W sprawie różnic w zrozumieniu


Czytelnik napisał:

Pokój Tobie, Bracie.

Dziękuję za list oraz szczere treści zawarte w nim, a szczególnie za te, które mówią o nie dzieleniu Ciała Chrystusowego. Dziękuję Bogu za każdego brata i siostrę, którzy dojrzeli do tej prawdy. Niewielu jest tych, którzy robią użytek z tego daru, który każdy otrzymał, a jest nim rozum, za pomocą którego cały czas szukają woli Bożej w Ciele Chrystusowym i Królestwie Jego. I żaden z nich nie będzie tworzyć swojego królestwa, swojej denominacji ani tynkował tych, które już są. Zawsze będzie dążył do prostowania dróg w każdej z nich, dopełniając cierpień Chrystusowych na sobie dla imienia Jego. Taka bowiem jest wola Boża w Chrystusie Jezusie, budować Jego Ciało, budować, a nie odrywać, aby nie pozbawiać tej cząstki Ducha Świętego, który je ożywia. Bo ci, którzy choć wzywają Jego imienia, modlą się i śpiewają, a realizują swoją wizję, nie należą do Ciała, gdyż pozbawieni są Ducha, a Ciało bez Ducha Św. jest martwe. A nic, co jest martwe, nie należy do Boga. Każda myśl i działanie, nie wypływające z woli Boga, jest martwe i On jej nie uzna. Jest to służenie Bogu tak jak my byśmy chcieli.

Wracając do pytania, które zadałem Tobie, to nie udzieliłeś na nie odpowiedzi, przerzucając je w moją stronę, zajmując się tematem służby sióstr poza czasem zgromadzenia, z czym się zgadzam. Pytanie moje dotyczyło posługi Słowa Bożego w czasie zgromadzenia przez kobiety, czy jest ona zgodna z wolą Bożą. Biblia podaje wiele przykładów o kobietach prorokiniach. Paweł mówi o siostrach, aby w czasie prorokowania i modlitwy nakrywały głowy, to nie znalazłem ani jednego przykładu o kobiecie, która naucza Słowa w zgromadzeniu. Abyśmy mogli dobrze się zrozumieć, powinienem wyjaśnić, czym dla mnie jest prorok, a co za tym idzie prorokowanie. Uważam, że prorok to ten, który słyszy głos Ducha świętego i to co słyszy, przekazuje innym. To nazywam prorokowaniem. Wniosek nasuwa się jeden, że to ani mężczyzna ani kobieta nauczają, tylko sam Duch Święty przemawia „Bo nie wy jesteście tymi, którzy mówią, lecz Duch Ojca waszego, który mówi w was” Mat. 10.20. Tak więc , nie jest prorokowaniem mówienie na podstawie przemyśleń, wewnętrznych odczuć i pragnień. A jeśli ktoś taki się znajdzie i ma tupet powiedzieć, że prorokuje, jest kłamcą. A zatem, jeśli podczas zgromadzenia Bóg wybierze kobietę jako kanał przekazania nam pewnych treści, to rzecz oczywista, że ona prorokuje, a nie naucza. Biblia wymienia nam niewiasty, które były prorokiniami. I choć jest wiele sióstr, które prowadzą święte życie, a owocem jego jest posiadanie mądrości Bożej, oraz mają dar przekazywania jej i są komunikatywne, mimo to Bóg nie zezwala im głosić Słowa Bożego w zborze.

