ŚWIADECTWO ZMARŁEGO I WSKRZESZONEGO


Chcę wam opowiedzieć, co Bóg czyni teraz w Brazylii. On jest tam tym samym Zbawicielem, który działa jak i tutaj w Europie, ludzi ratuje, zmienia i czyni nowymi. Czyni to samo także w Brazylii.

Chcę mówić o tym, co wydaje mi się bardzo ważne. O tym, co Pan Jezus pokazał pewnemu bratu w naszej prowincji Rio Grande del Sul, który umarł, a po czterech dniach został wskrzeszony. W tym czasie Jezus pokazał mu wieczność. On był także i w naszym mieście i wiele opowiadał o tym, co w tym czasie widział. Ja powiem tylko bardzo niewiele z tego, co Jezus mu pokazał w wieczności, zarówno w niebie, jak i w piekle. Jezus wziął go do tych dwóch miejsc na te cztery dni i pokazał mu wiele rzeczy, o których potem miał powiedzieć swojemu zborowi, Kościołowi Jezusa.

On potem przebywał przez kilka dni w naszym mieście, miał pięć zgromadzeń i na każdym z nich przemawiał ponad dwie godziny o tym, co Jezus mu pokazał. Rozumiecie, że nie mogę mówić dziesięć godzin, aby przekazać wam to wszystko, co on nam powiedział. Powiem tylko o tym, co mi utkwiło w pamięci, co zostało wyryte na moim sercu. Chętnie wam o tym powiem i w ten sposób przekażę to dalej.

Z pracy misyjnej chcę powiedzieć, że Pan czyni wielkie rzeczy. Zbawia wielu ludzi, chrzci Duchem Świętym, uzdrawia chorych i wierzący przygotowują się na przyjście Pana Jezusa. Naprawdę mogę powiedzieć, że są Jego przyjściem bardzo przejęci. Bardzo dziwiłem się tutaj w Europie, gdzie podróżuję już przez dwa miesiące i dziesięć dni, że jeszcze nigdzie nie słyszałem, by ktoś modlił się: „Przyjdź, Panie Jezu!” Właśnie dzisiaj rozmawiałem z pewnym człowiekiem i on powiedziała mi:

— Wiesz, kocham to życie. Bardzo je lubię. Chciałbym jeszcze żyć.

— Dobrze, rozumiem cię — odpowiedziałem. Ale Brazylijczycy gorąco modlą się: „Przyjdź, Panie Jezu!” Nie ma ani jednego nabożeństwa, ani jednego spotkania domowego, ani jednej modlitwy nocnej, gdzie wierzący nie wołaliby: „Przyjdź, Panie Jezu! Przyjdź wkrótce! Zabierz Swój Kościół, weź go do domu! Mamy pragnienie być już u siebie w domu.” To jest właściwe pragnienie i ono przynosi też z sobą konsekwencje. Wierzący żyją życiem uświęconym i oczyszczają się, żyją w odłączeniu od świata i od rzeczy tego świata, które mogłyby im zaszkodzić.

Śpiewaliśmy refren, który także bardzo lubię: „Panie Jezu, kocham Cię”. I to też wywołuje konsekwencje w naszym życiu i to bardzo mocne konsekwencje. Czy mogę kochać Jezusa, a jednocześnie kochać rzeczy, które mnie oddalają od Jezusa, które mnie od Niego oddzielają? Czy taka możliwość istnieje? Mówię: „Panie Jezu, kocham Cię, miłuję Cię!” — a potem przez cały tydzień nie pamiętam, że istnieje Jezus. I dopiero w niedzielę jesteśmy znowu przy tym, śpiewamy i radujemy się. Niech Bóg okaże nam miłosierdzie i sprawi, abyśmy wzięli na siebie także te konsekwencje i nie tylko modlili się: „Panie Jezu, przyjdź!” lecz także trwali w gotowości i prosili: „Panie Jezu, chcę być gotowy, kiedy Ty przyjdziesz, kiedy zabierzesz Swój Kościół. Absolutnie nic nie może oddzielać ani oddalać mnie od Ciebie.”

