Józef Kajfosz: „Przed nami cel”



17

Znoszenie prześladowań


Pod względem duchowym ziemskie otoczenie jest w stosunku do Kościoła nieprzyjazne. Jest to „świat”, wrogie księstwo szatana, będące z natury przeciwne wszystkiemu, co czyni i do czego dąży Bóg. Sprzeciw ten działa zawsze i bez przerwy, nie zawsze jednak wyraża się on w jednej i tej samej postaci. Są okresy, kiedy duchowa walka Kościoła przeciwko światu i szatanowi przybiera formę walki z pokusami grzechu, ponętami przyjemności, wygód, osiągnięć itd., lecz bywają także okresy, kiedy szatan przypuszcza ataki frontalne, nacierając na Kościół inną swą bronią w postaci prześladowań.[365] Ogólnie biorąc chrześcijanie narażeni są na najróżniejsze przykrości, wyrzeczenia, upokorzenia, straty i cierpienia, wynikające z faktu ich przynależności do Chrystusa, kroczenia drogą Bożą i członkostwa w żywym, duchowym Kościele. Nie ma w Słowie Bożym miejsca, które sugerowałoby, że tak nie będzie, które przyrzekałoby chrześciajnom niezakłócony spokój, szacunek otoczenia, akceptację i aprobatę ogółu i tym podobne. Przeciwnie, Biblia stwierdza wyraźnie, że skoro cierpiał Mistrz, cierpienia będą udziałem także i Jego uczniów, że będą lekceważeni, wyszydzani, poniewierani, prześladowani, a nawet męczeni i zabijani.[366]

Historia chrześcijaństwa wcale nie musiała długo na to czekać. Jeszcze w czasach dwunastu apostołów chrześcijanie doświadczali obelżywego traktowania, więzienia, biczowania, kamienowania. Niebawem pojawili się pierwsi męczennicy. W ślad za tym wybuchło pierwsze masowe prześladowanie chrześcijan z szykanami i torturami.[367] Dalsze wieki tej historii były gęsto usiane takimi zjawiskami. Szczególnie ostrą formę przybrały one w Rzymie w pierwszych trzech wiekach naszej ery. W wiekach późniejszych prześladowania bynajmniej nie ustały, lecz przybrały inny charakter. Podczas gdy na początku prześladowali chrześcijan poganie, później prawdziwych, zdrowych, biblijnych, duchowych chrześcijan, kroczących drogą Bożą, prześladowali „chrześcijanie” pozorni, nominalni, cieleśni, znajdujący się w odstępstwie. Przez długie wieki lała się krew wierzących, płonąły stosy. Ofiary tych prześladowań ocenia się na dziesiątki milionów, chociaż ostateczne cyfry objawi dopiero wieczność. Postępy cywilizacji, rewolucja przemysłowa i zwycięstwo ideałów wolności sprawiły, że w przeciągu ostatnich dwóch lub trzech stuleci sytuacja na tym odcinku stopniowo ulegała poprawie. Na znacznych obszarach prześladowania za przekonania religijne wyeliminowano zupełnie, a na innych stały się one bardziej łagodne lub sporadyczne.

Możliwość prowadzenia cichego, spokojnego życia jest cennym darem Bożym, o który należy prosić, który należy cenić i szanować i za który należy dziękować. Kiedykolwiek Kościół zyska szacunek i aprobatę w społeczeństwie i jego władzach, ma powód do zadowolenia i wdzięczności względem Boga. Chrześcijan obowiązuje wskazówka biblijna, iż winni oni dążyć do pokoju i utrzymywać w miarę możliwości dobre stosunki ze wszystkimi ludźmi.[368] Wymaga uwagi, starań i samodyscypliny członków Kościoła, by nie narażać Kościoła na niepotrzebne zniewagi, zarzuty i akty wrogości ze strony otoczenia. Także i ten element wymaga rozwagi, pielęgnacji i umiejętności. Trzeba go odszukać i odrestaurować. Nie może brakować go w zdrowym Kościele.