Jak zatem zrozumieć słowa, że : „w Jezusie Chrystusie nie ma różfiicy między mężczyzną a kobietą...”, skoro jest również przykazanie: „nie pozwalam kobiecie nauczać , niech milczą na zgromadzeniu, a jeśli chcą się czegoś dowiedzieć, niech pytają w domu, „ które nie zawiera w sobie równości lecz wywyższa mężczyznę? A zatem kiedy zostaną zatarte te różnice ? Czy rada zborowa lub synod biskupów może to uczynić przez odrzucenie tego przepisu przez usunięcie go z Testamentu, lub traktowanie go jako martwy przepis, bez znaczenia? Jeżeli tak, okażą się sędziami Boga i głowy Ciała Chrystusowego. Taką decyzję podjąć może tylko ten, kto nie zrodził się z nasienia Bożego, czyli cielesny. A może po zawarciu przymierza z bogiem w Jezusie Chrystusie mężczyzna nie jest mężczyzną, a kobieta kobietą? Rozumowanie takie jest błędne, dalej bowiem istnieje podział na braci i siostry, którzy się żenią, wychodzą za mąż i rodzą dzieci. A czy różnice te są zachowane również co do przestrzegania Prawa Bożego? Otóż nie, czy mężczyzna, czy kobieta oboje są zobowiązani trwać w tym samym Prawie, czyli być w Jezusie Chrystusie. Co do Prawa równość, co do służby dyskryminacja, gdzie tu sprawiedliwość, wszak oboje zostali usprawiedliwieni we krwi Baranka, trwają w tym samym Prawie, dlaczego więc nie są równi w posłudze Słowa w zgromadzeniu? Gdzie jest więc źródło, z którego to przykazanie wypłynęło? Apostoł Paweł wskazuje na zakon 1Kor. 14:34 w którym Bóg powiedział, że: „ ...on (mężczyzna) panować będzie nad tobą” 1 Moj.3.16. Postanowienie to ogłosił Bóg po tym, jak kobieta popadła w grzech i wprowadziła weń mężczyznę. Dopóki więc będzie istniał mężczyzna i kobieta, brat i siostra, Prawo to będzie obowiązywać, co potwierdził Stwórca przez przypomnienie go w listach Pawła i Piotra 1Pt. 3:1-7, oraz ustami Syna swego gdy powiedział: „Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu” Mat.5:18. A zatem wypełnienie równości w Jezusie Chrystusie nie nastanie prędzej jak po wyzuciu się z tego ciała, przez śmierć fizyczną lub przez pochwycenie i wypełnią się słowa: „Albowiem przy zmartwychwstaniu, ani się żenić będą, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie w niebie”.

Piszesz, że nie „lubisz wchodzić w tematy, co do których dzieci Boże maj ą różne zdania. Jeżeli wolą Bożą jest, aby każdy, kto wszedł w Jezusa, miał udział w oliwie, czyli Duchu Świętym, który jest nam dany jako nauczyciel i przewodnik, abyśmy dorośli do wymiarów pełni Chrystusowej, to czy On uczy każdego z nas inaczej interpretować Słowo Boże? Odpowiedź brzmi: nie! W czym więc tkwi preblem różnicy zdań? Powód jest tylko jeden, mianowicie ten, że każdy, który nie wyzwolił się z wpływów ciała na swoje myślenie, będzie interpretował Słowo przez pryzmat własnego ciała, przez co nauka wychodząca z jego ust jest skażona. Skażenie to jest różne w każdym człowieku. Ono wykrzywia Prawo Boże, które nie jest zachowane w czystości Ducha Świętego (1Tym.6:14) i jest powodem sporów i rozłamów. Nie należy więc rozświetlać tych ciemności, przez przekazywanie Prawdy, omijać tematy, które nie są wygodne , zostawić je swojemu biegowi? Mówić o tym tylko, co wszyscy akceptują? Czy nie ciąży na braciach odpowiedzialność, niesienia pomocy słabym w wierze, a nie mieć upodobania w sobie samych? Jeśli człowiek zatrzyma się tylko na pewnym odcinku drogi i tam zostanie, to nie dotrze do celu wyznaczonego przez Ojca. Brak szczerych kontaktów między braćmi, którzy gromadzą się w różnych miejscach, powoduje zatrzymanie wzrostu w wierze i dochodzenia do jedności wiary. Strach, lęk, a szczególnie nieufność i wrogość przed utratą autorytetu i tego, co osiągnął w danej denominacji, są przeważnie tym, co wstrzymuje wymianę myśli i doświadczeń. Nie dochodzi więc do jedności, która jest mottem w Twoich gazetkach „Do Celu”, ponieważ osiągalna jest ona tylko w jedności z Duchem Świętym, gdyż dziećmi Bożymi są ci, którzy daj ą się jemu prowadzić.

Informujesz mnie, że pytanie postawiłem niewłaściwej osobie, gdyż winienem je przedstawić Głowie Ciała Chrystusowego, a nie Tobie, który jesteś tylko Jego cząstką, i On powinien mi odpowiedzieć, dlaczego toleruje lub nie toleruje danej rzeczy. Ale, mój Bracie, On na to odpowiedział w swoim Słowie, dlatego na jego podstawie zadałem to pytanie. Każdy, który zawarł przymierze z Bogiem, staje się cząstką Ciała Chrystusowego, o ile trwać będzie w posłuszeństwie. Jeżeli gwarancją zbawienia jest Duch Św. który autoryzuje własność Bożą, to rozumiem, że jeśli ktoś wyjdzie poza obszar jego przebywania, który jest wyznaczony przez Słowo Boże, które jest Ciałem Jezusa Chrystusa, to strach pomyśleć, co by się stało z człowiekiem, gdyby w tym momencie zmarł, skoro jest napisane „Jeśli kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie jest Jego”. Rzym.8:9. Wszelkie nieposłuszeństwo jest poza Ciałem 1Kor.6.18.,Gal.6.1.Tak więc, aby wszczepiona cząsteczka przyjęła się, powinna pragnąć z całych sił i całego zrozumienia dążyć do tego, aby Duch ją wypełniał, a wtedy żyć będzie.

