Szczególny rodzaj błogosławieństwa

    Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie!
    Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.
Mt 5: 11–12.    

Pismo Święte zawiera wiele błogosławieństw. Bóg z reguły przyrzeka ludziom błogosławieństwo za pewne zachowania, za czynienie lub nie czynienie czegoś. Przytoczone powyżej słowa są wyjątkiem z tej reguły. Błogosławieństwo przychodzi tutaj pozornie bez udziału tych, którzy są jego odbiorcami, a bierze się ono z zachowania innych ludzi. Dzieci Boże, trwające przy Panu, otrzymują błogosławieństwo wtedy, gdy są źle traktowane przez innych. Nie lubimy być traktowani źle i jeśli nas to spotyka, siłą rzeczy budzi się przeciwko temu nasz sprzeciw. Mamy poczucie krzywdy i usiłujemy tego uniknąć. Ale w świetle powyższego tekstu warto przyjrzeć się tej sprawie dokładniej. Jeśli bowiem uchylimy się od złego traktowania w niewłaściwy sposób, albo jeśli będziemy burzyć się przeciwko złemu traktowaniu, możemy pozbawić się błogosławieństwa, którego Bóg pragnie nam udzielić.

Dzieło Boże natrafia w nieprzyjaznym Bogu otoczeniu świeckim na opory i sprzeciwy. Królestwo Boże nie jest z tego świata, toteż słudzy Króla często nie są tu mile widziani. Często przychodzi im doświadczać złorzeczenia i prześladowań. W mniejszym lub większym stopniu grozi nam to zawsze, ale szczególny sprzeciw przeciwko ludowi Bożemu podnosi się zwykle wtedy, gdy za sprawą Bożego kierownictwa ma on wyruszyć do dalszego etapu swojej drogi do celu — inaczej mówiąc, gdy konieczne stają się jakieś zmiany. Duch Święty wskazuje wtedy wybranym przez siebie ludzkim narzędziom dalszy kurs wędrówki, kiedy jednak nadchodzi pora, by wyruszyć, okazuje się, że nie wszyscy są na to gotowi i nie wszyscy są z tym zgodni. Podnoszą się głosy sprzeciwu, przy czym nie pochodzą one z świeckiego, wrogiego względem Boga otoczenia, lecz spośród naszych braci, a zwłaszcza przywódców, mających inne zrozumienie co do naszego celu i sposobu podążania do niego.

Trzeba zaznaczyć i mocno podkreślić, że wśród dzieci Bożych istnieje i musi zawsze istnieć sposób porozumiewania się, biblijnego rozpatrywania i rozstrzygania wszelkich, nawet bardzo drażliwych spraw, przy czym podstawą tego sposobu muszą być wzajemne relacje, uwzględniające to wszystko, co w tym zakresie zaleca Pismo Święte. Gdyby zalecenia te były konsekwentnie respektowane, pozwoliłoby to uniknąć podziałów i konfliktów. W praktyce jednak prawie zawsze dochodzi do głosu nasza cielesność, a w ślad za nią nasze wzajemne stosunki stają się dalekie od biblijnego wzorca. Powstają wtedy mniejsze lub większe grupy czy skupiska, zajmujące różne postawy, których wzajemne stosunki bywają bardzo napięte, a nie rzadko nawet wrogie. Z reguły za kryterium prawidłowości uważana jest własna postawa, a inni poddawani są ostrej krytyce. Pojawia się więc na nowo złorzeczenie, prześladowanie i kłamliwe przypisywanie sobie wszelkiego zła, tym tragiczniejsze i boleśniejsze, że mające miejsce pomiędzy braćmi, synami tego samego Ojca w niebie.

