Drogi przyjacielu! Książka, którą trzymasz w rękach, jest trzecią i ostatnią częścią trylogii o wielkim przebudzeniu duchowym w Afryce Południowej. Tak, jak w przypadku pierwszych dwóch książek: „Przebudzenie rozpoczyna się ode mnie” i „Czas rozpocząć sąd od domu Bożego”, prawdziwym jej autorem jest misjonarz i ewangelista z RPA, Erlo Stegen. Ja tylko, wypełniając nakaz Boży, wybrałam i przetłumaczyłam jego kazania na dane tematy, zarejestrowane na taśmie magnetofonowej, nadając im formę książkową poprzez literackie opracowanie. Moje serce przepełnione jest wdzięcznością dla Pana za Jego wielką pomoc, którą On okazywał mi podczas całej tej pracy. Bez Jego kierownictwa ta i obie poprzednie książki nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Dziękuję też wszystkim czytelnikom pierwszych dwóch części tej trylogii, którzy swoimi listami pomagali mi w wyborze niezbędnego materiału. Mam nadzieję, że wielu z nich otrzymuje teraz odpowiedzi na nurtujące ich problemy. Jest zrozumiałe, że mimo najlepszych chęci po prostu nie można odpowiedzieć na potok wszystkich tych „co?” i „dlaczego?”. Niemożliwą jest też rzeczą ukazanie wszystkiego tego, co chcieliby wiedzieć nasi czytelnicy o przebudzeniu w Południowej Afryce, które trwa obecnie już 27 lat. Jeden z uczniów Pana, apostoł Jan, opisując wydarzenia, mające miejsce w ciągu trzech i pół roku służby Chrystusa na ziemi, skończywszy swoje opowiadanie, zmuszony był powiedzieć: „Wiele też innych rzeczy dokonał Jezus, które, gdyby miały być spisane jedna po drugiej, mniemam, że i cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by należało napisać” (J 21:25). Jak nieograniczony jest nasz Bóg, tak i nieograniczone jest działanie Jego Ducha. Nie zmieści się Go nawet w tysiącu tomów. Przy czym nie to jest najważniejsze. Jaką mamy korzyść z tego, że dużo wiemy o czynach, dokonanych przez Pana gdzieś tam, jeśli w naszym własnym życiu niczego jeszcze On nie osiągnął? Przecież przebudzenie powinno się rozpocząć od ciebie i ode mnie!
Szczególną naszą radością były listy, w których ludzie wyznając winy oczyszczali swoje życie, w wyniku czego doprowadzali do porządku swoje stosunki z bliźnimi. Właśnie przez takie dusze, w następstwie tego kroku, Pan zaczynał dokonywać w poszczególnych miejscach Swego dzieła. Szkoda tylko, że niektórzy z nich, uczyniwszy krok lub dwa w tym kierunku, zatrzymali się i nie szli dalej. Oni zapewne po prostu nie myśleli o tym, że proces oczyszczenia dlatego nazywa się procesem, bo zakłada konieczną i stałą kontynuację. Żyjemy w świecie pełnym grzechu i zła, dlatego przebywanie w nim związane jest z ciągłą walką i zakończy się ona dopiero wtedy, gdy przekroczymy próg wieczności. Wiemy też, że są ludzie, którzy z wściekłością powstali i sprzeciwili się takiemu kazaniu, uważając, że występując przeciwko grzechowi, Erlo Stegen przekracza wszelkie granice i popada w skrajność. Cóż, jak mówi się, historia się powtarza. Jeśli z powodu tego samego kazania odrzucono kiedyś samego Chrystusa, to dlaczego dzisiaj nie miałby zostać odrzucony posłany przez Niego? Szkoda tylko, że wrogami tej bezkompromisowej, otwierającej nam oczy na grzech ewangelii nie są bezbożnicy, ale chrześcijanie, którzy uważają siebie za prawdziwe dzieci Boże. Przy czym właśnie do pobożnych ludzi, współczesnych Chrystusowi, Jan Chrzciciel musiał też powiedzieć: „Plemię żmijowe… Wydawajcie więc owoc godny upamiętania” (Mt 3:7–8). Pan nie zmusza nikogo. Możemy obecnie reagować, jak chcemy. Możemy odrzucać i możemy przyjmować. Możemy zatwardzać serca i możemy się ukorzyć. Możemy źle mówić o mówiących nam prawdę i możemy, podobnie jak celnik, w skrusze bić się w piersi. Jaka droga dokąd zaprowadzi, to pokaże wieczność. A tymczasem przez wersety Pisma Świętego Pan zwraca się do nas, mówiąc: „Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca” (Obj 22:11).
Co zaś tyczy się mnie, to do końca swoich dni będę dziękować Panu
za tego odważnego męża Bożego, przez którego kazanie moje oczy
otworzyły się na wiele rzeczy i którego życie stało się dla mnie
wyrazistym przykładem prawdziwego życia w Chrystusie i wiernej służby
Panu z pełnym oddaniem Mu siebie. Droga moich własnych poszukiwań była
męcząco długa i trudna, chociaż od najwcześniejszego dzieciństwa byłam
chrześcijanką. Chwała Bogu, że On usłyszał krzyk mojej umęczonej
duszy, darując mi możliwość przebywania w miejscu, gdzie prawdziwie
działa moc Jego Ducha. Właśnie to odwróciło i od podstaw zmieniło całe
moje życie i moje chrześcijaństwo, dając mi to, o czym wcześniej nawet
nie marzyłam. Proszę powiedzieć, czy mogłam zakopać w sobie ten
bezcenny skarb, nie podzieliwszy się duchowym pokarmem, którego
niewątpliwie potrzebuje bardzo wielu? W Księdze proroka Izajasza,
58:7, powiedziano: „Podzielisz twój chleb z głodnym”, a Salomon,
dosłownie wtórując temu, mówi: „Rozdawaj swój chleb w obfitości, a po
wielu dniach odnajdziesz go” (Kzn 11:1). Właśnie to uczyniłam, oddając
moim braciom i siostrom w Chrystusie to, co z łaski Pańskiej sama
otrzymałam. Lecz najważniejsze jest to, że musiałam wykonać nakaz
Boży, otrzymany siedem lat temu. O, dałby Pan, aby słowa tego, kogo
dziś można nazwać głosem wołającym na pustyni, wykonały i w twojej
duszy wielką przemianę!
Ludmiła Plett