Czytam w twoim liście że: ”Nie czujesz się władny cokolwiek w Kościele tolerować lub nie tolerować”. Jak zatem zrozumieć słowa brata naszego Judy (3) „...uznałem za konieczne napisać do was, abyście podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym” albo słowa Pana „.. idź upomnij...” Mat. 18.15-18 oraz „...napominajcie jedni drugich każdego dnia...” Hebr.3.13. Rozważając te słowa uważam, że Bóg czyni nas jak najbardziej władnymi do stania na straży czystości Prawa i Prawdy. Nie jesteśmy natomiast upoważnieni do poprawiania i prostowania tych, którzy są poza Ciałem, ponieważ „Tych którzy są poza nami, Bóg sądzić będzie” 1Kor. 5.13. Tak więc przez przyzwolenie na głoszenie Słowa Bożego w zborze przez niewiastę unieważnia się przykazanie Boże i dzieje się to poza Chrystusem, albowiem jest rzeczą niemożliwą, abyśmy uczynili Go wykonawcą naszej woli. Odrzuca się Zbawiciela jako swego Pana, o ile czyni się to w pełnej świadomości, ale nawet czyniąc to w niewiedzy. Bóg tego nie akceptuje. Dlatego bardzo mnie uradowały Twoje słowa zawarte w ostatnim zdaniu Twego listu, że nie wolno opuścić tych, którzy inaczej rozumują, lecz w pokorze i miłości dotrzeć do ich serc, aby Prawda ewangelii zajaśniała w nich, ponieważ tylko ona ma moc przemienić każdego na obraz Syna. Tajemnica to wielka, ale każdy, kto ją ujrzy, czerpie z niej moc i siły do wewnętrznej przemiany i dalszej drogi, o ile się ją uzna.

Napisałem Tobie moje spojrzenie na tą sprawę, tak jak ją widzę przez Słowo Boże. Jeżeli napisałem o niektórych sprawach zbyt mocno, to wybacz mi, ale tak właśnie pojmuję szczerą miłość do Ciebie, w naszym Panu. Napisz mi, czy tok mego rozumowania jest słuszny.

Niech miłość Chrystusowa ogarnie nas, którzy dążymy do jedności wiary w Duchu Świętym. Bądź zdrów, Bracie.

(—)

Odpowiedź:

Drogi Bracie w Panu Jezusie Chrystusie,

Dziękuję za Twoją szybką i wyczerpującą odpowiedź na moje pytanie. W Twoim liście jest wiele rzeczy, które sprawiają mi dużo radości, ponieważ jest raczej niewiele osób, które mają cierpliwość rozważać kwestie, w których zrozumienie rozmówców różni się. Przeważnie zaraz dochodzą do głosu emocje i powstaje spór lub też po prostu kontakt zostaje zerwany. Dlatego cenię sobie bardzo Twój spokój i rzeczowość, w czym widzę niewątpliwy owoc działania nad Tobą Ducha Świętego.

Nie sądziłem, że nasza korespondencja tak się rozrośnie, ale rozważając sprawę przed Panem, dochodzę do wniosku, że nasz kontakt nie jest przypadkowy, lecz że zapewne ma ważne zadanie do spełnienia dla pożytku ludu Bożego. Wyrażasz bowiem w Twoim liście także pewne przekonania, które sprawiają mi wielki smutek, gdyż idąc tym torem dochodzi się do rozbicia jedności Ciała Chrystusowego, która dla nas obu jest tak bardzo cenna i ważna. Dlatego widzę już, że mój list będzie jeszcze dłuższy niż poprzedni, bo wydaje mi się, że jest bardzo ważne, abyśmy się właściwie zrozumieli. Przy tym sprawa jest daleko większej wagi niż nasz konkretny temat usługiwania kobiet, gdyż podobnych tematów, co do których są różne zdania, jest setki, zaś ich skutki zawsze takie same. Chodzi mi więc o ten aspekt ogólniejszy, w którym usługiwanie kobiet jest tylko sprawą przykładową.

