Ludmiła Plett: „Czas rozpocząć sąd od domu Bożego”


5

Nowe stworzenie w Chrystusie


W Liście do Galacjan, 6:15, jest napisane: „Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, ale nowe stworzenie” [BG].

W tym czasie, gdy te słowa zostały napisane przez apostoła Pawła, między chrześcijanami istniało wiele sporów, kłótni i niezgody z powodu obrzezania. Był to niedobry czas w chrześcijaństwie, gdy ono podzieliło się ze względu na poglądy. Dzieci Boże nie były jednością, zaczęły nadawać różne nazwy swoim poglądom, ruchom i kierunkom. Jedni nazywali siebie obrzezanymi, inni — chrześcijanami z pogan, to znaczy, nieobrzezanymi. Walka między nimi osiągnęła takie rozmiary, że sam Bóg musiał wmieszać się w tę sprawę, używając apostoła Pawła.

Ku wielkiemu smutkowi trzeba powiedzieć, że lud chrześcijański może być złym ludem, jeśli przed jego oczami stoi nieprawidłowy cel. Spierać się, kłócić i poniżać jeden drugiego, co by nie mówić, chrześcijanie umieją po mistrzowsku. W takim stanie, lepiej niż kiedykolwiek, mogą być wykorzystani przez diabła w charakterze jego narzędzi.

Pamiętam, miałem okazję rozmawiać z pewnym muzułmaninem. Podczas naszej rozmowy spróbowałem, mówiąc po ludzku (gdyż to czyni nie człowiek, ale Pan), podprowadzić go do zagadnienia upamiętania i wiary w Boga. Wiedząc, jak oschłe i zamknięte są serca tych ludzi na prawdę, w duchu się modliłem prosząc Pana, aby dał mi ku temu mądrość. Zacząłem bardzo nie na temat, żeby nie od razu zrozumiał, o czym będzie mowa. Gdy tak stopniowo zbliżałem się do głównego tematu, nagle nieoczekiwanie zdenerwował się i odstąpiwszy ode mnie na krok, ostro zapytał:

— Co pan właściwie ode mnie chce? Czy nie zamierza pan nawrócić mnie na swoją wiarę chrześcijańską? Czy pan myśli, że ja zostawię swój islam, aby zostać chrześcijaninem?

Nie oczekując tego, nawet się pogubiłem.

— Tak, ale dlaczego to powoduje u pana taką reakcję?

Wtedy on powiedział:

— Niech pan nie traci na mnie swojej siły i czasu, gdyż my, muzułmanie, nigdy nie zostaniemy chrześcijanami. Przeciwnie, chrześcijanie muszą zostać muzułmanami i wiele od nas się nauczyć.

— Ale dlaczego? — nie rozumiałem.

— Gdyż wy, chrześcijanie, za dużo się spieracie i kłócicie między sobą. Czy więc, chcecie, abyśmy i my jeden drugiego „obstrzeliwali”, jak to robią ci, którzy nazywają siebie dziećmi Bożymi?

Możecie chyba wyobrazić sobie, przyjaciele, jak się czułem przy tym. Stałem, jak opluty. Na myśl przyszły mi zaraz słowa: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie” (J 13:35).

Tak więc jest coś, czego nie uda się nam osiągnąć ani przez nasze świadectwa, ani przez nasze kazania, a TYLKO PRZEZ TO, o co modlił się do Ojca Jezus w Swojej modlitwie wstawienniczej o pozostawionych uczniów: „Ojcze święty, zachowaj w imieniu twoim tych, których mi dałeś, aby byli jedno, jak my… Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a Ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli, aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś. A Ja dałem im chwałę, którą mi dałeś, aby byli jedno, jak my jedno jesteśmy” (J 17:11, 21–22).

Jeśli z uwagą czytasz to miejsce Pisma Świętego, to mimo woli powstaje pytanie: „Czy rzeczywiście ta modlitwa Syna Bożego wypełnia się w naszym życiu, życiu chrześcijan? Co wy powiecie na to, bracia i siostry? Czy ta modlitwa jest rzeczywistością w waszym życiu i w waszych stosunkach wzajemnych? Czy jesteście jednością? Czy jesteście w takiej wzajemnej bliskości, jak o to modlił się Chrystus? Jeżeli nie, to wiedzcie, że do tej pory, póki nie staniecie się tacy, nie oczekujcie, że Pan będzie działał w waszym środowisku i będzie wykorzystywał was jako Swoje pożądane naczynia. Dziś w świecie można zobaczyć dużo spektakli, lecz najzabawniejszym z nich jest ten, który oglądasz wśród chrześcijan, gdy mówią oni i modlą się o przebudzenie, a sami spierają i kłócą się między sobą. To jest rzeczywiście komedia, jeszcze śmieszniejsza niż cyrkowe przedstawienie małp, gdy one harcują na arenie na grzbietach osłów.

Chrześcijaninie, czy jesteś jedno z twoimi braćmi i siostrami w wierze? Czy przyjąłeś ich do serca swojego tak, że oni są w tobie, a ty w nich? Jeśli nie, to czym jest dla ciebie Biblia? Księgą, którą tylko trzymasz w rękach, czy kamieniem, na którym budujesz?