— Jakie z tego możemy wyciągnąć dla siebie wnioski? — Przede wszystkim powinniśmy jak najbardziej dokładnie upewnić się, że my sami nie bierzemy czynnego udziału w żadnych takich aktach wrogości między chrześcijanami. Można, a niekiedy trzeba się nie zgadzać, zachowując jednak zawsze postawę godną ewangelii i wywiązując się w stosunku do wszystkich innych dzieci Bożych z tego wszystkiego, do czego zobowiązuje nas zakon Chrystusowy. Pofolgowanie własnej cielesności, poddanie się wpływom otoczenia lub ogólnej atmosferze i pójście drogą niszczącej krytyki i złośliwych uwag w stosunku do innych degraduje nasze chrześcijaństwo i naraża nas na najpoważniejsze konsekwencje przed Bogiem, który w takich sprawach nie pobłaża. Można by wymienić cały szereg nazwisk konkretnych wierzących osób, które w ten sposób sprowadziły na samych siebie i swoich bliskich wyjątkowo tragiczne ciosy i zeszły ze świata przedwcześnie w fizycznych mękach lub w niesławie. „Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego” (Hbr 10:31). Unikaj tego jak ognia, ale nie tylko ze strachu przed karą, lecz przede wszystkim z odrazy, gdyż postępowanie takie jest dokładnym przeciwieństwem zachowań godnych prawdziwego chrześcijanina.

— Dobrze, ale jak się zachować, jeśli sami znajdziemy się w ogniu zarzutów, niszczącej krytyki i pomówień naszych współbraci? — Przede wszystkim, niezależnie od naszej oceny źródła i formy tej krytyki, trzeba nam wtedy bardzo uczciwie i szczerze przed obliczem Bożym poddać sprawdzeniu nasze własne postępowanie i zajmowane stanowisko. Sprawdzić przy tym trzeba, czy nasze własne niewłaściwe stosunki z krytykującymi nas nie dały im słusznego powodu do zarzutów, a także rozważyć dokładnie każdy stawiany nam zarzut, choćby wydawał się na pierwszy rzut oka całkiem absurdalny. Odrzucając bowiem zarzuty „hurtem”, bez rozważenia ich zasadności, pozbawiamy się cennej okazji oczyszczenia swojego życia z różnych skaz, które dla nas mogą być niewidoczne, a które widzą inni. Rzadko bowiem okazujemy się bez winy, gdyż podstawą naszego ostania się przed Bogiem nie jest nasza doskonałość, lecz Jego łaska. Tak naprawdę to rzeczywistość naszego życia z punktu widzenia Bożej sprawiedliwości jest często znacznie gorsza niż kierowana przeciwko nam krytyka i nie mamy żadnej podstawy ani powodu, aby ten fakt ukrywać.

W sprawdzaniu takim celowe jest także posłużenie się opinią innych, życzliwych nam osób, prosząc je o ocenę w danej sprawie, pod warunkiem, że ich sympatia nie doprowadzi do braku obiektywizmu. Jeśli zaś wynikiem tego sprawdzenia będzie znalezienie czegoś, co choćby częściowo uzasadnia zarzuty i krytykę, trzeba nam to otwarcie przyznać wobec krytykującego, a jeśli krytyka była publiczna, przyznać to publicznie, prosząc o przebaczenie lub oferując zadośćuczynienie. Nie zwalnia nas od tego nawet fakt, że postawa krytykujących jest pełna przesady, szyderstwa lub arogancji, lecz wręcz przeciwnie, w takich okolicznościach nasze pokorne przyznanie się do winy czy błędu może odnieść jeszcze bardziej znaczący skutek. Jeśli bowiem odpowiemy w tym samym tonie, odpłacimy tą samą monetą, skorzystamy z okazji dosadnego „odgryzienia się”, to pomnożymy zło i rozdarcie, natomiast reagując w duchu Chrystusowym możemy doprowadzić do złagodzenia lub nawet zażegnania konfliktu.