Zanim jednak poruszę ten aspekt ogólniejszy, ustosunkuję się do tej sprawy przykładowej. Twoje przekonanie opiera się na zdaniu, które przytaczasz kilkakrotnie, że „Bóg nie zezwala kobietom głosić Słowa Bożego w zborze”. Uważasz to za pewnik i uzasadniasz wieloma innymi miejscami Pisma, podając także przy okazji własne zrozumienie istoty prorokowania. Nie będę z Twoimi stwierdzeniami polemizował, bo nie o to chodzi. Chcę tylko zaznaczyć, że wielu moich szczerych braci w Chrystusie, których Bóg używa i uwierzytelnia, odczytuje odnośne miejsca biblijne inaczej i wyciąga wnioski różniące się od Twoich. Jedni w przeciwieństwie do Ciebie uważają, że skoro kobieta ma w zgromadzeniu milczeć, to nie wolno jej w zborze ani prorokować, ani się modlić na głos, a gdzie niegdzie nie wolno jej nawet śpiewać —może to ewentualnie robić tylko gdzie indziej, a w opinii niektórych nie powinna w sprawach wiary wypowiadać się wcale. Inni natomiast uważają, że skoro wolno kobiecie prorokować, to wolno też głosić Słowo, bo przecież przekazywanie treści wiernie według Ducha Świętego wymaga ściślejszej społeczności z Bogiem i jeszcze większej dojrzałości duchowej niż dzielenie się własnymi przemyśleniami, zresztą jedno i drugie podlega w zborze „rozsądzaniu”.

Powiesz oczywiście, że wierzący nie powinni dyskutować nad Słowem tylko je posłusznie wykonywać. Zgoda. Aby jednak wykonać jakiś rozkaz, trzeba go rozumieć. Jak więc należy rozumieć tekst w 1Kor 14:34,35? Ty masz pewne jego zrozumienie, inni mają inne. Ja nie wiem, co dokładnie chciał powiedzieć apostoł Paweł, dlatego nie podaję żadnego własnego przekonania co do tego miejsca ani mojej odpowiedzi Tobie nie opierałem na tym tekście. I zaznaczam, że znajduję wiele takich miejsc w Piśmie, co do których dokładnego znaczenia nie mam pewności, toteż ani nie staram się usilnie o jakieś zrozumienie, ani tym mniej go nie narzucam innym. Wolę unikać dyskusji na takie tematy. Wierzę jednak, że Pismo Święte jest natchnione i nie przeczy samo sobie, jeśli więc jakiś tekst wydaje się przeczyć innym, z pewnością czegoś nie rozumiemy i coś odczytujemy niewłaściwie. Może więc warto nadmienić, jak to miejsce odczytują ludzie, którzy nie widzą w Biblii zakazu głoszenia Słowa przez kobiety.

Jak wiadomo, prawie cały 1 List do Koryntian dotyczy spraw tego zboru, o których Pawłowi ktoś z Koryntu doniósł (np. 1:11; 5:1), albo o które go ludzie z Koryntu pytali ustnie lub listownie (np. 7:1; 11:34). Jedną z tych spraw mogło być jakieś zakłócanie porządku na zgromadzeniach, jak na to wskazuje treść wersetu 14:33. Dalszy tekst wskazuje na to, że problem polegał na niewłaściwym zachowaniu niezdyscyplinowanych kobiet. Paweł ustosunkowując się do tego pisze, że „nie pozwala się im mówić” (14:34) i „nie przystoi kobiecie w zborze mówić” (14:35). Zobaczmy, co oryginalny, użyty przez Pawła wyraz „mówić” oznaczał w kulturze greckiej, na obszarze której był Korynt i na obszarze której wyrastał też apostoł Paweł. Grecki wyraz „lalein” znaczył tam: „bajać, gadać, pleść; gawędzić, rozmawiać; mówić; opowiadać” („Konkordancja wyrazów greckich”, Wydawnictwo „Na Straży”, Kraków 1996, str. 659). Czy więc apostoł Paweł z całą pewnością nie chciał tutaj powiedzieć nic innego, tylko zabronić kobietom głoszenia Słowa Bożego? Czy w takim razie nie wyraziłby tego jakoś inaczej, wyraźniej? Czy w sprawie tak wielkiej wagi nie dołączyłby jakiegoś choćby krótkiego wyjaśnienia lub uzasadnienia, jak to zwykle czynił? (Np. 1Ko 11:7–10; Ef 5:23; 1Tm 2:13–14). Znawcy kultury śródziemnomorskiej podają, że w niektórych krajach do dziś utrzymuje się tam nieprzyjemny zwyczaj, że na różnych imprezach publicznych, między innymi także w kościołach, trwa nieprzerwany gwar, ponieważ znajdujące się tam kobiety półgłosem rozmawiają, komentując to, co słyszą, a jeśli siedzą z mężami, zadają im pytania i żądają odpowiedzi, co rozprasza uwagę słuchaczy. Niektórzy uważają, że kobiety na zgromadzeniach zboru w Koryncie mogły nawet próbować przerywać głoszącym przez zadawanie im pytań i domaganie się wyjaśnień, co oczywiście byłoby bardzo uciążliwym naruszaniem porządku. Domniemanie takie potwierdzałby werset 14:35, który wskazuje na to, iż problem nie polegał na tym, że kobiety usiłowały tam coś głosić czy czegoś nauczać, lecz na tym, że chciały się „czegoś dowiedzieć”. W takiej sytuacji reakcja Pawła na ten problem była jak najbardziej zrozumiała i słuszna. Ponieważ w innych zborach takiego problemu nie było, napisał: „Jak we wszystkich zborach świętych niech niewiasty na zgromadzeniach milczą… A jeśli chcą się czegoś dowiedzieć, niech pytają w domu swoich mężów”. Ponadto z 1Ko 11:16 i 14:38 można by wnioskować, że w Koryncie był ktoś, kto takie niestosowne zachowanie kobiet brał w obronę, co sprawiło, że problem stał się trudny do rozwiązania i musiał się nim zająć apostoł.