Oczywiście, możemy sami coś wyobrażać. Możemy rozegrać przed światem prawdziwe przedstawienie; i trzeba przyznać, że wielu chrześcijan jest po prostu mistrzami w tym. Tak mogą siebie wywyższyć! Tak upiększyć! Tylko, że to wszystko, to tylko barwy, które szybko znikną, gdy tylko przyjdzie Pan. Wtedy to zewnętrzne, pobożne opierzenie opadnie z nas jako niepotrzebna odzież, a prawda się ujawni. Kiedy zabrzmią słowa: „Przygotuj się na spotkanie Pana” — wszystkie maski zostaną zerwane. Z tym, moi drodzy, chcąc nie chcąc, ale trzeba się liczyć; przy czym nie zapominajcie, że ten moment może przyjść zupełnie nieoczekiwanie, gdyż nikt nie zna swojej godziny. Czy jesteście na to gotowi? Naprawdę gotowi?

Przyjaciele moi! Krzyż Chrystusa, na który razem spoglądamy, musi być dla nas nie tylko ozdobą uszu, nie tylko wisiorkiem na szyi czy na naszym brzuchu. Nie! Krzyż musi stać się prawdą i rzeczywistością w waszym życiu, niosąc nam pokój z Bogiem i pokój z naszymi bliźnimi.

Niektórzy ludzie, denerwując się na mnie z powodu tych słów, mówią z irytacją: „A czy istnieje taki krzyż u was wśród chrześcijan w Południowej Afryce? Czy jest on w mocy ustanowić tam pokój między czarnymi i białymi?”. Odpowiadając na to, mówię zupełnie swobodnie: „Tak! Wśród prawdziwych dzieci Bożych stoi ten krzyż, jednocząc czarnych i białych braci na tyle, że jeden za drugiego gotów oddać jest życie. Dlatego też trudno jest nam zrozumieć was, chrześcijan innych krajów, że wy, głosząc tego samego ukrzyżowanego Chrystusa, nie możecie być jedno. I chociaż u was nie ma aż tak wielu czarnych ludzi, a to znaczy, że nie ma też problemów związanych z białym i czarnym kolorem skóry, lecz za to jest pełno problemów białego (czystego) i czarnego serca! Właśnie z tej przyczyny sprawa u was nie posuwa się do przodu. Jeżeli w naszym życiu krzyż objawia swoje działanie, to jedność jest sama z siebie rozumiejąca się”.

W Południowej Afryce był taki przypadek. W pewnym zborze na nabożeństwie, gdy wszyscy zebrani modlili się o przebudzenie, jeden brat długo się modlił głośną samotną modlitwą. Inny w tym czasie, spoglądając na zegarek, myślał: „No, ale przeciągnął! Kiedy on w końcu skończy?” Później inni, przygnieceni przeciągającym się śpiewem, rozmyślali: „Ach, jak długo już śpiewamy! Czy nie pora skończyć?” I oto te ukryte myśli Bóg publicznie ujawnił, surowo piętnując winnych, którzy we łzach zaczęli pokutować.

Jak myślicie, bracia i siostry, czy coś takiego można nazwać jednością? Na zgromadzeniu możemy siedzieć bardzo cicho i tylko kaznodzieja będzie głosił; a co przy tym dzieje się w sercach? Jakimi drogami błąkają się myśli? Czy myślicie, że to jest jedność? Zbór apostolski składał się z tysięcy ludzi, przy czym liczba ich ciągle rosła. Ale najważniejsze było to, że wszyscy oni, zjednoczeni jednym Duchem, byli jedną duszą i jednym sercem. A czy tak jest u was, przyjaciele? Odpowiedzcie sobie na to pytanie. Nie wiem, jakie znaczenie ma dla was jedność, mogę tylko powiedzieć z pełnym przekonaniem, że bez tego nie tylko nie otrzymacie przebudzenia, lecz i w ogóle całe wasze chrześcijaństwo nie będzie mieć żadnej wartości.

Wzajemne stosunki Boga-Ojca i Boga-Syna, ich związek i jedność są wzorcem stosunku jednego chrześcijanina do drugiego. Ci, którzy nazywają siebie imieniem Chrystusa, muszą być przykładem jedności, istniejącej między Bogiem-Ojcem, Bogiem-Synem i Bogiem-Duchem Świętym. Jedność jest cudem tysiące razy większym niż cud wskrzeszenia Łazarza, leżącego w grobie i już rozkładającego się.

Kiedyś razem z chórem stacji misyjnej Kwasizabantu miałem okazję być w Izraelu. Pewien żydowski generał, pokazując nam grób Łazarza, powiedział: „Tutaj leżało ciało Łazarza i tutaj został on wskrzeszony przez Pana”. Później zaprosił nas do innego miejsca i wyjaśnił: „W tym miejscu Jezus mówił Swoje pierwsze kazanie”. Następnym razem, wskazawszy na rozwalający się dom, oświadczył: „A tam Chrystus przemienił kiedyś wodę w wino”. Nam pozostało tylko się dziwić, słysząc te prawdy ewangeliczne z ust człowieka, który nie wierzy w Jezusa i nie naśladuje Go. A przecież ten generał nie jest jedynym człowiekiem w Izraelu. Bardzo wielu Żydów, mieszkających tam, zna historię prawie każdego kamienia, związanego z imieniem Chrystusa, jednak sami w Niego nie wierzą. Niektórzy z braci Zulusów, wstrząśnięci tym, mówili: „Jak to jest możliwe, aby ludzie, wiedzący o Chrystusie tak wiele, nie wierzyli w Niego i odrzucali to, że On jest Mesjaszem?” Tak jeszcze raz przekonaliśmy się, że mając duże poznanie, można nic z tego nie mieć. Zapytacie, dlaczego? Rozsądźcie sami. Jaki pożytek z wiedzy, jeśli ona nie ma zastosowania w życiu? Jaki sens z tego, że chrześcijanie wiedzą wszystko, co jest napisane w Biblii o jedności, jeżeli wśród nich samych nie ma żadnej jedności?

