Pan prowadzi swój lud do jego celu. W szybkim tempie przebiega dramatyczny proces dobudowania Kościoła, lud Boży strząsa z siebie pęta różnorodnych ograniczeń, oblubienica Baranka przyobleka się w swój weselny strój. Niestety, nie wszyscy wierzący to widzą i nie wszyscy w tym uczestniczą. Widzą i uczestniczą ci, którzy, będąc otwarci na działanie Ducha Świętego, zobaczyli swoim duchowym wzrokiem przynajmniej w pewnym zarysie przyszłą chwałę Kościoła — udziałem ich stała się wizja przynajmniej niektórych fragmentów stanu docelowego, do którego Pan prowadzi konsekwentnie swój lud.
Jeśli do nich należysz, to znaczy jeśli twoja duchowa osobowość nie czuje się usatysfakcjonowana istniejącym stanem rzeczy w tobie ani w twoim otoczeniu, lecz w swoim wnętrzu raz po raz słyszysz „gruchanie synogarlicy” (Pnp 2:11–12) i czujesz nieodparty pociąg do zdążania naprzód, do ściślejszej więzi z Oblubieńcem, do owocniejszej służby dla Niego, do całkowitego zespolenia z innymi wierzącymi w autentycznej, biblijnej wspólnocie i do wspólnego z nimi zdobywania całego duchowego dziedzictwa Chrystusa, przedstawionego w Piśmie Świętym, to otrzymałeś wielką łaskę od Pana. Powinno prowadzić cię to do pokory, wdzięczności i poczucia wielkiej odpowiedzialności.
Do pokory, gdyż każdy przejaw wyniosłości i zarozumiałości byłby praktycznie twoim zawodem, zmarnowaniem danej ci przez Pana wielkiej szansy. Do wdzięczności, gdyż udział w tej wizji jest wielkim przywilejem, wielkim wyróżnieniem, na które nikt nie zasługuje, gdyż są one przejawem niezmierzonej Bożej łaski. I do poczucia wielkiej odpowiedzialności, ponieważ procesu, o którym tu mowa, nie realizują aniołowie, lecz jego realizacja została powierzona nam, którzy zostaliśmy do tego powołani właśnie poprzez daną nam wizję. Właśnie w tym celu została nam dana i za jej los jesteśmy współodpowiedzialni.
Co jest treścią wizji, o której tu mowa? W ogólnym zarysie po prostu to, że skończył się czas połowiczności, udawania chrześcijan i zabawy w kościół, a nastał czas pełni życia z Boga i dla Boga. Nowy Testament bardzo wyraźnie głosi zasadę powszechnego kapłaństwa dzieci Bożych. Zagubiona w odstępstwie, została na nowo odkryta w czasie reformacji. Chrześcijaństwo ewangeliczne mocno się jej trzyma, jeśli chodzi o doktrynę, ale w praktyce nigdy nie została zrealizowana do końca.
Zgodnie z tą zasadą każdy prawdziwy chrześcijanin, czyli człowiek na nowo narodzony z wody i z Ducha do Królestwa Bożego, ma udział w pełni życia z Bogiem i staje się wraz ze wszystkim, co posiada: zdolnościami, siłą, czasem, środkami itd. własnością Bożą. Staje się uczniem i naśladowcą Chrystusa, powołanym do tego, aby pod działaniem Ducha Świętego upodabniać się we wszystkim do Chrystusa i wraz z wszystkimi innymi członkami Ciała Chrystusa całym swoim życiem kontynuować dzieło Chrystusa. Ma więc pełny udział w śmierci starego człowieka, w przynoszeniu owocu Ducha, w korzystaniu z darów Ducha, w budowaniu Ciała Chrystusowego i we wszelkich formach usługiwania, do których został powołany i wyposażony. Wraz ze wszystkimi innymi członkami Ciała jest w pełni współodpowiedzialny za jego wzrost i za jego posłannictwo w świecie.