Warto na tym miejscu poświęcić kilka słów szczególnej sytuacji, kiedy stajemy wobec zarzutów ze strony innych dzieci Bożych, dotyczących naszego stanowiska w sprawach wiary, stosunku do jakiejś doktryny, oceny pewnych osób, które działały lub działają w Kościele, stosunku do niektórych praktyk czy zwyczajów wśród ludu Bożego, oceny powstających nowych ruchów i inicjatyw itp. We wszelkich tego typu sprawach wskazana jest szczególna rozwaga, wnikliwość i powściągliwość, a tymczasem z reguły właśnie w tych kwestiach jest we wzajemnych stosunkach najwięcej emocji, pochopności i namiętności. Postępować wtedy należy we własnym i Kościoła interesie jak najbardziej uczciwie przed samym sobą, przed Bogiem i przed innymi, a kiedykolwiek Słowo Boże, prowadzenie Ducha i własne sumienie nawet mimo wnikliwego rozważenia wszelkich możliwych racji zmusza nas do zajęcia stanowiska innego, niż jakiego spodziewają się od nas bliscy nam domownicy wiary, winniśmy uzasadniać swój wybór z wyjątkową oględnością, cierpliwością i pokorą, aby nikogo nie ranić i niczego nie rozrywać, lecz goić i scalać.

Bardzo ważne w obliczu spotykającej nas krytyki lub innej napaści słownej jest nasze własne wewnętrzne samopoczucie. Co odczuwasz, słysząc lub czytając skierowane pod twoim adresem zarzuty? Na jednym biegunie naszych odczuć jest podrażnienie, wzburzenie, irytacja — na drugim pokój i niezmącone odpoczywanie w Panu. A pomiędzy nimi różne stany pośrednie, przesuwające się w tą czy w tamtą stronę. Te wewnętrzne odczucia mogą nam powiedzieć wiele o nas samych. Podrażnienie świadczy o tym, że nasz naturalny człowiek żyje i daje o sobie znać. Prawdziwa śmierć z Chrystusem naszego starego człowieka przejawi się niezmąconym wewnętrznym pokojem w każdych okolicznościach. Jeśli więc krytyka wyprowadziła cię z równowagi, to masz cenną okazję, by porozmawiać z Panem o Jego zamieszkiwaniu i sprawowaniu władzy w tobie i dokonać na kolanach niezbędnych korekt. Wewnętrzny niepokój może też być czasem, choć nie zawsze, wskaźnikiem tego, że krytyka jest zasadna. Tak czy inaczej, okazja zobaczenia samego siebie dzięki krytyce jest cenna, nie zmarnuj jej więc, lecz wykorzystaj dla swojego dobra.

— A co, jeśli krytyka mimo wszystko okaże się zupełnie niesłuszna i krzywdząca, albo nawet celowo oszczercza? Czy i wtedy może być dla nas czymś dobrym? — A jakże! Przecież „wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują” (Rz 8:28). Teoretycznie o tym wiemy, w praktyce jednak trudno nam w niektórych okolicznościach dostrzec to dobro. Przede wszystkim więc, jeśli niesłusznie atakowana jest nasza postawa jako chrześcijan, dobro polega na tym, że unikamy pewnego „biada”: „Biada wam, gdy wszyscy ludzie dobrze o was mówić będą; tak samo bowiem czynili fałszywym prorokom ojcowie ich” (Łk 6:26). Postawa i usługa, która nie wzbudza żadnych kontrowersji, jest wątpliwej wartości, bowiem radykalne zwiastowanie, domagające się zmian istniejącego stanu rzeczy, będzie prawie zawsze natrafiało na sprzeciwy. Cierpliwe znoszenie ich w duchu Chrystusowym jest właśnie błogosławieństwem z naszego wstępnego wersetu: Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami (Mt 5:11–12). Znoszenie tych przeciwności jest częścią naszej ofiary na Bożym ołtarzu w interesie Chrystusa i królestwa Bożego, jest to nasze uczestnictwo w „udrękach Chrystusowych” za Kościół (Kol 1:24), które Pan obficie wynagradza wszelkim błogosławieństwem.

