PROBLEMY W SŁUŻBIE DLA MISTRZA

    Po upływie dwóch lat nastał po Feliksie Porcjusz Festus; pragnąc okazać Żydom przychylność, Feliks pozostawił Pawła w więzieniu.
Dz 24:27    

Wielki apostoł, który rozkrzewił ewangelię po całym ówczesnym świecie, znalazł się w poważnych problemach. Wyglądało na to, że cały świat zawziął się, aby go zniszczyć. Cały lud żydowski i jego całe przywództwo, wojsko rzymskie, namiestnik Feliks, rzecznik prawny Tertullus — wszyscy usiłują go zgładzić. Ledwie uniknął rozszarpania przez tłum, ledwie uniknął biczowania, ledwie uniknął zamordowania przez czterdziestu spiskowców, ledwie uniknął wyroku śmierci. Minęły pełne dwa lata od jego uwięzienia i nic się nie zmieniło. Nawet koniec kadencji rządów Feliksa nie przyniósł żadnej zmiany. Paweł pozostał w więzieniu. Chyba to już kres jego posługiwania i kto wie, czy nie kres chrześcijaństwa.

Czy naprawdę? Z szerokiego kontekstu biblijnego tych wydarzeń wiadomo nam, że nie była to wcale sytuacja wyjątkowa, lecz raczej całkiem normalna. Że w takich lub podobnych okolicznościach upływało życie wielu chrześcijan nie tylko w czasach apostolskich, ale także w ciągu całej historii Kościoła. Że moc Boża objawia się w słabości, że zwycięski marsz ewangelii przebiega wśród niekończącej się serii pozornych porażek i niepowodzeń. Że więzienie i te wszystkie szykany i przeciwności, jakie spotykały w tym czasie apostoła, były fragmentem zwyczajnego, normalnego wykonywania przez niego powierzonego mu przez Chrystusa posłannictwa.

Biorąc pod uwagę wszystko to, co widzialne, można by dojść do wniosku, że sytuacja apostoła była beznadziejna, że był on zdany na łaskę i niełaskę wrogich mu czynników, całkowicie bezsilny i bezradny w obliczu górujących nad nim sił zła i przemocy. Nie inaczej było w życiu jego Mistrza, Jezusa Chrystusa. Pomawiany, wyśmiewany, lżony, obrażany, fałszywie oskarżany, zmuszany do ukrywania się, a wreszcie zdany na niesienie skutków zdrady bliskiej Mu osoby, zbrojnego spisku przeciwników, nastrojów tłumu, kaprysów Piłata i humoru Heroda. Kiedy Piłat dowiedział się, że Jezus jest Galilejczykiem czyli „poddanym Heroda”, posłał Go do Heroda. Sam także nie omieszkał uświadomić Jezusowi, że posiada nad Nim nieograniczoną władzę.

Tak było po ludzku, w sferze widzialnej. Ale czy było tak naprawdę? Odpowiedź znajdujemy w słowach, wypowiedzianych przez Jezusa do Piłata: „Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci to nie było dane z góry” (J 19:11). Jeśli weźmiemy pod uwagę sferę niewidzialną, jeśli do naszej oceny sytuacji włączymy także rzeczywistość duchową, układ sił ukaże się nam w całkiem innym świetle. Ocena sytuacji wychodzi wtedy zupełnie inna. Zarówno w przypadku Jezusa, jak i w przypadku apostoła Pawła. Bóg całkowicie panował nad sytuacją w ogólności i w każdym z jej szczegółów. Wszystko to, co się działo, aż do najmniejszego drobiazgu, było pod całkowitą Jego kontrolą i następowało z Jego przyzwolenia i zrządzenia.

Wiedział o tym Pan i Mistrz Jezus Chrystus i wiedział o tym będący Jego uczniem apostoł Paweł. Dlatego postawa ich obu w tej sytuacji odpowiadała rzeczywistej ocenie sił, a nie ocenie pozornej, widzialnej. Zarówno Jezus, jak i Paweł przyjmowali wszystko z całkowitym spokojem, z godnością i z zupełną pewnością, że toczące się wydarzenia są zaplanowane przez Boga, że w tym wszystkim, co ich spotyka, wypełniają oni bez przerwy powierzone im przez Boga posłannictwo. Te dramatyczne okresy i wypadki nie były więc jakimiś przerwami, zakłócającymi czasowo normalny bieg ich posługi, lecz właśnie w tych najdramatyczniejszych okresach i wypadkach ich posługa znajdowała się w punkcie kulminacyjnym.

Tak samo postępowali wszyscy inni ludzie wiary, biorąc w rachubę także to, co niewidzialne — potęgę i wszechmoc Bożą. To było sekretem ich sukcesu. „Trzymał się bowiem tego, który jest niewidzialny, jak gdyby go widział” — powiedziane jest o Mojżeszu, ale w równym stopniu dotyczy to wszystkich prawdziwych ludzi według serca Bożego. Dzięki tej postawie byli zdolni do znoszenia cierpień nieznośnych, do wykonania dzieł niewykonalnych, do osiągnięcia celów nieosiągalnych. Dzięki temu stali się zwycięzcami. Swoją postawą uwielbili Boga, pokonali moce złego i odnieśli wspaniałe zwycięstwa.

