Nieodłączną częścią naszego zwiastowania jest nauka o Duchu Świętym i Jego podstawowym znaczeniu praktycznym w nowym narodzeniu się człowieka, w życiu duchowym, w budowaniu Kościoła i w służbie dla Pana. Biblijne wezwanie „bądźcie pełni Ducha” (Ef 5:18) nie jest u nas przemilczane, jak ma to gdzie niegdzie miejsce, lecz jest traktowane z całą powagą. Aby być czegoś pełnym, trzeba zostać napełnionym. Stąd też w kręgach chrześcijańskich, respektujących to polecenie Boże, kładzie się wielki nacisk na przeżycie, które ma tę pełność zapoczątkować. Nosi ono różne nazwy jak chrzest Duchem Świętym, napełnienie Duchem, przyjęcie Ducha, dożycie Ducha i inne. Z nazwami tymi wiąże się pewne tło doktrynalne, nie zawsze jednolite, zaś z przeżyciem tym wiążą się różne podejścia, również nie zawsze jednolite, jak sposób nauczania o nim, sposób wzywania do niego, sposób udzielanej przy tym pomocy, sposób orzekania, czy ono nastąpiło, sposób traktowania tych, którzy je otrzymali. Jak zazwyczaj, tak i w tej sprawie ograniczoność ludzkiego zrozumienia przy jednoczesnym mocnym zaufaniu do własnego zrozumienia powoduje tu znaczną różnorodność i utrudnia jej usuwanie. Lecz dzięki Bogu, Jego błogosławieństwa nie są uzależnione od poprawności doktrynalnej, ani od doskonałości naszego zrozumienia, lecz od stanu serca człowieka przed Bogiem. Nie oznacza to, że wymienione sprawy są obojętne i nieważne, ale zawsze ważniejsze jest przygotowanie duchowe człowieka przed Bogiem. Mimo różnic w doktrynie i praktyce Bóg jednak chrzci, napełnia, daje swojego Ducha. Fakt ten nie sankcjonuje zastosowanej doktryny ani praktyki, jak wielu sądzi, lecz świadczy tylko o tym, że Bóg dochowuje wierności swemu Słowu i zawsze wychodzi naprzeciw sercom, pragnącym z Nim społeczności.
Żyjemy w czasie, w którym Duch Święty wylewany jest w obfitości i wiele osób w różnych kręgach przeżywa osobiście na sobie Jego działanie. W związku z tym wydawałoby się, że skoro tak wiele osób zostaje napełnionych Duchem Świętym, to w Kościele powinien szybko wzrastać poziom życia duchowego. Powinny przejawić się: głoszenie Słowa z mocą, obfitość darów duchowych, wzrost owoców Ducha, liczba osób wyposażonych i gotowych do służby, itd. Nie umniejszając tego, co Bóg z swej łaski czyni, wypada jednak stwierdzić, że w proporcji do liczby tych, którzy legitymują się przeżyciami duchowymi, wyniki w tych wymienionych dziedzinach są raczej skromne i nikłe. Dlaczego tak się dzieje?
Przyczyn znalazłoby się zapewne więcej, lecz chciejmy na tym miejscu zwrócić uwagę na jedną z nich. Nasz początkowy tekst mówi: „Bądźcie pełni Ducha”. Jest tu mowa o stanie trwałym, ciągłym, nieprzerwanym. Warunkiem koniecznym tej trwałej pełności Ducha jest oczywiście jej zapoczątkowanie, czyli napełnienie Duchem, nie jest to jednak wcale warunek wystarczający. O tym niestety tak jakby się zapomniało. Całe wysiłki i cała usługa wielu pracowników ma za jedyny cel doprowadzenie do napełnienia Duchem Świętym. Kiedy cel ten zostanie osiągnięty, uważają swoje dzieło za zakończone. Ci, którzy otrzymali to przeżycie, uważani są i uważają się za chrześcijan, którzy stanęli na ostatnim, najwyższym szczeblu Bożej drabiny, czyli osiągnęli swój cel i nie mają wobec tego przed sobą już nic, do czego jeszcze mieliby dążyć. Tymczasem jednak po niedługim czasie często wychodzi na jaw, że życie tych napełnionych pozostawia w dalszym ciągu wiele do życzenia. Nie widać żadnych postępów w życiu duchowym. Nie interesują ich sprawy królestwa Bożego, nie pociąga ich Słowo Boże, nie prowadzą własnego życia modlitewnego, nie doznaje przeobrażenia ich tryb życia, nie wyzbywają się swych zachcianek, przywar, cielesnej mentalności, nie wykazują chęci czynnego uczestnictwa w pracy Bożej.
