Jako Kościół Jezusa Chrystusa nie jesteśmy organizacją ani instytucją z tego świata. Żyjemy na świecie, ale raczej jako obca enklawa, gdyż prawa, rządzące tym duchowym organizmem, są zupełnie różne od praw ziemskich. Nasza Głowa rezyduje w niebie, nasz kodeks — Pismo Święte — uczy nas zasad nieba, a ożywia nas moc z wysokości. [117] Jezus Chrystus przestrzegał nas przed stosowaniem w stosunkach w Kościele metod z tego świata. [118] Jednakże w praktyce bardzo trudno jest nam ustrzec się przed wprowadzaniem do Kościoła zasad i norm świeckich. Ponieważ nasze duchowe przeobrażenie na wzór Chrystusa z reguły nie jest zupełne i w naszych postawach utrzymuje się wiele elementów starego życia „w ciele”, zostaje nimi w jakimś stopniu skażony także Kościół, co wpływa ujemnie zarówno na jego życie wewnętrzne, jak i na jego wizerunek w otoczeniu.
Z pewnością nie rozwiązuje tego problemu uporczywe utrzymywanie, że Kościół jest doskonały i wszystko jest w nim nienaganne. Mamy za sobą długą historię chrześcijaństwa, bogatą w różne powszechnie znane wydarzenia, takie jak intrygi, spory, podziały, skandale moralne, a nawet przymus, egzekucje, wojny, zbrodnie, które w sposób oczywisty wykluczają tezę o doskonałości Kościoła. Dlatego też w kwestiach oceny naszych działań przeszłych i obecnych wskazana jest rzetelność, obiektywizm i pokora. Nie za wszystko odpowiadamy, gdyż dzisiejszy Kościół jest taki, jaki zastaliśmy, ukształtowany w trakcie wielu pokoleń bez naszego wpływu, jednak jeszcze gorszą opcją byłoby twierdzenie, że owszem, w przeszłości działo się źle, ale teraz jest już wszystko dobrze. Nasze ludzkie działania zawsze będą niedoskonałe, obarczone błędami, dalekie od ideału.
Na szczęście Jezus nie miał nigdy złudzeń co do naszych ludzkich walorów. Nowy Testament rysuje nam sylwetki uczniów i apostołów bardzo realistyczne, pozbawione aureoli, pełne autentyzmu. Zgodnie z Pismem Świętym nasze słabości przyczyniają się do Bożej chwały. Jest jednak wymóg, którego nie da się w żaden sposób obejść. Trzeba wam się powtórnie narodzić [119] — powiedział Jezus do ówczesnego przywódcy religijnego. Bo dopiero człowiek narodzony z wody i z Ducha posiada duchową orientację i potencjał, które umożliwiają mu działanie według duchowych zasad królestwa Bożego.
Praktyka jednak dowodzi, że ani ten wymóg nie zawsze jest spełniony. W Kościele niestety działali i działają także ludzie „cieleśni”, nie prowadzeni przez Ducha, a ich działania pozostawiają różne ślady w postaci struktur niezgodnych z Bożą dokumentacją. Budowla Kościoła, wznoszona nie tylko ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, lecz także z drzewa, z trawy lub ze słomy, [120] nie spełnia należycie swoich funkcji i jest wypaczeniem Bożego wzorca. Występują wtedy w Kościele elementy pochodzenia ludzkiego i pojawiają się zasady i cechy „z tego świata”. W podobnej sytuacji starotestamentowej Pan Bóg w następujący wymowny sposób skomentował to zjawisko: Bo podwójne zło popełnił mój naród: opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie c ysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody. [121]
Środkami pochodzenia ludzkiego zbudować można wiele rzeczy, nawet bardzo imponujących i okazałych, ale mają one cechy ziemskie i muszą także być utrzymywane i bronione metodami ziemskimi. Wysoka jakość duchowa i moralna życia pochodzenia niebiańskiego zostaje utracona. Jeśli takie cechy w budowli Kościoła się mnożą, mogą z czasem całkiem wypaczyć jego postać. Pojawiają się cechy właściwe dla odstępstwa. Miało to miejsce niejednokrotnie w Starym Testamencie i wtedy „chwała Pańska” opuszczała świątynię. Także Nowy Testament zawiera niedwuznaczne zapowiedzi odstępstwa w Kościele. [122]
Tak więc w świetle Pisma Świętego wszelkie ciemne strony w chrześcijaństwie nie są niczym katastrofalnym, czego trzeba by się wstydzić, czemu należałoby zaprzeczać lub co należałoby tuszować albo ukrywać. Są one po prostu rezultatem działań ludzi, którzy nie stanęli na wysokości zadania i zamiast ze złota, srebra i drogich kamieni budowali z drzewa, trawy i słomy. To pierwsze jest symbolem wartości niezniszczalnych, duchowych, pochodzenia niebiańskiego, natomiast to drugie symbolizuje nietrwałe dzieła ludzkiej cielesności, posiadające cechy „z tego świata”.