Być może powiesz, że wszystko to oparte jest na przypuszczeniach po to, aby uchylić oczywisty zakaz. Ale czy przepis, eliminujący za jednym zmachem z usługi Słowem i z czynnego udziału w budowaniu Kościoła raz na zawsze całą połowę jego żywych kamieni uznać można tak beztrosko i pochopnie za oczywisty? W każdym razie, podsumowując, zdania na ten temat między dziećmi Bożymi są podzielone i ten stan rzeczy jest niewątpliwy. I tej różnicy w zrozumieniu treści Pisma Świętego nie usuną ani długie, drobiazgowe rozważania, ani też odwoływanie się do objawień przez Ducha Świętego, bo mają one znaczenie tylko dla tych, którzy je otrzymali, i nigdy nie zostaną powszechnie zaakceptowane. I na tym zamykam rozważanie tej sprawy konkretnej, przykładowej, jaką jest usługiwanie Słowem Bożym kobiet, aby przejść do ogólniejszego aspektu tej sprawy i wielu innych.

Co więc dzieje się lub też powinno się dziać, kiedy wśród wierzących zaistnieje taka sytuacja? Twój list podpowiada „rozwiązanie”, które jest bardzo powszechne, polegające na tym, że ten, który jest pewny, że właściwie rozumie Słowo Boże, w pokorze usługuje innym członkom Ciała Chrystusowego, dążąc do wyprostowania przez to ich dróg, zapobiegając naruszeniu jedności. Jeśli dadzą się przekonać, to chwała Panu! Jeśli zaś nie, to znaczy, że nie są zrodzeni z Boga, gdyż nie słuchają słów Bożych, nie trwają w posłuszeństwie, dlatego nie mają też Ducha, nie należą więc do Ciała i czeka ich wieczne potępienie.

I powiem od razu bez żadnych ogródek, że w moim zrozumieniu, jeśli daję się wciągnąć w takie nastawienie, to dowodzę, że jestem cielesny, wpadłem w sidła diabelskie, jestem odszczepieńcą, służę nieprzyjacielowi, niszczę świątynię Bożą i grozi mi, że to mnie Bóg zniszczy (1Ko 3:17). Dlaczego? Bo zaufałem własnemu rozumowi, a właściwie założyłem własną nieomylność i w oparciu o nią wydałem wyrok na braci, którzy są sługami Chrystusa. Bo dlaczego niby ja mam rację, a mój brat się myli? A może to on ma rację, a ja trwam w odstępstwie, nie mam Ducha i nie należę do Ciała? Zajmowałem się tym tematem w artykule pt. „Jednocz i służ” w Do Celu nr 14 i nie chcę się powtarzać. Kto rozstrzygnął mój spór z bratem? Ja sam powołałem się na rozjemcę i wydałem wyrok. I tak w ogóle stworzyłem sobie system religijny i ustanowiłem w nim standardy, w których tylko ja się mieszczę, a inni nie, więc raduję się ze swojej dojrzałości, a zamartwiam się i narzekam stale nad stanem innych. Gdyby tylko wszyscy mieli takie poznanie jak ja i byli tak posłuszni Słowu Bożemu jak ja, Kościół byłby wspaniały!

Przez bardzo długi czas miałem takie właśnie nastawienie i tak sprawy widziałem. Jednak wdzięczny jestem Panu, że przez bardzo trudne przeżycia, kiedy do Niego wołałem, zaczął mnie zmieniać, pokazując mi moje zaślepienie i obłudę. Jestem na początku tej drogi i prawie każdy tydzień przynosi jakieś nowe poznanie i dalsze zmiany w moim zrozumieniu, toteż moje świadectwo jest niepełne, ale wdzięczny jestem Panu, że mnie zmienia. Dzielę się tym z Tobą i z innymi w nadziei, że może Pan posłuży się tym także dla pożytku innych.

