Józef Kajfosz: „Życie ma sens”



1

Owocne spojrzenie na siebie


Kim jestem? Skąd przychodzę? Po co istnieję? Dokąd zdążam? — Oto najbardziej podstawowe pytania ze wszystkich pytań, jakie mogą mnie dotyczyć. Nie chodzi w nich o odpowiedzi niepełne, jak podanie imienia i nazwiska, miejsca zamieszkania czy urodzenia, zawodu i tym podobnych personaliów, gdyż dane te nie wyczerpują treści postawionych pytań. Chodzi o odpowiedzi na fundamentalne zagadnienia mojego istnienia, jego początku, celu i końca. Chodzi o odpowiedzi takie, z których jednocześnie wynikałyby wnioski i wytyczne dotyczące sposobu prowadzenia życia, które nie pozostawiałyby żadnych niejasności, niedomówień i wątpliwości.

Czy stawianie takich pytań i szukanie na nie odpowiedzi jest konieczne? Czy nie wystarczy pozwolić się nieść przez potok życia, rozwiązując tylko dorywczo bieżące problemy? Wiemy przecież, że urodziliśmy się, żyjemy i umrzemy. Czy to nie wystarcza?

Zagadnienie poruszone tutaj nurtuje ludzkość od niepamiętnych czasów. Nie ulega wątpliwości, że istniejemy, chcemy więc wiedzieć, dlaczego i po co. Tym różnimy się od zwierząt, że interesują nas takie pytania i czujemy jakąś wewnętrzną potrzebę i pragnienie uzyskania na nie odpowiedzi. Mimo, że racjonaliści uporczywie przekonują nas, że musimy zadowolić się tym, co jest widzialne i oczywiste, a więc faktem urodzenia się, życia i śmierci, nasze umysły buntują się przeciwko przyjęciu tych faktów jako wyczerpujących odpowiedzi na postawione pytania. Odczuwamy głód, by wiedzieć więcej. Wewnątrz, w podświadomości, coś przekonuje nas, że to przecież nie może być wszystko. Uważamy się za koronę stworzenia i nadaliśmy sobie ambitną nazwę "homo sapiens" — człowieka rozumnego albo mądrego, lecz czy jest to nazwa uzasadniona?

Przypuśćmy, że spotykamy kogoś w pociągu i nawiązujemy z nim rozmowę. Pytamy go kim jest — nie wie. Pytamy skąd jedzie — nie wie. Pytamy dokąd i po co się udaje — nie wie. Czy będziemy go uważać za człowieka mądrego? Przypuśćmy, że nawiąże z nami kontakty jakaś cywilizacja kosmiczna, o czym ludzie dawno marzą, i ta sytuacja z pociągu dokładnie się powtórzy. Nie będziemy zdolni powiedzieć naszym rozmówcom kim jesteśmy, skąd przychodzimy ani dokąd i po co się udajemy. Czyż nie narazi nas to na kompromitację i lekceważenie?

Nie są to bynajmniej problemy teoretyczne, akademickie, oderwane od praktycznego życia. Przecież od tego, kim się jest i do czego się zmierza, uzależnione jest zachowanie, postępowanie i podejmowanie działania. Jeśli nie znamy odpowiedzi na te podstawowe pytania, to skąd mamy wiedzieć, co powinniśmy robić? Jeśli nie znamy celu swego życia, to któż określi, jak mamy żyć? Te fundamentalne pytania, dotyczące naszego bytu i jego sensu, są więc pytaniami jak najbardziej praktycznymi. Od odpowiedzi na nie zależeć powinien każdy nasz czyn, każde podejmowane działanie, każdy dzień naszego życia. Nasza tragedia polega właśnie na tym, że nie znając celu życia, nie znamy właściwego sposobu życia. Skutki tego stanu rzeczy obserwujemy wokół siebie. Ludzie w sposób całkowicie dowolny, wzajemnie sprzeczny określają swe indywidualne cele i dążą do ich realizacji subiektywnie obranymi sposobami i środkami, albo też żyją bez celu, zaspokajając tylko doraźnie swoje bieżące potrzeby. Wynikiem tego subiektywizmu jest ciągłe zderzanie się sprzecznych interesów, zarówno indywidualnych jak i grupowych, czyli najróżniejsze spory, konflikty, walki i wojny. W rezultacie jako gatunek drepczemy w kółko w chaosie i zamieszaniu, a w miarę postępu w naszym opanowywaniu sił przyrody konflikty nasze stają się coraz bardziej groźne i prowadzą nas nawet w kierunku realnego widma samozagłady. Uświadamiając to sobie bijemy na alarm i jesteśmy zgodni co do tego, że trzeba jakoś inaczej, ale nie znając wspólnych celów, nie potrafimy osiągnąć zgodności w działaniu. Rozwój ludzkości, jeśli można tak to nazwać, jest na skutek tego ruchem po jakiejś wypadkowej, przez nikogo nie kontrolowanym i niemożliwym do przewidzenia.

