Czytelnik napisał:
Pokój Tobie, Bracie.
Pragnę podziękować Tobie za otrzymaną gazetkę i płytę CD. Uważam, że czym się człowiek dzieli z drugim, to uznaje za dobre i dar ten autoryzuje swoim imieniem i on odzwierciedla jego pragnienia. Doceniam Twoją szczerość względem mnie, że dzielisz się swoją wizją dotyczącą widzialnego ciała Chrystusowego.
Muszę przyznać, że po lekturze Twoich książek pt. „Do celu” i „Życie ma sens”, w których opisujesz harmonię, jaką wprowadza Bóg, przez bezwzględne podporządkowanie się Jego woli przez Słowo w wywołanych, którzy są Jego ciałem, powstał w mojej wyobraźni Twój obraz, przedstawiający człowieka, który z drżeniem odnosi się do Słowa Bożego na wzór Izaaka (1Mojż 31:42,53) i zrodzonego z Boga, o którym mówi Pan Jezus: „kto z Boga jest, słów Bożych słucha”.
Kiedy zacząłem zapoznawać się z zawartością treści na płycie CD, nie mogę pojąć, dlaczego autoryzujesz odstępstwo od Słowa Bożego. Luźne traktowanie proroctw bez zakorzenienia ich w całym Słowie, nie mówiąc już o formie, w jakiej mówcy ją przekazują.
Odpowiedz mi, mój Bracie, dlaczego tolerujesz i uznajesz posługę głoszenia Słowa przez kobietę? Co cię do tego skłoniło?
Czekam na Twoją odpowiedź. Niech Pan Cię błogosławi i ma w opiece.
(—)
Odpowiedź:
Drogi Bracie w Panu Jezusie Chrystusie,
Dziękuję za Twój list i szczerość podzielenia się Twoimi odczuciami. Twoje pytanie mnie trochę zaskoczyło, a trochę zakłopotało, bo nie lubię wchodzić w tematy, co do których dzieci Boże mają różne zdania i których poruszanie prowadzi często do sporów. Dlatego nie śpieszyłem się z odpowiedzią, gdyż musiałem trochę te sprawy porozważać. Nie byłem bowiem jeszcze nigdy w sytuacji, w której musiałbym wypowiadać się w tej kwestii, tzn. posługi głoszenia Słowa Bożego przez kobiety. Ale po rozważeniu tej sprawy jestem Ci wdzięczny za Twoje pytanie, gdyż myślę, że omówienie tego będzie pożyteczne, może nie tylko dla nas, lecz i dla innych.
Myślę, że Twoje pytanie, jak je sformułowałeś, trafiło pod niewłaściwy adres. Bo nie jestem ani kobietą, ani też nie czuję się władny cokolwiek w Kościele tolerować lub nie tolerować. Jestem członkiem Kościoła — ciała Chrystusa, którego głową nie jestem ani ja, ani Ty, ani żaden ludzki dostojnik, ani nawet Piotr, Jakub, Jan czy Paweł, lecz Jezus Chrystus. Do Niego więc należałoby kierować pytanie, dlaczego toleruje lub nie toleruje danej rzeczy.
Apostołowie zostali kiedyś zaszokowani wylaniem Ducha Świętego na pogan (Dz 10–11). Byli święcie przekonani, że Bóg nie ma niczego dla pogan i mieli na to setki biblijnych „dowodów”. Ale Pan nie pytał ich o zdanie tylko działał tak, jak chciał. Ludzie bazujący na literze widzieli w zaistniałych wydarzeniach tylko jedno: „Poszedłeś do mężów nieobrzezanych i jadłeś z nimi” (Dz 11:3). Piotr natomiast, który był otwarty na kierownictwo Ducha Świętego, miał na to następującą odpowiedź: „Ponieważ im tedy Bóg dał ten sam dar, co i nam… kimże ja byłem, abym mógł zabronić Bogu?” (w. 17).
Pewnie zastanawiasz się, jaki w tym widzę związek ze sprawą posługi duchowej kobiet. Otóż bardzo prosty. Od 70 lat przyglądam się i jestem świadkiem, jak wspaniale Pan działa w swoim Kościele poprzez kobiety, które do tego sam przygotowuje, wyposaża, powołuje i uwierzytelnia. I kimże ja jestem, aby móc Mu tego zabronić lub żądać od Niego wyjaśnień albo też tego nie tolerować?