Chrześcijanie, uczniowie Chrystusa powołani są do tego, by być solą ziemi, światłością świata. Posiadane i prezentowane przez Kościół wartości w postaci życia na wysokim poziomie moralnym, zdolności zaspokajania potrzeb duchowych człowieka, zdolności przeobrażania wewnętrznego ludzi nawet najbardziej upadłych i wynikająca z nich zdolność Kościoła wpływania w sposób uzdrowieńczy na stan stosunków społecznych są dla społeczeństw wielce korzystne i potrzebne. Z pewnością docenią to rozsądnie myślące społeczeństwa, docenią także ich rozważne i konstruktywnie nastawione władze. Pierwsi chrześcijanie „cieszyli się przychylnością całego ludu”; „lud miał ich w wielkim poważaniu.”[369] Jest to okoliczność nader ważna ze względu na obowiązki ewangelizacyjne Kościoła. Autorytet Kościoła w społeczeństwie przyczynia się bardzo istotnie do skuteczności głoszenia ewangelii. Miałoby to być przedmiotem troski i modlitw członków Kościoła, gdyż serca nastawione przychylnie są także podatne na wpływ Słowa Bożego.

Nie zawsze jednak panuje taka harmonia. Czasem ludność, a częściej jej władza dostrzega w Kościele jakieś zagrożenie swoich interesów i nastawia się względem niego wrogo.[370] Należy stwierdzić, że jest to zawsze wrogość nieuzasadniona, będąca wynikiem bądź błędnych ocen, nieświadomości, albo też złych intencji, przesądów religijnych, ideologicznych czy politycznych lub po prostu pochopności, samowoli, głupoty czy sfanatyzowania. Ponieważ jednak wiadomo, że świat znajduje się pod duchowym wpływem i władzą szatana, nie ulega wątpliwości, że wroga postawa względem Kościoła bierze się z jego inspiracji i z jego poczynań. Nie inaczej jest także wtedy, gdy prześladowania następują ze strony tak zwanych „chrześcijan”. Zabijanie lub torturowanie ludzi za przekonania jest postępowaniem diabelskim, świadczącym o całkowitej utracie rozsądku i obłędzie, choćby nawet zabijani byli odstępcami, heretykami czy bluźniercami. Kościół, który to robi, już dawno przestał mieć cokolwiek wspólnego z prawdziwym Kościołem. Znakiem rozpoznawczym są owoce.[371] Kto próbuje służyć Bogu środkami diabelskimi, wystawia sobie świadectwo przynależności zupełnie jednoznaczne. Znak ten można i należy stosować zarówno do wydarzeń historycznych, jak i do wydarzeń bieżących.

— Ale czy omawianie tego tematu jest potrzebne? Czy zjawiska te nie należy uznać za bezpowrotną przeszłość? Czyż w naszej cywilizacji byłoby to jeszcze możliwe?

— Nie łudźmy się. Nasza cywilizacja nie znalazła środka na przemianę wnętrza człowieka. Pod spodem wszelkich osiągnięć humanizmu i postępów etyki społecznej ukryta jest stara natura „z ojca diabła”, która w każdej chwili może ujawnić się na nowo w całej okropności.[372] Od jednej z największych eskalacji okrucieństwa w historii dzieli nas zaledwie kilka dziesięcioleci. Historia zna wiele krótszych i dłuższych okresów ładu społecznego i rozsądku, po których jednak zawsze na nowo do głosu dochodziły masowe nienawiści, zbrodnie i okrucieństwa.

Ponadto, także i w dniu dzisiejszym nie brak cierpień w Kościele. Cierpią z własnego wyboru ci chrześcijanie, którzy wkraczają na drogę odnowy i dla większej użyteczności dla królestwa Bożego przyjmują na siebie różne wyrzeczenia, ponoszą straty i ofiary. Cierpią osoby w rodzinach mieszanych, szykanowane przez niewierzących lub odstępczych członków najbliższej rodziny. Cierpią chrześcijanie w krajach, gdzie władza narzuca społeczeństwu siłą określoną religię lub ideologię. Cierpią pracownicy na polach misyjnych, znosząc najróżniejsze trudy, przeciwności, a nawet tortury i śmierć. W pewnym sensie cierpienie jest nieodłączną częścią życia chrześcijańskiego.[373] Wiążą się z tym różne zagadnienia, pewne niebezpieczeństwa i pewne szanse, toteż i ta dziedzina życia Kościoła wymaga w ramach odnowy znajomości i uwagi.

