W nowoczesnym świecie raz po raz spotykamy się z środkami masowego przekazu, które teraz zwykliśmy nazywać mediami. Informacja, niesiona przez media, wchodzi w nasze życie i wywiera na nas swój wpływ. Czasem pozytywny, a czasem negatywny. Nie ma już chyba między nami takich, którzy zdecydowanie byliby przeciwnikami wszelkich mediów i którzy usiłowaliby odgrodzić się całkiem od ich wpływu. Byłoby to zarówno niemożliwe, jak i niecelowe. Przecież drukowana książka czy czasopismo to też „medium”, dzięki któremu dociera do nas Słowo Boże lub świadectwo, budujące nasze życie duchowe.
Ludzkość miała kontakt z mediami od niepamiętnych czasów. Najdłuższym wersetem w Piśmie Świętym jest werset w Księdze Estery 8:9, który wraz z kolejnymi (w. 9–17) daje nam przykład tego, jak media działały w starożytności. Od samego zarania chrześcijaństwa powstawały pisma: ewangelie i listy apostolskie, które w istotnej mierze przyczyniły się do rozpowszechnienia nowej nauki. Do dziś spisane wtedy na tych „mediach” treści budują nas i inspirują na naszej drodze za Panem.
Przykłady wielkiego wpływu mediów są też znane z historii Kościoła. Pełna lista byłaby długa, ale wspomnijmy chociaż o tym, że przedreformacyjny ruch husytów w Czechach rozwinął się pod wpływem impulsu, jakim były pisma Wiklefa, przywiezione przez kogoś z Anglii do 15-wiecznej Pragi. Ruch tzw. „stanowczych chrześcijan” na Śląsku Cieszyńskim na początku 20 wieku zaczął rozwijać się dzięki pismom Jonatana Paula, które ktoś przywiózł tam z Niemiec. Pamiętam, jakim potężnym bodźcem w latach powojennych, kiedy nad Europą Wschodnią zapadła żelazna kurtyna, były dla ówczesnych wierzących chrześcijańskie audycje radiowe z rozgłośni IBRA, a później Trans World Radio. Jeszcze ważniejszą rolę pełniły programy radiowe dla Związku Sowieckiego, gdzie wierzący, pozbawieni prawie zupełnie Pisma Świętego, uzyskiwali jego fragmenty, pisząc je odręcznie pod dyktando ze stacji radiowej na Filipinach. Obecnie wiadomości o postępach czy przeszkodach ewangelizacji w różnych krajach świata rozchodzą się błyskawicznie po całym świecie dzięki internetowi i poczcie elektronicznej.
Dzięki Bogu mamy w obecnym czasie obfitość wartościowej literatury duchowej, a także słowa mówionego czy śpiewanego na kasetach, płytach kompaktowych i taśmach video. Są filmy o treści ewangelicznej, są serwisy internetowe z bogatą ofertą książek, artykułów i czasopism. Jest tego tyle, że coraz bardziej niemożliwe staje się śledzenie wszystkiego na bieżąco, aby posiadać chociaż pobieżny przegląd tego, co najwartościowsze i najpotrzebniejsze. Nasz ograniczony umysł nie jest w stanie tego bogactwa skonsumować i to stwarza pewien problem. Może się bowiem okazać, że w tym nieprzebranym gąszczu treści możemy nie zauważyć czegoś naprawdę cennego i niezbędnego, co mogło i powinno by nas zbudować i posunąć znacząco naprzód na naszej drodze za Panem. Paradoksalnie, z powodu nadmiaru informacji, może nie dotrzeć do nas coś o istotnym znaczeniu, coś naprawdę nieodzownego. — Czy można temu jakoś zaradzić? — Myślę, że możemy nauczyć się czegoś z podanych wyżej przykładów z historii. Ktoś poczuł się pobudzony do tego, aby przywieźć i podać komuś innemu pisma Wiklefa czy Paula, które go zbudowały. Najadłszy się duchowego pokarmu, nie poprzestał na tym, lecz pomyślał o potrzebach innych. Przywodzi to na pamięć postawę czterech trędowatych ludzi w Samarii, którzy zaspokoiwszy swój głód w opustoszałym obozie nieprzyjacielskim, powiedzieli do siebie: „Niedobrze robimy. Dzień dzisiejszy jest dniem radosnej wieści; jeżeli to przemilczymy i będziemy zwlekać, aż zaświta poranek, spotka nas kara” (2Kr 7:9).