— Ale gdzie jest w takim razie doskonały Kościół? — Z pewnością nie można utożsamiać z nim żadnej instytucji ani organizacji wyznaniowej. Jest nim natomiast organizm, składający się z wszystkich tych, którzy należą do Chrystusa i podążają wytyczoną przez Niego drogą, niezależnie od tego, do jakiej przynależą instytucji lub organizacji. Wszyscy oni zespoleni są z sobą przez mocną więź duchowej tożsamości, daleko silniejszą niż zgodność wyznawanych poglądów, przestrzeganych praktyk czy zachowywanej tradycji. Organizm ten jest niewidzialny w tym sensie, że nie można wskazać, gdzie jest, a gdzie go nie ma, gdyż jedynie jego Pan potrafi bezbłędnie określić, kto z ludzi jest Jego własnością. [123]
Jednak ten nieunikniony element ludzki, nadający widzialnym instytucjom kościelnym ich niedoskonałą postać, nie jest w stanie zniszczyć Kościoła, gdyż to nie ludzie, lecz jego Głowa — Jezus Chrystus jest jego budowniczym i gwarantem jego trwałości. To nie ludzie, lecz Duch Święty sprawuje w nim władzę. Bardzo wymownym i pouczającym przykładem tego jest siedem listów do siedmiu Kościołów w 2. i 3. rozdziale Apokalipsy św. Jana. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij! Jeśli zaś nie — przyjdę do ciebie i ruszę świecznik twój z jego miejsca, jeśli się nie nawrócisz. [124]
Tak więc czynnik ludzki jest często źródłem wypaczeń i odstępstwa, podczas gdy czynnik Boski prowadzi zawsze do odnowy. Proces ten można śledzić podczas całej historii chrześcijaństwa. Wielokrotnie widzialne instytucje kościelne pogrążały się w odstępstwie, wielokrotnie też Duch Święty wzywał do opamiętania się. Jeśli ludzie dali temu wezwaniu posłuch, następowała odnowa. Jeśli się na głos Boży zamykali, Duch Święty poprzez wydarzenia historyczne bądź „ruszał ich świecznik z jego miejsca”, bądź też dane środowisko pogrążało się w duchowej stagnacji i martwocie.
I tak jest aż po dzień dzisiejszy. Działając w swoich ludzkich zapędach, często psujemy i niszczymy dzieło Boże. Wsłuchując się natomiast uważnie w to, co mówi Duch do Kościołów, i postępując w myśl Jego wskazań, stajemy się narzędziami Ducha Świętego w prowadzonym przez Niego dziele odnowy. Są miejsca, gdzie panuje odstępstwo, i są miejsca, gdzie przebiega wspaniały proces odnowy. Ani jedno, ani drugie nie pokrywa się z kryteriami przynależności wyznaniowej, lecz uzależnione jest od postawy ludzkich serc.
