Po przeczytaniu porzednich stron możesz zadać sobie pytanie: „A
co teraz powinienem zrobić?” Czytanie o tym, że Chrystus zapokaja wszystkie
nasze potrzeby, to jedna rzecz, zaś wprowadzenie tego w życie codzienne
to zupełnie inna sprawa. Można wiele razy czytać o odpocznieniu w wierze,
a jednak nigdy do niego nie wnijść. Ta książka miała być szczególnym wezwaniem
do poczucia realności. Gdyby miała tylko dołączyć do innych książek w naszej
biblioteczce, może nawet omawiając bardziej szczegółowo ten przedmiot,
to byłoby lepiej, aby nigdy nie została ona napisana! Biblia ostrzega nas,
że „litera zabija, zaś Duch ożywia”.
Aktywny stan chrześcijaństwa, opisany już na tych stronach, nie jest wcale łatwy do osiągnięcia. Nie przekształci on naszego życia w wyniku krótkiej modlitwy lub samej tylko decyzji zmiany; Bóg dopuszcza na nas czasami kryzysy, aby nas poderwać z duchowego snu. Po kryzysie musi jednak wystąpić jakiś postępowy proces, by osiągnąć rewolucyjne zmiany.
O ile pragniesz, aby ta książka miała w twoim życiu jakieś większe znaczenie, musisz wprowadzić „rewolucję”. Postanowienie to powinno wypłynąć z każdej części twego duchowego życia, z każdej tkanki! Potrzeba też olbrzymiej łaski z góry we wszystkich wymienionych poprzednio dziedzinach. Jeśli ciebie tylko bawi przeprowadzenie tak radykalnej zmiany i nie jesteś tym przejęty do głębi, musisz zaprzeć się samego siebie i wziąć na siebie swój krzyż, naśladując Chrystusa.
Za wszelką cenę powinniśmy prosić Pana, aby otworzył nasze oczy, abyśmy dojrzeli wewnątrz i wokół nas to duchowe rozdwojenie. Musimy zdawać sobie z tego sprawę, o czym mówi Słowo Boże, że „najzdradliwsze jest serce człowieka i nadzwyczaj przewrotne”. Musimy upaść przed Panem w desperacji tak, aby On mógł podnieść nas w górę i wyciągnąć nas z duchowej mgły, w której tkwimy teraz po uszy.
Przestańmy obwiniać Boga lub innych ludzi za nasz stan duchowy. Spójrzmy prawdzie w twarz. O ile jesteśmy ludźmi wierzącymi Chrystusowi i posiadamy Jego Ducha Świętego, to nie mamy żadnej wymówki, że nie żyjemy rewolucyjnym, dynamicznym chrześcijańskim życiem. Jakże często błądzimy w myślach, łudząc się, że znakiem takiego życia jest nasze zaangażowanie w „pracę”, świadczenie lub jeszcze coś innego. Szatan podsuwa nam takie myśli w bardzo sprytny sposób. Chrystus powiedział jednak wyraźnie, że pierwszą, najważniejszą dziedziną, w której może się objawić Jego rewolucyjne życie — to nasze wnętrze. Pozwólmy, aby Bóg stał się tak realny w naszym życiu, by całkowicie przekształcił nas i uczynił podobnymi do Chrystusa. Codzienna, osobista duchowa rewolucja jest największą potrzebą naszych czasów. Tylko to może nas wprowadzić w realne duchowe odnowienie.
Zbyt wielu z nas dołącza do jakichś misji lub innych form chrześcijańskiej służby bez zwracania uwagi na własne życie duchowe i stosunek do Boga. Powstaje niebezpieczeństwo, że nasza działalność będzie wyprzedzać osobiste życie z Bogiem. Jeden z chrześcijańskich autorów zauważył: „W dzisiejszych czasach specjalizujemy się raczej we wzywaniu innych niż w pogłębianiu samych siebie. Niech sam Bóg nas od tego wyzwoli do takiego rodzaju chrześcijaństwa, które wytrzyma próbę czasu i ataki sił piekła”.
Pozwólcie mi przedstawić te rzeczy, w których nasza rewolucja powinna być widoczna. Jestem zupełnie pewny, że ci, którzy szczerze będą pragnęli wprowadzić te napomnienia w czyn, wkrótce odkryją ich skuteczość. One działają, bo całe chrześcijaństwo „działa”. Wszystkie one były podstawą nauczania Chrystusowego, przekazanego także przez apostołów wszystkim tym, którzy chcieli być naśladowcami i uczniami Pana Jezusa.
