KAZANIE O ZAMKOWEJ

(II Konferencja „Powołanie i Pasja” Misji „Nowa Nadzieja” — Łódź 4–6.09.03)

Chwała Bogu, Bracia i Siostry!

To dla mnie wielki zaszczyt móc stanąć przed wami, sługami Bożymi, którymi On tak wspaniale posługuje się każdego dnia, czyniąc wyjątkowe dzieła wśród swojego ludu i wśród tych, do których was posyła.

My na pewno niczym szczególnym nie wyróżniamy się w naszej służbie, ani niczego szczególnego nie dokonaliśmy.

To wszystko, co się dzieje w Krakowie i w jaki sposób prowadzona jest służba wśród bezdomnych, to całkowicie i tylko i wyłącznie dzieło Ducha Świętego.

To nie chrześcijański slogan, ale fakt, przed którym stajemy każdego dnia, i każdego dnia nas samych Bóg zadziwia różnorodnością swoich dokonań w tej służbie.

Nikt nas nigdy nie uczył, jak prowadzić pracę wśród bezdomnych w warunkach wielkiego miasta i prosimy o potraktowanie tego, o czym tutaj będziemy mówić, raczej jako świadectwa, jako naszego własnego doświadczenia i przemyślenia, a nie jako pouczenia lub wskazywania jedynej właściwej drogi.

Sami mogliśmy wcześniej zapoznać się z doświadczeniami braci i sióstr, prowadzących różnorodne ośrodki i punkty konsultacyjne, chociaż głównie były to małe miejscowości.

Ważne dla nas były też doświadczenia z ewangelizacji wśród bezdomnych i uzależnionych, które były prowadzone w większych ośrodkach miejskich.

Zaczynając sądziliśmy, że najważniejsze jest nasze wyjście na krakowskie dworce z kanapkami, ciepłą zupą oraz traktatami ewangelizacyjnymi, nowymi testamentami i zaproszeniami do zboru .

Gdy zaproszeni przyjdą na nabożeństwa — całą resztę załatwi pastor, starsi czy doświadczeni zborownicy.

I tu zaczęły się problemy.

Gdy do zboru docierały pojedyncze bezdomne rodzynki — budziły zachwyt, zainteresowanie i autentyczną sympatię większości zborowników.

Ale gdy na nabożeństwach zaczęło bywać 20, 30, 40 bezdomnych — zaczął się poważny problem — wręcz jakby konflikt interesów.

Okazało się, że nie tylko mamy przyprowadzać tych ludzi, ale zająć się nimi od początku do końca, o ile w ogóle jest jakiś koniec, bo przecież wtedy chodzi już o duszpasterstwo, a nie o zwykłą „pomoc humanitarną ”.

Mamy ograniczony czas i choć opowiadanie o tym, jak Bóg tworzył nasz Ośrodek przy ulicy Zamkowej w Krakowie, jest naprawdę fascynujące, muszę pominąć ten rozdział naszej historii.

Faktem jest, że zaczęliśmy od maleńkiego mieszkanka na poddaszu, które wynajęliśmy dla pary bezdomnych, zamieszkujących w kanałach, a dzisiaj dysponujemy w tej kamienicy 4 mieszkaniami o łącznej powierzchni ok. 210 m2.

Dość nietypowym rodzajem działalności było otwarcie świetlicy — punktu pomocy dziennej dla bezdomnych, czynnego codziennie od rana do wieczora.

Udostępniliśmy dla nich wynajęte przez nas pomieszczenia, łazienki, pralki, kuchenki gazowe.

Staraliśmy się o podstawowe zaopatrzenie w żywność, ale sami sobie gotowali, prali, mogli korzystać z chrześcijańskich książek, filmów video, słuchać chrześcijańskiej muzyki.

Nie zaniechaliśmy przy tym wychodzenia z ewangelią i kanapkami na krakowski dworzec PKP.

I tak nasza świetlica napełniała się od rana do wieczora coraz większą liczbą bezdomnych.

Musicie wiedzieć, że Kraków gości w okresie zimowym od 1500 do 2000 bezdomnych, z czego tylko około 800–900 osób znajduje miejsca w noclegowniach, prowadzonych przez różnorodne instytucje i organizacje.

A i tu, większość z tych noclegowni muszą opuścić o 7 rano a powrócić mogą dopiero od 19-tej czy 20-tej.

Spędzenie choćby samego dnia na Zamkowej, przy jednoczesnej możliwości korzystania z zaplecza socjalnego, dla wielu, wielu z nich było naprawdę prawdziwym ratunkiem.