Kiedyś po zwiedzeniu Niemiec Zachodnich pewien czarnoskóry biskup z Południowej Afryki powiedział mi: „Wiesz, co w tym kraju szczególnie rzuciło mi się w oczy? Tam przy drogach wszędzie postawione są krzyże z ukrzyżowanym Chrystusem. Jednak powstaje takie wrażenie, że w tych ukrzyżowaniach nic nie ma i że one nie tylko nie przypominają ludziom o Chrystusie, wzywając ich ku dobru, ale odwrotnie, jakby same emanują z siebie zło”. Dobre porównanie do nas, chrześcijan, prawda? Niestety, jest tu nad czym pomyśleć…

Zwracając się do Ojca niebieskiego, prosząc Go o jedność Swoich naśladowców, Chrystus mówi tak: „Ojcze, dziękuję ci, żeś mnie wysłuchał. A Ja wiedziałem, że mnie ZAWSZE wysłuchujesz” (J 11:41–42). Drodzy przyjaciele, ja nie wątpię w to, że ta modlitwa Jezusa o jedność Jego dzieci została usłyszana przez Boga i stała się rzeczywistością, jeżeli oczywiście ci, którzy nazywają siebie chrześcijanami, prawdziwie są takimi. Jednak byłoby dużym błędem oczekiwać jedności od ludzi, którzy nie są dziećmi Bożymi, chociaż oni sami nie wątpią w prawidłowość swojej drogi. Wśród prawdziwych dzieci Bożych niezmiennie będzie jedność.

A teraz wróćmy do naszego podstawowego tematu. W przeczytanym wyżej tekście Pisma Świętego mowa jest o chrześcijanach z Żydów i chrześcijanach z pogan, między którymi istniał duży podział. Mieszkali oni w różnych miejscach i mówili jedni o drugich: „Ach, to ci, którzy głoszą obrzezanie!” lub odwrotnie: „O, ci z nieobrzezanych pogan!” Przyczyną braku jedności nie było nic innego, tylko nieprawidłowa nauka ich kaznodziejów. Ci tak zwani pobożni z obrzezanych, okazywali dużą gorliwość, przymuszając nieobrzezanych do obrzezania. Mówili oni im tak: „Uważając siebie za wierzących, lecz nie mając obrzezania, wy nie jesteście pełnowartościowymi chrześcijanami, a to znaczy, że nie możecie być zaliczeni do prawdziwego ludu Bożego. Nawet mimo to, że znacie Pana, brak obrzezania pozbawia was zbawienia w wieczności, gdyż ten, kto nie ma na sobie tego znaku, nie może być uznany przez Boga za doskonałego. Nieobrzezany chrześcijanin to tylko w połowie chrześcijanin”.

Lecz chwała Bogu, że to kłamstwo zburzył sam Pan i że są tacy Jego słudzy, którym dane jest od Pana rozróżnianie między prawdą i kłamstwem, i którzy są zdolni nieść ludziom czystą naukę ewangelii, czyniąc to tak, że i najgorliwsi głosiciele własnych wymyślonych „prawd” zaczynają też coś rozumieć.

W tym przypadku Bóg wykorzystał swojego wiernego sługę, apostoła Pawła, i jego ustami powiedział: „Albowiem w Jezusie Chrystusie ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, ale nowe stworzenie”. W ten sposób Pan objawił nie tylko Galacjanom, lecz i wszystkim chrześcijanom to najważniejsze, co w Jego oczach jest rzeczywiście konieczne, właśnie to, czego On przede wszystkim oczekuje od nas.

Często myślę o tym, czy rzeczywiście my, chrześcijanie, w naszym życiu duchowym kierujemy się Biblią? Na czym oparte są nasze pojęcia i z czego wynikają nasze wyobrażenia? Czy w samej rzeczy jesteśmy chrześcijanami, jak mówi Słowo Boże, i czy chcemy wierzyć tak, jak naucza nas tego ewangelia? Co jest dla nas najważniejsze i dla czego bije nasze serce? Do czego dążymy i czego chcemy? Sądzę, że wśród nas chyba nie znajdzie się taki głupiec, który powie: „Ja chcę czegoś innego, nie tego, czego naucza Biblia”. Nie, jesteśmy jednomyślni w jednym dążeniu, — aby było głoszone tylko czyste Słowo Boże, a to Słowo mówi nam: „W Jezusie Chrystusie obrzezanie nic nie znaczy”.

Czy wiecie, że w czasach apostołów podobna wypowiedź brzmiała jak coś strasznego, gdyż wierzący Żydzi byli całkowicie przekonani, że nie mający obrzezania nie mogą zaliczać się do ludu Bożego? Obrzezanie uważano za bezsporny znak prawdziwego dziecka Bożego i oparte było na Piśmie Świętym; a my wiemy, że diabeł przedstawia sobą największe niebezpieczeństwo, gdy przychodzi pod postacią anioła światłości z Biblią w rękach. Jeżeli pojawi się on z butelką wódki, z papierosem w ręku lub pod postacią nierządnicy, wtedy od razu wiadomo, kto kryje się za tym, czyje kopyto i czyj ogon jest obok ciebie. Jednak jeśli ten sam szatan zbliża się do nas ze Słowem Bożym pod postacią „nauczyciela duchowego” i „pracownika”, wtedy tracimy wszelką czujność. Dlaczego zapominamy o tym, że nawet do Jezusa, gdy przebywał On na pustyni, diabeł podszedł właśnie ze słowami Pisma, mówiąc: „Napisano bowiem”. W najbardziej decydującym momencie, chcąc skruszyć wymęczonego pokuszeniami Syna Bożego, wykorzystał on jako broń Pismo Święte. A jak reagował na to Chrystus? On nie powiedział, że cytowane przez diabła słowa są nieprawdziwe. Nie, na te diabelskie próby spokojnie odpowiedział: „Napisane jest również…” Nie powstrzymany tym kusiciel znów ponowił swoją próbę i ponownie użył Słowa Bożego, ale usłyszał w odpowiedzi: „Idź precz, szatanie! Albowiem napisano…”

