Był kiedyś u nas w Zborze taki gość — pastor. To było jakieś cztery, pięć lat temu i nie pamiętam, o czym on mówił kazanie, ale pamiętam, jaki zrobił wstęp. Otóż powiedział coś takiego: — Wiecie co, wy tu w Zborze, w Betlejem macie coś bardzo cennego. Wy jako zbór macie coś bardzo, bardzo cennego przed Bogiem, że macie takiego ducha pionierstwa.
I chwilę potem jeszcze mówił na ten temat, co to znaczy mieć takiego ducha pionierstwa, takiego pionierskiego ducha i bardzo to zapamiętałem — sam ten wstęp. Przez te kilka lat, jakie minęły od tamtego czasu, ja czasami o tym zapominałem, a czasami Bóg przypominał mi tamte słowa i Bóg mówił do mnie na ten temat, na temat ducha pionierstwa.
Dzisiaj chciałbym się z wami kilkoma takimi rzeczami podzielić, ponieważ wierzę, że to, co ten pastor powiedział do nas, jest prawdą. I to jest nasze duchowe dziedzictwo.
Zbory mają swój charakter. Są różne zbory. Te zbory opisane w Dziejach Apostolskich, czy opisane w Objawieniu, czy te, z którymi możemy się zapoznać poprzez listy, one mają różne charaktery.
Niektóre są nastawione tak bardzo misyjnie, a inne nie. Niektóre są bardziej nastawione na modlitwę i nauczanie, a inne na coś innego. Jakby w nieco odmienny sposób Duch Święty tam działał. Każdy zbór ma swój charakter i wierzę, że jedną z cech charakteru naszego Zboru jest to, że mamy ducha pionierstwa, że to jest nasze duchowe dziedzictwo.
Cóż to znaczy w ogóle duch pionierstwa? Oto taka najbardziej podstawowa definicja pioniera brzmi tak, że to jest człowiek, który przeciera szlaki, który idzie pierwszy tam, gdzie jeszcze nikogo przed nim nie było. Tak jak na Dzikim Zachodzie. Pionierzy to byli ci, którzy jechali najpierw, którzy szli najpierw w miejsca, gdzie jeszcze nie było żadnej osady i oni dopiero tam zaczynali żyć, zaczynali poznawać pewien teren. Zaczynali tam się osiedlać. Zaczynali poznawać tę ziemię, zaczynali ją uprawiać i karczować lasy. To był zupełnie nowy teren, zupełnie dziewiczy i oni tam szli jako pierwsi i przecierali szlak dla następnych, którzy szli za nimi. To jest taka podstawowa definicja pioniera.
Któż to jest pionier w takim duchowym zrozumieniu? Myślę, że to jest trochę podobnie, a trochę nie. Trochę podobnie, bo to jest człowiek, który robi nowe rzeczy. Rzeczy, których przed nim nikt nie robił, który wchodzi w nowe dziedziny. On przeciera szlaki.
Ale w końcu w naszym życiu nie chodzi o to, by koniecznie zrobić coś nowego. Nie chodzi w naszym życiu o to, żeby w nowy sposób przeprowadzić nabożeństwo. Nie chodzi o to, żeby coś nowego na siłę wymyślić. Dlatego człowieka, który ma ducha pionierstwa, można zdefiniować, że to jest człowiek, który chce nowych rzeczy z Bogiem. Któremu nie wystarcza miejsce, do którego dotarł z Bogiem.
To jest człowiek, który nie jest usatysfakcjonowany tym, co ma w tej chwili. To jest człowiek, który pragnie Boga, który chce więcej, który chce Ducha Świętego, który chce się napełniać Bogiem, który chce więcej Bożej chwały. Który chce oglądać to, co Bóg zapowiedział w swoim Słowie. Który chce zobaczyć te nowe ziemie, te nowe lądy. Który chce zobaczyć Bożą chwałę i Bożą moc w działaniu.
Takim najlepszym przykładem pioniera, jaki możemy w Biblii znaleźć, chociaż jest wielu takich ludzi, którzy byli pionierami, ale najlepszym przykładem pioniera jest Jezus.
Kiedy On przyszedł, to zrobił inaczej. Opierał się na Słowie, opierał się na pewnym fundamencie. On nie odrzucał Pisma, nie odrzucał tych starych, dobrych rzeczy. Wypełniał Pismo co do joty, ale jednocześnie wszystko to, co robił, było zupełnie nowe.
Nikt przed nim nie wyrzucał demonów. Nikt na taką skalę nie uzdrawiał ludzi. Nikt tak nie głosił przed Nim jak On i to ludzie mówili sami, że wszyscy byli zadziwieni Jezusem, tym co robi. Wszyscy byli zadziwieni Jego cudami. Wszyscy byli zadziwieni słowami łaski, które się wydobywały z Jego ust.
On robił nowe rzeczy. Ale dlaczego robił nowe rzeczy? Ponieważ był pełen Boga. Kiedy kochamy Boga, kiedy szukamy Boga, kiedy chcemy się do Niego zbliżać — to jest taka nasza pierwsza powinność, najważniejsza. Kiedy go pragniemy, kiedy wołamy o Jego obecność. Kiedy szukamy Jego oblicza, kiedy pragniemy Jego chwały, kiedy chcemy Go oglądać w działaniu, kiedy chcemy Go zrozumieć i pojąć Jego serce. Kiedy chcemy doświadczyć Jego miłości, to Bóg wtedy przychodzi do naszego życia.
I zawsze jest tak, że kiedy my szukamy Boga, to z tym nierozerwalnie związane jest to, że będziemy robić nowe rzeczy. To zawsze się z tym wiąże, że będziemy robić nowe rzeczy, że my poznamy Boże serce z jakiegoś innego aspektu i to nas zainspiruje.
Że my na przykład poznamy Boże serce, poznamy jego miłość i zobaczymy na przykład, jak On kocha zgubionych. I to nas zainspiruje do tego, żeby ewangelizować. I może Bóg nam coś pokaże w nowy sposób, jak dotrzeć do tych ludzi na zewnątrz.