Ilonka otworzyła tam coś na kształt gabinetu lekarskiego dla bezdomnych.

Jesteśmy obficie zaopatrywani w niezbędne lekarstwa, a jeden z podopiecznych, były zakonnik, okazał się wyszkolonym pielęgniarzem.

Wieczorami prowadziliśmy i prowadzimy nadal spotkania ewangelizacyjne, wykłady Słowa Bożego, spotkania z misjonarzami, projekcje filmów chrześcijańskich — zarówno fabularnych jak i dokumentalnych.

Tu też przybywało prawdziwie zainteresowanych, a może raczej prawdziwie pragnących Boga, choć często nie potrafią tego nazwać, a często wstydliwie ukrywają to pragnienie.

I tak powstawał ośrodek pomocy bezdomnym o charakterze otwartym, ogólnodostępny i tym samym bardzo specyficzny w swoim rodzaju.

Regulamin jego funkcjonowania jest bardzo prosty i krótki. Możecie go przeczytać na zaproszeniach, które rozdaliśmy przed tym spotkaniem.

Nigdy nie mieliśmy jakichś stałych nadzorców, funkcyjnych czy odpowiedzialnych za porządek.

Nie przeczę, że takie potrzeby były i nieraz są do dzisiaj, ale tzw. „braki kadrowe” zmuszają nas do podejmowania ryzyka zaufania, zawierzenia tym ludziom.

Bluźnierstwem byłoby wcześniejsze zamykanie lub nie otwieranie świetlicy z powodu „braku personelu”, podczas gdy przychodzą do nas potrzebujący, nieraz na granicy wyczerpania fizycznego.

Mimo wielu trudności i kłopotów stwierdzamy, że jest to bardzo potrzebna i dająca konkretne, dobre owoce forma działalności.

Z czasem zdołaliśmy uruchomić również hostel dla 25 mężczyzn i 4 kobiet.

Mieszkańcy hostelu rekrutują się spośród tych, którzy najpierw przychodzili do świetlicy, potem brali udział w naszych spotkaniach, zaczęli przychodzić do zboru i z czasem zapragnęli prawdziwej przemiany swojego życia i prawdziwego upamiętania.

Hostel też nie ma żadnego całodobowego nadzoru, wychowawców, dyżurnych itp. Nic, co przypominałoby więzienie, zakład wychowawczy czy ośrodki o zamkniętym charakterze.

I chociaż bardzo często sami podopieczni domagają się rozbudowanego, precyzyjnego regulaminu, wyznaczenia odpowiedzialnych, ustalenia hierarchii — kto i kogo ma słuchać, to teraz już wiemy, że nie jest to system i nie są to metody, jakie Bóg pragnie widzieć na Zamkowej.

Mieszkańcy Zamkowej przechodzą trudną szkołę życia.

Nie odizolowani od środowiska, nie chronieni zakonem regulaminów, bez możliwości zrzucenia winy czy obowiązku na odpowiedzialnego za to, czy za tamto — muszą sami brać się z życiem za bary.

Tyle, że powoli, delikatnie, ostrożnie, bez ponaglania, wyznaczania terminów czy wrzucania na głęboką wodę.

Już samo oczekiwanie, że 28 dorosłych, zepsutych do szpiku kości, mistrzów manipulacji i specjalistów od tzw. bajery, przeszkolonych w więziennych subkulturach, potrafi żyć pod jednym dachem według chrześcijańskich zasad, bez bata, ciągłego nadzoru, inwigilacji itp. — wydaje się być absurdem.

Ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

Pamiętam historię, kiedy jeden ze zborów w Czechach wystawił blok mieszkalny dla swoich zborowników.

Po dość krótkim czasie nie dało się tam wytrzymać — wszyscy ze wszystkimi byli skłóceni. Istny przedsionek piekła.

Jeden z braci skomentował tę sytuację w ciekawy sposób:

„No cóż, jesteśmy solą ziemi. Ale jeżeli coś jest przesolone…”

A czego w takim razie możemy się spodziewać po naszych podopiecznych?

Wszystkiego.

Przypomina mi to pochwałę pewnej nauczycielki:

„Państwa syn jest naprawdę zdolny. Zdolny do wszystkiego.”

Autentycznie każdego dnia, w każdej sprawie, przy każdym zamierzeniu znajdujemy się w miejscu, gdzie i kiedy tylko dobry Bóg może nam pomóc.

Bo przecież mierzymy bardzo wysoko.

Bo pragniemy i oczekujemy rzeczy naprawdę wielkich.

Bo zmagamy się z naprawdę przerażającymi olbrzymami.

A co to oznacza dla nas, prowadzących tę służbę?

