WYJEDŹ NA GŁĘBIĘ


(Łk 5:4)


Żyjemy w okresie ożywienia duchowego. Zarówno Boże Słowo, kierowane do Kościoła, jak i fakty, jakie każdy z nas może obserwować, świdczą o tym, że zainteresowanie Słowem Bożym w naszym kraju jest aktualnie większe niż kiedykolwiek w tym stuleciu. Nie ma też już prawie zupełnie tych mocnych uprzedzeń, które przeszkadzały ludziom w słuchaniu wieści ewangelicznej. Zbory wielu wyznań ewangelicznych wzrastają liczebnie. Jak nigdy jeszcze w tym stuleciu istnieją możliwości głoszenia ewangelii publicznie, na dużą skalę, przy użyciu środków masowego przekazu. Wolno bez przeszkód się zgromadzać, budować kaplice, prowadzić szeroko zakrojoną działalność. To, o co modliły się i czego z upragnieniem oczekiwały całe pokolenia, stało się faktem. Z pewnością nie dość to doceniamy i nie dość jesteśmy za to wdzęczni.

Nie wiemy, jak długo ten rok miłościwy dla naszego kraju potrwa, tym ważniejsza staje się więc sprawa należytego wykorzystania tego czasu. Chodzi o to, by zebrać jak najobfitsze żniwo dla królestwa Bożego, by wyratować jak najwięcej dusz, by wywrzeć jak najsilniejszy uzdrowieńczy wpływ na znękane różnymi schorzeniami moralnymi społeczeństwo. Jak to zrobić? Jaką zastosować taktykę i strategię? Jakich użyć metod i środków? Różne ugrupowania i środowiska szukają odpowiedzi na te pytania na swój sposób, rozwiązują stojące przed nimi zadania i problemy według posiadanych możliwości i posiadanego światła duchowego. Nie miejsce tu dla analizowanie tych zagadnień. Do tego wszystkiego, co się dzieje i będze się działo, chcemy dorzucić tylko jedno wezwanie, jeden krótki apel, zawarty zaledwie w trzech słowach: WYJEDŹ NA GŁĘBIĘ!

Uczniowie całą poprzednią noc ciężko pracowali, lecz wynik ich wysiłków był żałosny: Nie złowili nic. Ale posłuszeństwo tym trzem słowom Jezusa sprawiło, iż zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że się sieci rwały. Napełnili dwie łodzie i zdumienie ogarnęło wszystkich, Piotr zaś przypadł do kolan Jezusa, wyznając swoją grzeszność.

Te zdumiewające efekty i towarzysząca im reakcja wystąpiły dlatego, że sprawa była wyłącznie dziełem Bożym. Środki ludzkie i łódź, sieci i postacie rybaków były tylko zewnętrzną oprawą, rzeczą konieczną i niezbędną, lecz nie najgłówniejszą. Najgłówniejsza była moc Boża, która dołączyła do tych ludzkich środków dzięki posłuszeństwu Słowu Chrystusa. Ona sprawiła, że wyniki tego połowu były nieproporcjonalne do udostępnionych przez ludzi środków, że przewyższyły one kolosalnie wszelkie ludzkie możliwości i oczekiwania.

Rozkaz WYJEDŹ NA GŁĘBIĘ i jego posłuszne wykonanie były więc tajemnicą niebywałego sukcesu, zdumiewającego połowu — Bożego cudu. Rozmiar zadań, jakie przed chrześcijańswem ewangelicznym stawia aktualna sytuacja, przewyższa wielokrotnie nasze środki, siły i możliwości. Ale nie trzeba nam się ani zniechęcać. ani też redukować celów do osiągalnego poziomu. Trzeba nam tylko udostępnić nasze łodzie, sieci, serca i ciała, do tego dodać posłuszeństwo Słowu Bożemu i oczekiwać na Boży cud. Nic nie stoi na przeszkodzie, by nastpiło Boże działanie, daleko potężniejsze od połowu nad jeziorem Genezaret.

Mówimy tu o zasadzie, o schemacie, według którego następuje wyzwolenie się Bożej mocy. Działał on niezliczoną ilość razy w czasach biblijnych i w historii Kościoła. „Dajcie wy im jeść” — brzmiał rozkaz, który z dodatkiem posłuszeństwa i udostępnionych pięciu chlebów i dwóch ryb umożliwił nasycenie wielotysięcznego tłumu. Jak w nauce niewruszone prawa natury przy właściwym doborze składników i warunków powodują wystąpienie określonych zjawisk i reakcji fizycznych, chemicznych itp., tak i w życiu duchowym wyzwolenie mocy Bożej następuje zawsze wtedy, gdy słabe ludzkie udostęnione Bogu środki połączą się z posłuszeństwem Bożemu Słowu.

WYJEDŹ NA GŁĘBIĘ oznacza więc nic innego, jak tylko całkowite ukorzenie się przed autorytetem Słowa i posłuszne, konsekwentne stosowanie go w każdej dziedzinie. Przeciwieństwem jest mielizna — powierzchowne i niekonsekwentne trzymanie się Słowa, niedbałe wykonywanie Bożych wskazówek i poleceń, lekkomyślność, beztroska i opieszałość, a także stosowanie metod i środków ludzkich, wprowadzonych własnowolnie, nie mających akceptacji Słowa lub spłycających nakazy Słowa.