Nie mówimy tutaj o przypadkach wyjątkowych. To, co powyżej powiedziano, nie dotyczy ani jakichś wyjątkowych sytuacji, ani jakichś wyjątkowych ludzi. Biblijne przykłady ludzi wiary oraz ich postaw i czynów mają odniesienie i są bardzo istotne dla każdego z nas, dla każdego chrześcijanina, podążającego śladami swojego Mistrza. W pewnym sensie wszyscy możemy, a nawet powinniśmy zostać bohaterami wiary, przy czym okazji do prawdziwego bohaterstwa nie trzeba nam szukać w jakichś wyjątkowych okolicznościach, lecz okazją taką jest każdy dzień naszego powszedniego życia. I z tej okazji nie są wcale wyjęte te dnie, w których dzieje się w naszym życiu coś szczególnie okropnego i w których borykać się musimy z szczególnie uporczywymi przeciwnościami, lecz wręcz przeciwnie — właśnie wtedy nasze naśladowanie Chrystusa i nasza służba dla Niego przechodzi przez swój punkt kulminacyjny, właśnie wtedy mamy szczególną okazję do odznaczenia się bohaterstwem i do odniesienia wielkich zwycięstw duchowych i uwielbienia przez to naszego Króla i Wodza.

W życiu spotyka nas wiele dramatycznych wydarzeń różnego rodzaju. Choroby, nieszczęśliwe wypadki, problemy małżeńskie, problemy rodzinne, problemy bytowe, problemy finansowe, problemy pracownicze, problemy sąsiedzkie, problemy zborowe i inne spadają na nas i boleśnie zakłócają normalny bieg naszego życia. Niektóre z nich mijają stosunkowo szybko, ale nie brak też długotrwałych, ciągnących się latami. Niektóre z nich udaje nam się rozwiązać z większym czy mniejszym trudem, ale nie brak też takich, które po ludzku są nierozwiązalne, które grożą ogromnymi stratami i zniszczeniem naszej usługi, a nawet życia. Biorąc pod uwagę okoliczności widzialne, jesteśmy bez żadnych szans, bezsilni i bezradni, zdani na łaskę i niełaskę wrogich względem nas czynników.

Z tego, co powiedzieliśmy powyżej o naszym Mistrzu i Panu Jezusie Chrystusie oraz o Jego uczniu i słudze Pawle, wyciągnąć możemy dla siebie bardzo ważne wnioski, które pomogą nam zająć w tych dramatycznych przeżyciach właściwe stanowisko, odpowiadające Bożym pragnieniom i celom, a przez to pozwolą nam odnieść w nich zwycięstwo i uwielbić Boga.

Po pierwsze, każdy taki spadający na nas cios, niezależnie od jego natężenia i charakteru, przyjąć musimy nie jako nieszczęście czy tragiczne zrządzenie losu, lecz jako normalny, kolejny etap naszej służby, przewidziany i zaplanowany dla naszego życia przez naszego Mistrza i Pana. Nie może więc być mowy o zawieszeniu naśladowania Go i służenia Mu aż do czasu uporania się z tym nieszczęściem, aż do czasu przywrócenia bardziej normalnych i bardziej sprzyjających warunków. Wręcz przeciwnie, w obliczu wyzwania powinniśmy mieć świadomość, że oto wchodzimy w fazę służby szczególnie odpowiedzialnej, że powierzona nam przez Pana posługa zostaje teraz podniesiona na wyższy poziom, że zostają nam teraz powierzone trudniejsze i ambitniejsze zadania, mające większe niż dotąd znaczenie, że więc zarówno Bóg, jak i Jego przeciwnik diabeł, a także niezliczone zastępy aniołów i demonów będą teraz patrzeć na nas ze szczególną uwagą. Inaczej mówiąc, że wzrasta teraz ranga naszej służby dla Pana, że zbliża się ona zapewne do swojego punktu kulminacyjnego, nadszedł więc dla nas czas wielkiej okazji sprawdzenia i utwierdzenia jakości naszego chrześcijańskiego życia i pracy.

Po drugie, poprzez pogłębienie naszego żywego osobistego kontaktu z Panem dążyć musimy usilnie do uchwycenia prawdziwej, pełnej oceny układu sił, obejmującej nie tylko okoliczności widzialne, ale także niewidzialne, duchowe. Musimy więc poprzez dogłębne rozważanie Słowa Bożego i kontakt z Panem w modlitwie przebić się do niezachwianej świadomości, opartej na wierze, że prawdziwa, niewidzialna mądrość i moc Boża przewyższa nieskończenie naszą pozorną, widzialną bezradność i bezsilność. Świadomość taka sprawi, że wszystkie kolejne szczegóły spotykających nas okoliczności, pozornie pogrążające nas coraz bardziej w sytuację bez wyjścia, będziemy w stanie przyjmować bez wszelkiej paniki, z zupełnym spokojem i z godnością, mając na uwadze, że niewidzialny Bóg panuje całkowicie nad wszystkimi, najdrobniejszymi nawet szczegółami naszego życia i służby. Wyrażając się obrazowo, nasz problem zdrowotny, rodzinny, bytowy czy inny będzie mówił do nas słowami Piłata: „Czy nie wiesz, że mam moc wypuścić cię i mam moc zniszczyć cię?” Jednak naszą odpowiedzią będą słowa naszego Mistrza: „Nie miałbyś, problemie, żadnej mocy nade mną, gdyby ci to nie było dane z góry.” Taka postawa podnosi nas ponad wszelkie problemy. Na tronie jest Bóg, w każdej sytuacji i okoliczności, zawsze i wszędzie.