Ale działanie, nasze działanie, nasze robienie nowych rzeczy zaczyna się w tym miejscu. Zaczyna się od szukania Boga, od pragnienia Boga, od pragnienia oglądania Jego oblicza. Jeżeli będziemy chcieli za Nim pójść, jeżeli będziemy wołali o Jego obecność w naszym życiu, to automatycznie przyjdzie do naszego życia jakaś nowa inspiracja. Automatycznie sprawi to, że będziemy wchodzili w nowe rejony, będziemy robili coś, czego nikt przed nami nie robił. Albo będziemy robili coś w taki sposób, w jaki nikt przed nami tego nie robił.
Są tacy ludzie opisani na kartach Biblii — Ezechiel na przykład. Nikt tak przed nim nie głosił jak on, nikt takich przedstawień nie robił jak on. Ezechiel zrozumiał Boże serce, zobaczył, co Bóg ma dla Izraela, i został tym zainspirowany, i Bóg objawił Ezechielowi, w jaki sposób najlepiej dotrzeć do swojego narodu. I dlatego Ezechiel robił różne przedstawienia i głosił przy tym Słowo.
Są i inni ludzie, opisani na kartach Biblii, którzy przez bliskość z Bogiem, przez doświadczenie Bożej mocy zaczęli robić inne, nowe, niespotykane dotąd rzeczy.
Przyjrzymy się dzisiaj dwóm takim ludziom. Przyjrzymy się kilku ich cechom charakteru. Najpierw otworzymy IV Księgę Mojżeszową na 14 rozdziale i tu się z tymi ludźmi zapoznamy.
Czternasty rozdział, od pierwszego wersetu będziemy czytali. To jest moment, kiedy Mojżesz wysłał dwunastu wywiadowców do Ziemi Obiecanej. Izrael stał przed Ziemią Obiecaną i właściwie miał tam wejść. Mojżesz wysłał dwunastu wywiadowców do Ziemi Obiecanej, wszyscy wrócili i mówili, że to jest piękna ziemia, ale dziesięciu z tych wywiadowców mówiło, że nie wejdziemy tam, że nie mamy na to szans. To jest ziemia, która pożera swoich mieszkańców, tam mieszkają jacyś olbrzymi. My jesteśmy przy nich karzełkami, nie damy rady.
Natomiast dwóch wywiadowców — Jozue i Kaleb powiedziało: — Z Bożą pomocą wejdziemy. Będziemy dzisiaj o tych dwóch ludziach mówić. Ale na razie czytamy: IV Księga Mojżeszowa, 14 rozdział, 1 werset:
Co mieli Jozue i Kaleb, co ich wyróżniało? Po pierwsze, między innymi, oni ufali w Boże obietnice. Ufali, że to, co Bóg powiedział, jest też w stanie wypełnić. Że to, co Bóg powiedział, jest prawdą, że On ma moc to zrobić i jest w stanie to wykonać.
Po drugie: ma serce do nich, żeby to zrobić. Oni mieli zaufanie do Boga. Wiele razy zdarzało się na pustyni tak, że Izrael szemrał przeciwko Bogu i mówił do Mojżesza, albo wprost mówił do Boga: Ty nas tu przyprowadziłeś, aby nas wytracić, aby nas zgubić. Oni nie znali Boga. Nie znali Jego serca. Ich serce w takich sytuacjach, serce Izraela, ciągle go zwodziło i ciągle go oszukiwało.
A Jozue i Kaleb, cokolwiek się działo, czy przychodziło jakieś niebezpieczeństwo, czy nie było wody, czy nie było jedzenia, to tak, jak tu widzimy, oni się nauczyli tego, żeby ufać Bogu. To, co Bóg powiedział, jest prawdą i On wypełni to, co powiedział.
Zaufanie do Boga jest jedną z takich cech pionierskiego ducha. A drugą cechą jest patrzenie w przyszłość. Tak! Wizja przyszłości. Pionierzy to ludzie, którzy spodziewają się czegoś dobrego. Oni zawsze myślą, że jak gdzieś tam pojadą i gdzieś tam wyruszą, to będzie coś dobrego. I Jozue z Kalebem tak myśleli: — My tam pójdziemy i Bóg nam pobłogosławi. My tam pójdziemy i doświadczymy Boga. Tak, oni są więksi, ci wszyscy, którzy mają tę ziemię, oni są więksi, ale chodźmy tam, bo Bóg to powiedział i zobaczycie, będą cuda i zobaczymy Boże działanie. Będzie dobrze, chodźcie tam!
Oni mieli w sobie taki entuzjazm i mieli taką wizję przyszłości. Nie oglądali się za siebie, ale patrzyli do przodu, patrzyli na to, co czyni Bóg, i patrzyli na Jego możliwości. Ciągle patrzyli do przodu i ufali Bogu, że On ma plan, że On się nie pomylił, że Bóg nie jest zakłopotany w tym momencie, kiedy widzi tych wszystkich Amalekitów. Że Bóg nie jest zakłopotany, więc skoro Bóg nie jest zakłopotany, dlaczego my się mamy martwić?
Przyszłość należy do Boga. On ma plan, więc chodźmy za Nim. On nas doprowadził dotąd i żyjemy. I poprowadzi nas dalej, i będziemy żyli i obfitowali. Oni mieli wizję, mieli spojrzenie w przyszłość. A cały Izrael?
A cały Izrael był zapatrzony w przeszłość i Jozue, przynajmniej kilka razy w swoim życiu, z tego, co mówi nam Pismo, musiał zmierzyć się z tą przeszłością, walczyć z przeszłością.
Izrael wspominał ciągle Egipt. Za każdym razem, kiedy zdarzały się trudności, Izrael mówił: — Zwijamy namioty. Wracamy. Za każdym razem: — Chodźcie, tam było fajnie, tam jednak było dobrze.