1. Rewolucja w naszym życiu modlitewnym. Jednym z najbardziej przygnębiających zjawisk w naszym współczesnym kościele jest zaniedbanie modlitw, zarówno na poziomie indywidualnym, jak też i grupowym. Jest to zaskakujące, jak bardzo mało modlimy się w przeciętnym, ewangelicznym zborze. Nawet podczas spotkania modlitewnego tylko kilku ludzi jest w nim zaangażowanych. Noce poświęcone modlitwie, małe grupy modlitewne, dnie modlitwy i postu, tak często powracające na kartach Biblii we wczesnym okresie Kościoła, wydają się być w czasach dzisiejszych jedynie starymi zwyczajami. W naszych czasach ludzie są zbyt zajęci, aby się modlić. Współczesny kościół użyłby wszelkiej drogi, aby znaleźć jakiś środek zastępczy, zapewniający te same rezultaty, co modlitwa. O ile rzeczywiście myślimy poważnie o naszej wewnętrznej, duchowej rewolucji, to powinniśmy nauczyć się modlić zupełnie od początku! Napisano już na ten temat bardzo wiele książek, które mogą się nam okazać pomocne, nic jednak nie potrafi zastąpić samego zejścia na kolana i rozpoczęcia modlitwy. Samuel Chadwick kiedyś powiedział: „ Jedyna troska szatana w naszych czasach to wstrzymywanie chrześcijan od modlitwy. Nie obawia się on wcale studiów biblijnych bez modlitw, pracy, za którą nie stoją modlitwy, religii bez modlitw. Śmieje się, patrząc na nasze wysiłki, natrząsa się z naszej mądrości, drży zaś, gdy zaczynamy się modlić”.
Uwielbienie powinno być Mount Everestem naszego życia modlitewnego. Każdego dnia powinniśmy wydzielić jakiś czas, aby wspinać się na poziom duchowej realności poprzez uwielbienie, dziękczynienie i chwalenie. Król Dawid tak śpiewał: „Będę wielbił imię Boże pieśnią, będę wywyższał Jego dziękczynieniem. A będzie to przyjemniejsze Panu aniżeli wół albo cielec rogaty z rozdzielonymi kopytami (na ofiarę)” (Psalm 69:31–32).
Najważniejszą sprawą naszego chrześcijańskiego życia jest realność modlitwy, oddawania Bogu czci. Właśnie to przeprowadzi wewnątrz nas duchową rewolucję, czego niestety doświadczyło tylko bardzo niewiele osób. Nie można się tego nauczyć na jakimś przyśpieszonym kursie przez rok lub dwa, ani nawet przez, dwadzieścia lub trzydzieści lat! Będziesz potrzebował na to całego okresu życia. Mimo wszystko warto poświęcić wiele lat naszego życia, aby nauczyć się realności codziennego uwielbiania, gdyż to jest naszym powołaniem. Nie ma ważniejszego odcinka frontu w duchowej rewolucji.
Musimy dokładać wszelkich starań, aby wydzielić jakiś czas na uwielbianie, modlitwę i dziękczynienie. Można dojść do takiej postawy w życiu, kiedy modlimy się bez przestanku, przynosząc Panu nasze uwielbienia o każdej porze dnia. Jest jednak ważne, aby był wydzielony pewien czas na spotkanie się na osobności z Nim. Jakże niewielu chrześcijan wie coś więcej o prawdziwym cichym czasie modlitwy, uwielbienia i postu nad Słowem. Całemu kościołowi Chrystusa bardzo tego brakuje! Cel tej książki zostałby osiągnięty, gdyby jedynym wynikiem jej przeczytania było postanowienie wydzielenia jakiegoś czasu na modlitwę, post i uwielbienie przy Słowie Bożym każdego dnia. Poprzez taki cichy czas odkrylibyśmy pozostałe zasady rewolucji duchowej, która przeprowadzałaby nas od zwycięstwa do zwycięstwa wtedy, gdy Słowo żyłoby zazębione z Wiarą.
2. Rewolucja w naszym studium biblijnym. Za wszelką cenę powinniśmy się stać „molami książkowymi”. D. L. Moody powiedział: „Albo grzech będzie cię trzymał z dala od Księgi, albo też Księga będzie trzymała cię z dala od grzechu”. Już to dawno odkryłem, że większość chrześcijan jest zbyt leniwa, aby poważnie przystąpić do uczenia się na pamięć i rozważania Słowa Bożego. Olbrzymim kontrastem są tutaj wyznawcy Islamu, którzy kończąc swe uniwersytety, znają cały Koran na pamięć. Chrześcijanie w większości uważają, że jest to zbyt trudne, aby nauczyć się na pamięć nawet jednego rozdziału. Wielu aktorów i aktorek uczy się na pamięć tysięcy wierszy, aby zdobyć sławę i pieniądze, jakie to przynosi; dla chrześcijan wydaje się to jednak czymś zbędnym, nie widzą potrzeby, aby uczyć się i rozmyślać dużo nad kosztownym Słowem Bożym. W wyniku tego nasze kościoły wypełnione są duchowymi karłami, z których wielu przez długie lata posiada członkostwo! W niektórych wypadkach takie karły nawet obejmują przewodnictwo! A my zastanawiamy się, dlaczego współczesnemu kościołowi ewangelicznemu brak duchowej realności, która przecież wypływa z czytania Nowego Testamentu. Gdyby ktoś chciał tu wytykać nieprawidłowości, większość nazwałaby go fanatykiem, ekstremistą lub wręcz szaleńcem.