Zrozumiałem, że kiedy czytamy Pismo Święte lub słuchamy Słowa Bożego, wchodzi ono w nasz umysł i zostaje tam „przetrawione” i w jakiś sposób zrozumiane — czasem właściwie, a czasem nie. To, co Boże, jest zawsze pewne i nienaruszalne, zaś to, co ludzkie, jest niepewne, cząstkowe, podatne na błędy. W rezultacie tego nasze zrozumienie Słowa jest zawsze skażone przez ten element ludzki. Prowadzenie przez Ducha nie usuwa naszej indywidualności, lecz raczej ją podkreśla, co stwarza warunki wspaniałego życia wspólnoty — „koinonia”, gdzie wiele omylnych, niedoskonałych i ograniczonych cząstek dzięki Duchowi Świętemu i wzajemnej usłudze tworzy wspaniałą, doskonałą całość. Nie jesteśmy cegłami, lecz żywymi kamieniami, z których każdy jest inny, niepowtarzalny. I tak ma i musi być, bo członków jest wiele, ale Ciało jest jedno.

Praktycznie biorąc, jeśli okaże się w jakiejś sprawie, że ja na podstawie Słowa Bożego doszedłem do pewnego zrozumienia jakiejś sprawy, a mój brat do innego jej zrozumienia, to mamy wspaniałą okazję budowania siebie samych w miłości, ale tylko pod warunkiem, że respektuję i doceniam dzieło Boże w życiu mojego brata i jestem gotowy w pokorze się od niego uczyć. Będzie to natomiast wykluczone, jeśli założę, że moje zrozumienie jest absolutnie właściwe, a zatem każde inne jest błędne, bo wtedy jako miernika stanu duchowego innych używam po prostu zgodności ich przekonań z moimi, postawiłem więc w centrum samego siebie. Uważam wtedy, że do Ciała należą tylko ci, którzy mają te same przekonania co ja. Jeśli więc ktoś rozumie inaczej, nie należy do Chrystusa i jest poza Ciałem. Czyż to nie jest sekciarstwo najgorszego gatunku?

Czuję się odpowiedzialny przed Panem, którego proszę o Jego prowadzenie. Wierzę, że Jego Duch mnie prowadzi i że nie pozwoli mi błądzić. Jestem jednak z pewnością pod wieloma względami niepojętnym uczniem i często Jego nauki docierają do mnie z oporami. Być może Pan posyła do mnie kogoś, kto jest pojętniejszym uczniem i umie już więcej. Dlatego muszę uważnie wysłuchać, co on ma do powiedzenia, ale nie mogę tego przyjąć, jeśli odczuwam, że jest to w niezgodzie z tym, czego już się nauczyłem. Nie znaczy to jednak, że wolno mi uważać, że moje przekonania górują nad przekonaniami mojego brata. Być może w przyszłości Bóg mi pokaże, że on miał rację, a być może to on zrozumie, że ja miałem rację. Jedno i drugie wzbogaci Ciało, zaś próby narzucania sobie własnego zdania lub lekceważenia odmiennego zdania mogą Ciału tylko zaszkodzić.

Mowa tu oczywiście o szerokim zakresie zagadnień, które nie są fundamentalne dla naszego trwania w Chrystusie. Przeważająca część naszych wniosków z lektury Słowa Bożego jest niewątpliwa i pozwala nam funkcjonować w Ciele bez problemów. Sprawy wieloznaczne są niezbyt liczne i nie są fundamentalne. Za fundamentalne, decydujące o przynależności człowieka do Chrystusa uważam takie sprawy jak świadome oddanie życia Chrystusowi, wiara w zbawienie z łaski, negatywny stosunek do grzechu, szanowanie Słowa Bożego. Przy czym zauważam, że podejście sekciarskie cechuje tendencja do mnożenia tych rzeczy pozornie fundamentalnych czyli do nieuzasadnionego wykluczania poza nawias Ciała i zrywania wspólnoty z byle powodu. Ale nawet jeśli dochodzę do wniosku, że czyjeś stanowisko zbyt rażąco odbiega od biblijnych norm dla chrześcijanina, nie ja będę tym, kto wyda wyrok i stwierdzi, że on czy oni są poza Ciałem, bo to sprawa Głowy, a nie moja. „Zna Pan tych, którzy są jego” (2Tm 2:19).