Jozue przebywał w tej atmosferze i dlatego mówiłem, że on walczył czy zmierzał się z przeszłością. Dlatego, że kiedy nie było na przykład w Izraelu, nie było na pustyni wody, Izrael zaczął szemrać: pomrzemy, to taka atmosfera unosiła się nad całym obozem. Na pewno też Jozue miał taką pokusę, żeby zacząć narzekać. Akurat nie czytamy w tym miejscu o nim. Pismo nie mówi nam, co on robił dokładnie w tym momencie, ale tak przypuszczam, że skoro wszyscy dookoła zaczęli narzekać, to w nim też mogła być pokusa, żeby zacząć narzekać.
Cóż mówił Izrael? Po prostu: obiektywnie oceniamy sytuację. Jesteśmy na pustyni, jest nam źle, nie ma perspektyw, nie ma wody. Ludzie na pustyni bez perspektyw i wody są skazani na śmierć. I to była ich obiektywna ocena sytuacji, chłodne spojrzenie na sytuację.
I mówili jeszcze: — Wróćmy do Egiptu. Tam trzeba było pracować, ale człowiek był pewny swojej przyszłości. To życie z Bogiem jest nic nie warte, nie jesteśmy tym usatysfakcjonowani. W Egipcie były przynajmniej ogórki i czosnek. Tak mówili.
Ale jak wyglądała ta obiektywna ocena sytuacji tak naprawdę? Tak naprawdę — Bóg był z nimi. Tak naprawdę to byli niewolnikami w Egipcie i Bóg ich uwolnił.
Po drugie — Bóg ich usynowił. Władał nad nimi faraon, który ich gnębił i traktował ich jak parobków, a Bóg ich zaczął traktować jak synów.
Po trzecie — jednej nocy złupili Egipt i cały Izrael się wzbogacił. Nabył złoto i kosztowności, których nie mieli jako niewolnicy. I oglądali, jak Bóg czyni w ich życiu cuda.
A po czwarte — Bóg ich każdego dnia zaopatrywał i dawał im mannę, dawał im dowody swojej troski i łaski.
A wiecie, za czym oni zatęsknili. Oni chcieli zostawić to wszystko, co Bóg im dał, całe to dziedzictwo, cały ten Boży charakter, objawienie Jego serca, jego miłość, Jego troskę za taką rzecz, za główkę czosnku, która jest warta złotówkę, którą można kupić za złotówkę.
I tak naprawdę wyglądała ta obiektywna ocena sytuacji. I tak naprawdę to nie nasyca niczyjego głodu. Jest mało warte. Na pewno dużo mniej, niż wynieśli z Egiptu. Nie nasyci niczyjego głodu i sprawia, że twoje życie zaczyna śmierdzieć.
Ale tak jest w duchowym wymiarze, kiedy tęsknimy za starym życiem, kiedy wracamy do starego życia w swoich myślach. Nie koniecznie w czynach. Ale kiedy zaczynamy wracać do starego życia, mówimy, że życie z Bogiem jest trudne, jest ciężkie, są doświadczenia. Kiedy nie jesteśmy usatysfakcjonowani i chcemy wrócić, albo kiedy wspominamy swoje grzechy z przeszłości i mówimy: — No, po prostu strasznie grzeszyłem, ale też fajnie było. To my zaczynamy się zachowywać jak Izrael na pustyni.
Jest takie zagrożenie, że nigdzie nie dojdziemy i pomrzemy w takim braku satysfakcji, tak jak Izrael na pustyni. Jedną nogą tu, drugą nogą tu. I nawet jedną nogą bardziej w stronę Egiptu, zapatrzeni w tamtą stronę i wspominający minione czasy, i wspominający to wszystko, co już było i co już minęło.
W konsekwencji oni nigdy nie weszli do Bożego odpoczynku, nigdy nie odebrali Bożego błogosławieństwa. Dlatego, że bardziej to umiłowali niż Boże obietnice. Nic od Boga nie wzięli. Bóg im chciał dać, ale ponieważ mieli głowy zajęte wspominaniem czosnku, to niczego od Boga nie wzięli.
Jeżeli ktoś z nas wraca do przeszłości, jeżeli ktoś z nas tak umiłował swoją przeszłość, to dziś jest może dobry czas, żeby wołać do Boga. Żeby On zmienił serce, żeby dotknął sedna tego problemu. Żeby obudził w nas nowe pragnienia, nowe chęci. Żeby obudził w nas miłość do Niego. Żeby pokazał nam przyszłość, żeby objawił nam siebie. Żeby pokazał nam, jak On działa w naszym życiu, jak On działał w naszym życiu, jak kochał nas, jak kocha nas. Może jest czas na to właśnie.
Jozue zmagał się i z tej walki, z tego pokuszenia wyszedł zwycięsko. Widzimy, że kiedy ci wywiadowcy różni wchodzili do Ziemi Obiecanej, to Jozue razem z Kalebem byli tymi ludźmi, którzy patrzyli w przyszłość. Więc z tej pokusy Jozue wyszedł zwycięsko.
Ale miał jeszcze jeden trudny moment w swoim życiu. Księga Jozuego, pierwszy rozdział, pierwsze cztery wersety:
I w naszym życiu czasami jest tak, jak w życiu Jozuego. Te dobre rzeczy, które przeżyliśmy z Bogiem, one hamują nasz rozwój. One sprawiają, że zatrzymujemy się w miejscu i nie idziemy do tych nowszych, lepszych jeszcze rzeczy.
My powinniśmy szanować to, czego nauczyliśmy się. My powinniśmy być z tego zadowoleni i nie odrzucać tego, czego się nauczyliśmy. Ale Bóg jest Bogiem nowych rzeczy. I kiedy On przychodzi i mówi, że czas na coś nowego, to wypada się z Nim zgodzić. To jest rzeczywiście czas na coś nowego. Otóż Bóg zakreślił granice naszego autorytetu, zakreślił granice naszej służby.