Z drugiej jednak strony na całym świecie widziałem wierzących, którzy zbierali się wokół Słowa i którym nie wystarczało spożywanie samych okruchów chleba. Chcieli wgłębić się w Słowo w jakiś nowy, rewolucyjny sposób. Ważną rzeczą jest nie „wgłębianie się w Słowo Boże”, lecz aby ono wchodziło w nas! Powinniśmy więc czynić coś więcej niż tylko czytać Biblię; musimy medytować intensywnie nad Słowem, tak jak już napomina nas psalmista w Psalmie 119:9,11.
Trzeba być radykalnie uczciwym i szczerym przy czytaniu Biblii. Nie wolno nam podchodzić do Słowa stale pod tym samym kątem widzenia i studiować Biblię, aby ten właśnie punkt udowodnić. Mamy się zagłębiać w Słowo w uniżeniu, zdecydowaniu, by być posłusznymi każdemu słowu i wierszowi, temu, co zostanie nam objawione przez moc Ducha Świętego. Jeden z wielkich ewangelistów powiedział: „Wzięliśmy Słowo Boże, Miecz Ducha i używamy go do rozcinania innych wokół nas, zamiast iść wraz z nimi do wielkiej walki w Imieniu Chrystusa”. Znacznie łatwiej pozostawać stale w sferze naszych ulubionych miejsc i wierszy i przez resztę naszego życia ich bronić. Trudniej jest przyjmować Boże rady tak, jak są napisane, jedynie to jednak może nas przekształcić w trzeźwych, rewolucyjnych ludzi Jezusa Chrystusa.
Nie powinniśmy tylko szukać wierszy, które się nam podobają i słuchać ich, lecz także być gotowi do przyjęcia wszystkich napomnień i ważnych uwag, niezgodnych z naszym starym punktem widzenia. Nie powinniśmy podkreślać w naszych Bibliach tylko tych wierszy, które mówią o błogosławieństwie, lecz także musimy przemyśliwać nad tymi, które mówią o cierpieniach. 1 List Jana 3:16 mówi: „Po tym poznaliśmy miłość, że On za nas oddał życie swoje!”. Zbyt wielu ewangelistów zatrzymuje się właśnie w tym punkcie, zamiast doczytać ten wiersz do końca i słuchać także reszty tego zwiastowania: „i my winniśmy życie swoje oddawać za braci”. Następny wiersz jest może jeszcze częściej omijany wśród ewangelicznych ludzi, zwiastujących już od lat błogosławieństwo Słowa Bożego, zaniedbując jednak podkreślenia odpowiedzialności, którą ono na nas nakłada. W wierszu 17 czytamy: „Kto zaś posiada dobra tego świata, a widzi brata w potrzebie i zamyka serce swoje, jakże w nim może mieszkać miłość Boża?”
Następny wiersz jeszcze raz wraca do podstaw, napominając nas, jak małe dzieci, abyśmy miłowali nie słowem, lecz czynem i prawdą. To jest prawdziwa rewolucja!
3. Rewolucja dyscypliny. Dla bardzo wielu z nas słowo dyscyplina jest czymś nieprzyjemnym, niemniej gdy tylko studiujemy historię Kościoła zauważamy, że trudno znaleźć niezdyscyplinowanych ludzi, mężczyzn lub kobiety, którzy by odegrali jakąś ważną rolę na tym polu. Podstawowym powodem, dla którego mamy często kłopoty w sferze dyscypliny, jest brak motywacji. Możemy starać się utrzymywać jakąś fałszywą dyscyplinę, nigdy jednak nie zastąpi ona prawdziwej, uczciwej odpowiedzi na Bożą miłość, porywającą nas dogłębnie.
Powiedziano już, że nic nie zastąpi „staromodnego” posłuszeństwa. Dyscyplina jest bowiem objawiającym się zewnętrznie owocem pełnego poświęcenia, podporządkowania się Chrystusowi i Jego Słowu. Sam Pan napomina: „Jeśli mnie miłujecie, przestrzegajcie moich przykazań”. Powiedział także: „O ile trwać będziecie w Słowie moim, prawdziwie uczniami moimi jesteście!”
