Moja wielka miłość do Izraela zaczęła się bardzo prosto i banalnie. Oglądałam telewizję. Na ekranie telewizora był program o Izraelu pod tytułem „Szalom”. W programie tym było pokazane jak do Izraela wracali Żydzi z całego świata i jak na dworcu tłumy tańczyły z radości śpiewając „Hawenu Szalom Alechem”. W tym czasie byłam już 13 lat po swoim nawróceniu. Znałam Pismo Święte i historię Izraela. W zdumieniu patrzyłam, co się dzieje na tym dworcu i myślałam: „Boże, jaki Ty jesteś wielki, przecież na naszych oczach wypełnia się to, co pisał prorok Izajasz”. Od tego czasu każdej niedzieli czekałam na ten cykliczny program, a ponieważ lubię tańcem wielbić Pana, kiedy rozlegała się melodia „Hawenu…” triumfalnym tańcem oddawałam moją cześć i uwielbienie dla Pana Izraela. Kiedy zobaczyłam w „Chrześcijaninie” (dwumiesięcznik wydawany przez Kościół Zielonoświątkowy w Polsce — przyp. red.) ogłoszenie, iż można się zapisać do służby „Szalom”, pomyślałam: „To coś dla mnie”. Wysłałam zgłoszenie i zostałam przyjęta. Tak zaczęta się moja wielka miłość. A ponieważ człowiek zakochany chce być jak najbliżej obiektu swej miłości i jak najwięcej o nim wiedzieć, zaczęły się moje wyjazdy na „Marsz Żywych” do Oświęcimia, moja fascynacja książkami na temat Izraela i wszystko, co dotyczy Narodu Wybranego.
Rok 1999. Pierwszy raz jestem na „Marszu Żywych” i pierwsze wielkie wzruszenie. Stoję wśród ttumów przed pomnikiem w obozie Brzezinka. Przede mną w niebieskich kurtkach kilka tysięcy młodzieży izraelskiej, która przyjechała z całego świata. Rabin śpiewnym głosem modli się w języku hebrajskim. Nie rozumiem ani słowa. Ale dwa słowa są znajome: Adonaj i Izrael. Moje wypełnione miłością serce nie wytrzymało. Wznoszę ręce do góry, a po policzkach płyną strumienie tez. Łzy wzruszenia, miłości i wdzięczności. Za wszystko. Za to, że objawiłeś się, Boże, w swoim Narodzie Wybranym. Przeminęły tysiące lat, poginęły narody, które z nimi walczyły. Upadły wielkie mocarstwa i ślad po nich nie został. A Izrael jest! Tak jak Ty jesteś wielki, Boże.
I dokładnie wypełnia się to, co mówi Twoje Słowo. W powrotnej drodze w przedziale pociągu do Katowic jadę sama. Nie mogę się powstrzymać od płaczu. „Nie wiem, Panie, dlaczego obdarzyłeś mnie taką miłością do Twego Narodu Wybranego i co ze mną chcesz zrobić, ale chcę Ci być posłuszna, rób ze mną, co chcesz”.
W moim życiu zaczęty się wypełniać słowa: „Będę błogosławić błogosławiącym Tobie”. Z okazji moich sześćdziesiątych urodzin otrzymałam w prezencie od moich synów tysiąc dolarów (nigdy wcześniej nic takiego się nie wydarzyło). Tak więc jadę z wycieczką do Izraela. Trafiłam akurat na promocję biura podróży. Kiedy samolot dotknął ziemi, śpiewam na głos „Hawenu Szalom Alechem”. A później przez osiem dni wzruszenie za wzruszeniem. Nie wierzę własnemu szczęściu. Serce przepełnia ogromna radość i wdzięczność dla Adonaj. „Czy to możliwe, Boże, że własnymi oczami oglądam Twoją Ziemię Obiecaną, skąd wyszło zbawienie na cały świat, ziemię, po której chodził własnymi stopami Jeszua Masjasz”? Zwiedzamy wszystkie miejsca, o których mówią Ewangelie: Galilea, Samaria, Góra Tabor, Góra Oliwna, Grota Eliasza, Jezioro Genezaret, Studnia Jakuba… Piłam wodę ze Studni Jakuba, gdzie Jezus objawił się Samarytance jako Mesjasz. Nazaret, Jerycho, Betlejem i Jeruzalem, Via Dolorosa, Ściana Płaczu. Zwyczajem żydowskim wkładam między kamienie w Ścianie Płaczu moją prośbę do Najwyższego, aby nawróciła się moja rodzina i aby w Polsce było przebudzenie.
