Żeby Go poznać


    …wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa… Żeby poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do niego w jego śmierci.
Flp 3:8,10    

Pismo Święte przypisuje ogromną wagę sprawie poznania Boga i Chrystusa. Ma to kluczowe znaczenie dla naszego stanu duchowego i naszej relacji z Bogiem. Mówi o tym wiele wersetów biblijnych (patrz np. rozdział 1 w książce „Jak powiada Pismo”, dostępnej także w serwisie www.docelu.jezus.pl), z których najdobitniej wyraził ten fakt sam Pan Jezus w swojej modlitwie arcykapłańskiej, kiedy powiedział: „A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (J 17:3).

Wynika z tego jasno, że coraz głębsze poznawanie Boga powinno być nieustannym dążeniem każdego chrześcijanina. I nikt z nas nigdy nie będzie mógł powiedzieć, że poznał Go już tak doskonale, że dalsze poznawanie Go jest mu już niepotrzebne. Byłoby to dowodem trwania w zwiedzeniu i okłamywania samego siebie. Może tego nie mówimy, ale czy w naszych myślach nie bywamy dumni z tego, jak bardzo dobrze Go znamy? Gdyby taki stan był możliwy, apostoł Paweł byłby jednym z pierwszych, który miałby prawo twierdzić to o sobie, a tymczasem właśnie on stwierdza wyraźnie: „Nie jakobym już to osiągnął… ale dążę do tego” (Flp 3:12). Mówi tu o poznaniu Chrystusa i swojej przemianie na Jego podobieństwo, jak o tym mówi tekst zacytowany pod tytułem.

Skoro tak, to poznanie Boga i Chrystusa nas wszystkich jest tylko cząstkowe. Musimy o tym pamiętać zwłaszcza przy ocenie innych chrześcijan. Obserwując wielu takich, którzy powołują się na swoją znajomość Chrystusa, jesteśmy często w pokuszeniu wyciągania wniosku, że oni tak naprawdę Go nie znają tak, jak my Go znamy. Choć nieraz może to być prawdą, nie upoważnia nas to do wynoszenia się nad nich i robienia im zarzutów, gdyż po pierwsze poznanie Boga to nie własne osiągnięcie, lecz owoc darowanej nam przez Boga łaski, a po drugie mamy wszyscy wspólne to, że poznaliśmy zaledwie częściowo i nasze poznanie powinno wzrastać.

Prawdziwe poznanie Boga to nie poznanie intelektualne, lecz duchowe, będące rezultatem rzeczywistego z Nim kontaktu. Są ludzie, którzy całe swoje życie poświęcili intelektualnemu poznawaniu Boga i stali się uznanymi fachowcami od takiej Jego znajomości, a przy tym tak naprawdę nie poznali Go wcale. Z drugiej strony, są też ludzie, których poziom intelektualny jest stosunkowo bardzo niski, tak iż nie są w stanie powiedzieć niczego mądrego o Bogu, ale ich życie świadczy o tym, że znają swojego Boga w sposób wyjątkowy i nieprzeciętny.

Bóg i Chrystus to obiekt poznawania tak przeogromny, że przerasta on wszelkie naturalne zdolności człowieka. Przykładem mogą być uczniowie Chrystusa, którzy byli z Nim przez cały kilkuletni okres Jego ziemskiej działalności, można więc śmiało powiedzieć, że znali Go lepiej od wszystkich innych żyjących wtedy ludzi. Kiedy jednak śledzimy ich reakcje w różnych epizodach z Ewangelii, widzimy, że raz po raz byli zaskakiwani i „zdumiewali się” wielokrotnie, kiedy odsłaniał przed nimi jakiś kolejny rąbek swojej wielkości, czy to dokonując uzdrowień, gromiąc demony, wskrzeszając umarłych, rozmnażając chleb, chodząc po wodzie, uciszając burzę, przemieniając się przed nimi, odpuszczając grzechy itd. „Kimże On jest?” — było częstym pytaniem ludzi, kiedy byli świadkami kolejnej manifestacji Jego potęgi i chwały.

Oczywiście największym zaskoczeniem i zdumieniem był dla nich fakt Jego zmartwychwstania, ale ani na tym nie skończył się ich proces Jego poznawania. Kiedy apostoł Jan, który był naocznym świadkiem wszystkich tych wydarzeń, a z Jezusem łączyła go szczególna zażyłość, zobaczył uwielbionego Pana w Jego majestacie, „padł do nóg jego jakby umarły” (Obj 1:12–17). Dowodzi to, że to, co zobaczył, było poznaniem, daleko przewyższającym to wszystko, co poznał chodząc z Nim jako Jego uczeń.