Powiedziałem, że opowiem o niektórych rzeczach z tego, co przeżył nasz brat Aldino, który umarł. Był on prezbiterem w mieście niezbyt oddalonym od naszej misji. To wydarzenie stało się bardzo głośne. Niektórzy pastorzy z naszego kościoła byli przy tym obecni. Ten brat podróżuje teraz po całej Brazylii i nie ma tygodnia, by nie był gdzieś na zaproszenie pastorów i nie dzielił się tym, co Jezus mu pokazał.

Ten brat był człowiekiem, któremu Pan bardzo błogosławił w jego służbie. Był on z zawodu policjantem, a wieczorami i w święta głosił Słowo Boże, zaś Jezus błogosławił jego usługę. Był to człowiek, którego usługę Jezus potwierdzał. Wielu ludzi zostało uzdrowionych, wielu przeżywało chrzest Duchem Świętym. Był jednak bardzo chory. Miał powiększone serce, które się ciągle powiększało. Co chwila odwożono go do szpitala wojskowego z powodu ciężkich kryzysów w funkcjonowaniu jego serca. Pewnego dnia także odwieziono go do szpitala z powodu bardzo ciężkiego ataku serca. Lekarze natychmiast się nim zajęli, aby utrzymać go przy życiu, a kiedy ocknął się, powiedzieli mu, że jest to jego ostatnia szansa i że musi natychmiast poddać się transplantacji serca. Powiedzieli mu, że w przeciwnym razie pozostaje mu tylko tydzień życia. On jednak powiedział:

— Nie! Nie chcę tego. Jezus używał mnie w usłudze uzdrawiania i może mnie uzdrowić. A jeżeli nie chce, to jestem gotowy pójść do domu. — I rzeczywiście, jak przepowiedzieli lekarze, w tym samym tygodniu zmarł. Kiedy znajdował się na oddziale intensywnej terapii i lekarze zajmowali się nim, jego żona stała tam w kącie i modliła się, wołając do Pana. A Jezus powiedział do niej przez Swojego Ducha: „Twój mąż zmartwychwstanie.” Dlatego pobiegła do lekarza i zawołała:

— Mój mąż zmartwychwstanie! — Lekarz uśmiechnął się i powiedział:

— Rozumiem, że pani jest w głębokim szoku, ale pani mąż nie zmartwychwstanie. — Oni właśnie zaszyli mu tętnicę i wypłynęło przy tym sporo krwi. I lekarz powiedział: — Proszę popatrzyć, krew już z niego uszła. Nie ma żadnej możliwości. Pani mąż jest martwy. Zmarł w wyniku bardzo silnego zawału serca.

— Pozostawcie mojego męża tutaj! — prosiła ta pani. Ale lekarz powiedział:

— Nie, on musi zostać pochowany. — Ta rodzina miała jednak kontakt z pewnym generałem brazylijskim, a ten człowiek był w szpitalu wojskowym. Ona skontaktowała się z tym generałem i powiedziała:

— Mój mąż zmarł tutaj w szpitalu, a Pan Jezus powiedział mi, że on zmartwychwstanie. Czy nie mógłby pozostać tutaj w szpitalu? — Ten generał poprosił do telefonu głównego lekarza i zarządził, że ten człowiek może pozostać w szpitalu tak długo, jak tylko życzy sobie jego rodzina. Był on tam przez cztery dni, a ponieważ ta kobieta twierdziła, że on powstanie, więc zrobiono zdjęcia jego serca i stwierdzono, że jest ono rozerwane. Pół serca oderwało się i opadło. Ten brat w swoim świadectwie mówił, że ten atak serca był tak nagły i silny, że nie zdążył wypowiedzieć ani jednego słowa. Momentalnie był martwy.

On opowiadał, że kiedy umarł, przybył Pan Jezus na obłoku i zabrał go z tej stacji intensywnej terapii i pokazał mu chwałę nieba, pokazał mu raj, pokazał mu jego część nieba. Ciągle powtarzał, że nie jest w stanie tego opisać.

