Docierają do nas różne wypowiedzi, a także my sami wypowiadamy się na różne tematy. Wszyscy pragną słuchać tego, co mądre, gdyż szkoda nam czasu na słuchanie rzeczy niemądrych. Wypowiadający się uważa na ogół, że mówi rzeczy przemyślane i mądre. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że wiele wypowiedzi jest ze sobą sprzecznych, dojść musimy do oczywistego wniosku, że nie mogą one wszystkie być mądre. Stąd potrzeba obiektywnej oceny, sprawdzianu, który pozwalałby odróżnić to, co mądre, od tego, co niemądre. Więcej jeszcze, istnieje nagląca, desperacka potrzeba takiego sprawdzianu, aby nie błądzić i nie miotać się bezradnie w gęstwinie różnych sprzecznych opinii.
Ponieważ dzieło Boże jest doskonałe pod każdym względem, możemy mieć pewność, że Bóg zadbał także o tę naszą potrzebę i że Jego Słowo musi zawierać taki sprawdzian. I rzeczywiście, kierując się wskazówkami Pisma Świętego, nie będziemy błądzić. W szczególności, gdy chodzi o nasz temat, jest w Liście św. Jakuba fragment tekstu niezmiernej wagi, który na początek tego rozważania warto przytoczyć w całości:
„Czy jest między wami ktoś mądry i rozumny? Niech to pokaże przez dobre postępowanie uczynkami swymi, nacechowanymi łagodnością i mądrością. Jeśli jednak gorzką zazdrość i kłótliwość macie w sercach swoich, to przynajmniej nie przechwalajcie się i nie kłamcie wbrew prawdzie. Nie jest to mądrość, która z góry zstępuje, lecz przyziemna, zmysłowa, demoniczna. Bo gdzie jest zazdrość i kłótliwość, tam niepokój i wszelki zły czyn. Ale mądrość, która jest z góry, jest przede wszystkim czysta, następnie miłująca pokój, łagodna, ustępliwa, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, nie stronnicza, nie obłudna. A owoc sprawiedliwości bywa zasiewany w pokoju przez tych, którzy pokój czynią” (Jk 3:13–18).
Właściwie fragment ten jest tak jasny, wyczerpujący i precyzyjny, że mówi sam za siebie, nie ma więc potrzeby, by cokolwiek dodawać. Co najwyżej możemy przyjrzeć się bliżej niektórym szczegółom.
Apostoł stwierdza po prostu, że są dwa rodzaje mądrości. Jedna: prawdziwa, „która z góry zstępuje” i druga: pozorna, fałszywa, „przyziemna, zmysłowa, demoniczna” (w. 15). Te dwa przeciwstawne rodzaje mądrości różnią się przede wszystkim pochodzeniem. Ta prawdziwa jest „z góry”, a więc pochodzenia niebiańskiego, zaś ta fałszywa jest, w dosłownym tłumaczeniu, „ziemska, duszewna, demoniczna”, a zatem pochodzi z ziemi, ma swoją siedzibę nie w duchu lecz w duszy człowieka, a w dodatku taki sam rodzaj „mądrości” cechuje też demony. Różnica między nimi jest przepastna, nie powinno więc być trudności z ich odróżnieniem.
I rzeczywiście, potwierdzają to ich przeciwstawne cechy. „Mądrość” ziemską, duszewną cechują: gorzka zazdrość, kłótliwość (w. 14), niepokój, wszelki zły czyn (w. 16), natomiast mądrość, „która jest z góry”, posiada cechy następujące: jest przede wszystkim czysta, następnie miłująca pokój, łagodna, ustępliwa, pełna miłosierdzia, pełna dobrych owoców, nie stronnicza, nie obłudna (w. 17). Na tych cechach należy zatem skupiać uwagę gdy chodzi o rozróżnienie czyli o ustalenie pochodzenia mądrości, leżącej u podłoża jakiejś wypowiedzi.
