Ci, co uczynili zamęt w całym świecie, przybyli i tutaj… | |
Dz 17: 6b. |
Boże życie to nie stagnacja, nuda, skostniałość. Wbrew wielu wyobrażeniom, nawet tych, którzy mieliby się na tym znać. Widziałem kiedyś w jakiejś książce z historiami biblijnymi ilustrację, która miała przedstawiać wylanie Ducha Świętego w Jerozolimie. Nie można było nie wybuchnąć śmiechem na widok tego dostojnego grona świętych, ubranych w szaty klasztorne, z arcypoważnymi wydłużonymi twarzami, z rękami złożonymi w przepisowy średniowieczny sposób do modlitwy, z oczami utkwionymi w sufit, siedzących w bezruchu jak jakieś mumie czy rzeźby z gipsu i w nabożnym skupieniu poddających się owemu tajemnemu misterium napełnienia Duchem Świętym.
Tego typu błąd powtarza się niezliczoną ilość razy w różnych sytuacjach i w najróżniejszych postaciach, zawsze kiedy cielesny zmysł próbuje narzucić innym swoje wyobrażenia o sposobie, w jaki Duch Święty powinien działać. Oczywiście posługując się tradycyjnym już biblijnym uzasadnieniem, że Bóg nie jest przecież Bogiem nieporządku, ale pokoju (1Ko 14:33). Święta to prawda, tylko że na równi z innymi rzeczami także Bożego porządku i Bożego pokoju musimy się uczyć z Jego Słowa pod natchnieniem Jego Ducha, a nie zakładać, że Bóg musi się kierować naszym zrozumieniem porządku i pokoju. Gdyż okazuje się, że między naszym, a Bożym porządkiem bywa z reguły kolosalna, wręcz przepastna różnica. Najlepszym tego przykładem jest sytuacja, z której pochodzi nasz wstępny cytat. Całe miasto było wzburzone, jak zresztą na licznych miejscach, gdzie pojawiali się apostołowie (Dz 13:44,50; 14:2,4,5; 16:20; 17:5,6; 19:23–40; 21:27–31). Pierwotne chrześcijaństwo istotnie w krótkim czasie „uczyniło zamęt” w całym ówczesnym świecie, burząc istniejący wtedy ludzki porządek.
Panujący u nas do niedawna ustrój też miał swój porządek. Trudno było zarejestrować stowarzyszenie religijne, trudno było założyć zbór, zdobyć zezwolenie na budowę kaplicy, wydać książkę czy kasetę, zorganizować publiczną imprezę itp. itd., gdyż wszystko to zakłócało narzucony przez władze „porządek”. W krajach sąsiadujących z Polską było jeszcze znacznie gorzej: Nie można było ustanowić kaznodzieją nikogo, kto nie miał państwowego „zaufania”, nie można było urządzić nabożeństwa poza kaplicą ani dodatkowego nabożeństwa w kaplicy, nie można było wygłosić nad grobem mowy pogrzebowej, nie można było nauczać dzieci ani młodzieży, nie można było urządzać spotkań domowych, obozów letnich, kolonii itd. itp.
Temat ten można byłoby kontynuować, ale wróćmy do współczesności. Dzięki łasce Bożej nastąpiły zmiany — pękła ta obręcz ograniczeń i nacisków i otworzyły się nowe, prawie nieograniczone możliwości. Początkowo nie umieliśmy z nich korzystać, ale stopniowo uczymy się tego i robimy w tej nauce postępy. Pojawiają się najróżniejsze inicjatywy, podejmowane są różne działania. Życie religijne przestało się ograniczać do zamkniętych kaplic i wylega na zewnątrz. Do domów prywatnych w postaci grup domowych, grup modlitewnych i różnych nieformalnych spotkań, do domów kultury, kin, hal sportowych i innych obiektów publicznych w postaci różnych imprez, konferencji czy zjazdów, pod namioty w postaci kampanii ewangelizacyjnych, do przyrody w postaci obozów, kursów, kolonii, a także na ulice i place miejskie w postaci akcji ulotkowych, koncertów, pantomim i ewangelizacji indywidualnej.
