Józef Kajfosz: „Przed nami cel”



20

Boży wymiar


Człowiek czynny przy budowie musi być zaznajomiony z planami wznoszonego obiektu i w trakcie pracy bez przerwy czuwać nad tym, aby szczegóły poszczególnych detali zgodne były z planami. W tym celu plany zaopatrzone są w dane liczbowe, podające wymiary, pracownik zaś posługuje się metrem czyli jednostką miary, by zapewnić wierne odtworzenie tych wymiarów, podanych w planach, w budowanym rzeczywistym obiekcie. Robotnik przykładający podziałkę metra do poszczególnych fragmentów muru — to częsty widok przy budowie. Zapominanie o tym przez dłuższą chwilę już może spowodować rozbieżności, a zatem problemy, których rozwiązanie kosztuje — pochłania czas i środki. Zapewnienie należytych wymiarów wznoszonego obiektu jest więc sprawą zasadniczą.

Mówiliśmy o różnych szczegółach budowli Kościoła Bożego, wznoszonego z żywych kamieni. Mówiliśmy o ich współzależnościach. Boże plany, zawarte w Słowie Bożym, przedstawiają tę budowlę w wielu szczegółach i w wielu różnych aspektach. Aby jednak realizować te plany w praktyce, potrzebny jest podstawowy wzorzec, podstawowy wymiar. Jeśli bowiem na przykład plany jakiegoś budynku zawierają dane liczbowe dotyczące wymiarów, podane w metrach, budowniczy zaś zamiast metrem posługiwać się bedzie łokciem (około pół metra) lub jardem (około 92 cm), to kształt budynku może być wprawdzie zgodny z planami, ale budynek będzie mniejszy niż przewidują plany, gdyż każdy wymiar ulegnie skróceniu na skutek posługiwania się krótszym narzędziem pomiarowym. Jeśli więc jednostką miary przy sporządzaniu planów był metr, to jednostką miary przy budowaniu musi być także metr, gdyż tylko wtedy wymiary budynku będą zgodne z przewidzianymi w planach, czyli budowniczowie dojdą do pełni wymiarów wznoszonego obiektu.

Jaka jest zatem podstawowa jednostka pomiarowa Kościoła Bożego? Jakim narzędziem pomiarowym należy się w trakcie budowy bez przerwy posługiwać, aby nie okazało się, że wszystko jest za małe i za krótkie, lecz aby dojść do pełni wymiarów tego budynku? Bóg nie pozostawił pod tym względem żadnych niejasności ani wątpliwości. Nie tylko opisał ten wzorzec w swoim Słowie, lecz przysłał jego model, aby każdy mógł go oglądać i posługiwać się nim w robieniu pomiarów.

Tym Bożym modelem, Bożym wykładnikiem wszelkich danych o Jego Kościele jest Syn Boży Jezus Chrystus. Nim i tylko Nim musimy się posługiwać, jeśli dojść chcemy do pełni wymiarów. Wymiary zgodne z planami Bożymi to wymiary, określone przy pomocy Chrystusa. Apostoł Paweł gorąco modlił się, by lud Boży zdołał pojąć, jaka jest szerokość i długość, i wysokość, i głębokość. Nie miał on żadnych wątpliwości co do tego, że celem Kościoła czyli świętych jest dorośnięcie do wymiarów pełni Chrystusowej.[432]

— Co oznacza to w praktyce?

— Nic innego, tylko to, że wszystko, o czym mówi i do czego wzywa Słowo Boże, trzeba widzieć, rozumieć i oceniać w aspekcie osoby Jezusa Chrystusa. Możemy na przykład mówić o miłości i mieć przy tym milcząco na myśli jakieś znane nam ziemskie jej przykłady i wzorce. Możemy mówić o naszej osobistej społeczności z Bogiem i również widzieć ją przez jakieś znane nam przykłady ludzi Bożych. Możemy rozważać sprawę uświęcenia w codziennym postępowaniu i robić to w kategoriach jakichś przykładów przejętych z naszego otoczenia. Podobnie może być z dowolnym innym szczegółem naszego życia chrześcijańskiego, dowolnym innym elementem duchowego Kościoła. Stosowanie takich przykładów, porównań i wzorców sprawi jednak niewątpliwie, że nasz obraz i jego realizacja co do miłości, społeczności z Bogiem, uświęcenia w postępowaniu, czy czegoś innego, okażą się być niewystarczające — szerokość, długość, wysokość i głębokość tych pojęć będzie za mała, wymiary te okażą się niepełne.