Wszystko to jest praktycznym następstwem tego, że nie posiadamy świadomości sensu i celu naszego życia. Suniemy ławą w jakimś nieznanym kierunku i choć raz po raz rozlegają się głosy ostrzegawcze, nie jesteśmy w stanie tego ruchu zatrzymać.

Jaką postawę w obliczu tej rzeczywistości zajmuje człowiek jako jednostka? Nawet nie znając odpowiedzi na pytania dotyczące sensu i celu naszego życia, nie możemy przecież nic nie robić. A więc coś robimy i jakoś żyjemy. Stawiamy przed sobą jakieś cele i dążymy do ich realizacji. Jakie są to cele i na podstawie czego je obieramy? Spróbujmy scharakteryzować krótko treść swojego życia. Chyba wszyscy zgodzimy się z tym, że pragniemy być szczęśliwymi. Chcemy, aby było nam dobrze, a jeśli nie udaje nam się osiągnąć, by było nam całkiem dobrze, dążymy przynajmniej ,do tego, by było nam lepiej.

"W szczęściu wszystkiego są wszystkich cele" — powiedział nasz wieszcz, a popularne powiedzenie mówi, że każdy jest kowalem swojego własnego szczęścia. Próbujemy więc na różne sposoby wykuwać to szczęście, dopiąć tego, byśmy mieli się dobrze.

Jakie są popularne wyobrażenia o naszym szczęściu? Jakie warunki muszą być spełnione, byśmy czuli się szczęśliwi? Zazwyczaj szczęście i dobre powodzenie kojarzy nam się z trzema pojęciami, z trzema warunkami względnie aspektami. Rozważmy je kolejno.

Po pierwsze, pod pojęciem szczęścia rozumiemy doznawanie przyjemnych wrażeń, zażywanie przyjemności. Już dziecko rozpoznaje przyjemności i poszukuje ich. Przyjemnością jest pieszczota matki, zjedzenie czekolady czy porcji lodów, jazda na huśtawce albo karuzeli, pójście do zoo lub na wycieczkę i wiele innych. Także ludzie dorośli poszukują przyjemności w najróżniejszej postaci, jak jedzenie i picie, różne używki, turystyka, podróże, słuchanie muzyki, czytanie książek, imprezy towarzyskie, kulturalne, artystyczne, sportowe, oddawanie się różnym pasjom i uprawianie różnych hobby, i wiele innych.

Po drugie, pojęcie szczęścia i dobrego powodzenia kojarzy nam się często z posiadaniem różnych rzeczy. Za szczęśliwych uważamy tych, którzy mają pieniądze i mogą sobie pozwolić na nabycie tego, co zechcą. Aby więc mieć się dobrze, dążymy do posiadania pieniędzy, efektownej odzieży, futer, samochodów, domów i ich wyposażenia, a także atrakcyjnych towarzyszy życia, ciekawych i wpływowych przyjaciół, stosunków i kontaktów z ludźmi na wysokim szczeblu i tym podobnych rzeczy.

I po trzecie, za szczęśliwych uważamy tych, którzy coś w życiu osiągnęli, wybili się ponad przeciętność, stali się popularni i sławni. Podziwiamy więc i uwielbiamy wysokie osobistości życia politycznego i społecznego, wybitnych naukowców, artystów, poetów, pisarzy, piosenkarzy, gwiazdorów i gwiazdy filmu i telewizji, rekordzistów sportowych i im podobnych. Uważamy, że im się powiodło; zazdrościmy im i dążymy do tytułów naukowych, pochwał, nagród, medali, odznaczeń, zaszczytów, podziwu, popularności i sławy, lub przynajmniej o nich marzymy.