Każdy człowiek, który decyduje się na pojednanie z Bogiem i wejście do królestwa Bożego, winien wiedzieć i być świadomy, że decyduje się także na cierpienia. Jego oddanie się Bogu nie będzie pełne, jeśli nie przekaże Bogu pełnego prawa zesłać na niego tyle cierpień, ile tylko zechce. Droga chrześcijanina jest niesieniem krzyża — dobrowolnym ponoszeniem dla Chrystusa i sprawy Bożej licznych strat, zniewag, wysiłków, trudów, rozczarowań, niewygód, bólów. Pełna lista byłaby długa, toteż najlepiej przyjąć fakt, że może na niej wydarzyć się wszystko. Dla egocentryka, którego najwyższymi wartościami są własne przyjemności, korzyści i osiągnięcia, perspektywa taka jest przerażająca i nie do zaakceptowania. Kto jednak umieścił w centrum swojego życia Boga, Jego imię, Jego królestwo i Jego wolę, nie będzie miał trudności zrozumieć, że jego udział w dążeniu do tych nowych celów będzie realizowany w znacznym stopniu właśnie kosztem jego własnych osiągnięć. Właśnie to jest istotą i sensem cierpienia, o którym mówimy. Przed takim cierpieniem Bóg nie zapewnia nam żadnej ochrony. Możemy być jednak pewni, że cierpienia tego rodzaju niszczą tylko to, co ma związek i przynależy do życia materialnego, doczesnego, biologicznego. Nie są one w stanie naruszyć ani zaszkodzić wartościom nowego życia, które liczą się w skali ocen Bożych i które mają związek ze światem duchowym i wiecznością.[374]

W zasadzie nie da się uniknąć tego, że chrześcijanin w wyniku swojego kroczenia drogą Bożą będzie tracił w rzeczach doczesnych. Dobrowolnie pozbawi się wielu przyjemności, zrezygnuje z posiadania wielu rzeczy, wyrzeknie się drogi różnych osiągnięć, robienia kariery, poprawy swej pozycji społecznej itd. po to, aby zyskać czas, środki, siły i potencjał dla Boga i Jego królestwa. Jest to niesienie krzyża nieprzymuszone, dobrowolne, podejmowane z własnej inicjatywy człowieka wierzącego. Ma ono nagrodę w postaci uzyskiwanych przez to dóbr duchowych i w postaci Bożej aprobaty i Bożego różnorodnego błogosławieństwa, czyli Bożego działania na jego korzyść. Szczęśliwy człowiek, dom, rodzina i wspólnota, którzy to widzą, którzy świadomie i systematycznie podejmują się tej zamiany dóbr doczesnych na dobra wieczne, dóbr materialnych na dobra duchowe. Widząc ten stan rzeczy i bilans wartości wzrokiem Bożym, przestają takie cierpienie oceniać w kategoriach negatywnych, a zaczynają doceniać jego wielką wartość duchową.[375]

Do tych dobrowolnie obieranych elementów cierpienia dochodzą jednak często także inne, nie związane z naszą wolą i wyborem, spotykające nas nieoczekiwanie i niespodzianie. Ze względu na wiarę, przynależność do Kościoła lub pracę dla królestwa Bożego albo po prostu na skutek zajmowania nieugiętej postawy prawości i dobra, zostajemy nagle czegoś pozbawieni, zdegradowani, znieważeni, ograniczeni itd. Normalnym odruchem naszej ziemskiej natury jest uczucie zniechęcenia, niezadowolenia, goryczy, bólu. Jesteśmy skrzywdzeni i cierpiący. Według ocen ziemskich ponieśliśmy stratę, lecz nie według obiektywnych ocen Bożych. Obiektywnie cierpienie takie jest równie cenne albo jeszcze cenniejsze od cierpienia dobrowolnie obranego.[376] Prócz korzyści w dziedzinie duchowej jest ono bowiem dla nas dodatkową okazją postępu w życiu duchowym. Wydarzenia tego rodzaju są skutecznym narzędziem Bożej obróbki człowieka, okazją do uczenia się Bożego sposobu wartościowania i Bożego sposobu reagowania na bodźce zewnętrzne. Duchowy profil chrześcijanina poddanego obróbce w Bożej szkole cierpień posiada szczególne walory, trudne albo wręcz niemożliwe do zdobycia w inny sposób.