— Ale cóż to pomoże, jeśli problem mimo wszystko nie ustępuje? — To prowadzi nas do kolejnego punktu wniosków, jakie możemy wyciągnąć z przykładu naszego Mistrza i naszego współsługi Pawła. A więc, po trzecie, nie powinniśmy koncentrować się na rozwiązaniu swojego problemu, lecz na uwielbieniu Boga. Żyjemy przecież nie dla samych siebie, lecz dla Pana. Nie jesteśmy sami swoi. Naszym celem numer jeden nie może być dbanie o swoje własne sprawy, lecz dbałość o Królestwo Boże i jego sprawiedliwość. O nasze zaś potrzeby zadba Bóg — wszystko inne zostanie nam dodane.

A więc zwycięstwo w walce duchowej, jaką toczymy, nie polega na rozwiązaniu i usunięciu dręczącego nas problemu, lecz na uwielbieniu imienia Pańskiego. Wprawdzie bardzo często Pan może się uwielbić właśnie przez rozwiązanie problemu, ale nie musi tak być zawsze i nie musi tak być od razu. Dlatego we wszelkich naszych wysiłkach powinniśmy mieć na widoku przede wszystkim uwielbienie Pana, a nie rozwiązanie problemu. Pan Jezus nie prosił Ojca, by zachował Go od godziny męki, lecz by uwielbił Swoje imię (J 12:27–28). Apostoł Paweł zaś wyraża to samo słowami: „Lecz o życiu moim mówić nie warto i nie przywiązuję do niego wagi, bylebym tylko dokonał biegu mego i służby, którą przyjąłem od Pana Jezusa, żeby składać świadectwo o ewangelii łaski Bożej” (Dz 20:24). Wymowną ilustracją tej zasady jest też biblijny Job lub Hiob, którego cierpienia ustąpiły wtedy, gdy odsunął swój problem na dalszy plan, aby wstawiać się przed Bogiem za swoimi przyjaciółmi (Jb 42:10).

Jeśli borykając się z trudnymi problemami uwzględnimy powyższe wnioski i zajmiemy zgodną z nimi postawę, będziemy naśladowcami naszego Mistrza i odniesiemy zwycięstwo, przyczyniające się do chwały Jego imienia. Nie jest to droga łatwa, lecz jest to droga do dojrzałości chrześcijańskiej, do owocnego i zwycięskiego życia dla Pana. Zrezygnowanie z własnych celów na rzecz Królestwa Bożego będzie sprawdzianem naszej wiary i dojrzałości. Czy miłujemy Pana i Jego Królestwo bardziej niż powodzenie, zdrowie i życie swoje własne i swoich najbliższych? Czy potrafimy odsunąć to wszystko na dalszy plan, przekazując troskę o to Panu, który przecież zdoła o to zadbać o wiele skuteczniej, niż my sami, i czy potrafimy skoncentrować się na Jego Królestwie i wypełnianiu Jego woli? Wymaga to ofiary, ale owocuje to wspaniałym błogosławieństwem i życiem duchowej obfitości. Zdobycie się na taką postawę to podniesienie się na wyższy poziom życia duchowego. To istotny krok w przejściu z duchowej płycizny na głębię prawdziwej duchowej normalności. I przy tym wbrew pozorom niczego się nie traci, a nieskończenie wiele zyskuje. Jeśli nawet bowiem nasz problem nie zostanie rozwiązany, zyskamy „chlubne świadectwo” (Hbr 12:39) i staniemy w szeregu zwycięzców, bohaterów wiary, zdobywając niezwiędłą, wieczystą nagrodę.

W aktualnej sytuacji duchowej w naszym Kraju Pan stawia wielu Swoich sług przed różnorodne poważne problemy, pragnąc nas poprzez nie zahartować, wyszkolić i przygotować do szczególnych zadań. Kiedy się pojawiają, nie panikujmy i nie rozpaczajmy, lecz pójdźmy za przykładem naszego Mistrza Jezusa i Jego wiernego sługi Pawła, uczmy się od zwycięzców wiary wszystkich czasów i postępujmy tak, jak oni, a przez wszelkie problemy, sprawdziany i próby przejdziemy zwycięsko, aby móc zajmować znaczące miejsce w szeregach Bożej armii, gotowi na spełnianie najtrudniejszych nawet rozkazów naszego Wodza.

J. K.