Zażywanie przyjemności, zdobywanie korzyści, gonitwa za sukcesami — oto trzy sposoby, jakich używamy z reguły w swoim dążeniu do szczęścia. Ale czy są to sposoby właściwe? Czy prowadzą one do celu, to znaczy, czy osiągamy tą drogą szczęście? Odpowiedź na to pytanie jest niezmiernie istotna, gdyby bowiem okazało się, że na tej drodze szczęścia osiągnąć nie można, to na cóż byłaby gonitwa za tymi rzeczami, na cóż niezliczone wysiłki i trudy? Otóż wbrew wszelkim pozorom i powszechnym mniemaniom, zakreślona przez nas droga przyjemności, korzyści i osiągnięć do szczęścia nie prowadzi. Dla wielu ludzi stwierdzenie to jest całkiem oczywiste, ale dla tych, którzy mają co do tego wątpliwości, postaramy się je pokrótce uzasadnić.

Przede wszystkim, rozpoczynając gonitwę za przyjemnością, korzyścią czy sukcesem wcale nie mamy pewności, czy zamierzone cele osiągniemy. Nie wszyscy przecież dochodzą do dobrobytu, zamożności czy sławy. Droga do tych celów usiana jest tłumami rozbitków, którym się nie powiodło, którzy wysilali się daremnie i zamierzonych celów nie osiągnęli. Przez całe życie, być może, upragnione "szczęście" wydawało się być tuż, tuż, dopingując do wysiłków, które jednak nigdy nie zostały uwieńczone powodzeniem. Ale to jeszcze nie wszystko i wcale jeszcze nie to najważniejsze. Istota sprawy polega na tym, że nawet osiągając dobrobyt, zamożność czy sławę nie osiąga się szczęścia. Zażycie przyjemności, osiągnięcie korzyści czy dogodzenia ambicji daje bowiem tylko chwilowe zadowolenie, chwilową satysfakcję. Tragicznemu złudzeniu ulegają ci, którzy w gonitwie za jakimś celem przekonani są, że jego osiągnięcie ich uszczęśliwi. Mogą potwierdzić to ci, którzy osiągnęli coś i przekonali się, że po krótkim czasie zadowolenie mija i o szczęściu nie może być mowy.

Pewna sieć telewizyjna przeprowadziła wśród widzów ankietę. Należało odpowiedzieć na dwa pytania: 1) Czy jesteś szczęśliwy? 2) Dlaczego? Wyniki ankiety były pouczające. Przede wszystkim, z pośród dużej liczby ankietowanych za "szczęśliwych" uważało się tylko kilka osób. Ponadto, wielu z "nie szczęśliwych" podało takie przyczyny braku szczęścia jak: brak mieszkania, brak samochodu, brak pieniędzy, brak osiągnięć zawodowych, brak powodzenia w miłości itd. Znamienne jednak, że nie było ani jednego "szczęśliwego", który by za powód swego szczęścia podał posiadanie mieszkania, samochodu, pieniędzy, osiągnięć zawodowych, powodzenia w miłości lub czegoś podobnego. Okazuje się więc, że złudzeniem jest wiązanie braku poczucia szczęścia z brakiem różnych przedmiotów lub osiągnięć. Złudzenie to powoduje, że wiele ludzi przez długi czas, a często przez całe życie dąży do szczęścia na drodze, na której jest ono nieosiągalne. Ciągle żyją złudzeniem, że gdy osiągną to czy tamto, staną się szczęśliwi.

Najlepszym dowodem tego, że na tej drodze nie osiąga się szczęścia, są ludzie u szczytu dobrobytu, bogactwa i sławy, którzy mogą sobie pozwolić absolutnie na wszystko, którzy zażyli już wszelkich przyjemności, mogą nabyć, co tylko zechcą i których zna cały świat. Należą do nich przede wszystkim różne gwiazdy ekranu, bożyszcza tłumów. Praktyka wskazuje na to, że są to ludzie najnieszczęśliwsi, częstotliwość samobójstw wśród nich jest wyjątkowo wysoka. Dlaczego? Dlatego, że nie mają się już czym łudzić, że nie mają już niczego, z czym mogliby jeszcze wiązać nadzieję na szczęście, skoro spróbowali już wszystkiego. Zdobyli już wszystko, lecz nie zdobyli szczęścia. Pogrąża ich to w całkowitej apatii i beznadziejności.