Ale czasami jest tak, że Bóg przychodzi i On mówi: — Poszerz paliki swojego namiotu. I On zmienia nasze granice. Zmienia nasze granice i On rozszerza nas, rozszerza nasze serce, rozszerza naszego ducha. Chce dać nam coś nowego i posyła nas w nowe miejsca. Wtedy nie możemy się trzymać kurczowo tego, czego już nauczyliśmy się, w czym czujemy się bezpiecznie i dobrze.
Wiecie, nowe rzeczy są czasami bardzo nie komfortowe. Nie wiadomo, jak się w tym odnaleźć. Nikt nigdy przede mną tego nie robił. Nikt mnie tego nie nauczył i to jest nowa sytuacja. Ona wymaga zaufania Bogu.
To jest ciekawe, bardzo ciekawy fragment. Kiedy Izrael chodził tam po tej okolicy, po tej Ziemi Obiecanej, oni dochodzili tylko do Jordanu. Dalej nie przechodzili, cały Izrael nie przechodził na drugi brzeg. I Bóg zakreślił im taką granicę. Przez te czterdzieści lat, kiedy oni chodzili po pustyni, oni nie mogli tego przekroczyć. To była Boża granica, ustanowiona przez Pana. Boża granica.
Ale pewnego dnia Bóg powiedział do Jozuego: — Teraz ty i ten lud przejdziecie tę granicę. Ja wyznaczam wam nową granicę:
Bóg objawił im się wcześniej w prawie, ale teraz mówi: — Czas na coś nowego. Ja chcę pokazać wam siebie w inny sposób. I swoje serce chcę wam pokazać w inny sposób, w nowy sposób.
I kiedy przekraczali Jordan, Bóg im się objawił — wody się zatrzymały. I kiedy szli pod Jerycho, Bóg im się objawił i Jozue miał widzenie. Anioł przyszedł do niego i Jerycho upadło. Oni nie mieli wcześniej takich doświadczeń duchowych. A Bóg chce, żebyśmy mieli nowe doświadczenia duchowe. Bóg chce też, żebyśmy poznali Jego serce. On ma upodobanie w tym, aby zakreślić nam granice, abyśmy ich nie przekroczyli. On ma w tym upodobanie. To od Boga pochodzą granice, dlatego że On wie, na ile jesteśmy dojrzali.
Ale Bóg ma upodobanie też w tym, żebyśmy dorośli, żebyśmy doszli do pewnego miejsca. I On ma upodobanie w tym, żeby nas rozszerzyć. Żeby rozszerzyć to, co było dotąd granicą, żeby nakreślić nową granicę, nowy, większy obszar. Nowy, większy obszar dla naszej wiary, dla naszej służby, dla naszej modlitwy. Bóg chce w naszym życiu czynić coś nowego.
Mówimy o przyszłości, mówimy o czymś nowym. I to jest najsmutniejszy widok na świecie, kiedy ludzie, którzy są powołani do przyszłości, do patrzenia w przyszłość, tacy ludzie pionierscy, albo ludzie proroczy — to jest najsmutniejszy widok na świecie, kiedy oni porzucają swoje powołanie. Kiedy nie chcą patrzyć w przyszłość i albo wspominają minione dni, albo patrzą na siebie i mówią: — Jaki ja jestem nędzny!
To są najsmutniejsi ludzie na świecie, najsmutniejszy widok, jaki można kiedykolwiek zobaczyć. I czasami jest tak, że przechodzimy przez jakąś depresję duchową i chociaż ktoś się o nas modli i my się modlimy, depresja się nie może skończyć.
Może to jest tak, jak z Eliaszem. On też swego czasu przechodził przez depresję duchową dlatego, że porzucił swoje powołanie. Przypominacie sobie historię Eliasza, jak na górze Karmel spadł ogień na jego ofiarę, a potem on uciekł na pustynię. Kiedy Bóg przyszedł do niego, to pierwsze pytanie, jakie Bóg mu zadał, było takie: — Co tu robisz, Eliaszu?
On zostawił swoje powołanie. I nie można dobrze się czuć, nie można mieć dobrej relacji z Bogiem, ale w ogóle nie można się w życiu dobrze czuć, jeżeli zostawi się swoje powołanie. I cokolwiek, kiedy się zacznie robić coś innego, coś pożytecznego albo w ogóle nic się nie robi i leży odłogiem, tak jak Eliasz, nie można się dobrze czuć.
Dlatego ja chcę nas wszystkich zachęcić, żebyśmy patrzyli w przyszłość. Żebyśmy, jeżeli ktoś z nas tego potrzebuje, żebyśmy się nawrócili. Żebyśmy wrócili do naszego powołania, żebyśmy chcieli czekać na Boga i widzieć Boga, który czyni wielkie rzeczy, który pragnie czynić wielkie rzeczy.
Jeszcze jedną cechą takiego pionierskiego ducha jest współczucie jako źródło inspiracji. Przypomnijmy sobie tę scenę, którą czytaliśmy z IV Mojżeszowej. Cały lud szemrał, a Jozue i Kaleb wyszli naprzeciwko tych wszystkich szemrających ludzi, naprzeciwko tych wszystkich narzekających ludzi i mówili: — słuchajcie, nie róbcie tego. I oni rozdarli swoje szaty. I to jest taki symbol, taki znak ich rozdartego serca. Nie potępili tych ludzi, nie odrzucili ich od razu z miejsca, ale jeszcze chcieli ich czegoś nauczyć, ale jeszcze chcieli ich zachęcić. Jeszcze chcieli im coś przekazać, jeszcze nawrócić, zainspirować. Dodać jeszcze siły, pocieszyć.
To właśnie jest Boży Duch, Duch Święty — Pocieszyciel. Ten, który zachęca. To jest właśnie Jego działanie.