Jeśli sam apostoł Paweł musiał powiedzieć w 1 Koryntian 9:26–27: „Ja tedy tak biegnę, nie jakby na oślep, tak walczę na pięści, nie jakbym w próżnię uderzał, ale umartwiam ciało moje i ujarzmiam, bym przypadkiem, będąc zwiastunem dla innych, sam nie był odrzucony”, to o ileż bardziej my powinniśmy powziąć takie decyzje? Apostoł Paweł jest świetnym przykładem życia w pełnej dyscyplinie, był on równocześnie prawdziwym rewolucjonistą dla Chrystusa. Powiedział, że raczej powiniem żyć zgodnie ze Słowem Bożym, które znał, aniżeli zgodnie ze swoimi nastrojami lub zgodnie z tym, czego pragnął szatan.
Prawdziwa dyscyplina jest osiągalna tylko wtedy, gdy opieramy się na obietnicach Bożych. One wszystkie są zagwarantowane całą potęgą samego Pana. Często dojdziemy do tego, że sami w sobie nie potrafimy dotrzymać któregoś z przykazań ani też nie potrafimy narzucić sobie samodyscypliny, dopóki nie odkryjemy, że: „Wszystko mogę w Chrystusie, który mię posila” (List do Filipan 4:13). Nawet będąc wewnątrz potężnych zmagań, mamy tę pewność, że Bóg ciągle wystarcza, by nam pomóc i Jego łaska w każdym czasie jest pomocna.
Niektórzy fałszywie przedstawiają chrzęścijaństwo jako życie bez wysiłku, niemalże automatyczną zabawę, zaczynającą się szczególnym punktem kryzysu, albo przyswojeniem sobie szczególnej teorii usprawiedliwienia.
Łatwo odkryć, że w pobliżu wierszy, mówiących o odpocznieniu, ufaniu, trwaniu w Nim, i dopuszczeniu, aby On pracował przez nas, są też inne słowa, mówiące o walce, bitwach, posłuszeństwie i potrzebie oddawania naszych ciał jako ofiary żywej, aby wykonywać wolę Bożą. Nie powinniśmy przeciwstawiać sobie tych dwóch na oko sprzecznych punktów widzenia, tak samo jak nie przeciwstawiamy sobie argumentów Jozuego i Kaleba, używających różnych słów do wzywania ludzi do kraju obiecanego. Duchowym rewolucjonistą jest człowiek, który nauczył się znajdowania równowagi między tym, co Bóg czyni i co on, wierzący ma przyjąć przez Jego moc i przez działanie Ducha Świętego. Niezależnie od tego, przez ile kryzysów przeszedłeś w życiu lub jak bardzo wierzysz w jakąś szczególną duchową zasadę, nie uczynisz wielkiego postępu, dopóki nie będziesz się chciał zaprzeć samego siebie, biorąc na siebie swój krzyż, i wyruszyć w drogę naśladowania Chrystusa, utrzymując pełną dyscyplinę.
Podam może jeden przykład. Jest rano, leżąc w łóżku modlisz się, aby Pan podniósł ciebie z niego. Możesz używać wielkich słów, nawet wielkich cytatów „nie ja, lecz Chrystus”. Odkryjesz jednak wkrótce, że o ile nie włączysz się w jakieś konkretne działanie — to w łóżku pozostaniesz do wieczora! Faktem jest, że każdego dnia musimy podejmować szereg decyzji. Dopóki nie wiemy nic o dyscyplinie pod kontrolą Ducha, to napotkamy wiele upadków w swoim chrześcijańskim życiu. Najbardziej potrzebujemy dyscypliny w momencie grzechu i upadku.
Natychmiast powinniśmy w tym momencie pokutować, przychodząc tam, gdzie możemy uzyskać przebaczenie i łaskę — do krzyża. Wielu chrześcijan żyło miesiącami w przygnębieniu i depresji tylko dlatego, że nigdy nie nauczyli się dyscypliny pokuty, realności uwolnienia od grzechów. Nie przypuszczam, żeby Panu Jezusowi miło było zdecydować się w pewnym momencie na krzyż, On jednak nas umiłował i był posłuszny woli Bożej. Może i my nie będziemy w żaden szczególny sposób skłonni, aby pójść w pokucie do krzyża, lecz motywem ku temu powinna być miłość ku Niemu. Znajdziemy tam pełnię przebaczenia, bez którego prawdziwe naśladowanie Pana jest niemożliwe.