Potwierdzenie słuszności takiego nastawienia widzę w zaleceniach apostolskich, związanych z istniejącymi w Koryncie podziałami i sporami (1Ko 1:11,12). Apostoł pisze między innymi: „Jeśli komuś z was się wydaje, że jest na tym świecie mądry, niech się stanie głupim, aby się stać mądrym” (1Ko 3:18). Wynika też z tego wersetu, że kto uważa się za mądrego, samego siebie oszukuje. „Nie sądźcie przed czasem” (1Ko 4:5). Za bardzo ważne uważam zalecenie w 1Ko 4:6, iż powinniśmy „nie rozumieć więcej ponad to, co napisano”, czyli pamiętać, że nasze własne interpretacje Słowa nie są już Słowem lecz naszym ludzkim jego zrozumieniem. „…wszelkie proroctwo Pisma nie podlega dowolnemu wykładowi” (2Pt 1:20). Ważna jest także wzmianka apostoła Piotra na temat „pewnych rzeczy niezrozumiałych” w pismach Pawła, które „podobnie jak i inne pisma, ludzie niewykształceni i niezbyt umocnieni przekręcają ku swojej własnej zgubie” (2Pt 3:16). Za bardzo ważne uważam też takie stwierdzenie: „Jeśli kto mniema, że coś poznał, jeszcze nie poznał, jak należało poznać” (1Ko 8:2).

Wszystko to nie wyklucza oczywiście napominania innych i usługiwania sobie ku głębszemu zrozumieniu, ale dzieje się to z zupełnie innym nastawieniem. Nie w duchu udzielania kategorycznych, nie do odrzucenia pouczeń, nakazów czy nacisków, lecz w duchu wzajemnego szacunku i pokory, bez wszelkiego wymuszania rezultatu i bez wszelkich konsekwencji w razie nie przyjęcia napomnień (za wyjątkiem przypadku trwania w ciężkich grzechach, niedopuszczalnych u chrześcijanina, 1Ko 5:1-13). „A sługa Pański nie powinien wdawać się w spory, lecz powinien być uprzejmy dla wszystkich, zdolny do nauczania, cierpliwie znoszący przeciwności. Napominający z łagodnością krnąbrnych, w nadziei, że Bóg przywiedzie ich kiedyś do upamiętania i do poznania prawdy” (2Tm 2:24,25). Powołuję się przy tym nie na moje absolutnie właściwe zrozumienie Słowa, lecz na to, jak w tej sprawie odbieram prowadzenie mnie przez Pana. To nie tylko nie osłabia skuteczności napomnienia, ale w zdumiewający sposób ją wzmacnia, gdyż nie działam wtedy we własnym autorytecie, lecz powołuję się na autorytet Pana jako Głowy, któremu podlegam zarówno ja, jak i mój rozmówca. Nawiasem mówiąc, to samo dotyczy usługi słowem mówionym czy pisanym do anonimowych odbiorców. Jeśli uważam się za mądrego i lansuję moje racje, od razu wywołam sprzeciw i nie osiągnę niczego. Jeśli natomiast w pokorze i z szacunkiem dzielę się ze słuchaczami czy czytelnikami tym, czego Pan mnie zdołał nauczyć, zostanę z uwagą wysłuchany. Bo nikt nie jest ciekawy naszych wymądrzeń, lecz wszyscy głodni są Słowa Bożego, a tylko w ten sposób możemy oddzielić go od naszych ludzkich domieszek.

A jak funkcjonuje to w Ciele? Po prostu przyjmuję za fakt, że moi bracia i siostry, dzieci Boże, różnią się spojrzeniem na wiele spraw. Jedne spojrzenia są obiektywnie bardziej dojrzałe, inne mniej, jeszcze inne są obiektywnie błędne. Ale nie ja to rozstrzygam, bo moje spojrzenia są takie same: niektóre dojrzalsze, inne mniej, a jeszcze inne błędne. Ma to różne skutki, dobre lub złe. Z reguły widzę, że moi bracia (lub siostry) mają wiele właściwego poznania, mogę więc mieć z nimi społeczność i wiele się od nich uczyć, ale są też rzeczy, które rozumiem inaczej. Ani nie czuję się wtedy dojrzalszy, ani wyższy, ani też nie są oni wtedy w mniejszym stopniu moimi braćmi. Być może niektórzy są mniej dojrzali, ale ja tego nie ustalam ani nie oceniam, tylko zabiegam o to, aby moje spojrzenia były coraz bardziej dojrzałe, bym mógł usłużyć tym, do których Pan mnie skieruje. Nie mam problemów z nakazem uważania innych za wyższych od siebie, skoro widzę, że Pan dopiero niedawno nauczył mnie lub dopiero teraz uczy spraw, które biorąc pod uwagę czas powinienem umieć już od dziesięcioleci.