Widzicie, jak jest ważne posiadanie zdolności rozróżniania! Bez tego łatwo jest paść do nóg diabłu, przy czym nie przez coś innego, a właśnie przez Biblię. Pismo Święte w rękach umysłów, wydoskonalonych przez diabła, może stać się najniebezpieczniejszą księgą, przez którą wróg doprowadzi twoją duszę do zatwardzenia. Jednak ta sama Biblia w rękach prawdziwych i wiernych sług Bożych jest najbardziej błogosławioną księgą, niosącą życie i zbawienie. I chwała Panu, który mówi nam: „Gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, wprowadzi was we wszelką prawdę” (J 16:13).

Ja rozumiem, przyjaciele, że w naszych czasach problem obrzezania stracił swoją ostrość i znaczenie, przestawszy być problemem; jednak zgodzicie się, że w dzisiejszym chrześcijaństwie istnieje niemało podobnych „kamieni obrazy i zgorszenia”, będących przyczyną wielu sporów, kłótni i podziałów. W duchowych pojęciach i podejściach wierzących, wywodzących się z różnych ruchów chrześcijańskich, jest wiele, co równorzędne jest dla nich z obrzezaniem i co uważają za kamień węgielny swojej wiary oraz prawie za podstawę zbawienia. Dokładnie tak samo, jak w minionych czasach to czynili chrześcijanie z obrzezanych, oni, pouczając innych, mówią: „Jeżeli nie będziecie mieć tego, wypełniać tamtego i zachowywać jeszcze co innego, to nie odziedziczycie Królestwa Niebios”. Takim gorliwcom chciałoby się powiedzieć: „Obojętnie, jak ważne byłoby w oczach waszych to wszystko, pamiętajcie, że w oczach Bożych ważne jest tylko jedno: jesteśmy nowym stworzeniem w Chrystusie lub nie”.

Bycie nowym stworzeniem oznacza, że uwierzywszy w Jezusa Chrystusa stałem się zupełnie innym człowiekiem, który otrzymał od Pana nowe serce i prowadzi całkowicie inne, czyste życie. Człowiek narodzony z Pana to prawdziwie nowy człowiek, mający nowe myśli, nowe dążenia, nowe cele i nowy sens życia. Na tym właściwie powinno opierać się i budować nasze chrześcijaństwo. Oto dlaczego jest tak ważne, aby wiedzieć i rozumieć, co przed Bogiem jest najważniejsze, a co drugorzędne, żeby i dla nas to najważniejsze stanęło na pierwszym miejscu, a drugorzędne pozostało na drugim.

Słowami apostoła Pawła, skierowanymi do Galacjan, Pan wyjaśnia wszystkim chrześcijanom, że dla Niego nie jest najważniejsze obrzezanie ani to, co upodabnia się obecnie do obrzezania; a takich upodobnień wśród współczesnych chrześcijan jest niestety bardzo dużo. I jak wcześniej, tak i obecnie, nie niosą one z sobą nic innego, tylko niezgodę, spory, kłótnie i podziały.

W jednym z miast Niemiec Zachodnich po kazaniu podszedł do mnie pewien człowiek i powiedział:

— Wie pan, ja już dawno modlę się o przebudzenie. Oby Pan zesłał przebudzenie u nas w Niemczech! Ze względu na to gotów jestem oddać całe moje życie.

— Dobrze — odpowiedziałem mu. — Czy to jest to, co pan chciał mi powiedzieć i po co do mnie podszedł?

— Nie. Chciałem jeszcze wiedzieć, do jakiego kościoła pan należy. Czy jest pan przedstawicielem narodowego kościoła luterańskiego czy nie?

— Dlaczego pan zadaje mi to pytanie i dlaczego właśnie to jest dla pana tak ważne?

— Po prostu chcę to wiedzieć.

— To, proszę, lepiej w ogóle zostawmy naszą rozmowę, bo gdy powiem panu coś takiego, co nie spodoba się, to nasza przyjaźń rozejdzie się w różne strony; a tego zupełnie bym nie chciał.

— Wierzy pan — dalej atakował mnie mój rozmówca, — w chrzest dzieci, czy w chrzest wiary dorosłych?

— Ale dlaczego pana tak to interesuje?

— Dlatego, gdyż chcę wiedzieć, jak pan to rozumie. Chcę znać pański pogląd.

— Wie pan, będzie na pewno lepiej, jeżeli panu nie odpowiem na to pytanie, bo jeśli opowiem się za chrztem dorosłych, a pan żąda uznania chrztu dzieci, wtedy między nami od razu pojawi się rozdźwięk. Jeśli zaś powiem na korzyść chrztu dzieci, a pan przekonany jest o konieczności chrztu dorosłych, wtedy nasza przyjaźń na tym się skończy, a oznacza to, że nie będzie też i przebudzenia, którego obaj pragniemy. (Czy nie tak, przyjaciele? Nie ujrzymy przebudzenia, jeżeli podobne rzeczy prowadzą do podziałów między nami).