Ciekawe jest to, że Jozue najpierw nie był takim człowiekiem. Nie był takim człowiekiem, który chce wszystkich naokoło zachęcić, który chce im coś przekazać, sprawić, żeby uwierzyli. Nie był taki. Czytamy o nim, że kiedyś starsi ludu prorokowali i część z nich prorokowała przy Mojżeszu, modlili się razem z Mojżeszem, a dwóch z nich zostało w obozie. A kiedy Duch Pana przyszedł, to przyszedł i na tych, którzy byli przy Mojżeszu i na tych dwóch, którzy zostali w obozie Izraela, i wszyscy zaczęli prorokować.
Jozue, jak zobaczył tych dwóch, którzy byli w obozie i prorokowali, przybiegł do Mojżesza i mówił: — Panie, oni tam prorokują, zabroń im! Coś się wymknęło spod kontroli, oni tu ciebie jakoś nie słuchają, a chcą prorokować. To nie jest w porządku.
I Mojżesz wtedy Jozuego uspokoił. Powiedział: — Oby cały lud Pana prorokował. Najpierw w Jozuem to była jakaś taka zazdrość, taka chęć pokazania, że jest bardziej duchowy niż inni. Jakaś taka chęć kontrolowania duchowego rozwoju. Ale kiedy go widzimy już dalej i dalej, i dalej, to widzimy, że już go Bóg z tego wyleczył. Że jest człowiekiem takim pełnym zachęty, który chce ludzi wyciągać jeszcze, który chce ich pocieszać, który chce im coś przekazać. Który chce, żeby ludzie byli pełni Ducha Świętego, pełni wiary. Żeby zaufali Panu, żeby tam weszli jeszcze, żeby wzięli swoje dziedzictwo.
Kaleb był podobny do Jozuego. Przeczytajmy sobie z Księgi Jozuego 14 rozdział od 6 do 14 wersetu:
Widzimy tutaj taką rzecz, widzimy wpierw Kaleba, jaki był pełen entuzjazmu i siły i wiary w Boże możliwości. Jaki był pełen zachęty. Najpierw widzimy Kaleba, a potem w tym drugim, czytanym przez nas fragmencie, widzimy jak zdobywa te miasta po kolei.
Ja zastanawiałem się nad tym, dlaczego on dał taka obietnicę: — Kto zdobędzie to miasto, temu dam córkę za żonę. Myślałem o tym i doszedłem do wniosku, że on nie potrzebował dawać takiej obietnicy. On się nikogo nie bał. Wziął sobie najtrudniejszy teren na początku. Powiedział: — Chcę te góry, daj mi te góry. Te góry, gdzie są ci olbrzymi, ci najwięksi z tych największych. On się nikogo nie bał i zdobył po kolei wszystkie te miasta, które do niego należały, a potem powiedział: — Kto zdobędzie pierwszy to miasto, temu dam swoją córkę za żonę.
Pomyślałem sobie, że Kaleb cenił zaufanie do Boga. On wiedział, że tego miasta ani żadnego innego nie można zdobyć bez zaufania do Boga. I on chciał mieć dla swojej córki człowieka, który będzie ufał Bogu. Który będzie pełen energii, mocy, który będzie pełen entuzjazmu dla Boga. On dlatego zrobił takie ogłoszenie. Dobrze wybrał.
I poznajemy tutaj Otniela, że stał się takim człowiekiem podobnym do Kaleba, że był też człowiekiem, który szedł do przodu, który ufał Bogu. I poznajemy tutaj córkę Kaleba, która była podobna do swego ojca. Ona wiedziała, że może pójść do swojego ojca po dziedzictwo. Tak jak Kaleb wiedział, że może pójść do Boga i powiedzieć: — Panie, obiecałeś. Panie, ta ziemia to jest dziedzictwo Izraela, więc ja dzisiaj chcę to wziąć. Więc daj mi to dzisiaj.
Córka Kaleba zachowuje się dokładnie tak jak jej tata. Przychodzi do niego i mówi: — Daj mi to. Daj mi to, co jest moim wianem, co ojciec jest zobowiązany dać swojej córce. I cóż ta jego córka jeszcze mówi? — Daj mi jeszcze więcej, bo potrzebuję jeszcze więcej. I ta córka zna serce swojego taty.
Czy Kaleb nie wiedział, że dał jej suchą ziemię? Wiedział, że dał jej suchą ziemię. Ale Kaleb chciał czegoś swoją córkę nauczyć. Chciał, żeby przyszła do niego, żeby go poprosiła. Chciał jej pokazać, że jego serce jest otwarte, ale chciał jej też pokazać, że ona powinna o coś w życiu czasami troszeczkę zawalczyć. Że czasami powinna o coś poprosić.
Poznaliśmy Kaleba, jego córkę i Otniela. Dla mnie najbardziej zachecający w tej historii jest fakt, że w IV Mojżeszowej znaliśmy tylko Kaleba, a tutaj minął pewien czas, minęło czterdzieści lat i ten człowiek wywarł wpływ przynajmniej na dwoje ludzi. Wywarł wpływ na swoją córkę i ona jest taka sama jak on. Wykapany tatuś. Taki sam charakter, takie samo serce i takie samo myślenie. I ona miała to namaszczenie, co i ojciec. Ona się pewnie nie brała za burzenie miast, ale miała to namaszczenie. Ona przez swojego ojca, przez postawę swojego ojca, poznała Boga.
To jest dla nas zachęta, że jeżeli my znamy Boga, znamy jego serce, możemy to przekazać, możemy kogoś nauczyć. Możemy się o kogoś pomodlić i w ten sposób będziemy wywierali trwały wpływ na ludzi. W ten sposób oni będą przygotowani do tego, żeby iść za Bogiem w każdym momencie.
Kaleb wywarł jeszcze wpływ na swojego zięcia. I to był też trwały wpływ. Możemy potem czytać w Księdze Sędziów, że Otniel był człowiekiem, którego Bóg używał. Że zdarzył się taki moment, że Izrael odstąpił od Boga, a Otniel był człowiekiem, był sędzią wyznaczonym przez Boga, który bronił Izraela, który gromił wroga i był taki sam, jak jego teść. Minąl pewien czas i Kaleb już pewnie nie żył. Minęło chyba czterdzieści lat, może piećdziesiąt i Kaleba już nie było, natomiast Otniel miał jego namaszczenie.