I to jeszcze wcale nie wszystko. Coraz to więcej mamy słowa drukowanego, zarówno czasopism, jak i broszur i książek. Coraz więcej słowa mówionego w postaci nagrań na kasetach, audycji radiowych i telewizyjnych. Coraz więcej słowa śpiewanego w postaci kaset muzycznych i płyt CD. Coraz więcej innego jeszcze słowa w postaci kaset video, płyt video, stron internetowych itp. Mnożą się inicjatywy ewangelizacyjne, mnożą się szkoły biblijne i najróżniejsze inne formy nauczania prawd Słowa Bożego, mnoży się liczba zagranicznych inicjatyw misyjnych. I ta różnorodna działalność rozwija się coraz to szybciej, ciągle nabierając rozpędu. Co chwila ktoś dowiaduje się u mnie, czy nie wiem, jak założyć własną witrynę w internecie, gdzie i jak zdobyć numery ISBN, skąd wziąć dobry mikser do nagrań lub kopiarkę do kaset, czy jak ubiegać się o koncesję radiową lub jak nabyć nadajnik. Nawet pewien miły chłopiec w wieku szkolnym, będący moim krewniakiem, wydaje samodzielnie w kilkudziesięciu egzemplarzach ciekawe pisemko „Jedność” i to aż w trzech językach: polskim, czeskim i słowackim.
Ujmując krótko, robi się coraz większy zamęt. Trudno już śledzić poszczególne, coraz to nowe czasopisma. Ostatnio często ktoś mi coś podsuwa i pyta, czy to znam, a ja widzę to po raz pierwszy. Całkiem niemożliwe jest choćby tylko przejrzenie wszystkich nowych książek czy przesłuchanie wszystkich dostępnych nagrań. Mimo, że zaangażowałem się w prace pewnej szkoły biblijnej, nie jestem już w stanie wymienić wszystkich szkół biblijnych, czynnych obecnie w Polsce, zresztą zanim ten artykuł zostanie przeczytany, będzie ich zapewne jeszcze więcej niż w chwili, kiedy go piszę. I tak jest z wielu innymi rzeczami, choćby tylko wymienić nowe zbory, nowe osoby w usłudze czy nowe formy ewangelizacji. Wszystko to absolutnie przerasta moje możliwości percepcji i choćby tylko jakiejś pobieżnej systematyki.
A jak to wszystko ocenić? Nie manewrując długo powiem otwarcie, że oceniam to jednoznacznie pozytywnie, co zresztą chyba zdradził już tytuł tego artykułu. Przyznaję i stwierdzam, że ten wzmagający się w Polsce hałas środowiska ewangelicznego i nie tylko jest miłą muzyką dla moich uszu. Tak, to prawda, że robi się coraz większy zamęt, ale moim zdaniem jest to błogosławiony zamęt, podobnie jak ten, który w swoim czasie wywoływali swoją obecnością apostołowie. Moim zdaniem podnosi się wielka fala Bożego działania i ten „zamęt” będzie się jeszcze wzmagał. Będę się o to modlił i „trzymał kciuki”, aby tak było, aby ten zamęt był coraz bardziej widoczny, aby ten hałas był coraz głośniejszy i wstrząsnął w końcu całym społeczeństwem naszego kraju. Niech ten zamęt stanie się alternatywą dla tych zamętów, których ludzie mają już dosyć, jak blokady dróg, wysypywanie zboża na tory, okupacje budynków, pikiety przed sejmem czy różne inne protesty i ruchawy! Nie stanie się to z dnia na dzień, musi upłynąć jeszcze trochę czasu, pewne rzeczy muszą się wykrystalizować, ale jak na razie jestem optymistą i uważam, że ta fala rozwija się prawidłowo. Nic też nie świadczy o tym, by groziło jej jakieś nagłe zatrzymanie.