— Nie ma słów, aby opisać to, co Jezus mi pokazał. — Mówił, że zostało mu pokazane, jak wierzący, jak zbawieni wchodzą do domu. Było mu dane stać u drzwi, u bramy nieba. Mówił, że kiedy wchodzili zbawieni, aniołowie stali tworząc szpaler wokół szerokiej ulicy z przezroczystego złota, a w tyle znajdowało się bardzo jasne światło. I ci zbawieni, którzy wchodzili do swojego domu, byli przyjmowani przez aniołów z okrzykami radości i z palmami, po czym szli wprost do tego jasnego światła. I on mówił, że ogarniało go takie pragnienie, aby także iść w stronę tego światła, więc powiedział do Jezusa:

— Panie Jezu, czy ja też mogę tam pójść? — Ale Pan Jezus odpowiedział:

— Nie. Mam jeszcze posłannictwo, mam jeszcze zadanie dla ciebie. Jeszcze nie możesz tam pójść. — Kiedy on to opisywał, możecie sobie wyobrazić, był tam zgromadzony wielki tłum ludzi, znacznie ponad tysiąc braci i sióstr było na tym nabożeństwie i żadne oko nie pozostało suche, kiedy opowiadał, jak wierzący są tam przyjmowani, jak witają ich aniołowie i jak potem mogą podążać do tego światła.

Potem mówił też o tym, jak zostało mu pokazane potępienie, piekło. I on ciągle na nowo podkreślał:

— Bracia i siostry, jak długo będę żył, nigdy nie przestanie brzmieć w moich uszach ten rozpaczliwy krzyk potępionych, który tam słyszałem. Nigdy! To było przerażające, kiedy oni krzyczeli o pomoc i zmiłowanie, o litość, ale nie zostało im to dane. — Opowiadał, jak Jezus oprowadzał go po piekle. On był także u mnie w domu i siedzieliśmy razem przez wiele godzin, podczas których zadawałem mu wiele różnych pytań. Zapytałem go, jakie jest piekło, jak można by je opisać. On odpowiedział, że jest ono jakby olbrzymią, ogromną planetą, która jest całkowicie zaludniona. Powiedział też, że będący w piekle nie zauważali obecności Jezusa ani jego obecności.

Pan Jezus prowadził go z jednej części do drugiej, a w pewnej chwili zobaczył jakby górkę, która wyglądała jakby oaza. Było tam wiele ludzi ubranych w białe szaty. On zaskoczony zapytał:

— Panie Jezu, czy Ty tutaj w piekle masz także niebo? — Jezus odpowiedział:

— Nie, nie mam tutaj nieba.

— Ale wobec tego kim są ci ludzie, ubrani na biało? — Jezus odpowiedział mu:

— Przyjrzyj się uważniej! — Kiedy zbliżyli się do tego tłumu ludzi ubranych w biel i on się im przyjrzał, zobaczył, że ich białe szaty były splamione, że byli zabrudzeni. Było na nich pełno plam, pełno brudu. On patrzył na tę grupę i zauważył, że nie była to oaza, lecz bardzo smutny widok. Usłyszał, jak Jezus mówi do niego:

— To są ludzie, którzy kiedyś byli Moi. Byli nawróceni, ale umarli w grzechu. — Słyszał, jak Jezus wymienił niektóre z ich grzechów, by mógł nam to przekazać. Słyszał jeszcze inne rzeczy, ale tych nie zapamiętał. Ludzie ci byli to tacy, którzy umarli niepojednani, którzy żyli w sporach, którzy nie przebaczyli, którzy nie byli gotowi innym przebaczyć. Byli też tam ci, którzy żyli w pożądliwości oczu. Słyszał, jak Jezus mówił, że to są te ich plamy: pożądliwość, wyniosłość, chciwość, wszeteczeństwo, cudzołóstwo. Słyszał Jezusa, wypowiadającego te słowa.