Realizacja zasady powszechnego kapłaństwa wymaga głębokich zmian w strukturze i funkcjonowaniu Kościoła, który musi być prawdziwą biblijną wspólnotą, w której panuje niebiańska miłość agape, otwartość, szczerość, pełny wzajemny szacunek i zaufanie oraz wszystkie pozostałe biblijne cechy. Wymaga także całkiem innej roli przywództwa, organicznie nierozerwalnie związanego z resztą wspólnoty, którego głównym zadaniem jest nie tylko usługiwanie, lecz przede wszystkim przygotowywanie wiernych do pracy usługiwania. Dzięki temu wszystkiemu możliwy jest szybki wszechstronny rozwój każdej jednostki we wspólnocie do pełni wymiarów Chrystusowych, a dzięki powszechnemu głoszeniu przez nich ewangelii także szybki wzrost liczebny wspólnoty przez pomnażanie.
Zgromadzenia Kościoła stają się w takich warunkach spontanicznymi manifestacjami Bożego życia, są również roboczą wspólnotą, w której w różnorodny sposób uczestniczą wszyscy obecni, budując samych siebie w miłości, a także uczą się i uzbrajają się duchowo do zadań usługiwania w świecie, oraz prowadzą wspólną skuteczną walkę duchową przeciwko mocom ciemności. W takim środowisku zaspokojone są wszystkie potrzeby członków i środowisko takie spełnia też w pełni biblijną rolę w wymiarze społecznym, będąc miastem na górze leżącym, demonstrującym przed światem różnorodną mądrość Bożą.
Środowisko takie kontrastuje w sposób drastyczny z wielu obecnymi „kościołami”, w których normą dla członków jest bierność, w których usługa należy do kilku wyszkolonych „duchownych”, które prowadzą między sobą niekończące się spory doktrynalne i proceduralne, w których panuje mnóstwo przejawów cielesności jak wzajemna obojętność, rywalizacja, nieszczerość, dominacja i manipulacje, w których nawrócenia są rzadkością, a nawróceni nie dochodzą do duchowej dojrzałości, i które w oczach świata wzbudzają nieraz politowanie.
Wizja więc, o której mówimy, sprowadza się właściwie do tego, że tak być nie powinno i tak być nie musi, a powinno i może być inaczej — tak, jak przedstawia to doskonały wzorzec, zawarty w Piśmie Świętym. I jeszcze coś więcej, coś bardzo istotnego: Że dokonanie tej zmiany to nie jakieś marzenie, to nie zadanie nad ludzkie siły, utopijne i nieosiągalne, lecz że cała potęga nieba staje teraz po stronie tych, którzy słysząc Boży zew zdecydują się ruszyć, aby objąć w posiadanie to wspaniałe dziedzictwo. I jeszcze więcej: Że nie trzeba na to czekać już ani chwili, bo ten proces już się rozpoczął, bo ta walka już się toczy, bo pod kierownictwem Ducha Świętego lud Boży wstaje już i idzie naprzód, zdecydowany wyrwać się z krępujących go więzów i wejść do chwalebnej wolności dzieci Bożych.
Jeśli powyższy zarys wizji nie pozostawia cię obojętnym, jeśli nie są to dla ciebie frazesy, na które wzruszasz tylko ramionami, jest to oznaką, że był w twoim życiu dzień, w którym coś z tej wizji włożył Duch Święty w twoje serce. Modląc się, czytając Pismo Święte, słuchając jakiejś usługi lub czytając jakąś książkę albo czasopismo zostałeś poruszony, poderwany, olśniony i od tego momentu coś dzieje się w tobie. Nie możesz o tym zapomnieć, a fakty dostarczają coraz to nowych dowodów, że Bóg jest w działaniu, a tobie darował przywilej wglądu w swoje zamysły. Początkowo może było to niewyraźne, ale w miarę, jak patrzysz i uczysz się, ta wizja staje się bardziej wyrazista, bardziej całościowa i twój duchowy horyzont ulega poszerzeniu.