Niestety zgoła inaczej ocenia dzisiejszą sytuację wielu moich przyjaciół i rówieśników, czyli ludzi w wieku, ehm, ponad średnim. Przeważnie się wykrzywiają i narzekają, a niemało ich jest przerażonych i zrozpaczonych. Wszystko to jest ich zdaniem pomieszane, wszystko to jest mętne, wszystko to jest niezdrowe, wszystko to jest nie tak. Wychodzą z ich ust i spod ich piór coraz to nowe utyskiwania: A to na różne publikacje „wątpliwego autoramentu”, a to na różnych głosicieli, którzy pojawiają się „ni stąd ni zowąd”, a to na różne „grupy parakościelne”, które usiłują wchodzić w kompetencje kościołów i wyciągać z nich ludzi, a to na ostateczne „czasy trudne”, nacechowane olbrzymim napływem fałszywych nauk, fałszywych proroków, fałszywych nauczycieli, fałszywych mesjaszy i fałszywych nie wiem jeszcze kogo. Ich ocena istniejącego stanu jest zatem jednoznacznie negatywna. Zatykają więc uszy, barykadują się i myślą tylko o obronie i przetrwaniu tego czarnego okresu. Od dawna zarzucają mi różne niewłaściwe rzeczy, a po tym artykule spadnę zapewne w ich oczach jeszcze niżej.
Przykro mi, że nie mogę się utożsamić z taką oceną i postawą. Dlaczego? Ponieważ nie mogę postępować wbrew temu, co Pan daje mi widzieć. A daje mi widzieć wyraźnie wiele fałszywych nauk i wiele takichże proroków, nauczycieli i mesjaszy, daje mi też widzieć „czasy trudne” i wyjątkowo namacalne ataki diabelskie, jednakże daje mi także widzieć zasadniczą różnicę pomiędzy tym wszystkim, a tym, co czyni Pan. Pismo Święte ostrzega dobitnie przed tym wszystkim złem, ale podaje także wyraźny sposób na odróżnienie rzeczy złych od rzeczy dobrych. „Czyż zbierają winogrona z cierni albo z ostu figi? (Mt 7:15–23) Raczej nie miewam trudności z odróżnieniem nauk ani nauczycieli diabelskich, zaprzeczających Słowu Bożemu, od tych, którzy je gorąco miłują i poświęcili swoje życie jego zwiastowaniu.
Owszem, aktualnie narasta i potężnieje niewątpliwie także fala nauk i wpływów demonicznych, ale po prostu ich nie słucham, one mnie nie interesują i nie widzę potrzeby zajmowania się nimi. Co najwyżej dostrzegam je przechodząc czasem koło rozstawionych na ulicy straganów z książkami o dziwnych tytułach, ale wystarczy pobieżny rzut oka do którejś z nich, aby zobaczyć, że Słowo Boże ani nie jest tam znane, ani respektowane, ani cenione. Nie spotkałem też dotychczas ani jednej siostry czy brata, który miałby problemy z takimi prądami czy takimi książkami, który nie byłby w stanie bez trudu odróżnić tego matactwa od prawdziwej ewangelii. Odbiorcami tych nauk nie są „wybrani”, ponieważ ich zwieść nie można (Mt 24:4–5,11–13,24; 2Ts 2:9–12), gdyż przed zwiedzeniem chronią ich wystarczająco te biblijne ostrzeżenia.
Co najwyżej, jeśli nie trwają mocno przy Panu, mogą być chwilowo zdezorientowani, ale zwykle nie tymi fałszywymi naukami, lecz przede wszystkim kłótniami pomiędzy wierzącymi, jednak Duch Święty z całą pewnością pomoże im odnaleźć prawdę, jeśli tylko pozwolą Mu się prowadzić i uczyć. Wydaje mi się, że przyczyną panicznego strachu niektórych wierzących przed fałszywymi naukami i zwiedzeniem jest to, że nie doceniają mocy Bożej, a przeceniają moc ciemności, przypisując jej cechy, jakich nie posiada. Pan Jezus uczy bowiem wyraźnie, że diabeł nie może działać sam przeciwko sobie: głosić ewangelii, wzywać ludzi do upamiętania, wyrywać ich z ciemności ani prowadzić do prawdy Bożego Słowa (Mk 3:23–27).