Nie jest to winą Ducha Świętego ani też nie podważa to autentyczności ich przeżyć. Podważa to tylko błędne przekonanie, że wszystko sprowadza się do początkowego przeżycia, a cała reszta już następuje automatycznie. Prawda biblijna jest zupełnie inna. Jezus po napełnieniu Duchem przechodził za sprawą Ducha przez długi okres postu, po nim zaś nastąpił okres ciężkich pokus. Napełnienie Duchem jest początkiem panowania Ducha Świętego w sercu człowieka. Z chwilą koronowania nowego króla jego władza wcale nie jest jeszcze ustabilizowana. Jest ona w punkcie zerowym. Nie wiadomo jeszcze wcale, jaka będzie. Jakie będą królewskie wymagania, jak będą się układać jego stosunki z podwładnymi itp. Król musi dopiero stopniowo obejmować władzę w różnych dziedzinach, wydawać zarządzenia, dokonywać stopniowo wielu zmian, aby cały ustrój państwa dostosować do swoich celów. Królowanie Ducha Świętego w człowieku wymaga także okresu przebywania na pustyni, w odosobnieniu od zewnętrznych wpływów sam na sam z Bogiem, celem wzajemnego zapoznania się, uczenia się dźwięku Bożego głosu, poddawania skruszeniu własnej istoty, obnażanej stopniowo w świetle Ducha. Następnie, prędzej czy później, ma miejsce okres prób i pokus, w których ujawni się, czy Boża władza nad człowiekiem doszła rzeczywiście do skutku, czy wolę swą poddał on woli Bożej i postępuje zgodnie z nią. Dopiero po przejściu przez te sprawdziany życie duchowe człowieka staje się nieco bardziej stabilne. Praca Ducha nad człowiekiem i jego przemiana stają się wtedy procesem ciągłym, ujawniającym się na zewnątrz w coraz wyraźniejszej sylwetce duchowej tego człowieka.
To, co ma miejsce często w praktyce, uniemożliwia taki rozwój. Ludzie zachęcani są do poszukiwania takiego przeżycia nie w interesie Królestwa Bożego, lecz dla własnej korzyści. Cała ich uwaga skierowana zostaje na wspaniałość ich wewnętrznych doznań: radości, pokoju, poczucia lekkości, swobody itp. Wcale nie kojarzą współzależności tego przeżycia ze złożeniem w śmierć własnego „ja”, zaparciem samego siebie, kroczeniem wąską drogą i niesieniem krzyża. Doznawszy tych wspaniałych uczuć, radują się szczerze, lecz wcale nie myślą o swoim obowiązku posłuszeństwa i wsłuchiwania się w głos Ducha. Nie dają się też wyprowadzić na pustynię, lecz pozostają w zgiełku i wrzawie, często w atmosferze płytkiego towarzyskiego rozbawienia, które skutecznie zagłusza wszelkie ciche wewnętrzne głosy Ducha. Kiedy niebawem pojawią się próby i sprawdziany, decyzje człowieka niczym nie będą się różnić od tych, jakie podjąłby przed swoim przeżyciem, ponieważ nie przeszedł on przez proces przekazywania wszystkich elementów swego życia pod władzę Bożą. Życie toczy się starym trybem i po czasie z przeżycia pozostaje tylko wspomnienie oraz „legitymacja”, że się już przeżyło.