— Proszę powiedzieć — zapytałem, zwróciwszy się do tego człowieka pod koniec naszej rozmowy — czy jest pan przekonany, że pański pogląd zgodny jest z tym, co mówi Bóg? Czy pan się modli prosząc, aby Bóg sam darował panu jasność w tych zagadnieniach?

Tylko takiemu podejściu, przyjaciele, mogę ufać, gdy pozostawiamy Bogu możliwość, aby On sam wyjaśniał nam i rozwiązywał te lub inne problemy. Co zaś dotyczy zadanego mi pytania o chrzcie, to na marginesie mogę powiedzieć następująco. Gdy chrześcijanie w apostolskich czasach zaczęli spierać się z tego powodu, apostoł Paweł wykrzyknął: „Dziękuję Bogu, że nikogo z was nie ochrzciłem prócz Kryspa i Gajusa… Nie posłał mnie bowiem Chrystus, abym chrzcił, lecz abym zwiastował dobrą nowinę” (1Ko 1:14,17).

W związku z tym chcę jeszcze raz przypomnieć opowiedzianą wam historię o znanym ewangeliście z Ameryki, który podczas swojego kazania w stolicy RPA, zwróciwszy się do luterańskiego i baptystycznego pastora, zapytał ich o to, który z nich podczas chrztu zużywa więcej wody, a później z gorzkim smutkiem dodał, że niezależnie od tego, jak odbywa się chrzest, język człowieka pozostaje nie dotknięty, to znaczy nieuświęcony.

— Chrzest miałby na pewno o wiele większe znaczenie, — powiedział na zakończenie ten mąż Boży, — gdyby woda mogła dotknąć też języka, którym chrześcijanie, chyba jak nikt inny, umieją grzeszyć, czyniąc to i po swoim chrzcie. —

Nic dodać ani ująć. Co pewne, to pewne. Słowo Boże nie na próżno mówi nam: „Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16:16). Widzicie, który z tych dwóch warunków stoi na pierwszym miejscu i jest ważniejszy! Co zaś tyczy się osobiście mnie, to dla mnie nie jest tak ważne, czy jesteście ochrzczeni, czy nie. Chętniej chciałbym być z człowiekiem, który nie jest ochrzczony, jednak jest prawdziwie nowym stworzeniem w Chrystusie i żyje zgodnie ze Słowem Bożym, niż z człowiekiem, który jest ochrzczony, jednak w życiu swoim nie jest światłością i nie zachowuje przykazań Pańskich.

Pastor Harms, będący kaznodzieją luterańskim, przez którego w ubiegłym stuleciu Pan dał przebudzenie w Niemczech, też powiedział kiedyś: „Kto nie jest nowym stworzeniem w Chrystusie i nie wypełnia danych nam przykazań, dla tego chrzest posłuży tylko ku podwójnemu sądowi. Dla takich przeznaczone są dwa razy bardziej gorące płomienie ognia piekielnego”.

Kiedyś problem obrzezania miał dla wierzących Starego Testamentu jeszcze większe znaczenie niż problem chrztu dla chrześcijan Nowego Testamentu, jednak i o nim Pan powiedział, że w Jego oczach on nic nie znaczy. Zrozumcie, że chodzi nie o coś powierzchownego, nie o naszą nazwę i nie o przynależność do tej lub innej społeczności czy zboru, do tego lub innego ruchu; ale o jednym tylko, co jedynie jest decydującym i ważnym — czy jesteśmy nowym człowiekiem, nowym stworzeniem w Chrystusie. Wszystko pozostałe jest nieistotne. W Pierwszym Liście do Koryntian, 7:19, jest powiedziane: „Obrzezanie nie ma żadnego znaczenia i nieobrzezanie nie ma żadnego znaczenia, ale tylko przestrzeganie przykazań Bożych”. Słowa „nie ma żadnego znaczenia” wskazują zawsze na absolutny brak jakiegokolwiek znaczenia i wartości, dlatego jeśli o obrzezaniu i o nieobrzezaniu powiedziano, że one nie mają „żadnego znaczenia”, to oznacza to, że Pan nie przykłada ani do jednego, ani do drugiego żadnego znaczenia. Najważniejszym dla Niego jest, aby były przestrzegane przykazania.

A teraz, przyjaciele, przez chwilę zastanówmy się i zadajmy sobie pytanie: „A co dla mnie jest najważniejsze i co odgrywa decydującą rolę? Na czym wszystko się opiera i na czym się buduje? Do czego przykładamy największe znaczenie i co uważamy za pierwszoplanowe i najważniejsze? Czy wszystko skierowane jest na to, aby wierzący stał się prawdziwie nowym stworzeniem w Chrystusie, czy zajmuje nas zupełnie coś innego?”

Zwracając się do Galacjan, apostoł Paweł ze zdziwieniem wykrzykuje: „O, bezrozumni Galatowie! Któż was omamił, abyście prawdzie nie byli posłuszni?” (Gal 3:1 BG), albo, mówiąc inaczej: „Kto włożył w wasze umysły i serca to przewrotne rozumienie? Dlaczego staliście się niezdolni zrozumieć, że najważniejsze zawiera się nie w tym, czy masz obrzezanie czy nie, czy wypełniłeś w tym zakon, czy nie wypełniłeś go, ale w tym — czy jesteś NOWYM STWORZENIEM w oczach Bożych!”