Duchowy, rzeczywiście odrodzony chrześcijanin nie boi się spotykających go na drodze Bożej przykrości i strat. Docenia ich wartość i dziękuje Bogu za ich pozytywne skutki. U kogo tak nie jest, ten dowodzi, że jest słaby w wierze, niezdolny widzieć rzeczywistość wzrokiem Bożym. Ocenia cieleśnie i dlatego w cierpieniach widzi straty, boi się ich i stara się ich uniknąć. Nie mogą one spełnić u niego swego celu, gdyż nie zna ich przeznaczenia. Zamiast docenić i zużytkować ich skutki, lituje się nad sobą, buntuje się i gorzknieje. To, co mogło mu pomóc i usłużyć, obraca w ten sposób na swoją niekorzyść. Jeszcze gorzej dzieje się, kiedy chrześcijanin w celu uniknięcia takich cierpień szuka kompromisów i godzi się na ustępstwo w sprawach wiary, życia lub służby dla Boga. Traci wtedy duchowo i spychany zostaje z pozycji już zdobytych z powrotem w uzależnienie od świata i rzeczy tego świata. Rzecz oczywista, że kto znajdzie się na takiej drodze kompromisów i ustępstw, jest żołnierzem wyeliminowanym z walki, w którego życiu nie może być mowy o zdrowiu duchowym.

Należy podkreślić, że cierpienie nie jest żadną cnotą, że nie trzeba i nie należy go wyszukiwać, wchodzić w nie z brawurą czy lekceważeniem albo chlubić się nim. W szczególności nie daje żadnych korzyści cierpienie niepotrzebne, bezsensowne, wywołane czyjąś lekkomyślnością, głupotą albo będące skutkiem złego postępowania.[377] Nie jest to cierpienie, o którym tu mówimy, lecz ujemne skutki niewłaściwego chodzenia.

Niezwykle dramatyczne i drastyczne formy może czasem przybrać prześladowanie chrześcijanina przez najbliższe osoby: w małżeństwie, w rodzinie. Nawrócenie na chrześcijaństwo żywe, duchowe traktowane jest przez wyznawców innych religii albo nawet wyznań „chrześcijańskich” jako odstępstwo, zdrada wiary ojców, podeptanie tradycji rodzinnych itp. Natężenie wynikających stąd sprzeciwów bywa nieraz wyjątkowo duże, długotrwałe i niszczące. Chrześcijanin, często tuż po swoim nowym narodzeniu z Ducha, wpada w ogień licznych ciężkich prób i doświadczeń. Musi znosić naciski, groźby, szykany psychiczne, a czasem nawet fizyczne, ze strony dotychczas najbliższych mu osób, współmałżonka, rodziców czy dzieci. Zajmowanie w nich właściwego stanowiska, zachowanie wiary i utrzymanie się na drodze Bożej wymaga wtedy potężnej Bożej ingerencji, mądrości i mocy. Sprawa nie jest jednak beznadziejna. Bóg rzeczywiście środki te zapewnia i dostarcza w ilości proporcjonalnej do naszych potrzeb. Kto znajdzie się w szczególnie trudnej sytuacji, może liczyć na szczególną Bożą pomoc.[378]