Wzoruj się na Dawidzie, Eliaszu, Pawle, św. Augustynie, Lutrze, swoim pastorze, papieżu, jakimś wielkim ewangeliście, proroku, reformatorze czy innym mężu Bożym, a zbudujesz coś, co na pewno nie osiągnie pełni wymiarów przewidzianych przez Boga. Od wielu ludzi można się wiele nauczyć, ale wzorcem — podstawowym narzędziem pomiarowym w budowaniu naszego osobistego i wspólnotowego życia duchowego jest i może być tylko wzorzec Boży: Jezus Chrystus. On właśnie w tym celu został nam dany i Boże plany — Pismo Święte raz po raz o tym przypomina i wzywa nas do stosowania Go w tej roli. „Jak i Chrystus” — powtarza się w Biblii wielokrotnie. Dzięki Chrystusowi, patrząc przez osobę Chrystusa, nie musimy mieć żadnej wątpliwości, co miał Bóg na myśli, dając w swoim Słowie wskazówki o uniżaniu się, cichości i pokorze serca, posłuszeństwie niebiańskiemu Ojcu, o służbie dla innych, o wzajemnym miłowaniu się, o świętości w postępowaniu, o oczyszczaniu się z grzechu i pospolitości, o sposobie wzajemnego przebaczania sobie i wzajemnego znoszenia się, o oddawaniu życia za innych.[433]

Jezus Chrystus, jako doskonały Człowiek, zesłany został przez Boga i żył na ziemi między innymi właśnie w tym celu, aby swoim postępowaniem, swoimi słowami, odruchami, reakcjami, czynami i postawami dostarczyć nam lekcji pokazowych naszego postępowania, naszych słów, odruchów, reakcji, czynów i postaw. Otrzymał od Boga świadectwo, że Bóg ma w Nim upodobanie, my zaś otrzymaliśmy polecenie słuchać Go, uczyć się od Niego i naśladować Go.[434] Czynienie tego jest jednym z najistotniejszych zadań, jedną z najistotniejszych części składowych posłannictwa Kościoła. Pismo Święte na wielu miejscach mówi o chrześcijanach w taki sam sposób, jak o Chrystusie. Prawie wszystko, co można powiedzieć o Chrystusie, można także powiedzieć o Jego uczniach — chrześcijanach czyli chrystusowcach.[435] Nie ma w Słowie Bożym stwierdzenia, które określałoby granice naszego podobieństwa do Chrystusa, przestrzegało przed pragnieniem lub dążeniem dorównania Mu lub wymieniało cechy, w których chrześcijanie nie mogą albo nie powinni starać się Mu dorównać.

Każdy szczegół życia chrześcijańskiego, każdy element budowli Kościoła studiować możemy i powinniśmy w oparciu o cechy osobiste Jezusa Chrystusa.

Tak jak nikt był Jezus ugruntowany w Słowie. Był całkowicie zespolony, zidentyfikowany ze Słowem — był wcielonym Słowem. Po mistrzowsku umiał posługiwać się Słowem jako narzędziem i bronią. Słowami „napisano” odpierał wszelkie ataki i sam atakował skutecznie. Słowo całkowicie określało i przenikało Jego myśli, słowa i postępowanie. Patrząc na Jezusa widzimy w Nim „pełnię wymiarów” ugruntowania chrześcijanina w Słowie i jego zespolenia ze Słowem. Wszelkie inne wzorce i przykłady to wymiary skrócone, niedostateczne.[436]

Jezus Chrystus określa również „pełnię wymiarów” naszego chrześcijańskiego zjednoczenia z Bogiem. Przebywał On w Ojcu, a Ojciec w Nim. Nie czynił nic sam, lecz tylko to, co było wolą Ojca. Oczekiwał na Ojca, modlił się do Ojca, wysławiał Ojca. Był ustami Ojca. Jego pokarmem było czynienie woli Ojca. Reprezentował Ojca tak doskonale, iż mógł powiedzieć, że kto widzi Jego, widzi Ojca. Boży charakter, Boże cechy odzwierciedlał w takim stopniu, iż był w pełnym tego słowa znaczeniu obrazem niewidzialnego Boga, wyrażeniem Jego istoty. Mieszkała w Nim cała pełnia bóstwa cieleśnie, widzialnie, a nasze dorośnięcie do „pełni wymiarów Chrystusowych” oznacza, że to samo winno odnosić się do nas.[437]

— Nie, tego już stanowczo za wiele. Przecież to już są bluźnierstwa. Jak może ktoś twierdzić, że mamy dorównywać Drugiej Osobie Trójcy Świętej? To jest niewątpliwie fałszywa nauka!