Tak… Nie ma co mówić. Bardzo opłakany był wtedy stan duchowy „bezrozumnych Galatów”. A jaki jest on obecnie u nas, przyjaciele? Czy i my nie jesteśmy w tym samym podobni do nich? Czy szatan nie omotał nas na tyle, że staliśmy się niezdolni zrozumieć najprostszej prawdy — że rzecz polega nie na tym, jak się nazywam i do jakiego zboru należę, i nawet nie na tym, czy jestem ochrzczony czy nie, ale na tym, czy jestem nowym człowiekiem, nowym stworzeniem w Chrystusie?

W tym samym Liście do Galacjan, 5:6, znajdujemy jeszcze i takie słowa: „Bo w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani nieobrzezanie nic nie znaczy, lecz WIARA, która jest CZYNNA W MIŁOŚCI”. Pomyślcie głębiej nad tymi słowami, przyjaciele, gdyż w nich jest ukryte coś bardzo ważnego. Przez nie Pan mówi nam, że przed Bogiem nie ma mocy ani obrzezanie, ani nieobrzezanie, ani coś innego, co wydaje się nam koniecznym, ale tylko WIARA; przy czym taka wiara, która objawia siebie W UCZYNKACH MIŁOŚCI.

Muszę powiedzieć, że miłość to ciekawa rzecz i często przedstawia sobą coś zupełnie przeciwnego temu, co wyobrażamy sobie my, ludzie. Pewien człowiek w Południowej Afryce powiedział mi:

— Wiesz, Erlo, ja tak kocham mojego syna, że po prostu nie mogę go karać.

— Co? — zdumiałem się. — Mój drogi, to nie rozumiem, jaką masz miłość. Przecież Biblia wyraźnie mówi nam: „Kto żałuje swojej rózgi, nienawidzi swojego syna, lecz kto go kocha, karci go zawczasu” (Prz 13:24). Jak ty, mając przed sobą Pismo, możesz wypowiadać taką bezmyślność? Co masz w swojej głowie? Musisz się upamiętać w swoich przewrotnych osądach. —

I tak, jeśli ojciec nie karci swojego syna, to go nienawidzi! Czego nie rozumie się obecnie pod słowem „miłość” i czego nie nazywają „miłością”! Jednak my, chrześcijanie, powinniśmy poznawać miłość w świetle Słowa Bożego. W Księdze Przypowieści, 3:12, jest napisane: „Kogo bowiem Pan miłuje, tego smaga, jak ojciec swojego ukochanego syna”. Właśnie przez to Bóg pokazuje światu, że my jesteśmy Jego dziećmi. Biblia, dając nam jaskrawy przykład Bożej miłości Boga-Ojca, charakteryzuje ją następującym obrazem: „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3:16). Widzicie, jak została okazana przez Boga miłość do zgubionych ludzi! Oddał On na cierpienie i męczeńską śmierć na krzyżu Swego jednorodzonego Syna, którego krew stała się jedyną odkupieńczą ofiarą za grzechy wszystkich i każdego. Taka jawi się przed nami miłość w świetle Pisma Świętego. Jest to ta sama, działająca w uczynkach miłości, która musi być podstawą naszej wiary i o której czytaliśmy w Liście do Galacjan, 5:6.

Drodzy przyjaciele, myślę, że każdy, kto uważa siebie za prawdziwego chrześcijanina, zna na pamięć 13 rozdział Pierwszego Listu do Koryntian, który mówi: „Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, byłbym miedzią dźwięczącą lub cymbałem brzmiącym… I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże”. Lecz szczególnie surowym ostrzeżeniem dla nas brzmią słowa 2–go wersetu: „I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę…”

Zgodzicie się, że wśród dzisiejszych chrześcijan wiedza zaczęła odgrywać coraz większą rolę w ich życiu duchowym. Dążenie do tego, aby jak najwięcej wiedzieć, dosłownie zalewa chrześcijaństwo. Przeczytać o czymś, poznać to i co innego, usłyszeć lub zobaczyć coś szczególnego — to stało się czymś bardzo ważnym dla nas, prawda? Jednak Słowo Boże mówi tutaj, że jeśli przy całej wiedzy nie będziemy mieć miłości, to nic nam to nie pomoże, nie będziemy mieć z tego żadnego pożytku.

Dalej ten werset mówi: „I choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił…” Według niektórych wszystko opiera się na wierze. Najważniejsze — tylko wierzyć. Mieć wiarę jest oczywiście rzeczą dobrą, tylko że ta wiara musi być prawidłowa, to znaczy taka, która ukazuje siebie przez uczynki miłości, gdyż bez tego z całą swoją wiarą będę NICZYM, zupełnie NICZYM.

Opierając się na wszystkim wyżej powiedzianym, możemy od razu sprawdzić siebie samych, zadając sobie pytanie: „Jak ma się z tym sprawa u mnie? Czy jestem nowym stworzeniem?” Możliwe, że zapytacie: „Jak się o tym dowiedzieć i jak to rozpoznać?” Bardzo prosto. Odpowiedz sobie, czy masz Bożą miłość, objawiającą się w uczynkach. I jeszcze pytanie: „Czy rzeczywiście jestem wierzącym?” Na pewno znów zapytacie: „Lecz jak to określić? Jakie tutaj są kryteria?” Drodzy przyjaciele! Nie określa się to tym, że należymy do tej lub innej denominacji, kościoła lub zboru i wykonujemy tę lub inną pracę, ale tym, czy działa we mnie i przeze mnie MIŁOŚĆ Boża. To jest tym, co decyduje. Spróbujcie w tej chwili zmierzyć siebie tą miarą.

