewne ryzyko dla porodu. Te modlitwy sprawiły, że widzieliśmy i widzimy wielki cud i dlatego wszyscy tak bardzo się cieszą.
Bóg uczynił wielki cud w czasie porodu i choć nie będę wdawać się w szczegóły jestem przekonana, że to nadnaturalna Boża moc sprawiła, że Bartuś jest z nami. Bóg też dobrał najlepszy zespół lekarzy i położnych w tym dniu. Ci ludzie przez dwanaście godzin (szczególnie położna) sprawiali wrażenie, jakby najważniejszym celem w ich życiu było urodzenie się naszego dziecka w sposób naturalny i bez żadnych komplikacji. Będę im za to do końca życia wdzięczna. Ci ludzie codziennie uczestniczą w porodach, a jednak każdy z nich jest nowym cudem, ktorego są świadkami. Taka postawa widoczna była w każdej minucie tego porodu, a najbardziej w ostatniej, decydującej fazie, kiedy to z jakichś przyczyn ustawała akcja porodowa w moim organizmie. Gdyby nie ich determinacja i doping, a także pełny profesjonalizm, nie wiem, co mogło się wydarzyć i nawet nie chcę o tym myśleć. Kiedy pojawił się Bartuś, wszyscy krzyknęli: „Jest!!!” i ogormna radość i ulga wypełniła całe to pomieszczenie. Zawsze płaczę kiedy myślę o tych ludziach. Maciek był przy mnie przez cały czas, a jego postawa i pomoc sprawiły, że teraz kocham go i szanuję o wiele bardziej niż dotąd.
Bóg dał nam wielki dar, na który nie zasłużyliśmy. Widzimy też teraz naocznie, dlaczego Bóg tak bardzo kocha nas wszystkich, bo jestesmy Jego dziećmi i widział, jak byliśmy tacy malutcy i bezbronni. Ciągle zresztą tacy jesteśmy, całkowicie zdani na Jego opiekę i miłość. To jest zdecydowanie najpiękniejszy tydzień w naszym życiu.
W naszym zborze ludzie tak przeżywali jak rodziłam, że nie mogli pracować ani na niczym się skupić, a jak wieść o urodzinach się rozeszła (lotem błyskawicy) to wybuchła prawdziwa euforia radości. Tak bardzo nas to błogosławi, że aż trudno wyrazić to słowami. Kościół sprawia, że odczuwamy podwójne szczęście. Nawet taksówkarz, który wiózł nas ze szpitala, zapytał jak wsiedliśmy (po chwili milczenia), czy jest cały i zdrowy. Jak powiedzieliśmy, że tak, to odpowiedział, że to najważniejsze i otarł łzy z oczu. Nie mogłam uwierzyć, że on też tak się wzruszył tym wydarzeniem.
Bartek będzie miał na drugie imię Jakub. Postanowiliśmy, że drugie imię nadamy mu, jak go zobaczymy, a Kubuś pasuje do niego idealnie.
Najszczęśliwsza mama na świecie. I tata, ale on jest teraz na
nabożeństwie. Bogu niech będą dzięki za to wszystko, co dla nas
uczynił.