— Nie mówimy tutaj o Chrystusie ludzkich dogmatów, lecz o Chrystusie Pisma Świętego. Nie interesują nas wzorce ustanowione przez ludzi, lecz wzorce Słowa. Jeśli Słowo tak nie uczy, nie słuchajmy tego i odrzućmy to. Jeśli jednak Słowo tak uczy, to odrzucenie tego możliwe jest tylko na drodze odstępstwa. Chcącym iść drogą odnowy nie pozostaje nic innego, jak tylko przyjąć i zaakceptować wskazówki Słowa. Kto związany jest z Bogiem gorącą miłością, gdyż będąc nowym stworzeniem stał się uczestnikiem Boskiej natury, ten na każde Boże Słowo odpowie z głębi serca zdecydowanym „tak” i Słowo to będzie dla niego wspaniałym pokarmem i napojem. Kto tego nie może albo nie chce zrobić, musi szukać wybiegów i manewrowania, lecz przed mieczem Słowa i tak nie ujdzie.

Jest to starym wybiegiem odstępców, że gdziekolwiek Słowo staje się dla nich kłopotliwe, gdyż godzi w ich nieodrodzone wnętrze, uciekają się do pomocy sloganu „fałszywa nauka”. Wtedy „heretycy” płoną na stosach, lub przynajmniej sypią sią na nich obelgi. Taka jest droga odstępców. Aby zachować przy życiu swoją starą istotę, swoje „ja”, skazują na śmierć Słowo Boże. Kto chce być po stronie Boga i ostać się przed Nim, ten nie ma innego wyboru, jak tylko postąpić odwrotnie: zaakceptować Słowo, a na śmierć przeznaczyć swoje stare „ja”. W tym punkcie dzielą się losy ludzi, tzw. chrześcijan. Tutaj jest granica podziału na chrześcijaństwo Słowa i chrześcijaństwo pozorów. Tutaj jest rozgraniczenie między oblubienicą a wszetecznicą.

Jest to punkt niezmiernie istotny dla całego tematu, omawianego w tej książce. W pewnym sensie wszystkie szczegóły Bożych planów Kościoła, wszystkie elementy jego budowli, jakie wcześniej omawialiśmy, są wtórne i jakby drugorzędne. Najistotniejszy jest Chrystus i nasze podobieństwo do Niego. Najistotniejszy jest charakter ludu Bożego zgodny z charakterem Bożym. Najistotniejsze jest to, aby Kościół — oblubienica był Duchem z Ducha Chrystusa, drugiego Adama, tak jak Ewa była kością z kości i ciałem z ciała pierwszego Adama.

Wszelkie szczegóły, tryb pracy, formy życia kościelnego, reguły postępowania i wiele innych rzeczy to albo konkretne wyrażenia faktu pozostawania w Chrystusie, albo zaprzeczenia tego faktu. Wiele przywódców kościelnych, jeśli nie wszyscy, pilnie i skwapliwie gotowych jest przejąć i stosować lepsze metody, skuteczniejsze formy pracy, owocniejsze sposoby postępowania. Chodzi jednak o to, czy gotowi są zatonąć w Chrystusie — wydać na bezlitosny osąd i opuścić wszystko, co nie licuje z charakterem Bożym, co nie daje się pogodzić z cechami Bożej natury, co jest według ludzkich wzorców i wyobrażeń, a nie „według Chrystusa”.

Dlatego najważniejszą, kluczową sprawą odnowy jest przyjęcie we wszystkim podstawowej jednostki odniesienia, jaką jest Chrystus. Nie ci idą drogą odnowy, którzy godzą się i decydują na zmiany swoich struktur i metod, lecz ci, którzy wszystko w pełnym zakresie i w stu procentach gotowi są skoncentrować wokół Bożego centrum, którym jest Chrystus. Ten punkt musi pozostać w naszej świadomości na pierwszym miejscu i ten też punkt musi służyć jako podstawowe kryterium, jako nadrzędny sprawdzian tego, gdzie się kto znajduje.

Mówiąc bardziej konkretnie: różnice, nawet dość rozległe, w interpretacji Słowa, sposobie prowadzenia pracy, formach życia kościelnego nie będą poważnym problemem ani poważną barierą pomiędzy ludźmi, którzy rozpoznają się wzajemnie jako niewątpliwie należący do Chrystusa, dążący usilnie do pełni Jego wymiarów. Będzie tak dlatego, iż po pierwsze wzajemna więź duchowa wzbudzi zaufanie i braterstwo, które umożliwi beznamiętne rozpatrywanie tych różnic, uczenie się od siebie i przez to dochodzenie do jedności, po drugie zaś nawet jeśli niektóre z tych różnic nie zostaną usunięte, nie będzie trudno w obliczu faktu przynależności do Chrystusa je znosić. Z drugiej strony, jeśli ludzie stwierdzą, że dzieli ich kluczowy fakt: rozbieżność dążeń i celów, gdyż tylko jedna strona zdecydowana jest iść za Chrystusem, natomiast druga reprezentuje chrześcijaństwo pozorne, zeświecczałe, obłudne, ludzi szukających własnych korzyści i ambicji — wrogów krzyża Chrystusowego, to nie będzie i nie może być zrozumienia, a tym mniej podstaw do kontaktów czy współpracy, choćby nawet formy życia kościelnego, sposoby prowadzenia pracy czy wyznawane oficjalnie doktryny wykazywały daleko idącą zbieżność.