Całkiem inaczej wygląda sprawa, jeśli do poszukiwania pełności Ducha podchodzi człowiek narodzony na nowo, który swoje życie przekazał w ręce Boże i w którym pali się głębokie pragnienie postępu w życiu duchowym i skuteczniejszej służby dla Królestwa Bożego. Zrozumienie woli Bożej i uzbrojenie mocą Bożą są dla niego rzeczami najistotniejszymi, toteż po otrzymaniu Ducha nie tyle będzie zważał na towarzyszące temu przeżyciu uczucia, co skoncentruje swoją uwagę na Bożej mowie do siebie: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha”. Oto najwłaściwsza postawa człowieka, poszukującego napełnienia Duchem. Taki człowiek mowę Bożą do siebie istotnie usłyszy. Czytając Pismo Święte otrzymywać zacznie nieznane mu dotąd głębokie zrozumienie znaczenia jego treści. Jego życie modlitewne rozszerzy się o nowe wymiary. Oddziaływanie Ducha spowoduje jego szybki wzrost duchowy, szybko więc będzie się pomnażać jego wyposażenie do służby. Jego przeżycie będzie w niedługim czasie bogato owocować dla zbudowania zboru. Będzie on na bieżąco udostępniał całe swoje życie działaniu i władzy Ducha i na bieżąco Duch będzie go oświecał, prowadził i umacniał. W modlitewnej społeczności z Bogiem jego napełnienie Duchem będzie stale odświeżane, stale uzupełniane, tak iż będzie on człowiekiem pełnym Ducha, podobnie jak Szczepan, siedmiu diakonów i wielu innych chrześcijan.
Te ciągłe i systematyczne „napełnienia” mogą i powinne potęgować się, gdy chodzi o natężenie, towarzyszące im uczucia i towarzyszące im skutki duchowe, sprawiając, iż wspaniałość bieżącej, trwałej społeczności z Bogiem daleko przewyższa wspaniałość początkowego przeżycia tej społeczności. Z Bożej strony nie będzie ograniczeń. Każdy nowy krok naprzód z Bogiem będzie jednak wymagał od człowieka wejścia głębiej w śmierć i posłuszeństwo względem woli Bożej. Jeśli człowiek nie przejdzie przy tym przez sprawdziany, jakie się pojawią, jego posuwanie się naprzód w sensie duchowym utknie na tym miejscu, dopóki jego opory nie zostaną przezwyciężone. Kościół potrzebuje usług duchowych, urzędów duchowych, darów duchowych, owoców Ducha; apostołów, proroków, ewangelistów, pasterzy i nauczycieli. Ludzie tacy nie powstają w wyniku szablonowego, standardowego, jednorazowego „dożycia”, jakkolwiek byłoby ono ważne, głębokie i autentyczne, lecz w wyniku chodzenia w pełności Ducha, trwania w społeczności z Bogiem, długotrwałej nieprzerwanej Bożej obróbki swojego życia i ciągłego napełniania — stałego przepływu duchowych, niebiańskich wartości i treści do człowieka i z człowieka. Dochodzą do tego ci, których całe nastawienie, cały tryb życia, cały umysł, uczucia i wola pod wpływem systematycznego działania Ducha zostały i zostają przekształcone i dostrojone do potrzeb Królestwa Bożego.
Tak więc, jeśli dożyłeś, przeżyłeś, przyjąłeś chrzest czy napełnienie Duchem Świętym, czy jakkolwiek się to u was nazywa, masz wielki powód do radości i do wdzięczności względem Boga. Stanąłeś wtedy na początku wspaniałej, fascynującej drogi osobistej społeczności z Bogiem, mającej owocować obficie dla ciebie i dla Królestwa Bożego. Powstaje jednak w związku z tym pytanie, jak wygląda posuwanie się naprzód po tej drodze, jak wyglądają te owoce. Jeśli bilans jest pozytywny, to chwała Bogu, lecz jeśli twoje przeżycie nie doprowadziło cię do trwałej społeczności z Bogiem, jeśli pozostałeś cielesny i roztrzepany, bezużyteczny dla sprawy Bożej, to czas podejść do tego jeszcze raz, na serio. Biblia stwierdza wyraźnie, że dziećmi Bożymi są ci, których Duch prowadzi (Rz 8:14). Nie znajdziemy w niej żadnych gwarancji ani szans dla tych, którzy postępują według ciała i żyją według ciała. Życie jest dla tych, którzy sprawy ciała umartwili przy pomocy Ducha. Jeśli mimo przeżycia duchowego od tego się uchyliłeś, to przeżycie twoje stało się niewypałem i nie ma sensu powoływanie się na nie i legitymowanie się nim. Wręcz przeciwnie, w takim razie to, że skosztowałeś osobiście mocy Ducha, obciąży cię jeszcze przed Bogiem. Jeśli jednak przyjdziesz przed Boga, tym razem już nie po to, aby otrzymać coś atrakcyjnego dla własnej przyjemności, lecz aby wytrwale wypełniać wolę Bożą i w mocy Ducha żyć dla Jego chwały, Bóg na nowo zbliży się do ciebie i przeżywać zaczniesz wspaniałe Jego działanie.