Istnienie takiej zależności powoduje, że żadna sytuacja nie jest beznadziejna, żadna walka nie jest z góry przegrana. Chrześcijanin i w tych doświadczeniach może chodzić w zwycięstwie — okoliczności, w jakich się znalazł, mogą stać się okazją do wyjątkowych zwycięstw i wyjątkowych błogosławieństw. Osoby, które przeszły przez tego rodzaju doświadczenia, uzyskują na całe życie hart ducha i umiejętność prowadzenia zwycięskich walk duchowych. Warunkiem zwycięstwa jest jednak całkowite uzależnienie od Boga, Jego siły, kierownictwa, mądrości i Jego środków. W żadnym wypadku chrześcijanin nie może ulec pokusie użycia środków cielesnych: broni, której w walce używają ludzie tego świata — zgorzknienia, nienawiści, kłótliwości, żądzy odwetu, oddawania złem za złe. Zwycięstwo może przynieść tylko walczenie konsekwentnie bronią, którą posługiwał się Jezus: miłości, błogosławieństwa, przebaczania, łagodności, cierpliwości itp. Środki te zawierają w sobie moc, której żadna broń szatana nie jest w stanie dorównać.

Ale mimo konsekwentnego stania na drodze Bożej nie zawsze chrześcijanin uzyskuje zwycięstwo w sensie zmiany swojego położenia, nawrócenia krzywdzących go osób lub co najmniej ich pogodzenia się z jego drogą chrześcijanina. Nieraz zniewagi, poniewierania i udręki wypełniają całe jego życie, a czasem z rąk jego najbliższych może go czekać nawet śmierć. Nie jest to przesada, przypadki takie się zdarzają, i to nie tylko w krajach ludzi dzikich, lecz nawet w krajach cywilizowanych. W kategoriach ludzkich jest to nieszczęście, klęska, tragedia. W kategoriach Bożych jest inaczej. Przeciwnicy mogą co najwyżej zabić ciało, lecz nie mogą unicestwić życia Bożego w człowieku.[379] Pod względem duchowym chrześcijanin niczego nie traci, a wiele zyskuje. Bóg jest niezmiernie uwrażliwiony na cierpienia swoich dzieci, których doświadczają ze względu na Niego. Poniesione dla Niego ciosy, udręki i trudy stają się podstawą, uprawniającą do wspaniałej, wiecznej nagrody. Droga cierpień jest biegiem po niezwiędłą koronę chwały.[380] Przez całą wieczność spożywać będziemy błogie owoce poniesionych dla Chrystusa strat.

Zdrowie duchowe Kościoła nie zapewnia jego członkom życia wolnego od przykrości, zniewag i cierpień. Zjawiska te towarzyszą życiu chrześcijańskiemu i należy je przyjmować jako część Bożej woli względem nas. Nie powinny one wyrządzić nam żadnej szkody duchowej ani wstrzymać naszego postępu duchowego. Winny raczej kształtować nas, wzbogacać w doświadczenie i hartować. Jeśli niektóre członki duchowego organizmu Kościoła cierpią, cierpienie to dzielą z nimi wszystkie inne członki.[381] Nie oznacza to, że cały Kościół narzeka i biada nad ich losem, lecz stosunki wspólnotowe sprawiają, że ich przeżycia wszyscy dotkliwie przeżywają jako swoje. Nie prowadzi ich to jednak do bezpłodnych przejawów współczucia i litości, lecz do czynnego wspierania cierpiących w ich doświadczeniach. Od reszty ciała otrzymują oni wszelkie niezbędne wsparcie duchowe, moralne i materialne. Otrzymują niezbędne środki, których zostali pozbawieni, otrzymują radę, pociechę i zachętę, są utwierdzani i posilani, otrzymują wreszcie mocne wsparcie w postaci przyczynnych modlitw. Wszystko to sprawia, że nie przechodzą doświadczeń i nie walczą sami, lecz wraz z nimi przechodzi doświadczenia i walczy cały Kościół. W takich warunkach o wiele łatwiejsze staje się wytrwanie na właściwej pozycji, a bardzo często wynikiem takiej postawy Kościoła jest pełne zwycięstwo sprawy Bożej. W zdrowym duchowo Kościele chrześcijanie traktują cierpienia jako jeden z normalnych elementów życia chrześcijańskiego, stawiają im czoła z odwagą, gotowością do ponoszenia ofiar dla Chrystusa i ufnością w Jego opiekę i pomoc. Kościół taki zna i docenia duchową wartość cierpień. Nie są one w stanie mu zaszkodzić, lecz, jak wszystko inne, służą dla jego dobra.[382]