4. Rewolucja miłości. Jezus powiedział, że ludzie będą nas rozpoznawali jako Jego uczniów po tym, jak miłujemy jedni drugich. Największym oskarżeniem współczesnego ewangelicznego chrześcijaństwa jest to, że brak już takiego rodzaju miłości. Wspominam, że tym, co mnie najbardziej przekonało o realności chrześcijańskiej wiary w ujęciu nowotestamentowym, była miłość czynna, działająca wśród określonych, nielicznych ludzi. Chociaż są oni w mniejszości, to jednak istnieją. Są żywym dowodem i zachętą dla nas wszystkich. Czyż to nie wspaniałe oglądać, jak Pan Jezus Chrystus przekształca ludzi zagubionych i żyjących bez miłości na podobnych do Niego? Jeżdżąc po całym świecie, mogłem wszędzie oglądać skutki działania tej rewolucji miłości, zaczynającej się zawsze od Pana Jezusa. Gdyby więcej z nas do niej dołączyło, wtedy, jestem przekonany, że duchowe odnowienie ogarnęłoby cały świat jeszcze w tym stuleciu! Nie myślę tutaj o wielkich tłumach i masach, może nawet całych krajach, nawracających się do Chrystusa, ale raczej o indywidualnych, pojedynczych ludziach, rozsianych po całym świecie, a żyjących dynamicznym, rewolucyjnym życiem według zasad nowotestamenotwych — szczególnie według zasady miłości.
Dopóki nie zdecydujemy się dołączyć do takiej rewolucji w dziedzinach, które już wcześniej zostały omówione, nigdy nie dojdzie w nas do rewolucji miłości. Dopiero gdy zejdziemy na głębszy poziom poznania Boga i pozwolimy, aby Chrystus pracował przez nas, wtedy dopiero będziemy mogli okazywać nowy rodzaj rewolucyjnej miłości. Nie ma potrzeby pisania jeszcze jednej książki, omawiającej tylko ten temat lub wygłaszania specjalnych kazań, gdyż jest to sprawa, która powinna być przeżywana wewnątrz nas. Nadeszły już takie czasy, że jedyną nadzieją są indywidualni ludzie, którzy zdecydowali się żyć całym sercem w Bożej mocy i Jego doskonałości z Jego rewolucyjnymi zasadami. Początkiem musi jednak być pełna pokuta, załamanie, zaś później — ciągłe wołanie o Bożą łaskę. Jest to jednak możliwe!
Nic nie potrafi bardziej skutecznie powstrzymać rewolucyjnego chrześcijaństwa ponad to, co jest przeciwieństwem miłości: „Niezgoda, niezrozumienie, złość, niepewność, zazdrość i nienawiść”. Zbyt wielu chrześcijan rozwinęło w sobie tolerancję zamiast miłości. Po niedzielnym nabożeństwie ofiarujemy sobie wzajemnie „uścisk tolerancji”. Jest to jednak czymś różnym od prawdziwej miłości, łączącej w dynamiczny sposób. Przyczyną tego jest nasze podejście do miłość jako do uczucia, do czegoś, co możemy przeżywać w jakiś sentymentalny sposób, nie zaś jako do realności, będącej następstwem chodzenia w posłuszeństwie i społeczności z Chrystusem.
Myślę, że my chrześcijanie możemy we wspaniały sposób używać miłości jako przykładu dla ludzi niewierzących: Ludzie różnych ras, różnego pochodzenia, z różnych kościołów i różnych temperamentów mogą pracować razem w miłości i harmonii z Panem Jezusem — Królem i Panem. Słowo Boże mówi, że miłość usuwa strach. Idźmy więc naprzód z wiarą, a miłość na pewno usunie strach z naszych serc, strach przed ludźmi, których nie rozumiemy, innej rasy, innego kraju lub kościoła. Powinniśmy wyłamać się ze swoich ciasnych kółek i zacząć pracować i żyć wspólnie ze wszystkimi Bożymi ludźmi. Odłóżmy na bok wszystkie drugorzędne rzeczy i zjednoczmy się pod hasłem miłości i podstawowych biblijnych zasad Nowego Testamentu. Subtelna duma, jaka często wśród nas pokutuje, duma z tego, że „nasza grupa” lub „nasz kościół”, lub jeszcze „nasza denominacja” jest lepsza niż wszystkie pozostałe — powinna być zupełnie odrzucona i zastąpiona przez miłość, która szanuje swego brata bardziej niż siebie samego i zmusza nas, abyśmy zdawali sobie sprawę z faktu, że bez miłości jesteśmy niczym. O ile któryś z braci otrzymał jakieś jaśniejsze światło na daną sprawę, przez łaskę Bożą, od innych braci reprezentujących inne grupy, to wtedy powinniśmy czuć się bardziej pokornymi i miłującymi.