Szczególny przykład właściwej postawy w obliczu niszczącej krytyki znajdujemy w życiu króla Dawida (2Sm 16:5–13). Kiedy uciekał on z Jerozolimy podczas buntu Absaloma, złorzeczył mu okropnie i obrzucał go i jego orszak kamieniami niejaki Szymei. Dawida namawiano, by położył temu kres, ale choć miał wszelkie możliwości, aby to zrobić, zdecydowanie odmówił. Przyjął tę napaść tak, jak gdyby pochodziła z ręki Bożej. Stwierdził dwukrotnie, że to Pan nakazał mu złorzeczyć. Dawid reprezentuje tutaj prawidłowe nastawienie, dzięki któremu ustrzegł się od grzechu i pomnażania zła, i obrócił to zło dla swojego dobra i na swoją korzyść. Czy stać nas na taką postawę? Wiele od tego zależy. Kto daje się ponieść nastrojom i namiętnościom, zdradza swój niski poziom duchowy i szkodzi sobie i sprawie królestwa Bożego. Kto natomiast zdoła zachować się właściwie, odnosi zwycięstwo nie tylko dla siebie, lecz i dla królestwa Bożego.

Czasami pod ostrymi atakami znajdzie się cała społeczność, organizacja czy ruch, co dotyczy wielkiej liczby osób. Reakcje są wtedy zróżnicowane, zależne od poziomu duchowego poszczególnych osób i trudno nad nimi rozciągnąć jakąś kontrolę. Jest to dla danej społeczności trudny, lecz również pozytywny sprawdzian. Jeśli podnosi się wrzawa, ponieważ wielka liczba reaguje nerwowo i odgryza się, oddając pięknym za nadobne, jest to świadectwem niedojrzałości. Dojrzali zachowują rozwagę i spokój, przez co przechylają szalę zmagania na swoją korzyść i na Bożą chwałę.

Czasem bywa i tak, że druzgocąca krytyka okazuje się być na tyle skuteczna, że wiele osób z szeregów krytykowanych nie wytrzymuje presji i wykrusza się. Także do tej sytuacji podejść można w dwojaki sposób. Można żałować doznanej straty liczbowej i gniewać się na napastników z powodu wyrządzonej przez nich szkody. Połowa członków nie wytrzymała i odeszła! To okropne! Jeśli tak podchodzimy do sprawy, znaczy to, że nie dostrzegamy w niej żadnego dobra, tylko zniszczenie. Wtedy nie unikniemy też pretensji wobec krytykujących i nie będziemy w stanie ich błogosławić, na skutek czego sami poniesiemy szkodę duchową, ucierpi też sprawa Boża..

— Ale cóż tu można widzieć dobrego, skoro było nas przykładowo dwa tysiące, a po ataku krytyki pozostał tylko tysiąc? — Można i trzeba widzieć w tym dobro, każda bowiem sprawa musi przejść przez próby. Pan Jezus nigdy nie usiłował zatrzymywać tych, którzy chcieli odejść z powodu zgorszenia (J 6:60–69). Marna to rzecz budować coś w oparciu o ludzi, których trzeba stale pilnować. Trudności sprawiają, że odpadają słabi i niestali, a pozostali hartują się. Ci, którzy odchodzą, udowadniają, że są „posianymi na gruncie skalistym” którzy, gdy przychodzi ucisk lub prześladowanie, wnet się gorszą (Mt 13:20–21). Odchodzą więc w takich sytuacjach ci, którzy nie mają korzenia i ledwie się trzymają, niestali, nie bardzo wiedzący, o co chodzi. Tak więc przed atakiem było dwa tysiące niepewnych, natomiast dzięki krytyce jest tysiąc sprawdzonych, zahartowanych, którzy wiedzą, czego chcą i są gotowi zapłacić cenę. Czy to nie pozytywna rola krytyki? Jej sprawcom należą się wyrazy uznania, gdyż ogień, który wzniecili, oczyścił i wzmocnił tylko szeregi Bożej armii. I tak będzie zawsze, jeśli tylko będziemy szczerzy przed Panem i jeśli bez jakichkolwiek zastrzeżeń będziemy ufać Mu we wszystkim.

Nie inaczej wygląda sprawa w sytuacji stałej, trwającej nieprzerwanie opozycji, kiedy zachodzi konieczność ciągłego borykania się z pomówieniami, szyderstwami i potępieniem. Stanowi to z całą pewnością obiektywne dobro dla Bożej sprawy. Iść sobie naprzód bez żadnych przeszkód czy trudności byłoby przyjemniej i wygodniej, ale skutki tego byłyby po czasie opłakane. Możemy je widzieć po kondycji chrześcijan, wywodzących się z terenów, które nigdy nie dotknęło prześladowanie. Im więcej kosztuje nas podążanie za Panem, tym solidniejsza będzie jakość naszego chrześcijaństwa. Nasz Pan wie o tym doskonale i dlatego w odpowiedni, optymalny dla nas sposób „uzdatnia” środowisko, w którym każe nam pracować.