— Jaka więc postawa zagwarantuje nam, że będziemy w tych procesach po właściwej stronie i na właściwym miejscu? — Niewątpliwie postawa wrażliwości na to, co mówi Duch do Kościołów. A On mówi: pierwsze czyny podejmij. Pierwsze, czyli takie jak na początku. A początkowe cechy i postać Kościoła przedstawia nam Pismo Święte. Istotą wszelkich ludzkich zniekształceń czyli istotą wszelkiego odstępstwa jest odejście od Bożych wzorców i wskazówek, zawartych w Piśmie Świętym. Istotą wszelkich właściwych działań w ramach odnowy jest powrót do Bożych wzorców i wskazówek, zawartych w Piśmie Świętym. Wracając na fundament Pisma Świętego, współdziałamy w dziele odnowy. Porzucając fundament Pisma Świętego, uczestniczymy w procesie odstępstwa.
W jakim stanie zastaliśmy instytucje i organizacje chrześcijańskie — każdy widzi. Różnorodne, podzielone wewnątrz i zewnątrz, a nawet zwaśnione. Zawierające wiele cennych, zacnych dóbr duchowych, ale też wiele różnych problemów i bolączek. Te dobra duchowe pochodzą z właściwego zrozumienia Bożych prawd, zawartych w Jego Słowie, natomiast te problemy i bolączki mają swoje źródło w naszych ludzkich działaniach i ich owocach, nie do końca zgodnych z Bożym modelem Kościoła. Pan Jezus niejednokrotnie podkreślał, że Bóg akceptuje tylko to, co ma swoje źródło w Nim, a oddawanie Mu czci na sposób ludzki jest daremne i próżne. [125] Na przeszłość nie mamy wpływu. Mamy jednak wpływ na teraźniejszość i przyszłość. Odpowiemy za to, w jakim stanie instytucje i organizacje chrześcijańskie pozostawiliśmy. Przez nasze działania możemy bądź pogrążyć je w jeszcze większym odstępstwie, bądź też przyczynić się znacząco do ich odnowy.
— W jaki sposób dochodzi do tych ludzkich zniekształceń i co należy robić, aby ich uniknąć? — Biorą się one stąd, że nasze poznanie i zrozumienie Bożej woli, czyli także treści Pisma Świętego, jest cząstkowe, niepełne. [126] Mając to na uwadze, moglibyśmy w pokorze i z wzajemnym szacunkiem, cierpliwie i beznamiętnie poszukiwać Bożej prawdy, ucząc się od siebie wzajemnie, pomagając sobie i uzupełniając się, a przez to robić postępy i wzrastać w jej poznawaniu. Zamiast tego jednak postępujemy często inaczej. Absolutyzujemy swoje cząstkowe zrozumienie, uważamy je za niepodważalną prawdę i upieramy się, że tak i tylko tak należy rozumieć Słowo Boże. Co gorsza, te nasze cząstkowe przekonania urastają z czasem w naszych umysłach do roli nienaruszalnych, obowiązujących pewników. Kierujemy się nimi i przesłaniają nam one treść Pisma Świętego, stanowiąc swoistą, świadomą lub podświadomą tradycję. Taki subiektywny lub nawet grupowy partykularyzm może osiągnąć takie rozmiary, że nie pozwala Bogu na żadną korektę czy rewizję w życiu Kościoła lub pojedynczych ludzi.
Rzecz oczywista, że te cząstkowe prawdy i oparte na nich praktyki, będące dorobkiem różnych wyznań, różnią się w wielu szczegółach, co w atmosferze konfesyjnej zarozumiałości prowadziło i prowadzi do wzajemnej rywalizacji, sporów, oskarżeń o błędy i herezje oraz do wzajemnej niechęci i wrogości. Zajmujący taką postawę nie dopuszczają nawet myśli, że mogą w czymś się mylić, są zamknięci na wszelką teologiczną i światopoglądową ewolucję. Odsądzają od czci i wiary wierzących innych wyznań, nie szanują ich, nie próbują ich kochać ani zrozumieć, myślą fanatycznie, w innych wierzących nie dostrzegają żadnego dobra ani Bożej łaski. Inny to wróg, a ekumenizm to zwiedzenie. Zajmując taką postawę znaczną część naszych działań poświęcamy wtedy wzajemnemu zwalczaniu się, ku przeogromnej radości naszego prawdziwego duchowego wroga — szatana.