Wypowiedź apostoła Pawła, którą zacytowaliśmy na początku, zawiera pewien bardzo istotny szczegół. Łączy on w niej cztery elementy: pragnienie poznania Chrystusa, doznania mocy Jego zmartwychwstania, uczestniczenia w Jego cierpieniach i upodobnienia się do Niego w Jego śmierci. Są one z sobą ściśle powiązane i wzajemnie uwarunkowane. Nie jest możliwe jedno bez drugiego. Ich wymienienie w jednym zdaniu zawiera bardzo głębokie prawdy duchowe o ogromnym znaczeniu.

Po pierwsze, prawdziwe poznanie Boga nie jest możliwe bez śmierci starej, grzesznej i cielesnej natury człowieka. Bez zgody człowieka na taką śmierć, na umartwienie wszystkiego co cielesne i duszewne, proces prawdziwego poznania Boga nie może się w pełni nawet rozpocząć. Jeśli mimo wszystko będziemy się starali uniknąć tego przykrego losu i zachować przy życiu coś ze starego człowieka, nasze poznanie Boga będzie bardzo okrojone, a jego rezultaty będą bardzo wątpliwej wartości.

Po drugie, jeśli zdecydowaliśmy się na poznanie Boga za wszelką cenę, a więc za cenę życia naszego „ja”, tak iż rozpoczęło się nasze prawdziwe, duchowe poznawanie Boga, rezultatem będzie także nasze upodabnianie się do Chrystusa. Stawanie przed obliczem Boga twarzą w twarz przemienia nas w sposób nieuchronny stopniowo na Jego obraz (2Ko 3:18). Nasza nowa osobowość nabiera powoli cech Chrystusowych. Warto więc ponieść tę ofiarę ze względu na wspaniałe tego owoce.

Po trzecie, sprzed oblicza Króla królów i Pana panów nikt nie wychodzi próżny, nieobdarowany. Stojąc przed Nim, zostajemy niesamowicie ubogaceni „wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios” (Ef 1:3). Dlatego w ślad za naszym stawaniem przed Bogiem, Jego poznawaniem i przemianą na Jego podobieństwo następuje nasz udział w doznawaniu mocy Jego zmartwychwstania. Gorące pragnienie tego wszystkiego jest więc jak najbardziej zrozumiałe, jeśli tylko zdajemy sobie sprawę z ogromnej wartości tego „pakietu”.

Jednak i na tym jeszcze nie koniec, gdyż pakiet ten zawiera jeszcze czwarty element: uczestnictwo w cierpieniach Chrystusa. — Czy nie można byłoby jakoś ominąć tego czwartego elementu i poprzestać na tych trzech? — Jeśli takie są nasze myśli, dowodzi to, że nasze poznanie Chrystusa jest jeszcze bardzo ograniczone. Bo dla dostatecznie przemienionych na Jego obraz ten czwarty element jest równie cenny jak trzy pozostałe. Dla przemienionych cierpieć dla Chrystusa jest wielkim przywilejem i niesamowitym błogosławieństwem (Mt 5:11,12; Flp 1:29,30). Wynika to nie tylko z treści Biblii, lecz także z licznych świadectw chrześcijan, którzy byli uczestnikami tego przywileju i związanych z nim wspaniałych błogosławieństw.

Głębsze poznanie Chrystusa przez każdego z nas, wszystkich Jego dzisiejszych uczniów, jest naglącą potrzebą obecnego czasu. Jeśli chodzisz dumny z tego, jak dobrze Go znasz, patrzysz z góry na innych, którzy Go nie znają, i mówisz o nich, że głoszą „innego Chrystusa”, robisz im zarzuty i ostro ich potępiasz, świadczy to o twojej nikłej na razie znajomości Jezusa. Bo im lepiej Go poznajemy, tym bardziej stajemy się do Niego podobni, a między innymi jesteśmy wtedy cisi i pokornego serca, łagodni i pełni miłosierdzia.

Jak na razie zresztą, to w pewnym sensie do nas wszystkich odnosi się jeszcze zarzut, że głosimy jakiegoś innego Jezusa, dostosowanego do naszych własnych wyobrażeń, a nie takiego, jakim On jest naprawdę. Ale dzięki Bogu, jest coraz więcej tych, którzy utożsamiają się z pragnieniem wyrażonym przez Pawła i usilnie zabiegają przed Bogiem o Jego głębsze poznanie i swoją własną przemianę. Widziałem grupę pastorów, którzy po dniach skupienia, na których przeżyli mocno obecność i świętość Bożą, stawali jeden po drugim przed zborem i wyznawali, niektórzy z płaczem, że dotychczas głosili nie takiego Chrystusa, jakim On jest naprawdę.

Oby takich chwil i takich usługujących było coraz więcej! Stawajmy wytrwale przed obliczem Bożym w skrusze i pokorze, a chwile takie będą coraz częściej naszym udziałem, zaś w ślad za tym pójdzie prawdziwa znajomość prawdziwego Chrystusa w zgromadzeniach ludu Bożego, a w ślad za tym także w naszych miastach i naszym kraju.

J. K.