Pamiętacie Kazanie na Górze?

Pamiętacie, na jakiej wysokości Jezus ustawił poprzeczkę?

Ew. Mateusza 5,48 Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest.

Czy ktoś odważy się opuścić tę poprzeczkę niżej?

Czy ktoś odważy się powiedzieć, że to kazanie nie dotyczy tych, którzy pracują z bezdomnymi i uzależnionymi?

Kiedyś myślałem, że Kazanie na Górze jest takie po prostu piękne, pełne poezji i pobożności i letnie.

Nie u ujemnym znaczeniu tego słowa, ale takie jak piękny letni wieczór, kiedy wypoczywamy zasłuchani w słowa Pana Jezusa, zmęczeni, utrudzeni, ale zadowoleni z wykonanej pracy.

Dziś widzę, że te słowa nie tylko burzą nasz spokój, ale mają niezwykłą moc, i to moc nie skierowaną przeciwko nam, ale moc dla nas — jeżeli się ich uchwycimy.

Nie ma przecież możliwości życia i prowadzenia naszej służby według standardów Kazania na Górze w naszym materialnym, zmysłowym, zdroworozsądkowym świecie.

Jednocześnie zaś naszymi zmysłami i zdrowym rozsądkiem nie możemy w żaden sposób ani poznać, ani pokazać innym Boga.

Jako chrześcijanie żyjemy w dwóch światach:

Tylko w Jezusie Chrystusie te dwa światy stały się jednym, i tylko w Nim możemy dzięki Duchowi Świętemu żyć i służyć zgodnie ze słowami naszego Pana.

Jest tyle wzorców, modeli, przykładów, które oferuje nam ten świat.

Ale przecież nasze ośrodki, punkty konsultacyjne, punkty pomocy humanitarnej czymś różnią, czymś się muszą różnić od tego, co oferuje świat.

Czymś różnimy się od PCK, MONAR-u, Fundacji Brata Alberta, MOPS-ów i tysiąca innych dobroczynność czyniących organizacji.

Na krakowskim dworcu zaraz po nas pojawili się z kanapkami Świadkowie Jehowy, Mormoni, zakonnice i wielu innych.

I chwała Bogu za tak obfitą pomoc biednym.

Ale chyba nas coś winno odróżniać?

Gdy na Bożym tronie zamiast Niego, zamiast Wszechmogącego Boga posadzimy zdrowy rozsądek, to stwierdzenia i standardy Kazania na Górze wydają się być jawną kpiną i naigrawaniem się z naszych ułomności.

Przyprowadzają nas do rozpaczy: Boże, przecież to niemożliwe!

Dzięki Golgocie, dzięki Duchowi Świętemu — wszystko jest możliwe dla wierzącego.

Pragnę uczyć moich podopiecznych tego, czego mnie samego Bóg nauczył.

to jak mogę przekonywać innych, że ty potrzebujesz 12 miesięcy terapii, ty 6-ciu, a tobie wystarczy 8 tygodni?

Pragnę szczerze, by oni doświadczyli tego samego co ja!

Dziecko, by się narodzić do życia, nie potrzebuje najpierw poznać i zrozumieć sensu i sposobów życia.

By być zbawionymi, nie potrzebujemy najpierw poznać i zrozumieć doktryny odkupienia.

Co innego potem samo życie.

Co innego potem z drżeniem sprawować zbawienie.

Dlatego też Zamkowa jest miejscem tak innym od powszechnie uznanych za prowadzone zgodnie ze zdrowym rozsądkiem.

Właściwie nie zarzuca się nam, że źle to robimy, ale nieustannie sugeruje się nam wiele wspaniałych, zdroworozsądkowych rozwiązań: zaostrzenia dyscypliny, precyzyjnych regulaminów, ścisłego nadzoru, wyciągania surowych konsekwencji itp.

O dziwo, te z gruntu świeckie sugestie przychodzą dużo częściej ze strony kościoła, niż ze strony „mądrych tego świata”.

Choćby system kartek: dwie żółte i czerwona. Podobno działa wyśmienicie.

Niektórzy gotowi są dać głowę, że jest to zasada biblijna.

Słyszałem argumentację, że wybaczać powinno się do trzech razy, bo Bóg powiedział, byśmy byli rozsądni, a trzy to rozsądna liczba.

Opowiadano nam w Norwegii o podopiecznym, którego 40 razy ponownie przyjmowano do ośrodka. Dziś jest jednym z wychowawców.

Chwała Bogu za Jego cierpliwość, bo każdy z nas ma już po kilka tysięcy żółtych kartek!