Też się zestarzał, ale był pełen energii. Był pełen energii, był pełen Bożej mocy, był pełen Bożej siły. On wziął razem z córką Kaleba nie tylko ziemię, nie tylko majątek. On wziął namaszczenie.
I to jest najcenniejsza rzecz, jaką możemy w życiu wziąć od kogoś. I to jest cudowna rzecz, którą możemy od kogoś wziąć. Alleluja!
I ten fragment, który czytaliśmy o Kalebie, mówi nam jeszcze o jednej z cech charakteru takiego pioniera. To jest taka energia, siła, odwaga, taki ogień, taki żar, taki zapał, entuzjazm. Kaleb się nie zniechęcił. Czterdzieści pięć lat po pustyni. Piach i piach, piach i piach, piach i piach. I ci ludzie wokoło niego, którzy nie poszli za Bogiem. Przecież załamać się można. Ja chcę iść za Bogiem, a wokoło wszyscy mnie powstrzymują od tego, żebym coś od Niego wziął. Można było się załamać, ale on się nie załamał. On czuł się zachęcony.
I minęło te kilkadziesiąt lat, i przyszedł do Jozuego, i nie zapomniał słowa, które Bóg mu powiedział. Powiedział do Jozuego: — Pamiętasz? Pamiętasz ten dzień? Pamiętasz te słowa? Bóg powiedział do mnie i do ciebie. Ja to do dzisiaj pamiętam i ja ci chętnie powtórzę. Słowo w słowo. Ja ci chętnie powtórzę, bo jestem tym zachęcony. Dzisiaj tak samo jestem zachęcony, jak te kilkadziesiąt lat temu.
To był człowiek pełen takiej energii i pełen mocy. Człowiek, który potrafił odbierać zachętę od Boga.
Słuchajcie, to jest sztuka. Potrafić odbierać zachętę od Boga. Czasami my się tak szybko zniechęcamy. Bóg chce nas pocieszyć, a my mówimy: — Nie, nie, nie! Nie chcę. Jestem taki smutny. Jestem po prostu tak zniechęcony. Ty w ogóle mnie nie rozumiesz. Ja nie mogę być teraz pocieszony.
Czasami tacy jesteśmy. A Kaleb był taki otwarty na Boga, taki prosty przed Nim, że on przyjmował od Boga zachętę. Entuzjazm i taki ogień, i taki żar.
Bo Bóg jest pełen entuzjazmu. Nie wiem, czy to wiecie. Ja zastanawiałem się nad tą kwestią i Słowo Boże mówi nam różne rzeczy o naszym Panu, mówi nam różne rzeczy o Bożym charakterze, o charakterze Ducha Świętego. Mówi nam na przykład też, że Bóg jest bardzo łagodny. Że przychodzi w takiej ciszy i w takim spokoju.
Ja byłem tak wiele razy zachęcany do tego, żeby się nie emocjonować, że Bóg jest właśnie taki spokojny. Że nie trzeba się głośno modlić, nie trzeba krzyczeć. Pamiętam takie spotkanie modlitewne, kiedy umówiliśmy się chyba w pięć osób i tak naprawdę chcieliśmy szukać Boga. Ja byłem jakiś taki pełen entuzjazmu i zacząłem się głośno modlić, zamknąłem oczy i zacząłem się głośno modlić od początku. Ale za chwileczkę ktoś mnie popukał w ramię i mówi: — Wiesz co, słuchaj, nie nakręcaj się!
Ja pamiętam tamtą modlitwę, potem się już oczywiście pomodliliśmy bardzo spokojnie, byliśmy wszyscy tacy zrównoważeni i nic się nie stało. Wiecie, nic się nie zmieniło ani troszeczkę. Kiedy wspominam tamten czas, to dzisiaj się śmieję, ale też kiedy to wspominam przed Bogiem, to muszę sobie powiedzieć, że ja się nie nakręcałem wtedy. Był we mnie po prostu Boży entuzjazm. Ja się nie nakręcałem, to nie były jakieś takie sobie płytkie uczucia. Być może innymi razy tak było, ale nie było tak wtedy.
Pamiętam takie chwile, takie momenty, kiedy wieczorem modliliśmy się w akademiku, i modliliśmy się naprawdę głośno, a później na drugi dzień sąsiedzi pytali: — Co się działo, kto tam wydawał takie indiańskie okrzyki?
Ale słuchajcie: to jest ciekawe, że nikt nie był zgorszony. Wiecie, nikt nie był zgorszony. Było za głośno, było po 22.00. Było za głośno, ale nikt nie był zgorszony i Bóg do nas przychodził. Bóg coś rozwiązywał w naszym życiu. Nie chcę teraz powiedzieć, że Bóg przychodzi tylko wtedy, kiedy się głośno modlimy. Tu jest napisane, że czasami Bóg tak bardzo łagodnie przychodzi, że tak, jak kiedy Eliasz był w depresji, Bóg nie przyszedł w trzęsieniu ziemi ani w ogniu, ani w burzy. Przyszedł tak bardzo spokojnie — w szumie łagodnego wiatru.
Ale również jest napisane, również jest napisane w Dziejach Apostolskich, dwa razy, że Bóg przychodził w trzęsieniu ziemi. I to nic złego, kiedy jesteśmy pełni entuzjazmu. I to nic złego, kiedy krzyczymy przed Bogiem. To nie jest nic złego. To nie jest nic nie duchowego. To nie są cielesne rzeczy. Czasami może, czasami może tak, czasami ktoś rzeczywiście może się nakręcać. Ale kiedy my krzyczymy przed Bogiem, to nie znaczy automatycznie, że jesteśmy jacyś nie duchowi.