Przede wszystkim, zgodnie z tym, co jest napisane, miłość jest cierpliwa. Co to znaczy? Ten, kto ma w sobie miłość, nie może być niecierpliwym. Taki człowiek nawet podczas długiego cierpienia nie zacznie narzekać mówiąc, że dla niego jest to zbyt ciężkie i już nie ma siły więcej tego znosić. Takiego chrześcijanina nic nie może wyprowadzić z równowagi, gdyż jego wiara jest prawdziwa, to znaczy, ta sama, o której napisano: „Wiara, która jest czynna w miłości”.

Czytając dalej 4–ty werset widzimy, że miłość nie tylko jest cierpliwa, ale i dobrotliwa, okazująca wrażliwość, uwagę i życzliwość innym. Mający taką miłość po prostu nie będzie mógł mieć złej, nieprzyjaznej twarzy, której wyraz działa odpychająco; przeciwnie, miłość uświęca sobą całą naszą postać, dając niewyjaśnioną moc, która przyciąga do nas ludzi. Lecz i to nie wszystko. Miłość idzie jeszcze dalej. Ona nie zazdrości, nie wynosi się nad innych, nie nadyma się, nie szuka swego. Człowiekowi, w którego sercu mieszka miłość, obca jest żądza zaszczytów i szukanie własnej chwały. Miłość nie pozwala nam się irytować. Prawdziwy wierzący, mający miłość Bożą, nie będzie nosił w swoim sercu goryczy i urazy, gdyż miłość nie jest zdolna do obrażania się.

A czy tak to wygląda u nas w rzeczywistości? Ilu jest takich, którzy nazywają siebie nawróconymi i chrześcijanami, a w sercu swoim przez lata noszą urazę! Jeżeli ty, przyjacielu, nazywasz siebie wierzącym, a nosisz w sobie nieprzyjaźń, gniew, złą gorycz i niezdolność przebaczania, to wiedz, że nie znajdujesz się na drodze do nieba, ale do wiecznego zatracenia; i dlatego nie zwlekaj i upamiętaj się, aby uniknąć nadchodzącego gniewu Bożego. Prawdziwie nawrócony z Boga jest NOWYM STWORZENIEM w Chrystusie, istotą niezdolną się obrażać i myśleć źle. Miłość Boża, mieszkająca w nim, nie dopuszcza, aby cieszył się z niesprawiedliwości, lecz wspólnie raduje się z prawdy. Ona nie dąży do rozliczenia się z oszczercą, lecz przeciwnie — „wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi… nigdy nie ustaje” (1Ko 13:1–8). Tak więc, moi drodzy, jeśli sprawdzimy siebie w świetle tego, co przeczytaliśmy i powiedzieliśmy, to czy będziemy mogli z ręką na sercu nazwać siebie chrześcijanami, mającymi „wiarę, która jest czynna w miłości”?

Jakże często można obecnie spotkać ludzi, którzy nazywają siebie chrześcijanami, przekonanych, że przyjęli do swojego serca Chrystusa, jednak pozostają bardzo niecierpliwymi, zirytowanymi, nieprzyjaznymi, obojętnymi i grubiańskimi w stosunku do innych! Jak można ze sobą to łączyć, nie rozumiem, ale wiedzcie: jeżeli uważacie się za chrześcijan, a w rzeczywistości jesteście tylko obłudnikami, to jesteście na nieprawidłowej drodze i wszystkie wasze przekonania są tylko kłamstwem i oszukiwaniem siebie, dlatego że nie jesteście NOWYM STWORZENIEM w Chrystusie. O, dałby Pan, aby tacy mogli jak najszybciej uświadomić sobie swoje zbłądzenie, i aby te słowa i te godziny posłużyły im ku zrozumieniu!

W Drugim Liście do Koryntian, 5:17, jest napisane: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe”. Czy tak jest u was, przyjaciele? Czy rzeczywiście w waszym życiu wszystko stało się nowe? Czy twoja żona może to potwierdzić o tobie, drogi mężu? I ty, siostro w Panu, ty, żono! Może tę prawdę zaświadczyć o tobie twój mąż? Mogą to powiedzieć o rodzicach ich dzieci, a o dzieciach ich rodzice?

Wiecie, dlaczego pytam o to? — Dlatego, że to jest najważniejsze! Pozostałe nie ma przed Bogiem żadnego znaczenia i jest tylko niuansem duchowym. Człowiek, w którego życie prawdziwie wchodzi Chrystus, przeobraża się w całkowicie nowego człowieka. Stare przemija, wszystko w nim staje się nowe. I to jest decydujące. Najważniejsze to Chrystus, a kto jest w Chrystusie, ten jest nowym stworzeniem; i dlatego nie nazywajcie siebie chrześcijanami, jeżeli wasza stara natura ludzka nie zniknęła i wszystko w was nie stało się nowe. Nie rozumiem, skąd macie taką śmiałość nazywać siebie chrześcijanami, jeżeli nie jesteście jeszcze nowym stworzeniem. A jeżeli jesteście przekonani, że staliście się nowym stworzeniem, to na czym opieracie swoje twierdzenie, jeśli wasze życie nie potwierdza tego? Czy zauważacie, przyjaciele, że z naszym podejściem do chrześcijaństwa staliśmy się bardzo powierzchowni, że w tym zagadnieniu zeszliśmy gdzieś z prawdziwej drogi? Zadajmy sobie wprost uczciwe pytanie: kto dał nam prawo zmieniać i wywracać ku wygodzie naszego rozumienia Słowo Boże? Kto upełnomocnił nas, kaznodziejów, żeby głosić Pismo inaczej niż ono jest napisane? Czyż zapomnieliśmy, co nam powiedziano: „Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą”? A te słowa są takie: „W Chrystusie Jezusie wszystko nic nie znaczy, tylko nowe stworzenie”. U Pana wszystko sprowadza się do jednego: jesteśmy nowym stworzeniem lub nie. Tylko wtedy nasz chrzest będzie miał dla Niego jakieś znaczenie i tylko wtedy będzie miało jakąś wagę i to, i co innego, czego w naszym życiu duchowym teraz tak się trzymamy. Inaczej nie! Co jest ważne — zawsze było i pozostanie ważnym.