Postępowanie takie ma jednak jeszcze inny zgubny skutek. Zgodnie z Pismem Świętym Kościół powinien wzrastać w swoim poznaniu Bożej prawdy. Z upływem czasu, z pokolenia na pokolenie, Boże życie Kościoła powinno rozwijać się i dojrzewać. Wynika to wyraźnie z wielu tekstów biblijnych, mówiących o Bożej budowli i budowaniu się oraz dorastaniu i dochodzeniu do miary wielkości według Pełni Chrystusa. [127] Jeśli jednak cząstkowe zrozumienie, jakie jest dorobkiem pewnej części Kościoła w danym czasie i na danym miejscu, zostanie uznane za ostateczne i niepodważalne, postęp w zrozumieniu Bożych prawd, a tym samym w rozwoju Kościoła, zostaje zablokowany. Ponieważ jednak Duch Święty nie może i nie zechce zrezygnować z prowadzenia Kościoła do jego postaci docelowej, dochodzi wtedy do napięć i tarć, a w końcu także do rozłamów.
Inny jeszcze aspekt tej sprawy jest taki, że świat zmienia się w bardzo szybkim tempie i jeśli Kościół pod działaniem Ducha Świętego nie doznaje koniecznych przemian, by móc stawiać czoła nowym wyzwaniom, staje się nieadekwatny i pustoszeje. Ludzkimi środkami problemu tego nie da się rozwiązać, gdyż jego rozwiązanie wymaga mądrości i mocy Bożej.
Jako osoby, sprawujące w Kościele funkcje przywódcze, podlegamy Chrystusowi jako swojej Głowie i powinniśmy działać zawsze w interesie organizmu Kościoła. Natomiast jako osoby w przywództwie organizacji czy instytucji wyznaniowej Kościoła jesteśmy często w pokuszeniu działania zamiast tego w interesie danej instytucji. Musimy wtedy bronić nie tylko cennych duchowych dóbr, lecz także wątpliwej wartości ludzkich ustaleń i zbudowanych w oparciu o nie niewydolnych struktur. Może się przy tym zdarzyć, że zamiast współdziałać z Duchem Świętym w dziele odnowy, wbrew własnym intencjom utrwalamy lub nawet pogłębiamy odstępstwo.
Nie chodzi bowiem tylko o rażące przejawy nietolerancji i uprawianie wzajemnej wrogości. W pewnych granicach dostrzegamy konieczność zmian i jesteśmy na nie gotowi. Nieraz jednak zdarza się, że nasze postawy uznajemy już za odnowione i całkiem poprawne, a mimo to niebo nad nami jest nadal jakby zamknięte. Ewangelia nie ma siły przebicia i jej wpływ na społeczeństwo nie wzrasta lub nawet maleje. Jest to dowodem, że odnowa nie sięgnęła jeszcze wystarczająco głęboko, że zapewne konieczna jest jeszcze bardziej gruntowna metanoia — pokuta albo opamiętanie, a dosłownie zmiana myśli. Bardzo możliwe, że ta zmiana myśli będzie musiała objąć także pewne obszary, uznawane przez nas za niezbywalną część naszej światopoglądowej tożsamości. Bardzo możliwe, że w interesie upragnionego duchowego przełomu będziemy zmuszeni poddać dogłębnej weryfikacji także i to, co dotychczas uchodziło za niepodważalne.