Doświadczenie tych ludzi świadczy o tym, że istniejącego w każdym człowieku pragnienia szczęścia nie mogą zaspokoić żadne wrażenia zmysłowe, żadne bodźce, działające z zewnątrz na nasze zmysły. Próby zaspokojenia największych pragnień istoty ludzkiej na tej drodze, choć tak powszechne, są całkowicie bezskuteczne. W każdym człowieku istnieje jakieś nieokreślone pragnienie, nieokreślony głód, nieokreślona tęsknota, domagające się zaspokojenia, lecz okazuje się, że żadne bodźce zewnętrzne pragnienia tego, głodu i tęsknoty zaspokoić nie mogą. Człowiek w swej pomysłowości stosuje coraz to bardziej wyrafinowane sposoby i bodźce, jak mocne wrażenia seksualne, narkotyki, szarpiące nerwy widowiska, seanse okultystyczne, hałaśliwa muzyka i wiele innych, lecz wszystko to okazuje się być całkowicie bezskuteczne.

O czym to świadczy? O tym, że to pragnienie, ten głód, ta tęsknota dotyczą czegoś zupełnie innego niż bodźce zmysłowe i zaspokojone mogą być tylko przez strawę zupełnie innego rodzaju i gatunku. Właściciel samochodu "karmi" swojego konia mechanicznego etyliną lub olejem napędowym, ale właściciel dorożki nie może prawdziwego konia karmić w ten sam sposób, Nawet etylina czy olej najlepszej jakości i w dużej ilości nie zaspokoi jego głodu. Nie pomoże zwiększanie liczby oktanowej czy ilości przedkładanej koniowi etyliny. Będzie on stale smutny, głodny i chudnący, dopóki gospodarz nie da mu zupełnie czegoś innego, dopóki nie położy przed nim siana i owsa. Dopiero teraz jest on w swoim żywiole, dopiero teraz jest zadowolony i szczęśliwy, dopiero teraz naprawdę się syci i nabywa siły. Jak mógł kto przypuszczać, że zaspokoi go i zadowoli ten wstrętny, obrzydliwie cuchnący płyn, na sam widok którego robi mu się niedobrze?

Podobnie jest z człowiekiem. Czy niezliczoną ilość razy nie przeklinaliśmy z głębi duszy tych podłych "przyjemności", wprowadzających tylko w zamęt, bóle głowy, różne schorzenia i ujemne skutki, a nie dających żadnego trwałego zadowolenia i sytości? Czy nie okazują się one nędznymi namiastkami, przy pomocy których zdołamy tylko chwilowo oszukać nasz głód? Czyż nieraz po dużej dawce tego, co miało nas rozerwać, zadowolić, uszczęśliwić nie czujemy się nędzni, rozbici, próżni i oszukani? Czy mnóstwo naszych zajęć nie jest tylko próbami chwilowej ucieczki od rzeczywistości do świata zapomnienia, złudzeń i miraży, z których powrót wprawia nas z powrotem w przygnębienie?

Być może, że nie wszyscy czują się rzeczywistością tak przygnębieni. Wielu swą aktywnością różnego rodzaju próbuje tłumić i łagodzić swą wewnętrzną tęsknotę i głód. Unikają oni celowo wszystkiego, co mogłoby je ożywić. Nieraz dochodzą one do głosu w samotności i ciszy i dlatego ludzie tacy panicznie boją się samotności i unikają ciszy. Wolą błąkać się bez celu ulicami w tłumie lub bez przerwy stwarzać wokół siebie hałas, aby tylko nie odczuwać tej wewnętrznej, niezrozumiałej tęsknoty. Czasem odzywa się ona w jakimś motywie muzycznym, czasem wśród murów świątyni, czasem wybucha w formie niepohamowanego płaczu, nie mającego żadnej widocznej przyczyny. Coś wewnątrz nas krzyczy i tęskni. Są tacy, którzy śmieją się z tego, uważają to za zniewieściałość i marzycielstwo, którym nie należy się poddawać. Twierdzą, że należy być realistą, trzymać się tego, co widzialne, i nie zaprzątać sobie głowy czymś nieuchwytnym.