Podam na to kilka przykładów. W zborach, gdzie wyrastałem, było kilka starszych sióstr, które żyły w ścisłej społeczności z Panem i służyły Mu wiernie całym swoim życiem. Mogę nawet wymienić nazwiska niektórych: Górniakowa, Kotasowa, Śniegoniowa, Guńkowa, Kupkowa. Nawiasem mówiąc, ta pierwsza była moją babcią ze strony matki, mieszkaliśmy z nią przez kilka lat w jednym domu, mogłem więc obserwować jej życie codzienne, modlitwy, zrozumienie Słowa i proroctwa. Pan obdarzył te kobiety wnikliwym spojrzeniem duchowym i darami jak języki, mądrość, widzenia, proroctwa, toteż wierzący łącznie z braćmi usługującymi Słowem bardzo je cenili i nieraz korzystali z ich duchowej posługi. I choć siostry te raczej bardzo rzadko występowały ze Słowem na większych zgromadzeniach, ich autorytet i wpływ na duchowe kształtowanie się społeczności był ogromny. Niektóre z nich miały mężów, którzy usługiwali Słowem publicznie, ale niektórzy z tych mężów wyraźnie nie dorównywali swoim żonom w znajomości dróg Pańskich. Choć oczywiście było też wiele przypadków, w których było odwrotnie.
Jako drugi przykład podam dwie siostry Royówny, Krystynę i Marię, które działały w miejscowości Stara Tura na Słowacji. Nawróciły się w młodości w Czechach, gdzie też w dramatycznych okolicznościach Pan powołał je do swojej służby. Założyły one i prowadziły dom sierot i dom starców, a także zbór, w którym regularnie usługiwały Słowem Bożym. Zbór z czasem rozrósł się do kilkuset osób, choć miejscowość była niewielka. Prócz tego były bardzo czynne w twórczości: Maria jako kompozytorka i pieśniarka, a Krystyna jako powieściopisarka i autorka pieśni. Ich twórczość, przesiąknięta poselstwem praktycznej ewangelii, była i jest nadal mocnym świadectwem i dobrodziejstwem dla ich narodu, a także dla wielu innych ludzi, gdyż tłumaczona była na dziesiątki języków, nawet tak egzotycznych jak chiński czy japoński. W późniejszym okresie ściśle z nimi współpracowała inna kobieta, Maria Rafajowa, która była także poetką, a prócz tego działała jako oficer Armii Zbawienia, głosząc Słowo Boże i ewangelizując. Przywódcy zborów, w których ja wyrastałem, raczej nie byli zwolennikami publicznej usługi kobiet, jednak widząc w usłudze tych sióstr łaskę Bożą i Jego błogosławieństwo, utrzymywali z nimi żywe kontakty, a także wspierali je, zarówno duchowo, jak i materialnie. Ja mam osobiste wspomnienie związane z tą pracą i miejscowością. Moja matka bowiem jeszcze jako dziewczyna pracowała przez pewien czas jako pielęgniarka w ich domu sierot, a po wyjściu za mąż moi rodzice utrzymywali z Krystyną kontakty. Kiedy miałem około roku życia, byłem z rodzicami w odwiedzinach u Krystyny Royównej. Wtedy na prośbę rodziców ta Boża niewiasta modliła się ze mną, co uważam za jedno ze znaczących wydarzeń, przez które Bóg kształtował moje życie. Mam nawet z tej wizyty zdjęcie w ramionach tej zacnej siostry.