Inna sytuacja powstaje wtedy, gdy przeciwności i prześladowania dotykają Kościół jako całość. Zdarza się to nieraz i z pewnością zdarzać się będzie także w przyszłości. Dla Kościoła nie powinno to być zaskoczeniem. Przeciwnie, Słowo Boże zawiera wielką liczbę zapowiedzi ucisków i prześladowań w kontekście czasów ostatecznych. Obraz zakreślony przez proroctwa Pisma Świętego wskazuje niedwuznacznie na to, że im bliżej będzie Kościół swego ziemskiego celu, tym silniejsze i zacieklejsze będą na niego ataki mocy nieprzyjacielskiej.[383] Krocząc drogą odnowy, musimy się z tym liczyć i być na to przygotowani.

Różne są postacie prześladowań Kościoła i różny bywa ich zasięg i natężenie. W swej łagodniejszej postaci obejmują one takie zjawiska jak stwarzanie atmosfery niechęci do żywego, biblijnego chrześcijaństwa, publiczna agitacja antyreligijna, szkalowanie i znieważanie pracowników Kościoła, ograniczanie dostępu chrześcijan do studiów, niektórych stanowisk, utrudnianie im awansu itd. W miarę wzrostu natężenia nacisku na Kościół dochodzą do nich administracyjne zarządzenia, utrudniające lub uniemożliwiające głoszenie ewangelii publicznie, rozpowszechnianie literatury, korzystanie ze środków technicznych, budowanie nowych obiektów kościelnych, kształcenie pracowników, nauczanie dzieci i młodzieży itp. W jeszcze ostrzejszej formie następują drastyczne ograniczenia zgromadzeń Kościoła, zastraszanie jego członków i pracowników, ingerencje administracyjne w wewnętrzne życie i działalność Kościoła. Wreszcie w prześladowaniu frontalnym następuje konfiskata mienia Kościoła, zakaz odbywania zgromadzeń, zakaz czynności religijnych, represje, oskarżenia, procesy i więzienie członków i pracowników Kościoła za spotykanie się, za ujawnianie swoich przekonań, za posiadanie Pisma Świętego lub książek religijnych itp., aż do skazywania na wygnanie, pozbawienie praw lub śmierć, albo też zadawanie cierpień fizycznych i wymuszanie przez nie wyrzeczenia się wiary, wypowiadania bluźnierstw itp.

Wszystko to tworzy dla Kościoła przeżycia wielce dramatyczne, wytrącające go całkowicie z normalnego trybu życia i pracy. Sytuacja taka niesie z sobą wiele zagrożeń i niebezpieczeństw, ale także wiele szans nowych zwycięstw dla Bożej chwały. W każdym razie sytuacja ucisków i prześladowań nie jest sytuacją jednoznacznie negatywną. Niebezpieczeństwa jej polegają na możliwości zajęcia przez Kościół, jego członków i pracowników niewłaściwej postawy. Łatwo ulec wtedy zgorzknieniu, zniechęceniu, beznadziejności, oddać się narzekaniom, przeżywać bezsilną złość i bunt wobec krzywdzicieli, nienawidzić ich, życzyć im źle. Jeśli zawładną takie uczucia, Kościół ponosi szkodę i niszczeje. Chrześcijanin może, jak Paweł, powoływać się na należne mu prawa[384], lecz nie ma sensu żywienie bezsilnego gniewu, jeśli zostaje się ich pozbawionym.