Wyraźnie czujesz, że w twoim życiu duchowym zaczął się nowy etap. Najprawdopodobniej pod wpływem tego przeżycia zacząłeś więcej i usilniej modlić się, a w ślad za tym następować zaczęły w tobie dalsze zmiany. Jeśli tak było, to zrobiłeś bardzo dobry początek i robiąc to dalej będziesz doświadczał dalszej Bożej pracy nad sobą. Jeśli natomiast tego jeszcze nie zrobiłeś i tylko wyczekujesz, to zrób to niezwłocznie, gdyż bez przełomu w osobistym życiu modlitewnym, bez głębszej i stale pogłębiającej się osobistej relacji z Panem, bez postępów w ukrzyżowaniu starego człowieka i przyoblekaniu charakteru Chrystusa uczestnictwo w tym Bożym poruszeniu jest niemożliwe. To jest i musi pozostać twoją pierwszą i priorytetową reakcją na otrzymaną od Boga wizję, zapraszającą cię do udziału w tym, co Bóg aktualnie czyni i zamierza czynić.
Jest to niewątpliwie Boża łaska, kiedy możemy mieć taki wgląd do serca Bożego i widzieć, jakie są aktualne Boże zamierzenia, do czego zmierza i co aktualnie realizuje Duch Święty. Jest to niezmiernie zachęcające i inspirujące, daje niebywały komfort i jest źródłem duchowej energii, motorem intensywnego życia modlitewnego i częstym powodem radości, kiedy w swoim otoczeniu raz po raz dostrzegamy słabe oznaki lub nawet mocne dowody, potwierdzające naocznie to duchowe wewnętrzne zrozumienie, jakie otrzymaliśmy.
Ważne przy tym jest, byśmy byli świadomi, że posiadanie takiego przywileju nie jest żadną zasługą ani promocją naszej osoby i nie upoważnia nas do dumy ani zarozumiałości. Postawa taka stawiałaby pod znakiem zapytania lub nawet przekreślałaby Boże zamiary względem nas. Otrzymana wizja ma bowiem służyć Bożym celom — ma być dla nas pomocą w zajęciu właściwego miejsca w tym przebiegającym Bożym działaniu. To zobowiązuje i nakłada na nas odpowiedzialność, gdyż z pewnością nie możemy ani nie chcemy zawieść Bożych oczekiwań względem nas. Dlatego potrzeba pilnego strzeżenia i obrony tego Bożego depozytu przed zagrożeniami z wewnątrz nas i z zewnątrz.
Te wewnętrzne dotyczą naszej własnej postawy, natomiast zewnętrzne biorą się stąd, że nie wszyscy wokół nas są uczestnikami takiej samej wizji, co prowadzić może do różnorodnych napięć lub nawet konfliktów. Nie wchodząc w szczegóły trzeba pogodzić się z faktem, że Bóg dokonuje wyboru ludzi do swoich celów w sposób suwerenny i nie do nas należą komentarze Jego wyborów ani ich oceny. Musimy więc po prostu pogodzić się z faktem, że pewna część naszych braci w wierze, zacnych i szczerych dzieci Bożych, nie będzie nas rozumiała, przynajmniej do czasu, i że nie wolno nam z tej racji ani wdawać się w bezużyteczne spory, ani też nie możemy pozwolić, by ich niezrozumienie wprowadzało nas w rozterki lub duchowo paraliżowało.
Zachowanie równowagi i stabilności w obliczu tych napięć, związanych z posiadaniem lub nie posiadaniem Bożej wizji, może być bardzo trudne, lecz jest niezbędnie konieczne dla pomyślnej realizacji Bożych celów. Wymaga to od posiadających wizję dużej oporności psychicznej, wytrwałości, ofiarności i poświęcenia, ustawicznego zapierania się samego siebie — słowem wszystkich tych cech, które związane są z dojrzałym życiem chrześcijańskim. Z pewnością nie unikniemy przy tym potknięć lub nawet bolesnych upadków, co da przeciwnikom niebywałą satysfakcję, ale Pan niewątpliwie pośpieszy nam z pomocą.