Jako trzeci przykład wspomnę o małżonce H. Grovesa, misjonarza w Indiach. W latach pięćdziesiątych to małżeństwo odwiedziło Polskę i usługiwało przez pewien czas w Cieszynie. Z usługi tej korzystało też wiele osób ze zborów na Zaolziu (po czeskiej stronie granicy). Brat Groves głosił Słowo Boże na zgromadzeniach zborowych, zaś jego żona usługiwała Słowem w mniejszych grupach osobom, które pragnęły przeżyć chrzest Duchem Świętym oraz modliła się z nimi o to przeżycie. W wyniku tej usługi dziesiątki osób przeżyło chrzest Duchem Świętym w trakcie spotkań prowadzonych przez siostrę Groves. Powstało małe przebudzenie, którego płomień przeniósł się do zborów po czeskiej stronie, gdzie w niedługim czasie setki osób, w znacznej części spośród młodzieży, doznało duchowego ożywienia i nowych przeżyć z Panem. Ja wprawdzie przeżyłem chrzest Duchem Świętym już kilka lat wcześniej, jednak to ożywienie miało i dla mojego życia duże znaczenie.
Po tych kilku własnych doświadczeniach z duchową posługą kobiet przytoczę choć jeden przykład ogólniejszy. Za jednego z największych sług Bożych 20 wieku uważam Watchmana Nee, który moim zdaniem był, a nawet jeszcze jest wyjątkowym narzędziem Pana w kształtowaniu i budowaniu Jego Kościoła do jego postaci docelowej. Otóż Bóg w szczególny sposób kształtował życie tego człowieka właśnie poprzez usługę kobiet. Nawrócił się poprzez usługę chińskiej ewangelistki Dory Ju, która prowadziła pracę ewangelizacyjną nie tylko w Chinach, lecz także w Korei, a prócz tego była współzałożycielką szkoły biblijnej w Szanghaju. Rodzice Watchmana byli wprawdzie chrześcijanami, ale tylko z nazwy. Właśnie poprzez usługę Dory Ju nastąpiło ich upamiętanie, duchowe ożywienie i oddanie się Panu. Natomiast w późniejszym okresie życia Watchmana Nee przeogromny wpływ na jego rozwój duchowy wywarła misjonarka Margaret Barber, która systematycznie wprowadzała go w tajniki głębokiej osobistej społeczności z Bogiem. Można bez przesady powiedzieć, że nie byłoby Watchmana Nee, gdyby nie wpływ duchowy tej wyjątkowo cennej służebnicy Pana.
Tego typu błogosławionych rezultatów usługi kobiet w charakterze misjonarek, ewangelistek i doradczyń duchowych, czy też usługujących najróżniejszymi darami duchowymi, można by w znanych świadectwach znaleźć z pewnością tysiące. U boku mężów lub nawet bez nich przemierzały pole misyjne, w wielu krajach znosząc te same trudy i przeciwności, a nieraz kładąc tak samo i swoje życie, ale też doznając od Pana tej samej pociechy i otrzymując od niego te same dobra duchowe. Historia zna niezliczone takie kobiety, a jeszcze więcej jest anonimowych, nieznanych, o których dowiemy się dopiero w wieczności. Uważam, że Pan wykonał i wykonuje poprzez kobiety w Kościele i przez Kościół tak wiele, że nie jesteśmy w stanie tego należycie docenić. Wszelkie próby negowania tego faktu i występowania przeciwko posłudze kobiet uważam za absurdalne i wielce szkodliwe. Nie wyobrażam sobie Kościoła pozbawionego tak kosztownych świadectw o życiu z Bogiem jak dzieła Jeanne Guyon, Jessie Penn-Lewis, Corrie Ten Boom i setek innych, przez które Pan kształtował także i moje życie.
Warto chyba jeszcze wspomnieć o jednym zjawisku, jakie w związku z tym dostrzegam. Otóż przyglądając się historii Kościoła zauważam, że zakres posługiwania kobiet idzie w parze z żywotnością Kościoła. Tradycyjne, wielowiekowe struktury kościelne zażarcie sprzeciwiają się dopuszczeniu kobiet do duchowych posług. Przoduje w tym kościół rzymsko-katolicki. Z reguły (choć są i wyjątki), wraz z pojawieniem się ożywienia duchowego następuje też ożywienie czynnego udziału kobiet w życiu Kościoła. Bardzo wyraźnie można to widzieć szczególnie w 20 wieku, gdzie począwszy od przebudzenia zielonoświątkowego w pierwszym dziesięcioleciu, a potem w przebudzeniu charyzmatycznym i dalej aż do obecnej „trzeciej fali” raz po raz pojawiają się na widowni kobiety z bardzo wyraźnym powołaniem i namaszczeniem do różnorodnych posług.