Można by napisać całą grubą książkę na ten temat, byłoby jednak lepiej, aby zamiast tego zabrać się do poważnego studiowania Nowego Testamentu, uczenia się na pamięć jego wierszy i medytowania nad setkami wierszy, które mówią o tej wielkiej rewolucji miłości. Od tego więc momentu, w pełnym posłuszeństwie Chrystusowi, poprzez Moc Jego Świętego Ducha musimy pójść naprzód, wprowadzając do praktyki miłość nieprzyjaciół ponad samych siebie. O ile nie będziemy mogli w praktyce utrzymać tych wysokich wymagań i zgrzeszymy, Bóg nam przebaczy. Pamiętajmy jednak .stale, że jest to jedna z zasad naszej rewolucji. Bez takiej miłości nigdy nie dojdziemy do realności życia.
5. Rewolucja uczciwości. Uczciwość duchowa jest jedną z największych potrzeb naszych czasów! Od bardzo dawna my, ewangeliczni chrześcijanie, chodzimy w religijnych maskach. Wyglądamy bardzo pobożnie, a prawda przedstawia się zupełnie inaczej. Do takiego stanu tak przyzwyczailiśmy się, że już prawie nie zdajemy sobie z tego sprawy. Czy możesz wyobrazić sobie, co taka rewolucja uczciwości zmieniłaby w twoim kościele? Czy myślałeś, jak zmieniłby się nawet nasz śpiew? Gdybyśmy uczciwie chcieli zaśpiewać naszą ulubioną pieśń „Głos Jezusa słychać”, to być może musielibyśmy wprowadzić nową wersję słów, np.:
Glos Jezusa słychać, wzywa wszystkich nas,
Lecz bądźmy ostrożni — mamy jeszcze czas,
Chrystus — Mistrz i Zbawca — oczywiście, tak!
Tylko krzyż ukryjmy, to niemodny znak.
Kościól się porusza jak potężny żółw,
Dobrze dreptać w miejscu, bo już znamy grunt.
Nieźle podzieleni — każdy trzyma coś;
Różne to nauki, lecz ta sama złość.
Trony i korony mogą wnet się chwiać,
Lecz jak się skryjemy, to możemy spać.
„Kościół jest mocniejszy od piekielnych bram”.
Sam Pan to obiecał, lecz przecież nie nam.
Chodźcie, ludzie, do nas, przekonacie się:
Miło razem nucić cichuteńką pieśń.
Potem poprosimy Go o łatwy chleb…
Myśląc nowocześnie — nie zblażnicie się.
Słowa te mogą wydawać się wam dziwne, gdybyście jednak chcieli znaleźć jeszcze silniejsze i twardsze, to zwróćcie się do Nowego Testamentu. Otwórzcie na przykład Objawienia św. Jana 3:15–17.
„Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich. Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły”.
Musimy wypowiedzieć zdecydowaną wojnę tego rodzaju samousprawiedliwieniu, które było wspomniane w tych wierszach. Aby dojść do tego, musimy powziąć decyzję, aby w każdym wypadku być uczciwymi duchowo. Spójrzmy na siebie samych, jak właściwie wyglądamy i pozwólmy Bogu, aby wprowadził w nas rewolucyjne zmiany niezależnie od kosztu! Zbyt wielu z nas stara się żyć na jakimś duchowym poziomie, wiedząc, że właściwie to jesteśmy daleko od niego. To zaś doprowadza nas do poczucia duchowej nierealności, frustracji i niezdecydowania, a czasami nawet do duchowego załamiania. Na nieszczęście te osoby, które najbardziej pragną wzrastać duchowo, kończą z największymi problemami. Jeszcze raz więc trzeba podkreślić wagę wewnętrznej równowagi. Szatan stara się zepchnąć nas z jednego skrajnego punktu w drugi. Potrzebą naszych czasów nie są wcale duchowi ekstremiści, lecz duchowi rewolucjoniści. Ci zaś dobrze zdają sobie sprawę z potrzeby duchowego zrównoważenia. Wiedzą też, że według słów z Listu do Efezjan 1:6 zostali już przyjęci, zaakceptowani przez Najwyższego i z tego powodu nie potrzebują duchowej aktywności dla uzyskania zasług i wywalczenia sobie pozycji. Rewolucjonista duchowy przyznaje, że jest grzesznikiem i ma szereg upadków. Wie jednak, że Bóg wciąż jeszcze kocha go i przyjmuje razem z jego upadkami.
Często chrześcijańscy liderzy wpadają w tę pułapkę. Urobiona przez ich zbory opinia jest nadzwyczaj pozytywna. Ci „aktywni” są zepchnięci do nierealności i starają się wypełnić to, czego ludzie się po nich spodziewają. Niestety, kończą często w silnych powikłaniach nerwicowych. Możemy powiedzieć nawet, że nic tak bardzo nie upośledza duchowego lidera, jak staranie zdobycia ludzkiej sławy i chwały.