Tak bardzo go zaszokowało, że chodziło o wierzących, ubranych na biało. Byli to ludzie, którzy kiedyś nawrócili się, ale nie byli gotowi zerwać z grzechem i odciąć się od grzechu. I teraz w piekle ich ubiór sprawiał, że wszyscy mieszkańcy piekła wiedzieli, iż są to ci, którzy kiedyś należeli do Jezusa, lecz nie zachowali tego, co od Niego otrzymali. On powiedział, że kiedy przypatrywali się, nagle na tych ludzi rzuciła się wielka chmura demonów, jak psy albo lwy, jak kąsające zwierzęta, które ich rozrywały. Niektórzy zaczęli uciekać w prawo, ale tam było strome urwisko i on widział, jak do niego wpadają. Kiedy tam zajrzał, zobaczył głęboką przepaść i usłyszał przeraźliwe krzyki tych, którzy tam wpadali:

— Czyż nie ma tu żadnej pomocy, żadnej litości? — Na dole było coś jakby gotująca się lawa i dym wydobywał się z tej studni, do której wpadali ci ludzie. Następnie zobaczył inną grupę tych ludzi ubranych na biało, pędzonych przez demony tak, jak pędzi się owce. Demony pędziły ich do miejsca, gdzie czekały demony ogromnej wielkości, mające jakby olbrzymie kleszcze jak raki, którymi chwytały i męczyły tych ludzi, podczas gdy oni przeraźliwie krzyczeli. On zawołał:

— Jezu, czyż nie słyszysz krzyku Swoich dzieci? Usłysz ich przecież, odpowiedzże im! — W odpowiedzi usłyszał:

— Oni kiedyś byli Moimi, ale teraz nie należą już do Mnie i Ja już ich nie słyszę. — On był tym ogromnie wstrząśnięty i mówił:

— O Jezu, jakże łatwo odwracamy się od odstępców, jakże łatwo potępiamy ich i pozostawiamy samym sobie! Mówimy: „Oni sami są sobie winni. Przecież znają tę drogę. Jeśli zechcą przyjść z powrotem, wiedzą przecież, gdzie jest zbór. Znają przecież do niego drogę. Ja nie chcę ich więcej znać.” — A właśnie ci ludzie najbardziej potrzebują naszej pomocy, naszej miłości. I my jako dzieci Boże powinniśmy prowadzić takie życie, aby oni zostali przekonani, że żyjemy z Jezusem.

Mogę wam powiedzieć, że usługa tego brata wywarła ogromny wpływ na moje życie. Zmienił się mój stosunek do odstępców i do tych, którzy Jezusa nie znają. Chciałbym do tego jeszcze coś powiedzieć. Pewien nasz współpracownik, który teraz został powołany przez Boga do pracy misyjnej w Urugwaju, modlił się o ludzi, którzy odpadli, odeszli ze zboru, którym on się opiekował. Podczas jego modlitwy Jezus dał mu widzenie. To jest niezależne od tego, co nam mówił tamten brat. Pan Jezus pokazał mu głęboki dół w ziemi. U samej góry był otwór. Kiedy spojrzał przez ten otwór do wewnątrz, zobaczył tam braci, którzy odpadli. Usiłowali wydostać się z błota, w którym ugrzęźli. Widział, jak ci odstępcy usiłują wyskoczyć z tego dołu o głębokości wielu metrów. Z całych sił próbują dostać się do tego otworu, ale brakuje im jeszcze kilka metrów i o własnych siłach nie mogą się stamtąd wydostać. W tym widzeniu słyszał potem słowa Jezusa:

— Odstępcy są jakby w dole, który jest pełny błota i sami nie wydostaną się stamtąd. Tylko ręce modlących się mogą ich stamtąd wydostać. — Tylko ręce modlących się! Bracia i siostry, Jezus nie kładzie nam na serce tylko tego świata, lecz także dzieci Boże, znajdujące się w odstępstwie. Tych, którzy kiedyś miłowali Jezusa, których serca paliły się dla Niego, a dzisiaj są od Niego daleko.