Jeśli Kościół zdobędzie się na walkę środkami Bożymi i zajmie postawę zgodną z nauką Chrystusa, doświadczenia tego rodzaju nic mu duchowo nie zaszkodzą. Jak w prześladowaniach indywidualnych, tak i w tym zbiorowym prześladowaniu Kościoła zagrożone są bowiem wyłącznie jego elementy materialne, doczesne, stanowiące niejako jego zewnętrzną połokę na tym świecie. Atak uderza więc w pieniądze, majątek ruchomy i nieruchomy Kościoła, w środki masowego przekazu używane do głoszenia ewangelii, w możliwości zdobywania świeckiego wykształcenia, w ludzi sprawujących w Kościele władzę instytucjonalną. Wszystko to nie stanowi właściwej istoty Kościoła, lecz jego nadbudowę, jego ziemskie dodatki.

Zbytnie uzależnienie Kościoła od tych dodatków osłabia Kościół duchowo i jest dla niego często ciężkim balastem. Jeśli to ma miejsce, prześladowanie, pozbawiające Kościół jego balastu, staje się dla niego dobrodziejstwem. Kościołowi zostają wtedy siłą wyrwane z rąk jego materialne namiastki, co zmusza go do powrotu do duchowych środków i sposobów działania. Choć jest to wielkim wstrząsem, skutki są uzdrowieńcze. Wiele wydarzeń historycznych i współczesnych dowodzi, że prześladowanie może być nad wyraz skutecznym czynnikiem odnowy Kościoła. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że zdarzają się sytuacje, kiedy prześladowanie jest praktycznie jedynym sposobem wyrwania Kościoła ze zwyrodniałości i zeświecczenia. Odpada wtedy od Kościoła całe mnóstwo rupieci, jakie do niego przylgnęły i jakie uzbierał w czasie wolności i dobrobytu, a jakie zniekształciły go i osłabiły duchowo. Rzesze kombinatorów i krętaczy, którzy jak pijawki czepiają się Kościoła, kiedy prosperuje on materialnie, ulatniają się natychmiast, gdy spotka go prześladowanie. Nawet słabsi i chwiejniejsi pracownicy nie wytrzymują i odpadają, dzięki czemu Kościół uzyskuje prężność, hart i pełną duchową sprawność bojową. Wynikiem tego procesu jest burzliwa ekspansja na przekór wszelkim szykanom i przeszkodom. Tak skuteczne okazują się być środki duchowe, darowane przez Boga Kościołowi. Jakże zdumieni są wtedy sprawcy prześladowania, widząc, że zamiast zniszczenia Kościoła spowodowali jego gwałtowny wzrost!

Mimo tej ważnej pozytywnej roli, jaką cierpienie często spełnia, nie jest ono przyjemnością. Szczególnie bolą uderzenia, zadawane przez tych, z którymi szło się wspólnie kawał chrześcijańskiej drogi, lecz którym więzy tradycji nie pozwalają iść drogą odnowy i każą sprzeciwiać się tej drodze. Niewątpliwie boli również widok ofiar, cierpiących, więzionych, szykanowanych, a jeszcze bardziej boli widok upadłych, którzy w obliczu gróźb i strat zaparli się wiary. Życie chrześcijańskie jest walką, a w okresie prześladowań fakt ten ujawnia się wyjątkowo wyraziście.

Miejsce to wydaje się odpowiednie, by wtrącić kilka słów o radości chrześcijańskiej. Chrześcijanin przeżywa radość o nieporównywalnej z niczym głębi i natężeniu, ale nie jest to w żadnym wypadku frywolna wesołość, jaką nieraz widzi się w tym świecie. Różnica polega na tym, że „świecka” radość pryska zaraz w obliczu przykrych okoliczności, jak nieszczęście, tragiczny wypadek, jakaś dotkliwa strata. Prawdziwa radość duchowa jest oparta o zbiór niewzruszonych faktów, dzięki czemu żadne okoliczności zewnętrzne nie są w stanie jej naruszyć. Niewymowna błogość, pochodząca z pojednania z Bogiem, życia wiecznego i zwycięstwa sprawy Bożej nie zostaje człowiekowi odebrana ani nawet umniejszona na skutek przeżywania cierpień, doświadczeń i ucisków. Przeciwnie, w okolicznościach tych szczególnie uwydatnia się jej głębia i znaczenie. Fatalną pomyłkę popełniają ci, którzy za radość chrześcijanina uważają lekki nastrój rozbawienia, śmiechu i żartów, wynikający z chwilowej beztroski. Tego rodzaju nastrój absolutnie nie pasuje do ziemskiej pielgrzymki chrześcijan i Kościoła, po prostu dlatego, że jest on nie do pogodzenia z realiami tej pielgrzymki, jak cierpienia, walki duchowe, miliony idące na wieczną zgubę, śmierć fizyczna itd. Tylko duchowo zaślepieni mogą w obliczu tych faktów bawić się i głupawo dowcipkować. Radość w Duchu to coś bez porównania cenniejszego, głębszego i trwalszego.