Szczególnie trudna jest sytuacja, w której naszej wizji nikt w naszym denominacyjnym otoczeniu nie podziela, jesteśmy więc w pewnym stopniu i w pewnym sensie osamotnieni. Życie wspólnoty toczy się nadal starym torem i na próżno wypatrujemy choćby najmniejszych oznak zmian. Nasi bracia i siostry wydają się być zajęci wyłącznie swoimi własnymi, prywatnymi sprawami i bolączkami, a nawet przywódcy wydają się uważać istniejący stan za całkiem normalny i koncentrują całe swoje wysiłki na obronie przed wszystkim, co pociągałoby za sobą jakiekolwiek zmiany istniejącego stanu rzeczy, toteż nie możemy się dopatrzyć niczego, co świadczyłoby o zamiarze posuwania się naprzód. Desperacko wyczekujemy na sygnał do wymarszu, gdy tymczasem bieżące kazania okazują się być tylko kolejnym rutynowym polerowaniem od dawna nieużywanych miedzianych tarcz i kolejnymi apelami o większą cierpliwość w znoszeniu ograniczeń i upokorzeń, narzucanych i zadawanych nam przez diabła.
Dając w takim środowisku wyraz swoim oczekiwaniom, możesz spotkać się łatwo ze zdziwionymi spojrzeniami, świadczącymi o całkowitym niezrozumieniu, a jeśli nie zreflektujesz się w porę i nie zechcesz zamilknąć, możesz znaleźć się w sytuacji jeszcze gorszej, gdyż jacyś denominacyjni liderzy bez wizji mogą zaprosić cię na dywanik, gdzie dowiesz się, że popadłeś w zwiedzenie i pozwoliłeś sobie wyprać mózg. Z całych sił będą usiłowali obrzydzić ci to źródło duchowej posługi, którego Bóg użył, aby cię obudzić, poruszyć i zainspirować. Może będą używać nacisków i gróźb, albo nawet zechcą wykonywać nad tobą jakieś egzorcyzmy, aby cię tylko z twojego zbłądzenia „odratować”. Chodzi im przy tym o to, abyś ponownie przyjął korną rolę laika i pod zwierzchnictwem swoich duchownych posłusznie budował ich denominacyjny zaścianek, który nazywają kościołem, i abyś z innymi wierzącymi utrzymywał „normalne” relacje, które cechuje obojętność, poczucie wyższości, chłód, dystans, nieufność, podejrzliwość, lekceważenie, uszczypliwe uwagi i niszcząca krytyka.
Ale ani to nie jest jeszcze tym najgorszym, co może cię spotkać. Jeszcze trudniejsze okaże się, kiedy najbliższe ci osoby, z którymi duchowo od długiego czasu współdziałasz i czujesz się jedno i których Bóg przez długi czas używał do budowania twojego życia duchowego, o których szczerości i gorącej miłości do Pana i do ciebie jesteś głęboko przekonany, nagle zaczną na ciebie usilnie nalegać i z płaczem, rzucając ci się na szyję błagać cię, byś opamiętał się z twojego zbłądzenia, a jeśli tym raniącym serce błaganiom nie ulegniesz, otoczą cię ich lodowate spojrzenia i dadzą ci do zrozumienia, że jesteś dla nich obcy. Nie jest to przesada. Takie dramaty miały miejsce masowo w historii Kościoła za każdym razem, kiedy Pan wzywał swój lud do wyruszenia na kolejny etap jego drogi do celu.
Wszystko to jest bardzo stresujące, niestety jednak musimy ze spokojem stawić czoła tym wyzwaniom. Nie wolno nam ulec porywom cielesności i wdać się w konflikt ani też żywić do nie rozumiejących i być może zwalczających nas braci żadnych wrogich uczuć, lecz musimy pozostawać z nimi w stosunku braterskiej miłości. Niewidomi i niedowidzący zasługują nie na zniecierpliwienie, lecz na naszą wyrozumiałość i szczególną oględność. Walcz usilnie z wciskanym ci przez diabła poczuciem wyższości, nie mów też z przeciwnikami twojej wizji o ich ślepocie, choćby wydawała ci się oczywista. Nie daj się wciągnąć w walkę z nikim z ludzi, lecz walcz z odruchami starego Adama w sobie, tak abyś był w stanie w Duchu Chrystusowym i w Jego łagodności, mając nastawienie pokornego sługi, a także z wszelkim szacunkiem i głęboką miłością względem wszystkich ludzi skutecznie tępić stopniowo ostrze nieuzasadnionej opozycji, występującej przeciwko aktualnemu poruszeniu Ducha.