Powiedzmy od razu, że nie wystarczy chcieć kierować się mądrością z góry. Sama decyzja jest warunkiem koniecznym, lecz nie wystarczającym. Zanim nasze wypowiedzi cechować będzie mądrość pochodząca z góry, musimy doznać głębokiego wewnętrznego przeobrażenia — stać się duchowymi. Ze swojej skażonej natury jesteśmy bowiem ziemscy i duszewni, naturalne są więc dla nas przejawy „mądrości” ziemskiej, duszewnej z jej cechami i dopiero nadnaturalne działanie Ducha Świętego nad nami może uczynić z nas ludzi kierujących się mądrością z góry.
Wynika z tego, po pierwsze, że aż do pewnego okresu w naszym życiu każdy z nas postępował kierując się „mądrością” ziemską, duszewną, demoniczną i mamy to na swoim koncie jako ciemną plamę naszego starego życia, na szczęście okrytą łaską Bożą, jeśli w międzyczasie oddaliśmy się Chrystusowi. Po drugie, przeobrażenie z istot cielesnych i duszewnych w duchowe nie następuje z dnia na dzień lecz jest długotrwałym procesem, który wcale nie we wszystkich ludziach wierzących jest już zaawansowany, jest więc bardzo możliwe lub nawet prawie pewne, że aktualnie wydobywają się z nas na przemian cechy obu tych przeciwstawnych sobie mądrości, musimy więc być bardzo ostrożni i nieufni w stosunku do samych siebie. I po trzecie, co za tym idzie, rozważając ten temat i sprawdzian apostoła Jakuba, powinniśmy mieć na uwadze w pierwszej kolejności nie innych ludzi, lecz przede wszystkim nas samych.
Jak wynika z kontekstu (Jk 4:1–3), wszystko to dotyczy przede wszystkim sytuacji konfliktowych, w których istnieją głębokie różnice zdań i zachodzi potrzeba ich rozwiązania. Ma to miejsce bardzo często zarówno w życiu powszednim, jak i w sprawach duchowych. Od tego, która z obu mądrości dochodzi w tych sytuacjach do głosu i przeważa, zależy rezultat. Stosowanie mądrości ziemskiej, duszewnej prowadzi do pogłębienia konfliktów. Rodzi ona „niepokój i wszelki zły czyn”. Tylko mądrość „z góry” rodzi owoc sprawiedliwości w postaci pokoju.
Tę pierwszą „mądrość” widzimy w różnorakich relacjach świeckich. Najlepszym, znanym powszechnie przykładem mogą być dyskusje polityków w polskim sejmie i w środkach przekazu. Kwitnie tam i prezentuje się w całej okazałości „mądrość” przyziemna, duszewna, z całym arsenałem swoich cech takich jak wyniosłość, nieustępliwość, stronniczość, demagogia. Wszyscy wydają się prześcigać w takiej postawie i uważają taką postawę za coś oczywistego. Nie są od tego wolni, a niekiedy nawet w tym celują ci, którzy powołują się przy tym na „wartości chrześcijańskie”.
Cóż, jest to rzeczywiście w pewnym sensie normalne i trudno się spodziewać czegoś innego, dopóki z łaski Bożej Duch Święty w sposób szczególny nie dotknie świadomości i nie poruszy sumieniem naszego narodu i jego przedstawicieli, dokonując duchowej przemiany. Natomiast w żadnym wypadku postaw takich nie można uważać za normalne w żywym Kościele Jezusa Chrystusa, składającym się z ludzi na nowo narodzonych z Ducha. Jeśli więc mają między nami miejsce spory i kłótnie na wzór świecki, dowodzimy, że w dalszym ciągu cechuje nas „mądrość ziemska” i wydajemy sobie przez to świadectwo cielesności i duchowego ubóstwa.
Takich cech mądrości z góry jak umiłowanie pokoju, łagodność, ustępliwość, miłosierdzie, bezstronność brak w szczególności w różnych wypowiedziach, w których oceniamy różne osoby lub grupy o innych niż nasze przekonaniach czy praktykach. Od razu rzuca się w oczy tendencyjność i jednostronność takich treści. Z reguły nie można znaleźć w całym długim opracowaniu nawet jednej drobnej aluzji, która miałaby wydźwięk pozytywny. O krytykowanych przez nas nie potrafimy powiedzieć ani jednego dobrego słowa. Całość jest zbiorem argumentów uzasadniających totalne potępienie. Od razu widać, że celem nie jest zasiewanie owocu sprawiedliwości i pokoju, lecz powodowanie i pogłębianie rozdarcia w ciele Chrystusa. Z jakichś powodów dochodzimy do wniosku, że w tej materii łagodność, ustępliwość, miłosierdzie ani bezstronność nie mają i nie powinny mieć żadnego zastosowania.