A więc sprawa jest bardzo prosta. Kiedy znajdziemy coś szczególnie ciekawego, potrzebnego czy ważnego, pomyślmy o innych. Poczujmy się usługującymi jedni drugim. Może to być dla wielu z nas ważna część służby dla Pana i Jego Królestwa. Po prostu: „Poślij to dalej!” Nie bądź egoistą ani nie zakładaj, że inni też to mają i też o tym wiedzą. Pomóż im wybrać z medialnego gąszczu to najcenniejsze, a oni pomogą ci także. Nie trudno przecież skserować kilka stronic artykułu czy fragmentu książki, zrobić wydruk lub kopię części internetowego pliku czy przesłać dalej wiadomość elektroniczną, ewentualnie z krótkim komentarzem. W ten prosty sposób właśnie ty możesz przyczynić się, by to, co Pan darował jakiemuś współczesnemu Wiklefowi czy Paulowi, a co posłużyło tobie, posłużyło także gdzie indziej i zapaliło ogień przebudzenia w czyimś sercu, domu, zborze czy mieście.
Powyższe dotyczy głównie pomocy wzajemnej w Ciele Chrystusa, ale nie inaczej ma się sprawa z ewangelizacją. Jeśli masz jakiś traktat lub tekst, o którym wiesz, że obudził czyjeś serce dla Chrystusa, pomyśl o tych, którzy Go jeszcze nie znają. „Poślij to dalej!” Są służby, w których można nabyć wiele wartościowych traktatów do rozdawania po bardzo niskiej cenie lub nawet bezpłatnie. (Kilka adresów podajemy na stronie 32). Czy nie widzisz wokół siebie bezradnych, zagubionych i duchowo głodujących? A przyjście im z pomocą leży jak najbardziej w zakresie twoich własnych możliwości.
To, co tutaj proponuję, nie jest niczym nowym. Mam kilku przyjaciół, od których co pewien czas otrzymuję drogą elektroniczną jakąś pocztę, czasem tekst ich własny, a czasem jakiś inny, z zachętą do przeczytania. I najczęściej naprawdę warto to zrobić. Radzę jednak ograniczać się do rzeczy naprawdę wyjątkowo cennych, które na nas samych zrobiły mocne wrażenie, oraz możliwie krótkich, gdyż w przeciwnym razie mogłoby się stać, że ten docierający do nas potok tekstów byłby jeszcze jednym zalewającym nas „medium”, którego przyswojenie sobie przerastałoby nasze możliwości.
Pamiętajmy jednak i o tym, że usługując w ten sposób wystawiamy sobie także pewne świadectwo o nas samych. Usługa taka ma bowiem sens tylko o tyle, o ile przyczynia się do budowania ludu Bożego. Jeśli natomiast przyczyniamy się do rozpowszechniania i upubliczniania treści, zawierających polemiki, spory, napastliwe pomówienia i kłótnie, pochodzące od kogoś, kto stawia siebie w roli sędziego i oskarża publicznie swoich braci, to mogłoby się okazać, że nie budujemy, lecz niszczymy Kościół Boży i nie służymy zachętą, tylko zgorszeniem. Polemiki w Duchu Chrystusowym mają wprawdzie swoje miejsce w Kościele i czasem nie można ich uniknąć, ale dostęp do ich treści powinni mieć tylko bezpośredni zainteresowani, a nie żądni sensacji. Jeśli więc wejdziesz w posiadanie takiego tekstu, to w żadnym przypadku nie posyłaj go dalej, nie drukuj go, nie kopiuj, nie kseruj ani nie umieszczaj w swoim serwisie internetowym, choćby mocno „swędził cię język”, lecz skorzystaj z odpowiedniej ikony na ekranie, przypominającej pojemnik na brudną bieliznę, która jest dla takiego tekstu najodpowiedniejszym miejscem.
„Wreszcie, bracia, myślcie tylko o tym (i posyłajcie dalej tylko to), co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały” (Flp 4:8). W taki prosty sposób każdy z nas może wnieść swój skromny, a jednak znaczący wkład w harmonijny wzrost i rozwój wspólnoty dzieci Bożych, który przebiega w naszym czasie, a w którym niebagatelną rolę spełniają także „media”.
J. K.