Izajasz, 42 rozdział. 13 werset. Posłuchajcie, co tutaj jest napisane o Bogu:
I zgódźmy się na to, że Bóg może w nas obudzić zapał, że Bóg może nas do czegoś zapalić. Że my możemy być takimi entuzjastami i to nie jest cielesne, ale to Duch Święty działa w naszym życiu.
Tak może być, naprawdę tak może być, bo Duch Święty taki jest. Jak tu czytaliśmy w tym wersecie, że On jest taki pobudzony, że On tak głośno krzyczy, że Bóg głośno krzyczy. Przecież tak o Nim tutaj jest napisane. A chyba nikt nie chce mi powiedzieć, że Bóg jest nie duchowy. On jest duchowy, On jest najbardziej duchowy ze wszystkich!
Nie przeczytam wam następnego wersetu, jest jeszcze bardziej niesamowity, mówi jeszcze coś bardziej niesamowitego o Bogu. Następny z tego samego rozdziału.
Jeszcze chciałem wam powiedzieć taką jedną rzecz o pionierach, że pionierzy są to ludzie, którzy prawdopodobnie popełniają najwięcej błędów. Nie są to ludzie najdoskonalsi, ale są to ludzie, którzy prawdopodobnie popełniają najwięcej błędów. Dlatego, że oni idą pierwsi, nie miał kto ich tego nauczyć. Oni zdobywają doświadczenie sami na sobie, uczą się na swoich błędach.
Kiedy czytamy Księgę Jozuego, to jesteśmy zachęceni Jozuem, tym jak on się zachowywał, jak stał przed Bogiem. Ale również czytamy, przynajmniej w dwóch fragmentach, kiedy on Boga zawiódł, kiedy nie miał na tyle mądrości, kiedy nie miał na tyle duchowego wejrzenia, żeby się ostać. Czytamy na przykład, ze przyszli do niego jacyś ludzie i powiedzieli: — Chcemy z tobą zawrzeć przymierze. Nie jesteśmy z tej ziemi, chcemy z tobą zawrzeć przymierze.
Jozue zawarł z nimi przymierze, a później Bóg mu powiedział: — Niedobrze zrobiłeś. On nie zapytał Boga w tym momencie. Gdy zawarł z nimi przymierze, okazało się, że nie są z daleka, że to są wrogowie, że Bóg nakazał Jozuemu, między innymi, tych ludzi zniszczyć. I czytamy też o Jozuem, że on był zwykłym człowiekiem, kochał Boga, był zapalony dla Boga. Wszystko dla Niego oddał, swoje życie poświęcił dla Niego, ale był człowiekiem, który popełniał błędy. I prawdopodobnie, jeżeli będziemy chcieli pójść za Bogiem, to będziemy popełniać błędy. Jeżeli będziemy chcieli być tacy zapaleni dla Niego i pełni ognia, to będziemy popełniać błędy.
I taka moja prośba do nas wszystkich i też do siebie samego: jeżeli obserwujemy kogoś kto jest pełen zapału, kogo Bóg dotknął i on zaczyna robić jakieś dziwne rzeczy, niespotykane rzeczy, nie oceniajmy go może od razu tak surowo, nie osądzajmy jego relacji z Bogiem, nie osądzajmy jego serca. Możemy ocenić postępowanie, przypatrzeć się postępowaniu, ale nie osadzajmy serca takiej osoby.
Dlatego, że może to jest właśnie człowiek, którego Bóg dotknął i on w tym, co mu Bóg powiedział, próbuje się jakoś poruszać, próbuje się znaleźć. To jest Boży sługa, Bóg ma nad nim moc i on się ostoi, bo zaufał Bogu. A my nie mamy prawa do oceniania serc ludzi. I kiedy w taki osądzający sposób mówimy o ludziach, kiedy w osądzający sposób oceniamy ich postępowanie, kiedy oceniamy ich relację z Bogiem, jej głębokość, kiedy oceniamy służenie Bogu, kiedy osądzamy takich ludzi, to dzieje się w naszym życiu coś takiego, że ściągamy coś niedobrego na swoja głowę, ponieważ jest napisane w Piśmie: jaką miarą mierzycie, taką wam odmierzą.
Myślę, że przynajmniej część zniechęcenia, część przygnębienia, jaka przychodzi do naszego życia, bierze się z tego, że opowiadaliśmy głupoty o innych ludziach. Że źle się wyrażaliśmy o Bożych sługach i ściągamy na nasze głowy to samo, że ściągamy na nasze własne głowy osąd. Jeżeli chcemy być ludźmi, którzy idą do przodu, którzy wchodzą w nowe rzeczy i się w tym ostoją, którzy są tacy stabilni przed Bogiem, którzy wejdą głębiej w relacje z Bogiem i zostaną na tym samym poziomie, którzy wejdą głębiej w dary duchowe i zostaną na tym samym poziomie — jeżeli chcemy być takimi ludźmi, to musimy być też ludźmi o czystych ustach i o czystych wargach.
Musimy być ludźmi, których Bóg od tego oczyści i wypełni nas w zamian za to duchem zachęty, duchem inspiracji, pocieszenia. Zamiast tego osądu, zamiast tego niedobrego dystansowania się, Bóg chce nam dać łaskawość. Taką cierpliwość do kogoś, wyrozumiałość. On ma moc nad każdym z nas, każdy z nas jest Jego sługą i każdy z nas będzie rozmawiał z Bogiem na temat swojego postępowania, na temat swoich motywów. I Bogu nic nie umknie przez palce, Bogu nic się nie wyśliźnie spod kontroli. On ma moc nad życiem każdego z nas.
I takim może akcentem kończę, ale to jest dobry akcent. To jest taka zachęta dla nas wszystkich do uniżenia się przed Bogiem. I jeżeli pozwolicie, ja mam to w sercu, ja chciałbym nas poprowadzić w modlitwie akurat o tę sprawę.