Wynika z tego, jak niezmiernie ważne jest wzajemne badanie się pod względem tego naczelnego kryterium przynależności do Chrystusa, w świetle którego wiele szczegółów doktrynalnych i zwyczajowych wyraźnie traci w znacznym stopniu swoje znaczenie. Jeśli w ten sposób spojrzeć na sprawę, to staje się też jasne, jak ważne jest sprawdzanie przynależności do Chrystusa w sposób wnikliwy, bezwzględnie obiektywny i bardzo ostrożny, a jak ogromne szkody może wyrządzić królestwu Bożemu pochopność, stronniczość i beztroska w wydawaniu ocen i osądów dotyczących tej rzeczy.

Zważmy, jak tragiczne są w czasie wojny przypadki, kiedy różne jednostki tej samej armii na skutek zamieszania, braku łączności czy błędów dowodzenia zaczynają walczyć przeciwko sobie i wyniszczać się wzajemnie. Zważmy, jak ogromny sukces odnosi szatan i jak wielką przeżywa radość, kiedy jego wrogowie — szeregi wojska Chrystusa wyniszczają się wzajemnie walcząc zapamiętale „o słowa” — tocząc spory doktrynalne albo rywalizując z sobą, przeszkadzając sobie i naśmiewając się z siebie. Łatwo zrozumieć, że może być pododdział, który ma mniejsze doświadczenie, gorsze uzbrojenie czy zaopatrzenie, albo który stracił orientację w terenie lub przez brak czujności wpadł w jakąś zasadzkę, ale czy w takim razie właściwym rozwiązaniem tej sytuacji jest pozostawienie go samemu sobie i szydzenie z niego, albo też otwarcie do niego ognia i wycięcie go w pień?

Zważ, jak dziką satysfakcję przeżywają wrogowie Chrystusa, widząc takie stosunki w armii Bożej. A tymczasem stosunki takie nie należą niestety wcale do rzadkości, lecz są raczej regułą. Czy nie najwyższy czas zadrżeć z przerażenia nad tym, jak ja dotychczas zachowywałem się w Bożej armii i jak odnosiłem się do moich współbojowników? Jakże mogę się spodziewać zwiększonych dostaw broni, amunicji i zaopatrzenia z dowództwa, jeśli znaczną część tego, co otrzymuję, zamiast na wrogów zużywam przeciwko moim braciom, z którymi mam walczyć pod wspólnym dowództwem?

Jeśli uświadomimy sobie tragedię sytuacji, powstających na skutek naszych błędów w ocenie przynależności do Chrystusa, to drżeć będziemy przed możliwością popełnienia błędów i dołożymy wszelkich starań, by się przed nimi ustrzec. Nawet jeśli nasi bracia popełnią taki błąd i skierują na nas swój ogień artyleryjski, dalecy będziemy od chęci podjęcia z nimi walki i zrobimy wszystko, nawet za cenę własnych ofiar, aby wyjaśnić to tragiczne nieporozumienie. Pochopność i beztroska w sprawach, wywołujących tak straszne skutki, zasługuje na najwyższą karę i z pewnością z karą taką się spotka.[438]

Niektórzy żołnierze w Bożej armii postępują, jakby zupełnie stracili głowę. Barykadują się w okopie ze wszystkich stron i strzelają na oślep we wszystkich kierunkach, zakładając, że wszędzie prócz ich własnego okopu są sami wrogowie Boży. Jakże nie do poznania zmieniłby się niebawem obraz na polu walki, gdyby wszyscy walczący schłodzili swoje rozgorączkowane skronie, nawiązali pomiędzy sobą rozsądne współdziałanie, w swojej ocenie sytuacji korzystali także z rozpoznania innych, dali się pouczyć i skierowali zgodne natarcie we właściwym kierunku! Gdy to wreszcie nastąpi, będzie to dotkliwa klęska szatana i historyczny triumf Kościoła. Potrzeba do tego tylko odrobiny rozsądku.

Po tej dygresji na temat przynależności do Chrystusa, rozpoznawania jej i szkód związanych z popełnianymi przy tym pomyłkami wróćmy do głównego wątku — Chrystusa jako wskaźnika „pełnych wymiarów” w każdej dziedzinie.