A co na to Pismo Święte? Nie mogę oczywiście rozważać roli kobiet całościowo, bo byłoby trzeba napisać całą książkę, chcę więc tylko zauważyć, że w wyniku upadku w grzech nastąpiły na tym odcinku ogromne wypaczenia. Panowanie mężczyzny nad kobietą przybrało formy bardzo brutalne, co ma miejsce w krajach pogańskich aż do dziś. Bóg poprzez zakon dla ludu wybranego od początku zmierzał do przywrócenia właściwych relacji we wszystkich dziedzinach, także między mężczyzną a kobietą, choć nie od razu było to w pełni możliwe (np. rzezie ludności w czasie wojen, zemsta krwi, niewolnictwo, pojedynkowanie się, wielożeństwo, listy rozwodowe). Niektóre biblijne epizody, na przykład propozycja Lota (1Mo 19:8) lub postępek człowieka z Gibei (Sdz 19:23–25) po prostu mrożą krew w żyłach. Czyżby te i tym podobne rzeczy Bóg akceptował? Wcale nie, ale tak straszliwie zdeprawowany grzechem był wtedy świat i Boże dzieło odnowy postępowało powoli lecz systematycznie. I w wyniku długotrwałego działania Słowa Bożego, a potem ewangelii, wiele z tych rzeczy zostało w społeczeństwach chrześcijańskich wyeliminowanych. Lud pierwszego Przymierza był pod względem statusu społecznego kobiet dla całej ludzkości wspaniałym wzorem. Kobiety były tam w wielkim poważaniu, a niektóre z nich zajmowały znaczące stanowiska Bożych prorokiń (Miriam, Debora, Chulda, Anna). W Nowym Przymierzu ten proces nawrotu do pierwotnego ładu postąpił jeszcze dalej. Pan Jezus na każdym kroku łamał niezdrowe, szkodliwe uprzedzenia. Odnosił się do kobiet z szacunkiem i okazywał im łaskę. Pozwolił dotykać swoich nóg kobiecie o nie najlepszej opinii, co dla ówczesnych stróżów prawowierności było czymś skandalicznym. Kobietę skazaną na śmierć zgodnie z zakonem uwolnił. Posługę Samarytanki tuż po jej nawróceniu wykorzystał do zewangelizowania miasta Sychar. Na pierwszych świadków swojego zmartwychwstania wybrał kobiety, co było w ówczesnych stosunkach czymś niesłychanym. Bóg poprzez anioła powierzył doniosłe poselstwo dla uczniów Pańskich właśnie kobietom.
A co stało się w dniu Pięćdziesiątnicy? Wśród zgromadzonych „na piętrze” były prócz mężczyzn także kobiety (Dz 1:13,14). Potem napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym (Dz 2:4) i głosili wielkie dzieła Boże (w. 11). Nie jest powiedziane, że wszyscy głosili wielkie dzieła Boże. Może więc ktoś zechciałby twierdzić, że głosili je tylko mężczyźni, podczas gdy kobiety milczały? Z pewnością możliwość taka odpada w świetle wyjaśnienia, które wypowiedział do zdumionych słuchaczy apostoł Piotr: „Ale tutaj jest to, co było zapowiedziane przez proroka Joela… i prorokować będą synowie wasi i córki wasze… Nawet na sługi moje i służebnice moje wyleję w owych dniach Ducha mego i prorokować będą…” (w. 16–18).