Jednym z powodów, dla których setki młodych chrześcijan straciło wszelkie iluzje co do swych kościołów (a także względem rodziców), to nie oglądanie ich upadków, lecz zauważenie nieuczciwości i duchowej nieszczerości. Każdy normalny młody człowiek dobrze zdaje sobie z tego sprawę, że jego rodzice nie są doskonali, najbardziej zaś będzie denerwowało go oglądanie każdego dnia ich duchowej niekonsekwencji. „Podwójne życie”, „dwa oblicza” — to gorszy przeciętnego młodego bardziej niż cokolwiek innego, w końcu nienawidzi tego tak bardzo, że często woli być bezdomnym hippisem, używającym narkotyków, niż chrześcijaninem o dwóch obliczach. Tacy młodzi często wolą także powrócić do uczciwego agnostycyzmu niż kontynuować życie w cieniu duchowego rozdwojenia. Tylko rewolucyjne, dynamiczne, miłujące, uczciwe chrześcijańskie życie może nawrócić tych zbuntowanych młodych z powrotem w ramy kościoła. To właśnie może spowodować rewolucję, a jeśli i ty, czytelniku, należysz do takich buntowników, to wzywam cię, naśladuj Chrystusa i pomagaj w rozprzestrzenianiu naszej rewolucji.
6. Rewolucja w świadczeniu. O ile nasza rewolucja rozprzestrzeniła się we wszystkich tych dziedzinach, które już zostały wspomniane, to także zupełnie spontanicznie przeniknie ona do naszego świadczenia. Ciągle połowa świata pozostaje w ciemności, jeśli chodzi o znajomość Jezusa Chrystusa. Jakkolwiek wielu ewangelicznych chrześcijan wyspecjalizowało się w jakichś drugorzędnych sprawach, to jednak odnoszą oni często porażki, jeśli chodzi o przekazywanie ewangelii innym ludziom i to nie tylko w tych najbardziej niedostępnych częściach świata, ale często nawet współmieszkańcom swych miast i najbliższej rodzinie! O ile nawet gdzieś wychodziliśmy na zewnątrz, to powielaliśmy jedynie starą formę zdegenerowanego statystycznego chrześcijaństwa. A. W. Tozer powiedział: „Bardzo popularna opinia, że pierwszym zadaniem Kościoła jest przekazywanie ewangelii do najbardziej odległych części ziemi, jest fałszywa. Pierwszym warunkiem jest, by była ona sama w sobie warta rozpowszechniania. Przekazując krajom pogańskim tę zdegenerowaną formę chrześcijaństwa, wcale nie wypełniamy przykazania Chrystusa”.
Dlaczego nie staramy się uważnie słuchać wypowiedzi dwudziestowiecznych proroków takich jak A. W. Tozer, który już wielokrotnie z kazalnic, jak i ze stron tej książki wypowiedział tak ważne słowa do Kościoła? Gdybyśmy chcieli wprowadzić w życie te zasady, jakie on sugeruje w swych książkach (dopuszczając ludzkie pomyłki), to na pewno ujrzelibyśmy rewolucję duchową! Następstwem tego byłoby rozwinięcie świadczenia w każdej nowej formie, a wszyscy ludzie wierzący mogliby się zebrać w jednym Kościele Jezusa Chrystusa. Niezależnie od tego, czy jesteś kalwinistą czy arminianinem albo członkiem jeszcze innego wyznania, będziesz mógł znaleźć w historii kościoła, do którego uczęszczasz, postacie, które były dziesięciokrotnie bardziej skuteczne w świadczeniu o Chrystusie od ciebie. Sam tak bardzo chętnie zaprosiłbym do społeczności tak wielu George'ów Whitefieldów lub John'ów Wesleyów, jak tylko to możliwe, niezależnie od różnic w naszej doktrynie. Fakt, że wiele tysięcy ludzi miało do tego stopnia różną teologię i odmienne punkty widzenia, a jednak mogli żyć tym samym rodzajem dynamicznego, rewolucyjnego życia chrześcijańskiego, powinien przekonać nas, abyśmy nie bali się odłożyć na bok nasze doktrynalne zmagania i różnice, aby razem pracować nad ewangelizacją świata i duchową rewolucją. Zdajemy sobie sprawę z tego nadzwyczaj ważnego faktu, że musimy się zmobilizować w ewangelizacji, gdyż inaczej staniemy się tylko degeneratami i skamielinami.