Nie bądźmy nierozsądni i nie zdradzajmy swojej powierzchowności przez utyskiwanie na okoliczności, walkę z nimi i wysiłki ich zmiany na lepsze. Nasza dojrzałość powinna przejawiać się w tym, że jesteśmy w stanie okazywać wdzięczność i uwielbiać swojego Pana za Jego doskonałe prowadzenie w każdych okolicznościach, w jakich nas postawi. Dopóki tego nie potrafimy, dopóki przeciwności wywołują w nas rozterki i dopóki nie jesteśmy w stanie bez wszelkich negatywnych emocji znosić uciążliwości i ze serca błogosławić tych, którzy rzucają nam pod nogi różne przeszkody, potrzebujemy dalszej pracy krzyża nad naszym życiem i powinniśmy o nią usilnie zabiegać. Pan niewątpliwie pracę taką nad nami chętnie wykona, dzięki czemu staniemy się zwycięzcami nad wszelkimi rodzajami prób i doświadczeń — zwalczymy wszelkie przeszkody. I w taki sposób odniesiemy pełną korzyść z tego szczególnego, nietypowego błogosławieństwa, związanego ze złorzeczeniem, prześladowaniami i pomówieniami, o jakim rozmawiał Pan Jezus ze swoimi uczniami, a które dotyczy także i nas.

Na zakończenie czuję się pobudzony do tego, aby opisać osobiste przeżycie, dotyczące pewnego konkretnego tekstu, który w znacznym stopniu przyczynił się do powstania niniejszego artykułu. Przeczytawszy go po raz pierwszy, byłem zbulwersowany. Pokój wewnętrzny prysnął bez śladu. W moim umyśle kotłowały się wzburzone myśli, dalekie od Chrystusowych. Dopiero po pewnym czasie byłem w stanie postąpić z tym tekstem tak, jak Hiskiasz z listem Sancheryba (2Kr 19:14). I dopiero stopniowo Pan pracował nade mną, ucząc mnie tego, co napisałem powyżej. Widzę teraz, że to Pan nakazał pewnemu mojemu drogiemu bratu w Chrystusie napisać takie słowa dla dobra mojego i dla dobra swojego ludu. I choć nadal nie mogę zgodzić się z autorem ani co do przedstawionych przez niego rzekomych faktów, ani co do ich oceny, ani co do jego ogólnej postawy, to jednak właśnie dzięki niemu Pan mógł wykonać w moim życiu pewną pracę, pokazując mi wyraźniej samego siebie i prowadząc do pokuty i oczyszczenia.

Rozumiem, że Pan stawia nas także i w ten sposób przed bardzo trudne próby, od zwycięskiego przejścia przez które zależy bardzo wiele. Jeśli bowiem dzięki łasce Bożej pokonamy swoje namiętności i do końca uśmiercimy swoje stare „ja”, sprawa Boża odniesie wspaniałe zwycięstwo. Jeśli natomiast damy się wciągnąć w diabelską zasadzkę namiętnej, cielesnej wojowniczości, sromotnie przegramy i po raz kolejny wystawimy ewangelię w naszym Kraju na hańbę i pośmiewisko.

Jeśli masz gdzieś jakiś taki tekst, który budzi w tobie takie niezdrowe emocje, lub jeśli natkniesz się na coś takiego w przyszłości, to radzę ci, drogi czytelniku, abyś skorzystał z tego jako z nadarzającej się, darowanej ci przez Pana okazji do poddania próbie samego siebie, do walki aż do zwycięstwa przed obliczem Bożym nad samym sobą i do wprowadzenia w życie tego wszystkiego, o czym mówi i czego uczy Słowo Boże w omawianym temacie.

J. K.