Rok 2001. Znów jestem na „Marszu Żywych” w Oświęcimiu. Podchodzę do grupy młodych Żydów, rozdaję błogosławieństwo Aarona, wypisane po angielsku i hebrajsku na plakietkach (do przypięcia na piersi) i głośno powtarzam kilka razy; „I love you Izrael”. Jeden z młodych ludzi podnosi swoją rękę na moją głową i zaczyna odmawiać błogosławieństwa. Podnoszę swoje ręce do góry i mówię: „Alleluja, alleluja”! Była to jedna z najpiękniejszych chwil mego życia — otrzymać błogosławieństwo od Żyda! Czy może być coś wspanialszego? Cała grupa rzuca się do mnie, aby ściskać i całować. Następnie robimy wspólne zdjęcie.
W czasie mego pierwszego pobytu na „Marszu Żywych” poznałam Żydówkę z Tel-Avivu, panią Ewę R. Jej cała rodzina została zamordowana w czasie holocaustu. W noc sylwestrową 2000/2001 na początku III Tysiąclecia dokładnie o godzinie za pięć dwunasta w nocy łączę się telefonicznie z Tel-Avivem i mówię do Ewy: „Ewa, później sobie porozmawiamy, teraz chcę odmówić błogosławieństwo nad Izraelem na III Tysiąclecie od chrześcijaństwa ewangelicznego z Polski”. I dokładnie o północy popłynęły przez telefon nad Izraelem słowa: „Niech Ci błogosławi Pan i niechaj Cię strzeże. Niech rozjaśni Pan oblicze swoje nad Tobą i niech Ci miłościw będzie. Niech obróci Pan twarz swoją ku Tobie i niech da Ci pokój”. W czasie odmawiania tego błogosławieństwa czułam ogromną moc.
Rok 2002. Znów jestem na „Marszu Żywych”. W przeddzień „Marszu” dołączam do grupy Żydów amerykańskich, zwiedzających obóz w Oświęcimiu. Jesteśmy w komorze śmierci. Rabin odczytuje imiona pomordowanych i odmawia kadisz. Znów płyną mi łzy strumieniami po twarzy. Jeden z uczestników filmuje moją twarz. Kiedy opowiadałam o tym przeżyciu siostrze z Oświęcimia, ta powiedziała: Basiu, to sam Bóg dał ci te łzy, żeby oni wiedzieli, że my ich miłujemy. Będziesz na tym filmie na wieczną pamiątkę”.
Pan dał mi wielką radość, iż mogłam być w Berlinie w zborze Żydów Mesjańskich, dokąd zaprosiła mnie siostra z Niemiec, która też kocha Izraela. Kiedy zaśpiewali uwielbienie w języku hebrajskim, było to ponad moje siły, by nie zatańczyć przed Panem. A wszystko to z radości, iż mogę wielbić mego Boga z jego Narodem Wybranym, ja, dzika gałązka, wszczepiona w szlachetne drzewo oliwne.
Pan błogosławi mi cały czas. Rok temu (to jest w 2001) podczas pobytu w szpitalu przez „przypadek” został odkryty u mnie rak narządów rodnych w początkowej fazie. Zostałam zoperowana i jestem całkowicie zdrowa. A miałam, tak jak twierdził lekarz onkolog, tylko cztery lata życia przed sobą.
Cóż Ci mogę dać, Izraelu, umiłowany narodzie, źrenico Bożego oka, oprócz mego serca, modlitw, błogosławieństw i moich łez — ja, stara, 63-letnia kobieta? Mogę tylko powtórzyć słowami psalmisty: „Jeżeli zapomnę cię, Jeruzalem, niech uschnie prawica moja. Niech przylgnie język mój do podniebienia, jeślibym nie pamiętał o tobie. Jeślibym nie wyniósł Jeruzalemu nad największą radość moją”. Szalom.
Autorka mieszka w Gorzowie Wlkp. Jest cenną Bożą kobietą oraz matką dwóch dorosłych synów. Poprzez ten artykuł możesz tylko częściowo ujrzeć, jaką Basia ma pasję dla narodu izraelskiego. Jej świadectwo jest reakcją na apel umieszczony w AF 2/2002 na stronie 43. Czy i ty zareagujesz w jakiś sposób? Otwieramy swoje łamy na twoje propozycje.