Pastorze czy mogę? Dobrze. To proszę, żebyśmy powstali. To będzie modlitwa takiego uniżenia się przed Bogiem, pokuty za wszystkie takie złe słowa, nie budujące słowa, za każdy osąd i ocenę, które wypowiedzieliśmy o innych ludziach.
— Ojcze, dziękujemy Ci za to, ze możemy przychodzić do Ciebie, że możemy dzisiaj przychodzić do Twojego tronu, Tato. Chcemy się uniżyć przed Tobą, chcemy się uniżyć i powiedzieć, że Ty jesteś Bogiem prawdy, ze Ty znasz nasze serca i Ty badasz nasze serca, nasze myśli, nasze postępowanie. Panie, chcemy jako kościół, jako zbór przyjść do Ciebie i właśnie uniżyć się przed Tobą i przepraszać Cię za to wszystko, co złego, co nie budującego, co jakiegoś takiego szkalującego, plotkującego wychodziło z naszych ust. Tato, chcemy przepraszać Cię za to wszystko i prosić, żebyś Ty nas oczyszczał. Panie, chcemy Cię przepraszać za brak zachęty Panie, za jakiś brak inspiracji, Tato, i chcemy Cię przepraszać za to, że ocenialiśmy innych ludzi i osądzaliśmy innych ludzi. Że równaliśmy się z Tobą — Sędzią. Panie, i chcemy Cię przepraszać za naszą pychę i za naszą głupotę i za ten pośpiech w wymawianiu pewnych sądów, Tato.
W ocenianiu innych. Panie, prosimy Ciebie, abyś Ty nas od tego wszystkiego oczyścił, abyś okazał nam swoją łaskę, Panie, abyś nie pamiętał nam tego grzechu, abyś usunął to z naszego życia, Ojcze. Ojcze, tak Cię o to proszę i chcemy dzisiaj, Panie, wyciągnąć swoje ręce i błogosławić tych wszystkich ludzi, na których głowy kierowaliśmy jakiś osąd, jakąś ocenę, jakieś niewłaściwe opinie, jakieś plotki i pomówienia. My chcemy dzisiaj błogosławić tych wszystkich ludzi, Ojcze. Ojcze, z całego serca chcemy błogosławić każdego członka tego zboru, Panie, tych wszystkich, którzy sprawiają kłopoty, Boże, którzy jakoś nam się nie podobają. Ich wszystkich chcemy błogosławić, Panie, i chcemy zobaczyć, jak Ty działasz w ich życiu, jak ich przemieniasz, Panie, jak ich napełniasz swoim Duchem Świętym. Jak czynisz ich, Panie, przykładem i wzorem, i zachętą. Panie, my chcemy oglądać Twoje cuda, chcemy oglądać, jak Ty nas przemieniasz wszystkich, Panie. Bo wiemy, że kiedy przemieniasz jednego, Panie, to cały kościół się z tego raduje, to cały kościół odbiera z tego błogosławieństwo. Odbiera zbudowanie. Panie, chcę Ci dziękować za to, że Ty nas prowadzisz z chwały w chwałę, że Ty nas prowadzisz jeszcze bliżej do siebie, Panie. Że nas wszystkich jednoczysz tutaj i zbliżasz nas do Jezusa Chrystusa. Ja chcę Ci za to wszystko dziękować, Panie, ja chcę Ci dziękować za Twoją miłość do nas, Panie, za Twoją cierpliwość i za Twoją łaskę, jaką dzisiaj nam okazujesz, Ojcze. Ojcze, chce Ci dziękować, ze Ty oczyszczasz nasze usta i Ty oczyszczasz nasze serca, Panie. Ja modlę się jeszcze, abyś nas uzdolnił, Panie, do błogosławienia, do trwałego błogosławienia, Panie, do trwałego wypowiadania słów łaski. Do trwałego wypowiadania słów zachęty, Ojcze. Ojcze, do czegoś trwałego, abyś coś takiego trwałego uczynił w naszych sercach. Abyś, Panie, wzbudził w naszych sercach taką miłość do braci i sióstr. Abyś to Ty wzbudził, Panie, abyś Ty rozpalił na nowo Ojcze. Alleluja!
Ja modlę się też, aby przyszedł Twój ogień do naszego życia, Panie, aby przyszedł Twój entuzjazm do naszego życia, aby przyszła Twoja inspiracja, Ojcze. Ojcze, my prosimy Cię o to i prosimy Cię o to w imieniu Jezusa Chrystusa.
Panie, żeby ten duch pionierstwa, Ojcze, który wierzę, że jest nad naszym Zborem, Panie, aby się to uwidoczniło. Tato, my chcemy dzisiaj wziąć to, sięgnąć po nasze dziedzictwo, Tato. Tato, my chcemy wziąć to, co dla nas przygotowałeś.
Chcemy otworzyć się na Twojego Ducha Świętego, Ojcze, na Twoje działanie, Ojcze, i ja proszę Ciebie, abyś nas dzisiaj obdarzył łaskawie. Panie, abyś nas dzisiaj obdarzył łaskawie, ponieważ nie jesteśmy sami zdolni, Panie, i nie mamy mocy, ale Ty nas w swojej łasce możesz dzisiaj nasycić, Ty w swojej łasce możesz nas dzisiaj dotknąć, Panie. I my nie wyjdziemy już tacy sami, Panie, ale wyjdziemy ubogaceni przez Ciebie, zbliżeni do Ciebie, zapaleni przez Ciebie.
Panie, napełnij nas swoim Duchem Świętym. Niechaj wyjdziemy z nowym objawieniem. Ja chcę Ci dziękować za to, że Ty działasz w naszym życiu, że Ty jesteś Bogiem, który działa, że Ty jesteś Bogiem, który prowadzi, że Ty jesteś Bogiem, który nasyca, że Ty jesteś Bogiem, który błogosławi. Niech będzie Ci chwała, niech będzie Ci chwała i cześć i uwielbienie w Jezusie Chrystusie, Ojcze. Amen.
(Tekst spisano z kasety audio. Spisał Jurek Konieczny)