Na zakończenie jeszcze słowo do tych, którzy nieraz pragnęli dożyć Ducha Świętego, lecz spotkał ich zawód. Dożyli inni,lecz oni nie, na skutek czego ogarnęło ich zniechęcenie i przygnębienie oraz niepewność co do własnego stanu przed Bogiem. Może nawet spotkali się z sugestią, że spowodował to brak wiary albo jakieś ukryte grzechy. Jeśli znalazłeś się w takiej sytuacji, nie martw się, lecz nabierz otuchy. Najprawdopodobniej przejawiła się w tym wypadku niedoskonałość ludzkiej doktryny i ludzkiej praktyki. Boże zasady są zawsze jednakowe i działają niezawodnie. Pan Jezus kazał prosić o Ducha Świętego i zilustrował to podobieństwem syna, proszącego ojca o chleb (Łk 11:9-13). Inne podobieństwa na temat próśb kierowanych do Boga wyraźnie wskazują na to, że w niektórych przypadkach Bóg zwleka z odpowiedzią (Łk 18:1-8). Nie dlatego, że Bóg jest taki powolny w działaniu lub daje niechętnie, lecz często dlatego, że musi wpierw przygotować daną osobę na przyjęcie tego, co chce jej darować. Tych, którym zamierza darować tylko nieco radości, nie musi specjalnie przygotowywać. Jeśli jednak ktoś ma otrzymać znaczącą usługę duchową dla zbudowania Kościoła, koniecznie musi przestać być lekkoduchem, człowiekiem roztrzepanych myśli, pochopnym, niecierpliwym, impulsywnym. Musi więc uczyć się cierpliwego siedzenia u stóp Bożych, ujarzmiania własnych myśli, stłumienia hałasu własnej duszy, wyciszenia, wyeliminowania wszelkich głosów zewnętrznych. Zdobywszy się na to, da także dowód autentyczności swego pragnienia. Okres Bożego zwlekania z odpowiedzią oczyści również jego motywy. Kontynuowanie prośby mimo Bożej zwłoki wykaże, że pragnienie jego jest gorące i że z otrzymanym darem czŁowiek nie będzie się obchodził lekkomyślnie. Bowiem człowiek niepoważny i roztrzepany, szukający przeżycia duchowego tylko z chwilowego zaciekawienia, z powodu nalegania innych albo dla zdobycia „legitymacji”, nie będzie skłonny do ponoszenia ofiar wynikających z Bożej zwłoki i przestanie prosić.
Tak więc nie martw się brakiem natychmiastowej Bożej odpowiedzi, lecz z większą jeszcze wytrwałością pragnij, proś i pukaj. Czas spędzony nad Słowem Bożym i na kolanach nie jest nigdy stracony. Jest on gromadzeniem, kumulowaniem Bożej energii, która w swoim czasie się wyzwoli. Do potężnego osobistego przeżycia mocy Ducha Świętego niekoniecznie jest potrzebna ludzka oprawa, wrzawa czy krocie świadków. Nie czekaj na następną ewangelizację ani na przyjazd jakiejś słynnej osobistości. Zrób dziś mocne postanowienie służenia Bogu bez zastrzeżeń w obrany dla ciebie przez Niego sposób i zacznij robić ze swej strony zdecydowane kroki, a zobaczysz, że Bóg wyjdzie ci naprzeciw i niebawem spotka się z tobą osobiście w wspaniały, nowy, niepowtarzalny sposób. Biblia i doświadczenie wskazuje, że z ludźmi, z którymi ma Bóg szczególne zamiary, pracuje On w odosobnieniu i indywidualnie. Niezbyt podoba się to tym, którzy usiłują wszystko ująć w utarty schemat, lecz Bóg nigdy nie pozwala się krępować ludzkimi schematami. Pozwól Mu napełnić cię w wybrany przez Niego sposób, nie kierując się żadnymi wyobrażeniami, jak ma to wyglądać, i przyjmij z jego rąk bez zastrzeżeń wszystko, co On sam zechce ci darować. Jego skarby przewyższą z pewnością wszystkie twoje oczekiwania. Nie zapomnij jednak, że najważniejszą rzeczą jest nieprzerwane pozostawanie w społeczności z Bogiem, by móc skutecznie służyć nimi dla Jego chwały.
J. K.