W pierwszej kolejności trzeba nam wyjechać na głębię naszego stosunku do ginących. Trzeba nam prosić o ostry wzrok duchowy, który widziałby ogrom grzechowej nędzy i zniewolenia, i rzeczywistość wiecznej zguby. Motywem zwiastowania nie może być tylko świadomość obowiązku albo chęć liczebnego powiększenia zboru, lecz przede wszystkim gorąca miłość do zniewolonych, oszukanych i ginących, głębokie pragnienie ich ratunku. Pozwólmy, by miecz Ducha oczyścił i pogłębił nasze motywy, doprowadzając je do całkowitej zgodności z wolą Bożą.

Następnie należy wyjechać na głębię naszego osobistego życia duchowego. Bezużyteczni dla Bożych celów okażą się chrześcijanie na wpół odrodzeni, na wpół przeobrażeni, tkwiący jedną nogą w mentalności cielesnej i przesiąknięci duchem tego świata. Jakże udzielać możemy pomocy, jeśli sami jej potrzebujemy? Bogu potrzebni są ludzie całkowicie Mu oddani, przeorani pługiem Ducha Świętego, zahartowani w samozaparciu i samodyscyplinie, mający osobisty nieprzerwany kontakt z niebem i napełnieni mocą z wysokości. Wszystko to jest w obfitości dostępne, trzeba tylko wyzbyć się iluzji o sobie, spojrzeć prawdzie w oczy i ruszyć drogą pełnego poddania się Bożej obróbce duchowej, poświęcając dla Niego czas, środki, zdolności i siły.

Wyjechać także potrzeba na głebię życia zborowego. Zbory kwaszące się w nieskończonych problemach międzyludzkich, ciasnocie umysłu i izolacji, zbudowane na tanich modernistycznych namiastkach, których gospodarka i finanse pogrążone są w ciemności albo nękane są innymi jeszcze schorzeniami, nie mogą w sytuacji przebudzeniowej spełnić Bożych oczekiwań. Przebudzenie i ożywienie musi najpierw ogarnąć je same. Wszelkie stare kwasy, bagna i stęchlizny muszą zostać poddane oczyszczającemu działaniu łaski Bożej, tak aby zbory stały się jasnymi świecznikami i miejscami dającymi wszelkie warunki rozwoju duchowego.

Koniecznością jest to, by wyjechać na głębię zwiastowanego Słowa. Ewangelii nie można upraszczać, umilać, uatrakcyjniać. Zwiastowanie nie może być wabieniem na osobiste korzyści, do ciekawego towarzystwa i dobrej muzyki itd. Brzmieć musi naga prawda o ratunku i zgubie, o krwi i krzyżu, o śmierci z Chrystusem, złożeniu w grób starego człowieka, o zmartwychwstaniu i chodzeniu w nowości życia, o sprawiedliwości i uświęceniu, o Duchu Świętym i mocy Bożej. Doświadczenie wyrażnie uczy, że ludzie szukają autentyzmu, chcą znać całą prawdę i służyć Bogu całkowicie. Nie wszyscy, ale z pewnością ci, którymi warto się zajmować. Krzywdą jest podawanie ludziom namiastek lub trzymanie ich w nieświadomości niebezpieczeństw i trudów na drodze Bożej. Strzeżmy się przed produkowaniem bubli. Kształtujmy ludzi według serca Bożego, nie uchylając się przed zwiastowaniem całej woli Bożej.

I wreszcie, należy bezwzględnie wyjechać na głębię uczniostwa. Chrześcijaninem nie można zostać przez samo podniesienie ręki lub zmówienie modlitwy. Jezus polecił czynić uczniami. Brak uczniostwa udaremnia wysiłki ewangelizacyjne. Wiele potężnych przebudzeń, także i w naszym kraju, pozostało bez trwałych efektów dla braku tego czynnika. Jeśli praca sprowadza się tylko do doprowadzenia człowieka do przyjęcia Chrystusa, przebudzenie będzie słomianym ogniem, z którego prawie nic nie pozostanie.

Nowo narodzeni do królestwa Bożego wymagają troskliwej, osobistej opieki. Muszą zostać włączeni na stałe w organizm Ciała Chrystusowego, muszą zostać z nim organicznie zespoleni, muszą nauczyć się w tym organizmie funcjonować — budować się w nim duchowo i uczestniczyć czynnie w jego budowaniu. Inaczej mówiąc, ludzi należy umieszczać w Chrystusie, a to znaczy w Jego ciele. Warunki trwałości życia duchowego nie są żadną tajemnicą. Bóg chce, aby owoc naszej pracy był trwały. Kierując się konsekwentnie wskazówkami Słowa, możemy to osiągnąć.

Największym wrogiem pracy Bożej jest powierzchowność, improwizowanie, niedbalstwo (Jr 48:10). Są to cechy, które w pewnym stopniu są wadą narodową Polaków. Nie pozwólmy, by ta wada zniszczyła tak cenne i wspaniałe dzieło Boże. Kto nie wyzwoli się z niej, będzie naczyniem nieprzydatnym i narobi więcej szkody niż pożytku. Jeśli chcesz działać po stronie Bożej, skutecznie i owocnie, WYJEDŹ NA GŁĘBIĘ! Niech Bóg nam w tym dopomoże.

J. K.