Błąka mi się po głowie pewna myśl, której nie jestem na razie w stanie do końca wyartykułować, ale wydaje mi się, że trzeba to zrobić. To, co napiszę, jest na pewno nieudolne i zaledwie dotyka sprawy, a zatem wymaga rozwinięcia i dopracowania. Od czegoś jednak trzeba zacząć. A więc ten tekst to tylko pewne surowe, nieuczesane myśli.
Przypatrując się ostatnim wypowiedziom tych różnych „prawdziwych Polaków” i „jedynych prawdziwych patriotów”, które to wypowiedzi są dla mnie intuicyjnie nie do przyjęcia, zastanawiałem się nad genezą takiej mentalności i takich przekonań. Jednocześnie trzeba się też zastanowić nad genezą tego intuicyjnego sprzeciwu, który cechuje drugą część sceny politycznej, a w której odczuwam brak jakiegoś czytelnego, pozytywnego, jednoczącego hasła. Ten brak powoduje, że częstą reakcją na wypowiedzi tych „prawdziwych” jest ich atakowanie, ośmieszanie, wykpiwanie, co spotyka się z podobnymi reakcjami i stąd ta ciągle zaostrzająca się wojna polsko-polska. Dlatego wyartykułowanie istoty tego sporu wydaje mi się bardzo ważne.
Mam wrażenie, że w istocie rzeczy chodzi o dwie interpretacje historii Polski. Ta jedna jest już dobrze opracowana i stanowi podbudowę ideologiczną tych „prawdziwych”, ta druga natomiast wymaga dopiero opracowania. Jak wiadomo, nasza historia obfituje w wydarzenia, które były dotkliwymi ciosami: zabory, powstania, wojna polsko-bolszewicka, pakt Mołotow- Ribbentropp, kampania wrześniowa, okupacja hitlerowska z jej potwornościami, śmierć Sikorskiego, czystki etniczne na Wołyniu, gehenna sybiraków, Katyń, Monte Cassino, powstanie warszawskie, Jałta, ponad 40 lat komunizmu, aż po ostatnią tragiczną katastrofę pod Smoleńskiem.
Jedno podejście do tej historii to mentalność „gwałt niech się gwałtem odciska”. Polska „sprawa” jest zawsze nieskazitelnie czysta, zaś Polaków dotykają ze strony jej sąsiadów i innych krajów raz po raz niewyobrażalne krzywdy. Bezsilny gniew pewnej części tych krzywdzonych zadaje głębokie rany ich psychice, rodzi frustracje i kompleksy, poczucie niższości, przygniata. Próbą odreagowania jest wrogość i nienawiść względem sprawców tych krzywd i mit o jakiejś dziejowej misji Polski (jako Chrystusa narodów), nade wszystko zaś bezustanne podejmowanie prób „wybicia się”, odwetu, postawienia na swoim.
Stąd bierze się zespół cech tej wersji „patriotyzmu”: wrodzona, nie do przezwyciężenia argumentami logicznymi wrogość do sąsiadów i ciągłe podejrzewanie ich o kolejne spiski, gloryfikowanie cierpiętnictwa, ofiar, walki zbrojnej. Stąd czarno-białe, a właściwie absolutnie czarne widzenie między innymi PRL-u, obsesyjne grzebanie w teczkach bezpieki, rozliczanie i lustrowanie, itp. Tzw. „polityka historyczna” polega więc nie na poszukiwaniu dróg do harmonijnego współdziałania z innymi, lecz na okazywaniu tupetu i buty, a przez to wymuszaniu na innych w imię świętego spokoju korzystnych dla siebie rozwiązań.
Widzenie siebie w roli jedynych prawdziwych Polaków i patriotów to pierwszy krok do próby wprowadzenia jednej oficjalnej ideologii państwowej, co stanowi jeden z elementów rządów autorytarnych. W Polsce rządzonej przez ludzi o takich przekonaniach wszyscy inaczej myślący byliby obywatelami drugiej kategorii, nic więc dziwnego, że wypowiadane są bardzo dosadne słowa przeciwko takim poglądom. Niestety jednak ten sposób walki z tą ideologią jest mało skuteczny, a właściwie podsyca jeszcze wrogie nastroje, pogłębia konflikt i utrwala polaryzację, gdyż atakowani widzą w tym sprzeciwie dowód, że ich postawa jest słuszna.