Jest tak wiele rzeczy, które ludzi zaprzątają i tak wiele rzeczy, które ludzie chcą wziąć w swoje posiadanie. A my jako dzieci Boże mamy tylko jednego, który wziął nas w posiadanie, a to jest Duch Święty. On żyje w nas, wziął nas w posiadanie i my jesteśmy świątynią Ducha Świętego. On żyje w nas. I Duch Święty chce nas oczyścić, uświęcić i uczynić przydatnymi w Swoim dziele.

Jeszcze jeden obraz chcę wam przedstawić z tego, co ten wskrzeszony brat nam powiedział. On był potem prowadzony dalej i znalazł się przy wysokim wzgórzu, jakby przy skalistej górze, a kiedy podeszli bliżej, zobaczył w tej górze wielki i długi tunel. Brat Aldino powiedział, że tam w wieczności nie mamy tych naszych cielesnych oczu. Tutaj nasze oczy są bardzo ograniczone, ale w wieczności nasz wzrok nie jest ograniczony i można tam widzieć nieprawdopodobnie daleko. W nowym ciele wzrok jest niesamowicie ostry.

Powiedział, że ten tunel był tak długi, że nie było można dostrzec jego końca. Wejście do tego tunelu zamykała żelazna brama, przy której stał wielki przywódca demonów. Tan brat widział, że ten tunel był pełny demonów. Zostało mu wyjaśnione, że były to demony, które na ziemi nie wypełniły swoich zadań, które zostały wypędzone z ludzi na ziemi i tam zostały przez tego księcia zamknięte i dręczone za karę, a potem przygotowywane do przyjęcia nowych zadań do wykonania na ziemi.

Ten brat stał tam i słuchał, jak ten książę wydaje tym demonom rozkazy. Słyszał to bardzo wyraźnie i wiedział, że musi to przekazać Kościołowi. Otrzymał zadanie powiedzieć o tym kościołowi. Do tego księcia podchodziły grupy demonów i on dawał im polecenia. Do jednej z tych grup mówił:

— Jest na ziemi pewien znany ewangelista, który usiłuje wielu ludzi wydrzeć z naszego królestwa. Tego ewangelistę musicie uczynić zimnym. Nie możecie dopuścić, aby dalej zwiastował. Musicie wzbudzić w nim ducha wyniosłości, pożądliwości oczu, chciwości. Wprowadźcie do jego życia ducha wszeteczeństwa, bo jeśli nie doprowadzicie go do upadku, sprawi, że wiele osób odpadnie od naszego królestwa. On usiłuje pozyskać tych ludzi i nie może tego dłużej robić. Otrzymujecie zadanie doprowadzenia go do upadku. Nie może dłużej głosić ewangelii. — Kiedy demony odebrały ten rozkaz, usłyszał, jak inna grupa otrzymała zadanie. Książę mówił im:

— Jest na świecie wiele zborów, które są bardzo gorące, które są przebudzone. Są one dla nas najniebezpieczniejszą rzeczą, jaka istnieje na ziemi. Są to te zbory, które są przebudzone i gorące. W tych zborach musicie wywołać zamieszanie, a przez to je unieszkodliwić.

— Jak mamy to zrobić? — pytały demony.

— Przede wszystkim — odpowiedział książę — zbory te nie mogą pozostać jednomyślne. Musicie pozbawić je jedności. Jeśli zrabujecie im jedność, nie będą już zdolne wyrywać nam ludzi. Musicie podjudzić członków przeciwko przywódcom i pastora przeciwko członkom, starszych przeciwko pastorowi i członków przeciwko starszym. Kiedy to osiągniecie, zbory te przestaną być dla nas niebezpieczne. —

Czy widzicie to? Tam na dole, w piekle wre praca. Tam pracują! Tam przebiegają przygotowania, ponieważ tutaj na ziemi jest żywy zbór, ponieważ tu na ziemi są ludzie, którzy miłują Jezusa. I ci ludzie są tarczą piekielnych ataków. On mówił dalej i to wszystko bardzo mnie poruszyło i odczuwam te konsekwencje każdego dnia. Do innej jeszcze grupy ten książę powiedział:

— Waszym zadaniem jest niszczenie małżeństw. Jest niedopuszczalne, aby istniały święte małżeństwa. Nie wolno dopuścić do tego, aby dzieci wyrastały w zdrowych rodzinach. Musicie niszczyć małżeństwa, tak aby dzieci odczuwały wściekłość i nienawiść do swoich rodziców, bo kiedy będą pełne nienawiści, to nigdy się nie nawrócą, nigdy od nas nie odpadną. Musicie w małżeństwach spowodować rozerwanie, zniszczyć je, aby dzieci cierpiały, bo im bardziej będą cierpieć, tym bardziej będą Boga zaniedbywać, bluźnić Mu i urągać. Musicie niszczyć rodziny. —

Bracia i siostry, żyjemy w tym czasie. On mówił, że słyszał jeszcze wiele innych poleceń, które one otrzymały, ale te najważniejsze nam oznajmił. A potem słyszał, jak te demony przyrzekały temu księciu:

— O to możesz być spokojny. Wypełnimy swoje zadanie bardzo starannie. — A kiedy te polecenia zostały wydane, ta wielka brama została otwarta. Te demony były bardzo wielkie. Kto chce je widzieć, może obejrzeć okładki płyt z muzyką rockową. Te same postacie, które są na tych płytach, te potwory demoniczne i te małe demony ze śpiczastymi uszami są dokładnie i wiernie wyobrażone na płytach z muzyką rockową. Mógł się o tym przekonać, że są tam rzeczywiście te same postacie. Piosenkarze rockowi miewają bowiem widzenia piekła i demonów i oddają ich postacie na swoich płytach dokładnie takie, jakie naprawdę są w piekle.

I ta wielka rzesza demonów z piskiem i krzykiem wyfrunęła z tego tunelu i poleciała na ziemię. A wtedy Jezus powiedział do niego:

— Powiedz to Mojemu Kościołowi. To są te demony, które chcą zniszczyć Mój lud. Ale powiedz Moim dzieciom, że zwyciężyłem. Ja jestem Zwycięzcą! Powiedz im, że nie powinni się lękać, lecz rozgłaszać Moje imię. —

Potem, kiedy otrzymał to zadanie, miał bardzo długą rozmowę z Jezusem. Prosił Jezusa, aby nie musiał już wracać na ten grzeszny świat, lecz by mógł tam pozostać:

— Jezu, pozostaw mnie tutaj! Nie chcę już wracać. — Ale Jezus powiedział mu:

— Musisz wrócić. Potrzebuję cię. Musisz powiedzieć Mojemu Kościołowi, że przyjdę bardzo szybko, a jest tak wiele ludzi na ziemi, którzy nie są gotowi! Tak wielu nie jest gotowych. Są Moimi dziećmi, ale nie są gotowi. Powiedz im, że muszą się przygotować, gdyż przyjdę bardzo, bardzo szybko. Przyjdę wkrótce i wezmę Moich do Siebie. —

Kiedy ten brat zgodził się powrócić na ziemię, Jezus sprowadził go z powrotem do tej kliniki i on zmartwychwstał, mając całkiem nowe serce. Otrzymał zupełnie nowe serce. Cała dokumentacja medyczna jest dostępna, zostały zrobione zdjęcia i lekarze orzekli:

— To nie jest jego stare serce. — Ten brat otrzymał całkiem normalne, zupełnie zdrowe serce. Ma on 57 lat, waży ponad 100 kg, jest to mocno zbudowany mężczyzna, a jego ciśnienie krwi wynosi 120 na 80. Jak u młodzieńca. Wygłasza kazania co tydzień, pracuje w tym upalnym klimacie 10-11 godzin dziennie bez żadnych oznak przemęczenia. Pan Jezus uczynił w jego przypadku rzeczywiście coś nowego. On jeździ po zborach i mówi ludziom, że mają się przygotować, gdyż Jezus powróci już wkrótce. Przyjdzie bardzo szybko.