Świadkowie Jehowy, przy całej ich fałszywej doktrynie, mówią jednak, że 90% ich członków jest „w akcji”. Oznacza to, że 90% ludzi, przychodzących na ich zgrupowania, bierze udział w ewangelizacji. Jak wyglądałaby ta liczba w naszych ewangelicznych zborach? Ilu ludzi w naszym zborze jest aktywnie włączonych w jakąkolwiek formę świadczenia o Chrystusie? Czasami wydaje mi się, że jedyną osobą, która wie, jak przyprowadzić kogoś do Chrystusa, jest pastor, może jeszcze kilku innych starszych w zborze. A jednak Nowy Testament uczy nas jasno, że każdy wierzący w Chrystusa jest Jego świadkiem. Może nie jesteśmy wszyscy powołani, żeby głosić Ewangelię z kazalnicy, nie ma jednak nikogo takiego pośród tych, którzy znają imię Pana Jezusa, dla których nie byłoby miejsca w jakiejś formie świadczenia. Fakt, że wielu ludzi znalazło Chrystusa poprzez przeczytanie małego skrawka papieru lub jakiejś chrześcijańskiej książki, niech będzie dla nas dowodem, że nie powinniśmy dotrzeć do nieba bez co najmniej jednego człowieka, pozyskanego przez nasze świadectwo.
Istnieje również wielkie niebezpieczeństwo przekształcenia się w armię bez żołnierzy szeregowych. Można na wiele sposobów opowiadać o świadczeniu, wprowadzać znakomite podziały na metody lepsze i gorsze. Wielu uważa się za świetnych strategów w tej dziedzinie, w nauczaniu takich rzeczy, ja jednak uważam, że każdy musi być świadectwem w życiu, we własnym otaczającym go świecie. Ważniejszą od wielkich ewangelizacji, specjalnych programów lub kampanii jest sprawa spontanicznego, obfitego świadectwa, które rozchodzi się w krąg, od każdego chrześcijanina — ze źródła, którym jest mieszkający w jego sercu Chrystus. Gdy On wewnątrz nas mieszka, to chce tak mówić! Obiecał nam, że swą mocą poprze nasze słowa. Tutaj również brak wiedzy biblijnej jest zwykłą wymówką. Jest jednak znacznie lepiej mieć przygotowanych kilka wierszy do użycia praktycznego niż tylko czytać, przerzucając kartki naszej Biblii.
Jeśli Bóg potrafił w Starym Testamencie posłużyć się osłem do przekazania swego poselstwa, może dziś użyć także ciebie! Zaprzestańmy rozpamiętywania tylko naszych upadków i wstydu, braku przygotowania, strachu, lecz zacznijmy nareszcie wierzyć Bogu, wykonującemu „niemożliwe dzieła”! On specjalizuje się w używaniu słabych naczyń na przestrzeni historii. Jestem zupełnie pewny, że nikt z was, czytelnicy, nie jest nieodpowiednim, o ile tylko prawdziwie pragniecie stać się wspaniałym świadectwem o Chrystusie Jezusie.
W zakończeniu chciałbym przedstawić jeszcze dwie prośby, z których pierwsza jest znacznie ważniejsza. Prosiłbym was, abyście się ze mną zjednoczyli w pokucie u podnóża krzyża i uwierzyli Bogu, że On wprowadzi do naszego życia i do życia innych chrześcijan swą wielką rewolucję, o której tutaj tak dużo mówiliśmy. Przyjmijmy postawę grzesznika, uznając swe wszystkie upadki i wierząc Bogu, że On w nas przeprowadzi wielkie dynamiczne zmiany w następnych dniach. Zdecydujmy się na powtarzanie tej prośby codziennie.
A oto druga sprawa: chcę was prosić, abyście poświęcili kilka minut
i napisali do mnie, na adres wydawnictwa, pisząc, co o tej książce myślicie.
Może będzie to twój pierwszy akt dyscypliny po przeczytaniu tej książki?
Wiedząc bardzo dobrze, ile dyscypliny ma w sobie przeciętny ewangeliczny
chrześcijanin, nie obawiam się zalewu korespondencji. Mam wielkie pragnienie,
aby się modlić za każdego, kto by naprawdę chciał przejść przez duchową
rewolucję w swym sercu i życiu. Nie spodziewam się, że na to wezwanie odpowie
wielu, z tymi jednak, którzy pragną mieć taką nową społeczność z Bogiem,
będę się chciał wspólnie modlić, nawet gdy nie będziemy się widzieć twarzą
w twarz. Ci z nas, którzy pragną duchowej rewolucji w dwudziestym wieku,
muszą się zjednoczyć, o ile to tylko możliwe, i razem pracować, aby osiągnąć
ten cel. Bóg jest po naszej stronie. — Jeśli On jest z nami to KTÓŻ PRZECIWKO
NAM?