W ogóle uważam, że współczesna dobroczynność czy filantropia, również chrześcijańska, nabrały jakichś dziwnych, nie biblijnych cech i kierują się całkiem nie Bożymi zasadami.

Bóg nie mówi: daj temu, który według ciebie bardziej potrzebuje, lub który według ciebie gorzej wygląda, ale: daj temu, który prosi.

Bóg nie mówi: pomóż temu, którego szanse oceniasz na większe, lub który budzi w tobie większą sympatię, ale po prostu: pomóż.

Jeżeli żądają koszuli — dołóż i płaszcz, żądają mili — przejdź dwie!

Daj dwa razy więcej niż podpowiada zdrowy rozsądek.

Nie zrywając łączności ze światem zewnętrznym, ale też nie idąc z nim na kompromisy, głosimy na Zamkowej pełną, nie ulgową ewangelię, pewni tego, że Bóg stoi za swoim słowem i On nigdy nas nie zawiedzie.

Pełni szacunku dla zdrowego rozsądku, psychologii, socjologii, programów i wiedzy na temat uzależnień, pilnujemy bacznie, by to Bóg i tylko On, a nie pan Zdrowy Rozsądek zasiadał na tronie w naszej pracy, służbie, życiu codziennym.

A wtedy wszystko inne będzie nam dodane, niemożliwe staje się możliwym.

Nasza niemoc przeobraża się w moc, ale Jego — nie naszą, i na Jego i tylko Jego chwałę.

Pamiętacie? Powiedziałem na początku o jakby konflikcie interesów — bezdomni kontra kościół.

To tylko naszym zmysłom, naszym ciałom wydawało się, że tak jest.

Bóg w naturalny sposób przyjął tych ludzi do swojego kościoła.

Bez żadnych formalności — są po prostu jego częścią.

Na kongresie zborów Okręgu Południowego nasi podopieczni pełnili zaszczytną służbę porządkową.

Ostatnio, gdy potrzebna była krew dla umierającego znanego chrześcijańskiego muzyka, sami cichaczem poszli do punktów krwiodawstwa.

W krakowskim Zborze ochrzczonych zostało już 6 naszych podopiecznych.

Przyprowadzają do zboru wiele nowych osób, a nasza Gosia, którą Bóg wyprowadził z kanałów, w programie TVN powiedziała świadectwo i przyznała się do Jezusa kilku milionom telewidzów.

Na wielu nabożeństwach, zwłaszcza w tygodniu, zapełniają większość miejsc w kaplicy, chętnie mówią świadectwa, angażują się w inicjatywy zborowe.

W ogóle nie wyobrażamy sobie prowadzenia takiej pracy i jej sensu w oderwaniu od lokalnej społeczności chrześcijańskiej, w oderwaniu od zboru.

Kościół i bezdomni są dla siebie nawzajem błogosławieństwem, a próby budowania służby wśród bezdomnych z pominięciem kościoła są tym samym, co próby budowania kościoła z pominięciem miejscowego społeczeństwa.

Nie chodzi o to, by zmuszać zbór do takich czy innych zachowań czy akcji dobroczynnych, ale to Bóg sam przyprowadza tych ludzi i On sam przyłącza ich do zboru. I to On porusza serca.

Często bezdomni sami, spontanicznie dzielą się żywnością z najuboższymi członkami zboru, a zborownicy, najczęściej ci ubodzy, cichutko, z pominięciem oficjalnych diakonii pomocy, zaspakajają bieżące potrzeby Zamkowej.

Nie wie prawica, co czyni lewica.

Bóg pragnie, by dobroczynność stała się jakby naszym codziennym zwyczajem, niekontrolowanym nawykiem. Czymś naturalnym, niemal jak oddychanie. Nie chodzi Mu absolutnie o świetnie opracowaną techniką rozdawnictwa i doskonałe funkcjonujący system pomocy.

To tylko wtedy przecież szczerze, a nie obłudnie, będziemy przed Nim prawdziwie zdziwieni:

Panie! Kiedy widzieliśmy cię łaknącym, a nakarmiliśmy cię, albo pragnącym, a daliśmy ci pić?

Dlatego też, opowiadając o Zamkowej, mogę podzielić się z Wami tylko tymi mądrościami, które usłyszeliśmy na Górze Błogosławieństw.

Niech Wam Bóg błogosławi i niech Was strzeże, niech rozjaśni swoje oblicze i nad waszymi miastami, wioskami, ośrodkami. By Jego chwała jaśniała nawet tam, gdzie mrok i ciemność wydają się być nie do pokonania.

Amen.

Jurek Konieczny