Tak jak jest On miernikiem naszego ugruntowania w Słowie i naszej społeczności z Bogiem, jest też miernikiem dla oceny jakości naszego postępowania w życiu praktycznym. Bożym wzorcem prowadzenia życia powszedniego dla nas nie są nasi rodzice ani dziadkowie, nasi pastorzy, proboszcze czy biskupi ani też szczególnie wybitni święci ludzie Boży z Biblii, z historii chrześcijaństwa czy z czasów współczesnych, lecz Chrystus. To samo dotyczy naszych międzyludzkich stosunków wspólnotowych w ciele Chrystusowym, naszego zaangażowania w pracę dla ewangelii i królestwa Bożego, naszych postaw w najróżniejszych sytuacjach, z jakimi konfrontuje nas życie, jak i wszystkich innych dziedzin naszego życia. We wszystkich tych dziedzinach stan docelowy w jakości naszego postępowania jest jednoznacznie określony przez jakość postępowania Chrystusa. Jego przykład, niezliczone epizody z Jego życia w ciele są dla nas przeobfitym źródłem przykładów postawy, reagowania, decydowania się, rozwiązywania problemów, udzielania pomocy, znajdowania wyjścia itd.[439]

Jezus jest też wspaniałym wzorcem „pełni wymiarów” chrześcijańskiego przywódcy. Władza Jego oparta była w pełni nie na oficjalnej pozycji, lecz wyłącznie na Bożym autorytecie. Będąc Nauczycielem i Mistrzem pokazał, jak należy jako przywódca być sługą. Jego cichość, pokora serca, umycie nóg uczniom i wiele innych szczegółów daje konkretny obraz przywódcy — baranka, tak bardzo kontrastujący z świeckim modelem przywódcy — dyktatora.[440] Trzeba tu zaznaczyć, że żaden ludzki przywódca Kościoła nie będzie mógł występować równie autorytatywnie, jak czynił to Jezus, gdyż On, jako jedyny był Głową Kościoła, podczas gdy wszyscy inni są tylko jego członkami. Mimo tej różnicy cała postawa Jezusa jako przywódcy jest świetlanym przykładem dla wszystkich, którym w Jego ciele powierzono jakiekolwiek funkcje kierowania.

Mówiąc o Chrystusie jako podstawowej jednostce pomiarowej w procesie dochodzenia Kościoła do „pełni wymiarów”, musimy sobie zadać poważne pytanie i szczerze na nie odpowiedzieć: Czy my tego chcemy? Czy chcemy być podobni do Chrystusa we wszystkim? Śpiewamy refreny w rodzaju „Chcę być jak Jezus”, lecz jakże często praktyka życia codziennego dowodzi niezbicie, że wcale tego nie chcemy!

Autor książki „W Jego ślady” opisuje scenę z pewnego amerykańskiego kościoła, gdzie w ekskluzywnym otoczeniu dystyngowane i wydelikacone towarzystwo śpiewało i mówiło wiele o naśladowaniu Jezusa, lecz zupełnie nie dostrzegało biedaka, który się pomiędzy nimi znalazł. Pytanie jego zdesperowanego serca, na czym to naśladowanie właściwie polega, wywołało ogromną konsternację, lecz dzięki łasce Bożej zbudziło wiernych z letargu i zapoczątkowało wspaniałe przebudzenie pod hasłem: „Co na moim miejscu zrobiłby Chrystus?”

Ten i wiele innych przypadków wskazuje na to, że możemy jako chrześcijanie żyć permanentnie w kompletnym zaślepieniu — mówić wiele o naśladowaniu Jezusa i podobieństwie do Niego, a jednocześnie kontrastować z Nim pod każdym względem. Można mówić wiele o pokorze i uniżeniu, a przy tym nadymać się, rywalizować i przepychać łokciami. Można mówić wiele o prawdzie i szczerości, a przy tym nurzać się w kłamstwie, krętactwie i obłudzie. Można mówić wiele o miłości do Boga, a uganiać się przy tym za tanimi świeckimi atrakcjami. Chrześcijaństwo pogrążone w pustej frazeologii, ogołoconej z wszelkiej rzeczywistej treści, to jedna z najbardziej ponurych postaci odstępstwa, a przy tym jakże powszechna!

Stan taki istnieje i pogłębia się tam, gdzie brak rzeczywistego i systematycznego oddziaływania Słowa i Ducha, choćby było wiele mowy o Słowie i o Duchu. Słowo jest bowiem Słowem Chrystusowym, a Duch jest Duchem Chrystusowym, toteż ich autentyczne oddziaływanie prowadzi zawsze do Chrystusa. Gdzie tak nie jest, mamy niewątpliwie do czynienia ze słowem ludzkim i duchem ludzkim, z których prawdziwej przemiany nigdy być nie może i nie będzie.