Wydaje mi się, że należy dążyć do starannego oddzielenia ideologii i postaw, które z niej wynikają, od ludzi, którzy się z nią utożsamiają. Tę ideologię podziału na „prawych” i wszystkich pozostałych należy zwalczać, gdyż kłóci się ona z zasadami demokracji, natomiast jej zwolennicy nie zasługują na szyderstwa ani na obelgi, lecz na głębokie współczucie. Te skrajne postawy części społeczeństwa będzie można przezwyciężyć tylko wtedy, gdy zdobędziemy się na wielkoduszność, zrozumienie i cierpliwe wyciąganie bratniej dłoni, zapraszającej do udziału w zgodnym budowaniu domu wspólnego dla wszystkich Polaków i stałych mieszkańców Polski, to zaś wynikać winno z konsekwentnego stosowania zasad chrześcijaństwa. Powoływanie się bowiem przez tych „prawdziwych” na „wartości chrześcijańskie” jest nadużyciem i całkowitym nieporozumieniem. Przekonania takie są bowiem sprzeczne z najbardziej elementarnymi zasadami nauki Chrystusa, w której nad prawem i sprawiedliwością góruje i górować musi miłosierdzie i przebaczenie.
I w tym miejscu czas na to drugie spojrzenie na historię naszego narodu. Paradoksalnie, wierzę, że kluczem do jej właściwego odczytania jest właśnie Boże miłosierdzie. Bóg bowiem „pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje” (1 List św. Piotra 5,5). Aby więc mógł okazać Polsce i Polakom szczególną łaskę, musiał najpierw uporać się z naszą pychą. Inaczej mówiąc, nasza pycha i duma narodowa, która nie pozwala widzieć ani rozważać własnych win i wad, była i jest największą przeszkodą w otrzymywaniu Bożych błogosławieństw. Te traumatyczne wydarzenia naszej historii, nacechowane potwornymi cierpieniami, w sposób nader bolesny systematycznie przygotowywały nas do tego, abyśmy byli w stanie przyjąć szczególne Boże dary i wypełnić jako naród wyjątkową misję.
Przez te bolesne wydarzenia historyczne nasz kochający niebiański Ojciec systematycznie kształtował charakter naszego narodu, usuwając stopniowo elementy hardości i buntu, a rozwijając pokorę i łagodność. W trakcie ostatnich 70 lat ten charakter narodu znacznie się zmienił. Przedtem postawy „jedynie słuszne” przeważały, obecnie natomiast, dzięki Bogu, są w mniejszości i następuje ich stopniowy zanik. Polska otrzymuje nowe serce. Bez tej Bożej „obróbki” nie byłoby prymasa tysiąclecia, nie byłoby Jana Pawła II, nie byłoby bezkrwawego obalenia komunizmu, nie byłoby licznych innych przejawów odnowy duchowej i moralnej. W Polsce międzywojennej czytanie Pisma Świętego przez zwykłych wiernych było przez Kościół zabronione. Dziś, dzięki Bogu, jest ono dostępne nieomal w każdym kiosku.
Tak więc trzeba prowadzić „politykę historyczną”: Dostrzec te pozytywne zmiany, jakie nastąpiły w naszej psychice i w naszej ojczyźnie, i wyciągnąć z nich właściwe wnioski. Ofiarom zbrodni należy się cześć, pamięć, cmentarze, pomniki i miejsca w podręcznikach szkolnych, ale nie kult ani żądza odwetu. I te procesy, które zaistniały i przebiegają, należy kontynuować. Te zmiany, które nastąpiły w znacznej mierze w sposób nieuświadomiony, powinny teraz zostać głośno określone, wyartykułowane i nazwane. I to one powinny wskazywać dalszy kierunek naszych działań. Przyjęcie postawy skruchy przed Bogiem i przyznanie się do win własnych i swojego narodu to nie wstyd ani oznaka słabości czy porażki, lecz przejaw rozsądku i zapowiedź wielkich duchowych zwycięstw.
Nasz naród wszedł w czas szczególny, w Boży „kairos”. Polska jest gotowa na przyjęcie i praktyczne wprowadzenie w czyn nauki Chrystusa. A to jest drogą do głębokiej odnowy duchowej i moralnej narodu, do niebywałego rozkwitu naszego kraju, do jego nieznanego dotąd znaczenia na arenie międzynarodowej i do prawdziwej wielkości. Bo w pokorze, życzliwości, miłosierdziu i przebaczeniu tkwi przeogromna siła. Odkryjmy ją wspólnie!
Józef Kajfosz (Kraków 3 maja 2010)
Komentarze
Komentarz 1, z dnia 04. 05. 2010.
Komentarz 2, z dnia 04. 05. 2010.
Komentarz 3, z dnia 20. 05. 2010.
Komentarz 4, z dnia 26. 05. 2010.