— Z jakich powodów? — Otóż po prostu z takich, że w naszych członkach toczą bój nasze cielesne namiętności (Jk 4:1), a nie kieruje nami mądrość z góry. Jednak oczywiście ci z nas, w których działają te namiętności i którym brak mądrości Bożej, nie będą w stanie tego zauważyć i będą uporczywie obstawać przy tym, że taka postawa jest jak najbardziej uzasadniona i jedynie słuszna. Swoje cielesne namiętności uważają za święty gniew, nie tylko usprawiedliwiony, lecz nawet w danej sytuacji bezwzględnie konieczny. Wynika z tego, że wszelkie rozważania na ten temat nie mają szans dotarcia do osób duszewnych, ulegających swoim namiętnościom i osądzających innych pod wpływem tych namiętności. Dopiero prawdziwy przełom duchowy może nam otworzyć oczy na ohydę takiego postępowania i na jego niszczące skutki.
Kiedy w pewnej rozmowie z moimi drogimi braćmi w Chrystusie stanąłem w obronie innych moich drogich braci w Chrystusie, których tamci zawzięcie atakowali, spotkałem się z zarzutem, że popełniam zasadniczy błąd, biorąc pod uwagę i kierując się tym, co ci atakowani sami mówią o sobie, zamiast tym, co mówią o nich ich przeciwnicy. Innym razem moja polemiczna wymiana zdań z pewnym bratem została ostro skrytykowana ze względu na jej „wewnętrzną sprzeczność”, ponieważ wymieniłem w niej zarówno niektóre pozytywne cechy tego brata, za które bardzo go szanuję i cenię, jak i pewne względem niego zarzuty. Wygląda na to, iż powszechnie uważamy, że jeśli istnieje spór, to adwersarza należy zmieszać z błotem i nie zostawić na nim suchej nitki, a próby oddzielenia tego, co jest przedmiotem sporu, od tego, co nim nie jest, odbieramy jako „wewnętrzną sprzeczność”.
W amerykańskich westernach — filmach z „dzikiego Zachodu” zdarzają się sytuacje, kiedy jakaś grupa jeźdźców-wojowników atakuje inną grupę, biorąc ją za swoich wrogów, podczas gdy w rzeczywistości chodzi o nieporozumienie. Atakujący nie są tego świadomi, ale wiedzą o tym atakowani. Co wtedy robią? Muszą się bronić, bo grozi im realne niebezpieczeństwo, atak ma bowiem na celu ich zniszczenie, ale ich napastnicy nie są naprawdę ich wrogami lecz potencjalnymi sprzymierzeńcami. — Jak w tej trudnej, złożonej sytuacji postępować? Jak prowadzić obronę, aby nie niszczyć lecz ratować? — Znający te filmy wiedzą doskonale, co wtedy robią zaatakowani. Bronią się strzelając koniom napastników do nóg. W ten sposób nie niszczą lecz tylko powstrzymują atak i umożliwiają atakującym dostrzeżenie swojej fatalnej pomyłki.
Sytuacja taka zdarza się wyjątkowo często wśród chrześcijan, ludzi należących do Chrystusa. Obserwujemy zaciekłe ataki poszczególnych grup na inne, przy czym prawie zawsze chodzi o tragiczne nieporozumienie, walczymy bowiem nie z wrogami sprawy Bożej, lecz ze swoimi braćmi, a więc z potencjalnymi sprzymierzeńcami. Kto tej prawdy nie dostrzega, będzie odnosił się do swoich braci, a może i do nas, jak do swoich wrogów i nic na to nie poradzimy, jego niszczących ataków nie unikniemy. Mając jednak świadomość, że nie mamy do czynienia ze swoim wrogiem, lecz bratem, będziemy się bronić, ale w taki sposób, aby nie wyrządzić mu żadnej krzywdy, a wszelkie szkody zminimalizować. „Strzelanie koniom do nóg” to dobry sposób na powstrzymywanie zacietrzewionych i stopniowe wygaszanie wielu niepotrzebnych, niszczących konfliktów, wywołanych przez błędną ocenę sytuacji.