Ja sobie powiedziałem: „Panie Jezu, chcę kochać Cię jeszcze bardziej i służyć Ci jeszcze wierniej. Nie chcę tylko mówić: «Panie, kocham cię, Panie, kocham Cię.»” Powiedziałem to już w niektórych zborach tutaj w Niemczech i chcę nadmienić także tutaj. Pastor powiedział, że będzie dobrze, jeśli ludzie zostawią raz telewizor w spokoju i przyjdą w sobotę na zgromadzenie. Nie jestem kaznodzieją, który wygłasza kazania przeciwko telewizji, ale jednak chciałbym was zachęcić do czujności. Należy się zastanowić nad tym, jak przebiega moje życie. W jakim kierunku zmierza moje życie?

Byłem w pewnym zborze w Szwajcarii i tam podeszła do mnie pewna kobieta i powiedziała:

— Misjonarzu, módl się o mojego męża! Módl się!

— Co z nim się dzieje? — zapytałem. Ona powiedziała:

— Każdego wieczora siedzi przed telewizorem przez sześć godzin i ogląda filmy seksualne. I jak on chce służyć Jezusowi? Jak chce służyć Jezusowi? Jak my możemy być świętą rodziną? — Tak mówiła ta kobieta ze łzami w oczach. Jej mąż stał obok i powiedział:

— Przecież wolno nam też mieć trochę rozrywki!

— Ale przecież nie takiej! — odpowiedziała ta kobieta. — Ogląda przez sześć godzin filmy seksualne. I jak możemy być chrześcijańską rodziną? —

Mówię takim, co następuje: Jezus chce mieć z nami intymną społeczność. „Jezu, kocham Cię” to coś więcej niż tylko wypowiedzieć te słowa. Powiedzieć: „Jezu, kocham Cię” nie ma żadnego znaczenia, jeśli brak nam tej wewnętrznej więzi z Jezusem. My wierzący, jeśli chcemy dostać się do nieba, musimy mieć ścisłą relację z Jezusem.

Pytam was teraz, bracia i siostry, kiedy mamy ścisłą więź z Jezusem i stajemy przed Jego obliczem, czy nie przenika coś z Jezusa do naszego życia? Czy możecie to sobie wyobrazić, że wtedy coś musi przepływać z Jezusa do naszego życia, coś z Jego świętości, coś z Jego czystości? Czy to sobie wyobrażacie, że musi coś w nas pozostawać, kiedy codziennie mamy społeczność z Jezusem? Czy wierzycie w to?

Zadam wam teraz jeszcze inne pytanie. Kiedy codziennie siadamy przed skrzynką telewizora i oglądamy filmy, czy wierzycie, że wtedy także może coś do nas przenikać i pozostawać w nas? A może myślicie, że nie? Co? Kiedy dorastałem w Brazylii, nie było tam jeszcze telewizorów. Dopiero kiedy przyjechałem do Stanów, zobaczyłem u cioci i wujka pierwszy raz telewizor i pierwszy raz oglądałem film. Był to film biblijny, bardzo dobry, ale naturalnie z wszystkimi tymi świeckimi błyskotkami telewizyjnymi. To jest już ponad trzydzieści lat, a zrobiło to na mnie takie wrażenie, że jeszcze dzisiaj mógłbym prawie cały ten film opowiedzieć. Rzeczywiście, to wchodzi w człowieka. To weszło we mnie.

Czasem jestem gdzieś u wierzących i tam puszczony jest telewizor i oglądamy go razem, a potem się modlimy. Co myślicie, że stoi mi wtedy przed oczami? Jak? Co mam przed oczami? Może powiecie, że jestem taki staromodny, ale ja mam przed oczami ciągle te obrazy. I muszę z tym walczyć! Muszę walczyć, aby to, co widziałem, nie zabierało mi czasu, kiedy się modlę. To znowu zaczyna się wewnątrz mimo woli odtwarzać. To tam tkwi wewnątrz. Wam się to nie zdarza? Naprawdę?