Wpływ środowiska, w którym kształtuje się nasza tożsamość, jest przemożny. Wiele rzeczy przyjmujemy za pewniki i nigdy nie sprawdzamy ich biblijnej zasadności. Bezkrytycznie utożsamiamy swoje zwyczaje i praktyki z biblijną prawdą. Nie dostrzegamy żadnej rozbieżności między jednym a drugim. Wezwanie do wnikliwego odróżniania biblijnej prawdy od „prawdy” konfesyjnej jawi się nam jako coś całkiem niepojętego. Owszem, widzimy takie rozbieżności, ale wyłącznie u innych, prawie nigdy zaś u siebie. Dlatego naszą własną postawę skłonni jesteśmy uważać za wzorcową, toteż czujemy się uprawnieni do oceny wszystkich i wszystkiego przy pomocy tego własnego wzorca.
Taka postawa konfesyjnej pewności siebie może być symptomem głębokiego odstępstwa i skutecznie „zabezpieczać” przed znaczącymi postępami w procesie odnowy. Bardzo możliwe, że Głowa Kościoła tak oceniłaby taką postawę: Ty bowiem mówisz: „Jestem bogaty” i „wzbogaciłem się”, i „niczego mi nie potrzeba”, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi. [128]
Wyrwanie się z tego konfesyjnego zasklepienia i nowe, wnikliwe, całościowe spojrzenie na duchową rzeczywistość, zakwestionowanie nienaruszalnych pewników i narażenie się na nieprzewidywalne ryzyka zmian jest niewyobrażalnie trudne. Wymaga ogromnego wysiłku, żelaznej determinacji i odwagi. Podejmujący się takiego zadania to pionierzy, bohaterowie wiary, narzędzia szczególnie cenne w rękach Bożych. To przy pomocy takich narzędzi Bóg wyrywa swój lud z zapaści odstępstwa i prowadzi na nowe, zielone niwy i soczyste pastwiska.
Procesy takiej odnowy przebiegają w Kościele już od stuleci. Następuje ponowne odkrywanie jakby zapomnianych ewangelicznych prawd i wdrażanie ich w życie Kościoła. Różne balasty, w które mają skłonność obrastać z biegiem czasu instytucje kościelne, są rozpoznawane i eliminowane. Są to procesy żmudne i długotrwałe, połączone z wieloma kontrowersjami, jednak Kościół jako całość ma już za sobą spory kawał tej drogi.
Największy mój podziw budzi postęp, jaki dokonał się na tym polu w Kościele Rzymsko-Katolickim. Chylę czoła przed pionierską, bohaterską postawą Jana XXIII, Pawła VI, Jana Pawła I i Jana Pawła II. Dzięki niej odbył się Sobór Watykański II, dzięki niej zaistniał w tym Kościele ruch Odnowy w Duchu Świętym i cały szereg innych ożywczych ruchów. Dzięki niej Pismo Święte zostało bardziej rozpowszechnione i zaczęło docierać do wiernych w ich językach ojczystych, zapoczątkowując przemianę ich życia. Dzięki niej około 90 milionów katolików zakosztowało różnorodnych dobrodziejstw Ewangelii lub nawiązało osobistą więź z Chrystusem w Duchu Świętym.
Nie mniej znaczące zmiany nastąpiły także w licznych Kościołach protestanckich: luterańskich, reformowanych, prezbiteriańskich, episkopalnych. Dzięki tym przeobrażeniom odnowa przestała być domeną wspólnot ewangelicznych, zielonoświątkowych i charyzmatycznych, a stała się lub coraz bardziej staje się wspólnym dobrem całego Kościoła.
Procesy te nie są jednak zakończone. Koniecznie trzeba je kontynuować. Stanowczo za wiele jest jeszcze nominalnych chrześcijan, dla których Bóg, Chrystus, Duch Święty, nowe narodzenie, synostwo Boże są nic nie znaczącymi pojęciami z nauki religii, którzy nie doznali wyzwolenia z najróżniejszych postaci zła, którzy mają pozór pobożności, lecz prowadzą życie, będące zaprzeczeniem jej mocy. Stanowczo za wiele jest także ludzi otwarcie odrzucających chrześcijaństwo, ponieważ znają tylko jego zniekształconą, niewydolną, czasem karykaturalną postać, a nigdy dotąd nie zetknęli się z autentyczną mocą Ducha Świętego i wspaniałością życia z Chrystusem.