Ale właśnie realizm zmusza nas do poważnego traktowania tego, co dzieje się w nas. Ten wewnętrzny głos, ta tęsknota, ten głód świadczy bowiem o czymś bardzo istotnym. Jest to uczucie, które ciągnie nas do góry, odrywa nas od ziemi, od materii, od rzeczy widzialnych, ku czemuś wyższemu, szlachetniejszemu, wznioślejszemu, a zarazem ku czemuś solidniejszemu i trwalszemu. Tęsknota ta świadczy o tym, iż w osobowości człowieka znajduje się coś, co jest wyższe, szlachetniejsze i wznioślejsze, skoro ma takie potrzeby i odczuwa głód takich rzeczy.

Nie jest więc oznaką słabości poddawanie się temu uczuciu i analizowanie go. Wręcz przeciwnie! Tłumienie tego uczucia i skupianie się na materii i bodźcach zmysłowych jest degradacją, jest świadectwem ubóstwa i prymitywizmu. Ludzie, którzy to robią, są krótkowzroczni i ograniczeni, przypominający kury, zadowolone z ciasnego podwórka. Jeśli bodźce zmysłowe i to, co daje ci materia, pozostawia w tobie niedosyt, jeśli gdzieś wewnątrz twojej istoty czujesz pragnienie i tęsknotę czegoś doskonalszego i wartościowszego, to wiedz, że odzywa się w tobie natura orła, zdegustowanego dreptaniem po podwórku w błocie i pyle, spragnionego rozwinięcia skrzydeł do lotów w przestworzach. Fakt, że nie uszczęśliwiają nas rzeczy materialne i bodźce zmysłowe, i że tęsknimy do czegoś jakościowo wyższego i wznioślejszego, świadczy o tym, że w swej istocie nie jesteśmy produktami samej materii i nie przynależymy wyłącznie do materii, że materia nie jest naszym żywiołem.

Ale i ci, którzy są przekonani, że bodźce zmysłowe związane z różnymi przyjemnościami, zdobywanie korzyści i dogadzanie ambicjom stanowi dla nich wystarczające źródło siły życiowej, uświadomić sobie muszą, że zbliża się nieuchronnie chwila, w której absolutnie wszystkie walory materialne i bodźce pochodzenia materialnego okażą się całkowicie pozbawione wszelkiej wartości. Życie w sensie materialnym, biologicznym kończy się, jak wiadomo, śmiercią. W obliczu śmierci wszystko bez wyjątku, co związane jest z przyjemnościami, korzyściami i sukcesami, traci absolutnie wszelką wartość i znaczenie; wszystko to są rzeczy nietrwałe, chwilowe, z góry przeznaczone na unicestwienie. Jeśli więc związałeś swoje cele z materią, skazałeś się z góry na zagładę i śmierć i rezygnujesz z wszelkich wyższych aspiracji. Zostaje ci wtedy tylko tak zwana "wielka niewiadoma", niepewność, bezradność i bezsilność.

Jeśli jednak twoja wewnętrzna tęsknota, twój wewnętrzny głód przekonują cię o tym, że nie jesteś przeznaczoną na śmierć materią, to pytania dotyczące twojego pochodzenia, sensu życia i jego celu pojawiają się w nowym świetle. Jeśli istnieje coś poza materią, jeśli istnieje wyższe życie i jeśli odkrywamy w sobie jego ślady w postaci wzniosłych pragnień i tęsknoty, to czas skończyć z bezsensowną bieganiną, czas ruszyć na jego poszukiwania, czas skierować całą uwagę do góry, w stronę nieba, gdyż nie może być dla nas nic ważniejszego od rozwiązania tego zagadnienia.

"Zatrzymaj się na chwilę nad tym, co w sercu kryjesz,
Zatrzymaj się na chwilę i pomyśl, po co żyjesz!"

W świetle tego, co powiedzieliśmy, słowa tej piosenki stają się niezwykle ważne i aktualne. Nie chcemy żyć dłużej w niepewności, nie chcemy tylko tęsknić i wzdychać ani też oszukiwać siebie namiastkami. Ruszamy na poszukiwanie prawdy o naszym pochodzeniu oraz o sensie i celu naszego życia.