Trzeba nam stać mocno na pozycji tego, co Pan nam objawia i usilnie prosić o Jego dalsze prowadzenie. Możemy mieć pewność co do tego, że nie jesteśmy pozostawieni sami sobie, gdyż jeśli Pan daje komuś wizję, bierze też na siebie odpowiedzialność za dalszy ciąg wydarzeń. Choćby więc ten brak postępu wydawał się trwać stanowczo za długo i był dla nas trudną próbą, możemy być pewni, że nie jest to czas stracony, lecz że Pan nas przygotowuje i prędzej czy później w ślad za wizją nastąpi także powołanie i otwarcie drogi do wydajnej, owocnej działalności. Tak było w życiu wszystkich ludzi, których Pan kiedykolwiek wybierał, i nie inaczej postępuje On obecnie.
Na tym etapie szczególnie wyczuleni powinniśmy być na Boże prowadzenie gdy chodzi o współdziałanie z innymi. Każde bowiem dzieło prawdziwie Boże zaplanowane jest w całości i Pan z pewnością przewidział już pełną obsadę osobową, nam zaś trzeba tylko na to się uczulić. Na spotkanie Mojżesza bez żadnej ingerencji z jego strony wyruszył już, wyłącznie za sprawą Pana, jego brat Aaron; do uciekiniera Dawida zaczęli schodzić się nieproszeni goście, których on sam zapewne by sobie nie wybrał. Także tobie i mnie Pan w stosownej chwili każe wyruszyć i połączyć się z kimś przez Niego wybranym. I raczej nastawmy się na to, że nie będzie to przebiegać po myśli naszych wyobrażeń i naszej logiki, lecz może okazać się dla nas dużym zaskoczeniem. Ale niewątpliwie będzie to zaskoczenie radosne i przynoszące pożądane, pozytywne rezultaty, jeśli tylko właściwie zrozumiemy prowadzenie Pana.
Nader szczęśliwymi są ci z nas, którzy już weszli w ten etap, których Pan połączył już z innymi i którzy znajdują się już w owocnym współdziałaniu, gdzie mogą swobodnie dawać wyraz swojej wizji i gdzie może ona się rozwijać, umacniać i realizować. Gdzie inni ich rozumieją, wspierają, ochraniają i uczą. Gdzie mogą robić szybkie postępy we wspólnym zrozumieniu i poddawaniu się prowadzeniu przez Ducha.
Jeśli w twoim konkretnym przypadku tak jeszcze nie jest, jeśli tęsknisz do tego i desperacko tego pragniesz, jak dotąd bezskutecznie, i jeśli z największym utrudzeniem i wysiłkiem znosisz udręki tego przejściowego okresu przygotowawczego, to nie upadaj na duchu, nie rozpaczaj ani nie panikuj, nie podejmuj też żadnych pochopnych decyzji, aby za wszelką cenę rozwiązać szybko swój problem, lecz pilnie strzeż swojej wizji, usilnie prosząc i poddając się kierownictwu Ducha Świętego oraz bacznie zważając na Jego wskazówki.
Niewątpliwie nadejdzie moment, w którym Pan postara się o twoje włączenie w harmonijny zespół swoich wybranych, w którym przewidział i wyznaczył dla ciebie miejsce i w którym twoja wizja i twoje powołanie będą organicznie wplecione w przebiegające aktualnie doniosłe dzieło dobudowania Królestwa Bożego do jego postaci docelowej.
J. K.