W niektórych środowiskach zauważyć można różnorodne napięcia między entuzjastami odnowy, a stróżami tradycyjnej prawowierności. Należy docenić, a nawet podziwiać obustronne wysiłki, zmierzające do eliminacji lub łagodzenia tych napięć, pozwalające mimo trudności na zgodne współdziałanie. Aby jednak uniknąć nieporozumień lub wzajemnych oskarżeń, ważne jest rozumieć podłoże i źródło tych napięć. Bardzo obrazowo wyjaśnia to Pan Jezus w swojej przypowieści o winie i bukłakach. [129] Jest rzeczą naturalną i nieuniknioną, że fermentujące młode wino wywołuje w bukłaku ciśnienie. Stary bukłak jest za słaby i grozi jego rozerwanie. Dawne struktury wyznaniowe, skrojone przed wiekami na miarę innego rodzaju duchowości, są za mało elastyczne, aby móc służyć jako pojemniki musującego wina duchowej odnowy. Wniosek z tej ilustracji jest oczywisty. Odnowa musi objąć także bukłaki. Chwała Bogu, że liczni przywódcy mają tego świadomość i proces ten mimo oporów i trudności posuwa się naprzód.
Jako przywódcy stoimy przed poważnym dylematem. Dostrzegamy walory młodego wina — dynamizm życia prowadzonego w osobistej relacji z Duchem Świętym, lecz żal nam starych bukłaków — dostojnych, uświęconych tradycją struktur, z którymi jesteśmy mocno związani. Usiłujemy zachować jedno i drugie. W świetle tej przypowieści jest to działanie przeciwne naturze i na dłuższą metę grozi zniszczeniami. Ponieważ proces odnowy prowadzi nas z powrotem do duchowości I. wieku, niezbędny jest także powrót do prostych, prężnych struktur apostolskich Kościoła I. wieku. Duch Święty jest Panem i Ożywicielem. Nie możemy akceptować Go tylko jako Ożywiciela, lecz musimy poddać się Mu także jako Panu.
Stoimy przed wyzwaniem. Duch Święty pragnie prowadzić lud Boży do jego postaci docelowej, odzwierciedlającej charakter Chrystusa. Jest to wykonalne tylko pod warunkiem pełnego poddania się autorytetowi Słowa Bożego, a odrzucania wszelkich ludzkich dodatków. W pewnym sensie każdy przywódca staje tutaj przed dylematem lojalności. Stoi przed nami pytanie, czy będziemy wierni Bogu i Jego Słowu całkowicie, czy też tylko w granicach zwyczajów, ustaleń i struktur naszego wyznania. Nasz wybór określi treść naszych myśli, słów i czynów. Będziemy bądź utrwalać i bronić odstępstwa, bądź uczestniczyć w odnowie. Każde środowisko musi rozwiązać ten trudny problem we własnym zakresie. Pomoc z zewnątrz, pozbawiona rozpoznania i wrażliwości, może być nieskuteczna, a nawet szkodliwa. To nasza własna sprawa, z którą musimy się uporać.
— Lecz czy nie wyrządzimy przez to szkody naszemu Kościołowi? — Idąc za Chrystusem i działając w myśl Jego Słowa, dajemy swojemu Kościołowi z całą pewnością to, co najlepsze. Chcąc zadowolić ludzi, możemy stracić twarz przed Bogiem. Lepiej stracić twarz przed niektórymi ludźmi, a mieć pewność Bożej aprobaty. Nie ma dla Kościoła rzeczy lepszej niż jego odnowa do postaci zgodnej z Pismem Świętym. A odnowiony Kościół to także odnowiony naród, zwłaszcza w realiach polskich, gdzie jedno i drugie jest sobie tak bliskie.