Zdrowy, odnowiony Kościół duchowy posiada wszelkie środki, by rozwijać się i chodzić w zwycięstwie także w prześladowaniach i cierpieniach. Straty doczesne ponosi bez szemrania, wiedząc, że są one częścią wspaniałego Bożego planu i służą dla Bożej chwały. Niektórym chrześcijanom, tak jak Piotrowi, darowany jest przywilej uwielbienia Boga cierpieniami i śmiercią.[385] „Nie lękaj się cierpień, które mają przyjść na cię” — mówi niebiańska Głowa swojemu Kościołowi.[386] Jest to napomnienie także i dla nas w pełni aktualne. Kiedy nad morzem szklistym zobaczymy zwycięzców z harfami, oddamy Bogu z głębi serca chwałę za wspaniałość wszystkich Jego dróg, jakimi nas prowadził.[387]


Przypisy biblijne

[365]   Mt 23: 34     Łk 21: 12     Jn 15: 20     Jn 16: 33
[366]   Mt 10: 17 22     Mt 24: 9     Łk 6: 22     Jn 16: 1–3
[367]   Dz 2: 13     Dz 5: 33 40     Dz 7: 54–60     Dz 8: 1–3     Dz 12: 1–5     Dz 14: 19 20
[368]   Hbr 12: 14     Rz 12: 18     Mt 5: 9     1Pt 2: 12
[369]   Dz 2: 47     Dz 5: 13     1Pt 2: 13–15     1Pt 3: 15 16
[370]   Dz 14: 50     Dz 16: 18–24     Dz 17: 5–9     Dz 19: 23–40
[371]   Mt 7: 15–20     Łk 3: 7–9     Gal 5: 19–23     Jk 3: 13–18
[372]   Jn 8: 41–44     1Jn 3: 7–12     Mt 24: 21 22     Obj 6: 4 8 9
[373]   Dz 14: 22     Rz 8: 17     Flp 1: 29     2Tm 2: 12     1Pt 4: 12–16
[374]   Hbr 10: 34     Mt 10: 28     Mt 5: 11 12     Mt 6: 19–21
[375]   Rz 8: 18     2Ko 4: 16–18     Mt 19: 27–29     1Pt 5: 10
[376]   2Ts 1: 4–8     Hbr 10: 34     Hbr 11: 24–26     1Pt 2: 19
[377]   1Pt 2: 20     1Pt 3: 14–18     1Pt 4: 15
[378]   1Pt 4: 14     Mt 10: 17–22     Dz 7: 55–60     2Tm 3: 10 11
[379]   Mt 10: 28     Łk 12: 4     Łk 21: 14–19     Hbr 11: 37–40     Obj 7: 14     Obj 12: 11
[380]   1Ko 9: 25     2Tm 4: 7 8     Jk 1: 12     1Pt 5: 4     Obj 2: 10
[381]   1Ko 12: 26     1Pt 3: 8     Dz 2: 44 45
[382]   Mt 5: 10–12     Jk 5: 10 11     1Pt 3: 13–16     Rz 8: 18
[383]   Dn 12: 1     Mt 24: 21     Mk 13: 19 20     Obj 6: 9–11
[384]   Dz 16: 35–39     Dz 22: 24–29
[385]   Jn 21: 17–19     Flp 1: 29
[386]   Obj 2: 10
[387]   Obj 15: 2–4