Jak wiesz, w Nowym Testamencie nie jest używany zwrot, którego my teraz używamy: „posługiwać Słowem Bożym”. Tylko na jednym miejscu (Dz 6:4) użyty jest podobny zwrot. Zgodnie z powyższą wypowiedzią Piotra głoszenie wielkich spraw Bożych nazywano po prostu prorokowaniem (np. Dz 13:1; 1Ko 11:4; 13:9; 14:5; 14:24,31,39). Prorokowanie było zazwyczaj rezultatem napełnienia Duchem Świętym, które było udziałem nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Z innego miejsca dowiadujemy się, że „kto prorokuje, mówi do ludzi ku zbudowaniu i napomnieniu i pocieszeniu” (1Ko 14:3) oraz „Możecie bowiem kolejno wszyscy prorokować, aby się wszyscy czegoś nauczyli i wszyscy zachęty doznali” (1Ko 14:31). Że robiły to także kobiety, wynika jasno z wypowiedzi apostoła Pawła: „każda kobieta, która się modli albo prorokuje z nie nakrytą głową, hańbi głowę swoją” (1Ko 11:5). Chodzi tu o pewną rzecz, której kobieta ma przestrzegać, kiedy prorokuje, natomiast sam fakt, że wolno jej prorokować, jest tutaj niewątpliwy. Zresztą usługiwanie Słowem kobiet w Nowym Testamencie potwierdzają także inne miejsca: Filip miał cztery córki, dziewice, które prorokowały (Dz 21:9). Pryscylla, chrześcijanka z Efezu, wraz ze swoim mężem Akwilą nauczali wspólnie drogi Bożej Apollosa (Dz 18:2,26), przy czym, sądząc z tego, że wymienia się ją przed mężem, można by sądzić, że jej udział w tym nauczaniu był większy niż jej męża. Oboje oni prowadzili też zbór w swoim własnym domu, przy czym apostoł Paweł nazywa ich swoimi współpracownikami w Chrystusie Jezusie, ponownie wymieniając, wbrew ówczesnym zwyczajom, imię żony przed imieniem męża (Rz 16:3–5). Apostoł Paweł wymienia zresztą cały szereg innych kobiet, uczestniczących czynnie w posłudze: Febę, diakonisę zboru w Kenchreach, którą wysłał z jakąś ważną misją do Rzymu, a która zapewne przywiozła tam także jego list, gdyż poleca ją tamtejszemu zborowi, każe wspierać ją w każdej sprawie, gdyby tego potrzebowała; mówi też, że była ona pomocna dla wielu, również i dla niego (Rz 16:1,2). Dalej wspomina Marię, „która wiele dla was się natrudziła” (w. 6), Junię, „zaszczytnie znaną między apostołami” (w. 7 — niektóre przekłady mają w tym miejscu imię męskie: Juniusza), Tryfenę i Tryfozę, „które pracują w Panu”, Persydę, „umiłowaną, która wiele pracowała w Panu” (w. 12), Ewodię i Syntychę, które „dla ewangelii razem ze mną walczyły” (Flp 4:2,3).
Jeszcze inne kobiety wymienia bez wzmianki o ich usługiwaniu: Loidę i Eunikę, w których zadomowiona była nieobłudna wiara, przekazana przez nie potem Tymoteuszowi, który został później apostołem (2Tm 1:5), matkę Rufa, którą nazywa także swoją matką (Rz 16:13), Patrobę (Rz 16:14), Julię (Rz 16:15), siostrę Nereusza (tamże), Chloe (1Ko 1:11), Klaudię, której pozdrowienie przekazuje Tymoteuszowi (2Tm 4:21). Wiadomo jednak, że w pierwotnym Kościele każdy żywy jego członek był obdarowany duchowo (1Ko 12:7) i wszyscy sobie wzajemnie usługiwali tymi otrzymanymi duchowymi dobrami (Rz 12:5–8; 1Ko 12:27; 1Pt 4:10). Tę ogólną zasadę wyraża apostoł bardzo jasno: „Bo wszyscy, którzy zostaliście w Chrystusie ochrzczeni, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie” (Gal 3:27,28).
Oczywiście nie znaczy to, że nie ma różnic w posłudze mężczyzn i kobiet. Wynikają one z wspaniałego Bożego porządku i ładu dla rodziny, wyraźnie nauczanego zarówno w Starym, jak i Nowym Testamencie, według którego mąż jest głową żony, obowiązuje więc zasada uległości (np. 1Ko 11:3; Ef 5:22,23; Kol 3:18,19; 1Pt 3:1; 1Tm 2:12). Bardzo łatwo o naruszenie tego Bożego ładu w jedną lub w drugą stronę, tzn. przez przekorę kobiety lub despotyzm mężczyzny. Jednak dla zapewnienia właściwych relacji nie wystarczą przepisy, lecz konieczna jest głęboka przemiana duchowa zarówno mężczyzn, jak i kobiet, co zresztą jest warunkiem, dotyczącym wszelkich działań w Królestwie Bożym.