Są w Kościele rzeczy trwałe i rzeczy nietrwałe. Kiedy odnowa robi postępy, rzeczy nietrwałe odchodzą. Także i takie, które kochamy i z których żal nam rezygnować. Nie żałujmy jednak tego, czego Bóg nie żałuje. Nie brońmy tego, czego Bóg nie broni, bo i tak nie obronimy. Tylko fanatycy bronią rzeczy bezwartościowych. Pismo Święte zapowiada, że Bóg wstrząśnie niebem i ziemią, i że zniszczeje wszystko zniszczalne, a pozostanie tylko to, co jest niewzruszone. [130]
— Ale jak rozpoznać jedno od drugiego? — Stosujmy biblijny sprawdzian: owoce. [131] Jeśli pod działaniem głoszonej Ewangelii życie ulega przemianie i pojawiają się cechy charakteru Chrystusa, jest to najlepszym sprawdzianem. Jeśli to nie następuje, coś musi być nie tak i nie można w takiej sytuacji przejść nad tym do porządku dziennego, lecz trzeba podejść do tego problemu z całą powagą i nie spocząć, dopóki nie zostanie on rozwiązany. Papież Benedykt XVI stwierdzał niejednokrotnie, że duchowni powinni być przede wszystkim specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Jeśli więc w wyniku posługi do takiego spotkania nie dochodzi i nie widać jego skutków, to należy szukać przyczyn i usuwać je.
Budowanie Kościoła w oparciu o siłę polityczną nie ma ani sensu, ani żadnych szans. Można na krótką metę ustanowić jakiś rodzaj dyktatury, ale prędzej czy później społeczeństwo odrzuci ją. Autentyczny Kościół Chrystusowy składa się z świadomych chrześcijan, którzy dobrowolnie przyjęli ewangeliczne zwiastowanie, z nieprzymuszonej woli podążają wskazaną przez nie drogą i niosą je innym ludziom, zapraszając ich do zawierzenia Chrystusowi.
— A co, jeśli nasza posługa mimo wszelkich naszych wysiłków nie
prowadzi do takich rezultatów? — W takim razie odnowę musimy rozpocząć
od samych siebie. Najlepiej wtedy wziąć do ręki Nowy Testament lub
przynajmniej „Cztery prawa duchowego życia” i przestudiować je, aby
się upewnić, czy nasze własne życie należy już niepodzielnie do
Chrystusa. Bo tylko serca całkiem Bogu oddane oraz przemienione i
rozpalone ogniem Ducha Świętego są w stanie prowadzić do duchowej
przemiany i rozpalać ten ogień także w innych ludziach. Bóg ma dla
każdego z nas nieograniczone zasoby mocy duchowej. Musimy tylko
pousuwać nasze osobiste przeszkody, aby mieć do nich dostęp i móc być
obfitym źródłem błogosławieństw dla innych.
Przypisy
[117] Ewangelia według św. Jana 17,14.16; List do Efezjan 1,20–23; Ewangelia według św. Łukasza 24,49.
[118] Ewangelia według św. Mateusza 26,25–28.
[119] Ewangelia według św. Jana 3,1–8.
[120] 1 List do Koryntian 3,1–17.
[121] Księga Jeremiasza 2,13.
[122] Dzieje Apostolskie 20,29–30; 2 List do Tesaloniczan 2,1–5; 1 List do Tymoteusza 4,1–3; 2 List do Tymoteusza 3,1–5.
[123] 2 List do Tymoteusza 2,16–21.
[124] Apokalipsa św. Jana 2,5.
[125] Ewangelia według św. Mateusza 15,8–9.13; Ewangelia według św. Marka 7,8–9.13.
[126] 1 List do Koryntian 13,9–12.
[127] List do Efezjan 2,20–22; 4,13–16; List do Kolosan 2,19; 1 List św. Piotra 2,5; Apokalipsa św. Jana 19,6–8.
[128] Apokalipsa św. Jana 3,17.
[129] Ewangelia według św. Mateusza 9,16–17; Ewangelia według św. Łukasza 5,36–39.
[130] List do Hebrajczyków 12,26–27.
[131] Ewangelia według św. Mateusza 7,16–20.