Na wielu miejscach tej książki podkreślaliśmy dobitnie, że podstawą odnowy jest nawrót do Bożej dokumentacji, Bożej instrukcji — Pisma Świętego. Jest to niewątpliwie słuszne, mogłoby jednak okazać się niewystarczające, gdybyśmy przeoczyli fakt, że samo Pismo jest tutaj jedynie środkiem, a nie celem. Celem jest Chrystus, zaś zadaniem i funkcją Pism jest przedstawienie i prowadzenie do Chrystusa.[441] Celem nawrotu do Bożej dokumentacji jest więc to, by odkryć tam sedno wszechrzeczy, centrum Bożego programu dla człowieka — Chrystusa. Odnowa nie mogłaby dojść do pełnego urzeczywistnienia w nas, gdybyśmy usiłowali tylko kierować się wskazówkami Słowa w niezliczonych szczegółach i elementach życia chrześcijańskiego, a nie odkryli i nie przeżyli faktu, że wspólnym mianownikiem tych wszystkich szczegółów, wyrażeniem Bożej pełni i jej urzeczywistnieniem jest tylko i wyłącznie osoba Jezusa Chrystusa. Inaczej mówiąc, może się stać i często się staje, że z powodu drzew nie dostrzegamy lasu. Jesteśmy tak zajęci wielu szczegółami życia chrześcijańskiego, iż przestajemy widzieć to życie — Jezusa Chrystusa. Tracimy z oczu fakt, że Bożym życiem jest Jezus Chrystus i że to Boże życie jest tylko w Nim.[442]

Omawiamy tu sprawę niezmiernej wagi, której zrozumienie jest kluczem do całości naszego życia i wzrostu duchowego. Że Jezus jest życiem i że życie jest w Nim czytaliśmy setki razy, ale czy nie są to dla nas mimo wszystko ciągle jeszcze tylko pobożne frazesy? Chodzi o to, czy znamy te fakty od strony praktycznej, czy wiemy, jakie praktyczne skutki wynikają dla nas z faktu, że Chrystus jest życiem, że nasze życie jest w Nim. Nie wystarczy mówić o tym w kazaniach i słuchając kiwać nabożnie głowami. Jeśli Boże życie jest tylko w Chrystusie, znaczy to, że poza Chrystusem nic z tego życia nie może się przejawić.

Mówiliśmy o tym, że Chrystus jest Bożym wzorcem, Bożą jednostką „pełni wymiarów” pod każdym względem. Teraz robimy krok dalej i stwierdzamy, że ten wzorzec, ta „pełnia wymiarów” nie może być zrealizowana w nas przez samo tylko naśladownictwo, przez kopiowanie tej Bożej jednostki czyli przez przypatrywanie się postępowaniu Chrystusa i usiłowanie postępowania tak samo. Możemy, mając różę, wziąć kolorowe papierki i inne materiały i wyciąć z nich i stworzyć coś na kształt tej róży, ale nigdy nie będzie w tym życia róży. Choćbyśmy robili to jak najstaranniej, choćby utworzona przez nas „róża” była na oko nieodróżnialna od prawdziwej albo nawet uznana została przez wielu za piękniejszą od tamtej, niewzruszonym faktem pozostanie, że prawdziwą różą jest tylko i wyłącznie tamta, w naszej zaś mimo podobieństwa nie ma ani krzty, ani śladu rzeczywistego życia róży.

Podobnie w życiu duchowym Boże życie przejawić się może tylko tam, gdzie obecne jest to życie — gdzie obecny jest Chrystus. Wielu chrześcijan i ich wspólnot to nic innego jak łany papierowych kwiatów. Droga do autentycznego życia Bożego nie prowadzi przez przynależność kościelną, ceremonie, sakramenty i tradycje wyznaniowe ani też nie kończące się mędrkowanie i filozofowanie, lecz przez nowe narodzenie się z Ducha. Jeśli w człowieku zamieszkuje Duch Chrystusowy, zamieszkuje w nim Chrystus, i dopiero wtedy, dzięki temu i na skutek tego Boże życie, którym jest Chrystus i które jest w Chrystusie, może zacząć rozwijać się w tym człowieku i ujawniać się przez tego człowieka. Udział w życiu z Boga i rozwój tego życia następuje więc wyłącznie dzięki zamieszkaniu Chrystusa w nas, dzięki temu, że Chrystus żyje swoim Bożym życiem w nas i przez nas.[443]