Rzecz oczywista, że istnieją też usługi kobiet złe, nieduchowe, a zatem szkodliwe, jak to ilustruje przykład biblijnej Izebel, „która się podaje za prorokinię i naucza, i zwodzi moje sługi” (Obj 2:20), ale nie można tego używać jako argumentu przeciwko usłudze kobiet, tak samo jak faktu istnienia usługujących, „którzy się podają za apostołów, a nimi nie są” (Obj 2:2) nie można używać jako argumentu przeciwko usłudze mężczyzn. Istnienie fałszywych prorokiń nie wyklucza bowiem wcale istnienia prawdziwych, tak jak istnienie fałszywych apostołów nie wyklucza istnienia prawdziwych.
Generalnie więc uważam, gdy chodzi o posługę kobiet, że istnieje prawie całkowita zgodność i zbieżność pomiędzy nowotestamentową praktyką czasów apostolskich, a dzisiejszym stanem w Kościele. Nadal usługiwanie kobiet jest tylko niewielką częścią Bożej pracy, gdyż zdecydowanie przeważa usługiwanie mężczyzn i tak prawdopodobnie pozostanie. Ale nawet gdyby rola kobiet w usłudze wzrastała, w świetle proroctwa Joela nie widziałbym w tym niczego groźnego ani szkodliwego, lecz tylko zapowiedzianą przez Słowo jedną z cech czasów ostatecznych.
A więc, drogi Bracie, tak oto wygląda w zarysie moja odpowiedź na Twoje pytanie, co skłania mnie do tego, że toleruję posługę głoszenia Słowa przez kobiety. Celowo nie powiedziałem odnośnie do tej sprawy wszystkiego, a to dlatego, że nie znam do końca Twojego zrozumienia w tym temacie. Dlatego myślę, że teraz z kolei ja powinienem zadać Ci podobne pytanie: Co skłania Cię do tego, że nie tolerujesz posługi głoszenia Słowa przez kobiety? Bo w swoim liście wprawdzie tego wyraźnie nie mówisz, ale z tego, co mówisz, wnioskuję, że Twoje zdanie różni się od mojego. Jestem przekonany, że taka szczera wymiana zdań nie jest niczym nagannym, a wręcz przeciwnie może służyć wzajemnemu zbudowaniu, jeśli będzie prowadzona w sposób duchowy, a nie cielesny.
Chcę jeszcze podkreślić, że takie moje zdanie w tym temacie wcale nie znaczy, że jestem przeciwnikiem tych, którzy mają inne zrozumienie. Utarł się nieszczęsny zwyczaj, że kiedy ktoś dostrzega w społeczności ludu Bożego jakieś zło (rzeczywiste lub domniemane), odłącza się i zakłada nową, w której tego zła nie ma. W rezultacie mamy setki „kościołów”, które wzajemnie zarzucają sobie najróżniejsze rodzaje zła, a ciało Chrystusowe jako całość jest prawie niewidoczne. Dlatego stwierdzam, że moimi braćmi w Chrystusie są także ci, którzy są przeciwni posłudze kobiet Słowem Bożym lub nawet ją zwalczają. Gdybym bowiem wprowadzał w Kościele podział na tych, którzy posługę kobiet tolerują, a tych, którzy jej nie tolerują, byłbym winny dokonywania rozłamu czyli byłbym odszczepieńcą.
Także w przypadku, gdyby moje przekonanie było inne, to znaczy gdybym w usługiwaniu kobiet widział wielkie zagrożenie i zło, nie odłączałbym się od tych, którzy kobietom pozwalają usługiwać, nie krytykowałbym ich ani nie uważał za nieprzyjaciół, lecz w Duchu Chrystusowym, w pokorze i miłości starałbym się usługiwać im jako moim braciom, prosząc Boga, aby było mi dane być dla nich świadectwem, by mogli to zło zobaczyć i odwrócić się od niego, a przez to aby ciało Chrystusa zostało z tego schorzenia uzdrowione. I rozumiem, że tak należy postępować także we wszystkich innych sprawach.
Serdecznie pozdrawiam i życzę błogosławieństwa Bożego.
J. K.