I jeszcze. Jeżeli jednak rzeczywiście jesteście chrześcijanami i nowym stworzeniem w Chrystusie, to sprawdźcie, czy całkowicie oddaliście się Chrystusowi, czy tylko w połowie? Służycie Mu całym sercem, czy rozdwojonym? Głosicie Jego Słowo tak, jak ono jest napisane, czy bierzecie z niego tylko to, co zadowala wasze chcenie i rozumienie,a opuszczacie to, co się wam nie podoba? Czy nie zapominacie przy tym, że Biblia słowami Objawienia mówi nam: „Jeżeli ktoś dołoży coś do nich, dołoży mu Bóg plag opisanych w tej księdze; a jeżeli ktoś ujmie coś ze słów tej księgi proroctwa, ujmie Bóg z działu jego z drzewa żywota i ze świętego miasta, opisanych w tej księdze” (Obj 22:18–19)?

O, dałby Pan, abyśmy wszyscy, nazywający siebie chrześcijanami, byli prawdziwie nowym stworzeniem w Chrystusie! I jaka szkoda, jeśli w nas pozostaje jeszcze coś takiego, co tworzyło przedtem naszą poprzednią starą naturę. W Objawieniu Jana, 21:5, jest napisane: „I rzekł Ten, który siedział na tronie: OTO WSZYSTKO NOWYM CZYNIĘ”. A to oznacza nowe niebo i nową ziemię, gdzie nie będzie bólu ani łez, płaczu ani szlochania, głodu ani pragnienia, chorób ani śmierci. Czy możecie sobie wyobrazić, żeby tworząc zupełnie coś nowego Pan pozostawił w tym coś ze starego?

— Nie! — z przekonaniem odpowiecie mi. — Nie jest to możliwe. Jeżeli Pan czyni „nowe”, to w nim nie może pozostawać nic ze starego. — I rzeczywiście tak jest. Ale przecież tak samo wygląda też wtedy, gdy ta lub inna dusza staje się nowym stworzeniem w Chrystusie, przeobrażając się w absolutnie innego, nowego człowieka! Przy tym stare mija i znika dokładnie tak, jak o tym jest napisane w Objawieniu. Oto dlaczego bywa tak gorzko, gdy w tym tak zwanym „nowym stworzeniu” ciągle ukazują siebie stary gniew, stara zawiść, stara żądza, stare namiętności i stare niedobre skłonności. Jakże jest to bolesne i jak smutne! Jaki to przykład dla świata? Jaka „światłość”? Niby człowiek stał się nowym, lecz przypatrzywszy się uważniej widzisz, że to i tamto ze starego przeszło do nowego. O, dałby Pan Swoją łaskę, aby i na to otworzyły się nam oczy!

Drodzy przyjaciele! W ostatnich latach, będąc w różnych kościołach i zborach, a też spotykając wielu ludzi, coraz częściej spotykamy się z tym, co dosłownie szokuje. W coraz większej mierze objawiają się moce, ale niestety tylko NIECZYSTE MOCE; i dlatego, jeśli my, chrześcijanie, nie staniemy się prawdziwie „nowym stworzeniem”, jakimi powinniśmy być według Pisma, to są wszystkie podstawy do obaw, że te ciemne moce mogą pochłonąć nas i nie unikniemy strasznego działu. Oto dlaczego każdy, kto nazywa siebie dziś chrześcijaninem, musi być prawdziwym naśladowcą Chrystusa, tym, kto w oczach Bożych jest rzeczywiście nowym stworzeniem. To musi być w nas widoczne tak wyraźnie, żeby nie tylko otaczający nas ludzie, ale i cały naród, cały kraj i cały świat mógł poznać, że z nami jest prawdziwy Bóg! I nawet, jeśli powieją trwożne wiatry i przyjdą sztormy, abyśmy mogli być świadectwem tego, że nasze chrześcijaństwo i my jako chrześcijanie nie jesteśmy czymś nieokreślonym, połowicznym i rozdwojonym, lecz tymi, w których mieszka sama Prawda i których Słowo Boże charakteryzuje szczególnymi słowami: „nowe stworzenie w Chrystusie”! I jeżeli teraz w waszym życiu jest jeszcze coś z waszego starego człowieka i poprzedniego grzesznego życia, to zanim zajdzie dziś słońce, oczyśćcie i doprowadźcie to do porządku, zerwawszy ze wszystkim tym, co oddziela was od Boga, abyście i wy stali się wykonawcami słów Pisma: „Niech odstąpi od niesprawiedliwości wszelki, który wymawia imię Chrystusa” (2Tm 2:19 TBS).