Nastawienie takie jest niezmiernie komfortowe i relaksujące, gdyż nie muszę zamartwiać się i narzekać nad biegiem wydarzeń ani nad postawą moich współbraci, nie mam też napięć, które długo mnie dręczyły i paraliżowały w stosunkach z innymi, wynikających z różnych podejść do tych samych spraw. Daje mi to możliwość rozważania każdej sprawy całkowicie beznamiętnie i bezstronnie, ważąc wszystkie za i przeciw możliwie obiektywnie, ponieważ chodzi zawsze tylko o prawdę i królestwo Boże, a nigdy o moje racje, mój czy „nasz” prestiż lub interes. Po prostu, kiedykolwiek widzę, że na tę samą sprawę istnieją różne spojrzenia, dopuszczam, że jest ona być może w jakimś sensie niejednoznaczna i po jej bliższym rozważeniu przeważnie stwierdzam, że tak jest i że istniejące podejścia wzajemnie się uzupełniają, co wymaga dalszego rozwoju, mojego i innych, w stronę pełnej dojrzałości w danej sprawie, a także taki dalszy rozwój umożliwia.

Pewnym problemem jest wzajemne nastawienie moich współbraci do siebie. Częste są wzajemne pretensje i zarzuty, wynikające z postawy „ja mam rację a ty jesteś w błędzie”. I co gorsza, za tym idzie dzielenie w swoich umysłach Ciała, a raczej wykluczanie z niego rozumiejących inaczej. Powody są różne. Dla jednych prawdziwy Kościół to ten, gdzie kobiety nie usługują na zgromadzeniach. Jeśli gdzieś usługują, tam jest fałszywy Kościół, inny Jezus, inna ewangelia, brak Ducha, odstępstwo. Dla innych tym kryterium prawdziwego lub fałszywego jest święcenie niedzieli lub soboty, przyjęcie lub nie przyjęcie proroka czasów ostatecznych, wypowiadanie takich lub innych słów w czasie chrztu, przyjście Pańskie przed wielkim uciskiem lub po nim, taka lub inna liczba osób w bóstwie, wolna wola człowieka lub predestynacja, używanie lub nie używanie instrumentów muzycznych, klaskanie lub nie klaskanie, modlitwy na stojąco lub na siedząco, używanie do wieczerzy Pańskiej wina lub soku itd. itp. W moim rozumieniu wszystkie takie sprawy są niefundamentalne, a dzielenie z ich powodu Kościoła to wywoływanie odsczepieństwa. Boleję nad tym stanem rzeczy i wierzę, że Pan Kościoła także boleje, ale wszystkich tych braci cenię i uczę się od nich wielu rzeczy, gdyż zauważam, że mają wiele cennego właściwego poznania, nie podzielam tylko ich nastawienia do siebie nawzajem. Gdybym bowiem oddzielał się od nich i potępiał ich za to, że oni oddzielają się od siebie i potępiają się wzajemnie, to czymże różniłbym się od nich? Dla wielu z nich także i ja jestem poza obrębem ich wizji prawdziwego Kościoła, ale uważam, że to ich problem, a nie mój. Moim natomiast największym problemem jest zbyt wolna moja przemiana na obraz Jezusa Chrystusa, aby godnie Go reprezentować i być dla Jego ludu prawdziwą pomocą.

W końcu Kościół mimo tego rozbicia istnieje i jakoś funkcjonuje, wiem jednak, że kiedy Duchowi Świętemu uda się zagoić to skaleczenie ludu Bożego, wynikające z naszej cielesności, co, jak wierzę, stanie się niebawem, nastąpi w Kościele wspaniała odnowa. Kiedy swoje duchowe zrozumienie i doświadczenie zaczniemy wykorzystywać nie do tego, aby innym robić zarzuty, narzekać na nich i oddzielać się od nich, a zamiast tego zaczniemy wzorem naszego Mistrza błogosławić ich, zachęcać i wstawiać się za nimi przed obliczem Bożym, staniemy się świadkami takiej eksplozji Bożej obecności, mocy i chwały w Kościele, jakiej jeszcze nie było. Jestem wdzięczny Panu, że dał mi dożyć tego czasu, w którym następują tak istotne i doniosłe zmiany, że mogę je obserwować, a nawet moją małą cząstką w nich uczestniczyć.

Jak widzisz, bracie, moje rozważania potoczyły się w sposób trochę chaotyczny, ale po prostu napisałem to, co bardzo leży mi na sercu, choć intelektualnie ma to wiele braków. Modlę się, abyś odczytał z tego to, co chciałem wyrazić, i abyś nie potraktował mnie zbyt surowo.

Serdecznie pozdrawiam i życzę obfitego błogosławieństwa Bożego w roku 2004, do którego wkroczyliśmy.

J. K.