Jakie są tego skutki? Duch Chrystusowy jest wyrażeniem, nosicielem tych wszystkich cech, którymi odznaczał się Chrystus — Jego myśli, pragnień, uczuć, Jego charakteru i czynów. Jeśli więc Duch Chrystusowy zamieszkuje w człowieku, to znajduje się w nim wewnętrznie „cała pełnia Boża”,[444] zaś ta zamieszkująca w nim „pełnia” będzie się w mniejszym lub większym stopniu ujawniać na zewnątrz w postępowaniu tego człowieka — w jego myślach, pragnieniach, uczuciach, w jego charakterze i czynach. To i tylko to stanowi przejawy nowego życia w tym człowieku. Nic, co pochodzi z jego własnej osobowości, nie przyczyni się do tego. Wszystko, co pochodzi z jego własnej osobowości, będzie tylko przeszkadzać i to Boże życie zakłócać.

Człowiek winien więc być w tym Bożym programie tylko naczyniem, pojemnikiem, nośnikiem Bożych, niebiańskich treści — winien udostępnić swoje członki tak, by stały się one ciałem dla mieszkającego w nim Ducha Świętego, by w ten sposób i dzięki temu życie Chrystusa mogło przepływać bez przeszkód poprzez tego człowieka na zewnątrz. Czy to ma miejsce, czy nie, zależy od tego, czy nastąpiło nowe narodzenie, to znaczy czy Chrystus zamieszkał w danym człowieku. W jakim stopniu może się to przejawiać, zależy od tego, na ile Duch Chrystusowy ma wolność posługiwania się człowiekiem i działania poprzez niego. Wiąże się to ze stopniem rozwoju duchowego, ze wzrostem duchowym człowieka i będzie tematem następnego rozdziału.

We wspólnocie Kościoła, która jest zbiorowością, zgromadzeniem pojednanych z Chrystusem osób, władza Ducha Chrystusowego przejawia się w takim stopniu, w jakim ma On możliwość kierowania poszczególnymi członkami tego organizmu. Kościoł odnowy to Kościół, w którym Chrystus mieszka, żyje i działa w jego członkach i poprzez jego członki, dzięki czemu także ich życie wspólnotowe jest żywą społecznością z Chrystusem. We wspólnocie takiej tętni Boże życie, życie Chrystusa z Jego niebiańskimi cechami. Dzieje się to coraz wyraźniej w miarę postępów w dziele odnowy i wzroście duchowym. Fakt ten, to znaczy ujawnienie się Bożych, niebiańskich cech, cech charakteru Chrystusa — owoców Ducha, jest najistotniejszym sprawdzianem stanu duchowego Kościoła. Gdy chodzi o szczegóły, a jest ich całe mnóstwo, i omawiane one były w wielu poprzednich rozdziałach, to są one niejako wtórne, są one wynikiem zamieszkiwania i działania Chrystusa w członkach Kościoła, skutkiem Jego panowania w nim. Jeśli więc stan Kościoła w szczegółach ujawnia liczne braki, to drogą do uzdrowienia sytuacji nie będzie „remontowanie” tych szczegółów, lecz przede wszystkim dążenie do mocniejszego zespolenia z Chrystusem, do głębszego wejścia w Chrystusa, do umożliwienia Mu swobodnego działania w członkach i przez członki Kościoła — do usunięcia przeszkód, które hamują i osłabiają przejawianie się Jego życia w Kościele.

Nie bądźmy tak nierozsądni, by spodziewać się i szukać doskonałości, by koniecznie chcieć widzieć wszędzie i we wszystkich (prócz samych siebie) „pełnię wymiarów Chrystusowych” i by wybrzydzać się na każdy przejaw ludzkich słabości i ograniczeń. Gdyby Bóg oceniał nas w ten sposób, przepadlibyśmy wszyscy. Z drugiej jednak strony nie bądźmy też tak nierozsądni, by godzić się na odstępstwo, by tolerować cielesność i ludzką robotę, by opuszczać ręce i rezygnować z Bożej doskonałości i dążenia do pełni Jego życia w Kościele. Nasza ocena stanu własnego i innych musi być bardzo wnikliwa, ostrożna i obiektywna.

Przede wszystkim musimy pamiętać o dwóch skalach wartości, dwóch rodzajach ocen, jak o nich mówiliśmy na początku, i stosować konsekwentnie Bożą, niebiańską. Nie są do tego zdolni ludzie cieleśni, nieprzeobrażeni wewnętrznie, toteż ich oceny będą zawsze błędne i będą oni ofiarą złudzenia zboru laodycejskiego. Zwłaszcza w czasach ostatecznych imitacje szatańskie dochodzą do perfekcji i właściwa ocena wymaga wnikliwego spojrzenia duchowego. Szatan może naśladować wszystko, łącznie z niektórymi darami Ducha, lecz nie może naśladować autentycznych cech charakteru Bożego, przeciwko którym się zbuntował: owoców Ducha.