Dostrzegam pewne zjawisko, które mogłoby częściowo tłumaczyć te notoryczne sprzeciwy starszego pokolenia wierzących przeciwko nowym poruszeniom Ducha. Słuchając zastrzeżeń i uwag krytycznych widać wyraźnie, że ich podłożem nie są fakty, lecz bardzo tendencyjny, wypaczony sposób ich widzenia. Nie posądzam moch braci, że celowo fałszują prawdę, aby móc rzucać oszczerstwa, gdyż byłoby to zarówno nieuczciwe, jak i nielogiczne. Uważam natomiast, że macza w tym niewątpliwie palce „nasz przeciwnik diabeł”, stawiając przed oczy wierzącego nie prawdziwy obraz danego zjawiska, danej usługi czy osoby, lecz obraz mocno zdeformowany czyli po prostu karykaturę. Wpatrując się w tę diabelską karykaturę, jesteśmy przerażeni i oburzeni okropnością tego zjawiska, usługi czy osoby i zaczynamy naszą tyradę potępienia. Zaś osnową tej diabelskiej karykatury jest jakiś niefortunny, marginalny szczegół w tym zjawisku, usłudze czy osobie, jakie można znaleźć wszędzie, diabeł jednak właśnie na ten szczegół skieruje swoje szkło powiększające i wyolbrzymi go, tak że w jego karykaturze zajmuje on całe pole widzenia.
— Ale dlaczego diabeł miałby mieć taką możliwość przystępu i okłamywania szczerych ludzi wierzących? — Uczciwie przyznam, że nie do końca to rozumiem, uważam jednak, że ludzie, w stosunku do których udaje mu się to robić, to znaczy którym stawia przed oczy te karykatury ich braci i ich usługi, dają mu jakieś miejsce przystępu (Ef 4:23). Być może dzieje się to na skutek zbyt wielkiej ambicji, nieczystych, egoistycznych motywów, zbytniej podejrzliwości, braku obiektywizmu lub może strachu przed całkowitym zawierzeniem Bogu. Tak czy inaczej, wierzę, że można się od tego szkodliwego wpływu wyzwolić, trzeba jednak w tym celu odłożyć wszelkie własne oceny, a usilnie walczyć przed Bogiem o poznanie obiektywnej prawdy w świetle Bożym, będąc oczywiście gotowym tę Bożą ocenę przyjąć. Bez śmierci starego człowieka w nas jest to jednak niemożliwe.
Jeśli patrzeć bez uprzedzeń, całkiem obiektywnie, to w tych nowych, niesformalizowanych inicjatywach i strukturach rzuca się w oczy gorąca miłość do Słowa Bożego i usilne poszukiwanie jego prawdy, pragnienie postępów w życiu duchowym i bliskiej więzi z Chrystusem. Świadczy o tym między innymi odnajdywanie najwartościowszych pozycji klasyki chrześcijańskiej różnych okresów i różnych środowisk i pochłanianie ich treści, a także otwartość na wszelkie współczesne poruszenia Ducha. W tym pozornym zamęcie dochodzą do głosu różne akcenty, ale głosy te wzajemnie uzupełniają się, tworząc harmonijną mozaikę. Podobnie jest także w ustabilizowanych strukturach wyznaniowych, różnica polega jednak na tym, że poszczególne wyznania głoszą wiernie swoją fragmentaryczną prawdę, ale zatykają uszy na fragmenty prawdy, głoszone przez innych, tutaj natomiast istnieje świadomość, iż poszczególne usługi potrzebują się wzajemnie i muszą się uzupełniać, toteż istnieje szybki przepływ, powodujący szybkie uzupełnianie braków i dzięki temu szybki, aż zdumiewający duchowy postęp. Trudno byłoby znaleźć biblijny temat, który byłby całkiem niezauważony czy celowo pomijany.
I, co najważniejsze, w tym „zamęcie” ludzie gorliwie się modlą, a to jest zarówno zabezpieczeniem przed zagrożeniami, jak i gwarancją posuwania się naprzód.