Kiedy patrzymy na Jezusa, pozostaje w nas coraz więcej z Jezusa. Przypatrujemy się Jezusowi i Jego obraz zostaje wykształtowany w nas. Stajemy się coraz bardziej podobni do Jezusa. Co mówiono o pierwszych chrześcijanach? Że są chrześcijanami czyli chrystusowcami. Dlaczego? Ponieważ przebywali z Chrystusem i byli podobni do Chrystusa. Kiedy na nich patrzono, rozpoznawano: To jest chrześcijanin, bo on żyje tak, jak żył Chrystus. Mówi tak, jak mówił Chrystus, kocha tak, jak kochał Chrystus, nie znosi grzechu, tak jak Chrystus nie znosił grzechu. Jest chrześcijaninem czyli chrystusowcem.

Podam jeszcze jeden przykład z Brazylii. Pewnego dnia byłem w sklepie i siedziałem tam z kierownikiem sklepu i rozmawialiśmy o pewnych cenach, a w pewnej chwili przechodziły koło tego sklepu trzy siostry. I on nagle przerwał i powiedział:

— Oto idą trzy pańskie owieczki.

— Co proszę?

— Tak, to są trzy owieczki z pana kościoła, które tu przechodzą.

— Skąd pan wie? — zapytałem. A on odpowiedział:

— Waszych wiernych można przecież rozpoznać z daleka. —

Widzicie? Z daleka widać, że są chrześcijanami. Nic mu nie mówiłem, nic nie wyjaśniałem, a jednak on rozpoznał, że te siostry są naszymi owcami. Można to było rozpoznać z daleka. Czy wiecie, co głoszę u nas w Brazylii? Mamy tam przebudzenie. Mówię członkom zboru:

— Nie ugadujcie ludzi na śmierć. Nie usiłujcie składać świadectwa i przekonywać ludzi, że mają zostać chrześcijanami, lecz żyjcie z Jezusem. Miejcie ścisłą społeczność z Jezusem, a to będzie najlepszym świadectwem. —

Członkowie z naszego zboru opowiadają mi o różnych przypadkach, kiedy to się sprawdza. Jedna z naszych sióstr rozmawiała z pewną panią. Dawniej ta siostra była medium spirytystycznym. Po chwili rozmowy ta pani zapytała:

— Kiedy jestem przy pani, odczuwam takie bezpieczeństwo, czuję się tak dobrze koło pani! Co pani ma, czego ja nie mam? — Wtedy ta siostra opowiedziała jej:

— O, byłam medium spirytystycznym, ale nawróciłam się i teraz jestem dzieckiem Bożym. Proszę przyjść na nasze nabożeństwo! Wtedy zobaczy tam pani to, co ja mam.

— A kiedy macie nabożeństwo?

— W każdą niedzielę o siódmej wieczorem. —

Nie powinniśmy ugadywać ludzi na śmierć, tłumacząc im, że Bóg jest Stwórcą, że jest Panem, a diabeł i spirytyści są wypaczeni, lecz powinniśmy wprowadzać ich do duchowej atmosfery, do modlącego się zboru, aby tam usłyszeli Słowo Boże. Wtedy ci ludzie przychodzą, nawracają się do Jezusa i przeżywają moc Bożą. Kładę teraz w moim głoszeniu wielki nacisk na to, że wierzący powinni o wiele mniej mówić, a o wiele więcej żyć z Jezusem, mając z Nim ścisłą osobistą relację. Wtedy niewierzący będą przychodzić i mówić:

— Powiedzcie przecież: Co wy to macie? Czuję się jakby pod jakąś ochroną, kiedy jestem koło ciebie. Czuję taki dziwny pokój, kiedy jestem blisko ciebie.

— Przyjdź tylko na nasze nabożeństwo. Przeżyj z nami jedno spotkanie, a wtedy będziesz wiedział, dlaczego jestem taki inny, dlaczego mam taki pokój. — Tam bowiem słyszą poselstwo ewangelii, przeżywają moc Bożą i nawracają się.

Z niemieckiego tłumaczył Józef Kajfosz
Spisano z taśmy magnetycznej nagranej
podczas nabożeństwa w nieznanym zborze
niemieckim. Nazwisko ewangelisty nieznane.