Szatańskie imitacje wyglądają wspaniale z zewnątrz, lecz ich wnętrze cechuje zepsucie. Boże oryginały są na zewnątrz mniej atrakcyjne, lecz w ich wnętrzu kryją się kosztowne skarby. Chrześcijaństwo pozorne z pewnością góruje nad chrześcijaństwem prawdziwym pod względem tanich, powierzchownych atrakcji dla duszy, lecz brak mu głębin duchowych, co sprawia, że prawdziwe owce Chrystusa zaczynają w takim środowisku odczuwać z czasem niedosyt, głód duchowy. Ponadto, królestwo Boże to nie tylko pokój i radość, na co wśród pozornych chrześcijan kładzie się wielki nacisk, lecz także sprawiedliwość, która jest cechą wybitnie Bożą, niezmiernie trudną do podrobienia, cnotą dla pozornych chrześcijan bardzo kłopotliwą.[445]

Tak więc Kościół zdrowy, Kościół kroczący drogą odnowy to nie Kościół doskonały, wolny od wszelkich ludzkich słabości i ograniczeń, lecz Kościół, w którego członkach górę bierze życie Chrystusa, w którym Chrystus jest ogólnie uznawanym wzorcem i w którym żyje On przez Ducha Świętego swoim Bożym, niebiańskim życiem. W Kościele takim niewątpliwie toczy się walka, lecz dzięki łasce Bożej w walce tej Chrystus odnosi zwycięstwa, zdobywa i podbija serca, które na Jego miłość odpowiadają miłością i zdecydowane są umożliwić Mu życie i działanie poprzez siebie bez ograniczeń. Dzięki temu w Kościele takim przebiega proces rozwoju — Kościół taki upodabnia się do Chrystusa, dochodzi do „pełni wymiarów Chrystusowych” we wszystkich szczegółach swojej budowy.


Przypisy biblijne

[432]   Ef 3: 17–19     Ef 4: 13     Kol 2: 1–3     Gal 4: 19
[433]   Jn 12: 26     Mt 10: 25     1Jn 2: 6     Rz 8: 29     Jn 20: 21     Jn 17: 18     Mt 11: 29     Jn 13: 14 15     Flp 2: 5–8     Mt 20: 27 28     Jn 13: 34     Ef 5: 2     Rz 15: 2 3 5 7     1Jn 3: 3     1Jn 4: 17     Kol 3: 13     1Jn 3: 16
[434]   Mt 3: 17     Mt 17: 5     Mt 11: 29     Mt 16: 24     Jn 12: 26     2Pt 1: 17
[435]   Mt 21: 5     Obj 1: 6     Hbr 7: 12     Obj 5: 10     Hbr 1: 2     Rz 8: 17     Hbr 1: 6     Hbr 12: 23     Jr 23: 6     2Ko 5: 21     Jn 8: 12     Mt 5: 14     2Ko 5: 21     1Jn 3: 6     Mk 2: 10     Jn 20: 23     Mt 8: 16     Mk 16: 18     Łk 11: 14     Mt 10: 8
[436]   Mt 4: 4 6 7 10     Jn 3: 34     Jn 14: 10     Jn 17: 6 8 14
[437]   Rz 1: 4     Rz 8: 14     Kol 2: 9     Ef 3: 19     1Ko 15: 48     Kol 1: 27     2Ko 13: 3 5     Gal 2: 20
[438]   1Ko 3: 17     2Ko 6: 11–13     Rz 12: 16–20     Rz 2: 1–3     Gal 5: 13–15
[439]   Jn 13: 15     1Pt 2: 21     Hbr 12: 2 3     Obj 2: 26–28
[440]   Mt 20: 24–28     Mk 10: 41–45     Łk 22: 24–27     Jn 13: 12–17
[441]   Jn 5: 39     Gal 3: 24–28     Rz 10: 4     Hbr 10: 19–23
[442]   Jn 1: 3     Jn 5: 26     Kol 3: 4     Flp 1: 21     Gal 2: 20     1Jn 5: 11–13 20
[443]   Jn 15: 4 5     Jn 17: 23     Kol 1: 27 28     2Ko 13: 5
[444]   Kol 1: 19     Kol 2: 9     Jn 1: 16     Ef 3: 19
[445]   Rz 14: 17     Mt 6: 33     2Ko 6: 14     Ef 5: 9     Flp 1: 11     1Jn 2: 29     1Jn 3: 10     2Ko 5: 21