— A skąd wiesz? Przecież tego nie widać! —
— Świadczą o tym właśnie dostrzegalne owoce. Takiej duchowej harmonii w ogólnym zamęcie, w braku ludzkiego przywództwa, wśród ludzi bardzo różnego pochodzenia nie można osiągnąć inaczej, jak tylko przez usilne modlitwy, przez poddawanie się działaniu i kierownictwu Ducha Świętego. I to jest dla mnie dowodem, że jestem świadkiem i uczestnikiem wspaniałego poruszenia Ducha, którego tak długo z upragnieniem oczekiwaliśmy. Oczywiście, że są także zgrzyty, oczywiście, że są i dysonanse, ale Duch Święty niewątpliwie sobie z tym poradzi. Istnieje bowiem skuteczny mechanizm, automatyczne sprzężenie zwrotne, dzięki któremu fałszywe akcenty nie uaktywniają słuchaczy, nie znajdują u nich ani posłuchu, ani zachęty, co prowadzi do ich automatycznego wygasania. Naturalne duchowe mechanizmy działają więc daleko lepiej i skuteczniej niż ludzkie organizacyjne przywództwo. Lecz tylko pod warunkiem, że będziemy nadal i coraz usilniej poszukiwać społeczności z Panem i trwać w niej. Pan Jezus całymi dniami przebywał w „zamęcie”, podobnie jak i apostołowie, ale warunkiem ich zwycięstw pośród tego zamętu były noce spędzone na modlitwie, „zginane kolana” w odosobnieniu i ciszy samotnych godzin. Dopóki tego czynnika modlitwy i społeczności z Panem będziemy pilnować i usilnie zabiegać o to, by on się potęgował, „zamęt” ten będzie harmonijny i błogosławiony.
Tak, tak, nastały ciężkie czasy dla tych, którzy znają działanie Ducha tylko poprzez siebie, poprzez swoje ludzkie gremia kierownicze i ich dyrektywy. Drodzy moi przyjaciele i rówieśnicy, dobrze byłoby postarać się o trochę więcej pokory i trochę więcej zaufania do prowadzenia przez Ducha Świętego. W przeciwnym bowiem razie będzie wam coraz trudniej. Bo to, co widzicie dzisiaj, to dopiero początek „zamętu”. Jeszcze będziecie przecierać oczy ze zdumienia na widok tego, czego potrafi dokonać Duch Święty, posługując się i kierując zwyczajnymi „laikami”, jeśli tylko nie są oni prowadzeni na zbyt krótkim postronku wyznaniowym i usilnie w pokorze szukają oblicza Bożego. Rozumiem wasze opory i obawy, jeśli jednak będziecie usilnie o to prosić, Pan zmieni wasze spojrzenie i wasze oceny. Jesteście ze swoim dorobkiem i doświadczeniem w aktualnym poruszeniu bardzo potrzebni, potrzeba tylko, abyście odstawili na bok wszelką ludzką tradycję, ambicję i zarozumiełość, a w pokorze poszukiwali nowego, świeżego objawienia Słowa Bożego i wyraźnego widzenia dzisiejszych duchowych faktów. Pan może zwrócić wasze serca „ku synom” (Ml 3:34), tak jak cztery lata temu uczynił to z moim, byśmy nie złorzeczyli im ani nie przeszkadzali, lecz byśmy mogli wspierać ich i błogosławić.
W okresie międzywojennym pewne pisemko „Głos Prawdy” tak oto ujęło trafnie ówczesny przebudzeniowy „zamęt” i związane z nim obawy: „Jest to jedno spostrzeżenie, które można robić przy wszystkich starzejących się osobach, iż oni nie mogą znieść tego hałasu i nieprzyzwoitości dzieci. Oni miłują więcej to stare, co raz było, aniżeli to tworzące się. Dusza ich wciąż szuka i chce to uporządkowane, to dojrzałe i to wyklarowane. Czy nie jest to cecha, znamię, które noszą niektóre osobistości, spółeczności i kościoły w dzisiejszym czasie? Oto mamy zestarzałe chrześcijaństwo. Lecz jest wielka różnica, czy tętni i szumi przez kościół rozwijający się życie, lub też tylko z biedą trzymie się to zestarzałe i wciąż starzejące się życie duchowe” (Głos Prawdy nr 6/1922, str. 1–2; patrz także „Głosy z przeszłości”, Do Celu nr 1, str. 10). Weźmy to pod uwagę!
J. K.