Zupełnie inaczej będą wyglądały nasze wypowiedzi, usługi, listy, artykuły, opracowania, dotyczące naszych braci, którzy ulegli błędnej ocenie sytuacji, niż dotyczące naszych domniemanych wrogów. Jakie będą różnice, nie trzeba wcale się rozpisywać, gdyż jest to oczywiste. Zwracajmy na to baczną uwagę, zarówno kiedy wypowiadamy się sami, jak i kiedy oceniamy docierające do nas wypowiedzi innych. To nic trudnego rozpoznać, czy strzelamy koniom do nóg, oszczędzając jeźdźców, gdyż chodzi nam o ich dobro, czy też kieruje naszym postępowaniem chęć niszczenia i wyrządzenia jak największych szkód. Z pewnością zupełnie inna jest postawa wynikająca z „mądrości” ziemskiej, duszewnej, demonicznej, a inna z mądrości, która zstępuje z góry.
Temat ten jest niezmiernie ważny w aktualnej sytuacji duchowej. Zachodzące teraz przemiany w Kościele Jezusa Chrystusa w ramach ostatniej, końcowej już fazy jego rozwoju mają wiele wątków i aspektów jednakowo ważnych. Jednak temat wzajemnych relacji i sposobu rozwiązywania powstających nieporozumień ma znaczenie kluczowe, gdyż niewłaściwe wzajemne relacje i niewłaściwe podejście do istniejących nieporozumień w sposób skuteczny blokuje postęp w wielu innych dziedzinach lub stanowi nawet nie do przebycia zaporę, tarasującą drogę naprzód. Z tej przyczyny wydaje się zasadne poświęcenie temu tematowi szczególnej uwagi.
Podsumowując zauważmy, że ta dwoistość „mądrości” jest bardzo ściśle związana z ograniczeniami i cząstkowością naszego zrozumienia. Przykładem niech będzie jeden z najbliższych uczniów Jezusa — apostoł Piotr (Mt 16:13–23). Po złożeniu wspaniałego wyznania: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego” usłyszał z ust Mistrza: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jonasza, bo nie ciało i krew objawiły ci to, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (w. 17), ale zaledwie chwilę później po słowach „Miej litość nad sobą, Panie! Nie przyjdzie to na ciebie” tenże człowiek usłyszał od tegoż swojego Mistrza: „Idź precz ode mnie, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie myślisz o tym, co Boskie, lecz o tym, co ludzkie” (w. 23).
Nie łudźmy się, że jesteśmy lepsi niż Piotr i że nam coś takiego nie zagraża. Jesteśmy jak najbardziej zdolni w jednej chwili być błogosławieństwem i przekazać budującą myśl, pochodzącą z objawienia przez samego Boga, a zaraz w następnej chwili wypowiedzieć coś rodem prosto z piekła, co gorszy, burzy i niszczy. Na to samo zwraca też uwagę apostoł Jakub w poprzednim fragmencie swojego listu (Jk 3:6–10). Jak słusznie zauważyła pewna moja rozmówczyni, jest to postępowanie godne Jekyll'a i Hyde'a. Z tym tylko, że łatwo nam to zobaczyć i często widzimy to u innych, a nie dostrzegamy tego w swoich własnych wypowiedziach. Jeśli jednak sprawa Królestwa Bożego jest nam bliższa niż nasze własne ambicje, to usilnie zabiegać będziemy przed obliczem Bożym o to, aby systematycznie eliminować ze swoich wypowiedzi niszczące przejawy „mądrości” ziemskiej, duszewnej i demonicznej, otwierając się na prawdziwą mądrość z góry, która goi, scala i buduje.
J. K.