Józef Kajfosz: „Życie ma sens”



3

Owocne pojmowanie Boga


Od dawnych czasów różne ludy, obserwując swoje materialne otoczenie, dochodziły świadomie czy podświadomie do przekonania, że człowiek i wszechświat muszą mieć Stwórcę, że poza tym wszystkim widzialnym musi ukrywać się mądrość i potęga jakiejś wyższej istoty czy istot. Doszedłszy do takiego przekonania ludzie różnych ras i kultur od dawnych czasów szukali sposobów poznania tych istot i nawiązania z nimi kontaktu. Co więcej, świadomi swojego uzależnienia od tych istot, poszukiwali także sposobu właściwego ułożenia sobie stosunków z tym nadrzędnym światem. Stąd zrodziło się pojęcie bóstwa, a w dalszej kolejności najróżniejsze sposoby wyrażania szacunku dla bóstw, oddawania im czci, składania ofiar itd. Powstawały w ten sposób najróżniejsze religie, które moglibyśmy nazwać różnymi zestawami odpowiedzi na pytania dotyczące istnienia świata, człowieka i Boga. Wiemy, że istnieje mnóstwo religii, że w najróżniejszy sposób określają one istotę bóstwa, podają przeróżne odpowiedzi na pytania dotyczące powstania świata i człowieka, w różnoraki sposób określają też obowiązki człowieka względem bóstwa. Wiemy, że odpowiedzi te, ogólnie biorąc, są wzajemnie sprzeczne, brzmią fantastycznie i nie dają żadnej gwarancji prawdziwości.

Jak określić to zjawisko i jak się do niego ustosunkować? Skąd wzięły się te wszystkie religie, skąd wzięły się sprzeczności pomiędzy nimi i jaka jest ich wartość? Sprawa jest prosta. Religie są owocami ludzkich poszukiwań, wynikami prób znalezienia odpowiedzi na podstawowe zagadnienia bytu. Są one więc produktem ludzkich dociekań, ludzkiej wyobraźni i fantazji. Stąd nic dziwnego, że są one wzajemnie sprzeczne i nie dają odpowiedzi wiarygodnych. Bóstwa występujące w religiach nie stworzyły człowieka, lecz przeciwnie, człowiek stworzył te bóstwa w swej wyobraźni. Ujawnia się to między innymi w tym, iż bóstwa te noszą cechy mentalności swoich twórców. Bogowie występujący w religiach i mitologiach różnych narodów posiadają wybitnie ludzkie cechy: ulegają różnym namiętnościom, toczą między sobą spory i kłótnie, rywalizują z sobą, zwalczają się i krzywdzą. Bogowie greccy odznaczają się cechami mentalności greckiej, bogowie rzymscy prowadzą tryb życia charakterystyczny dla Rzymian, bogowie ludów prymitywnych są prymitywni, bogowie Wschodu zachowują się w sposób typowy dla ludzi Wschodu i tak dalej.

Jest rzeczą oczywistą, że religia nieprawdziwa nie może zaspokoić potrzeb człowieka. Nie dostarczy wiarygodnych odpowiedzi na podstawowe pytania, nie zaspokoi głodu duchowego człowieka i nie rozwiąże praktycznych problemów ludzkiego życia. Widzimy to wyraźnie, przypatrując się życiu wyznawców tych religii. Religie dają namiastkę pokarmu, odwracają uwagę od palących potrzeb, przyrzekają wyzwolenie, lecz go nie zapewniają. Co najwyżej są w stanie złagodzić pewne problemy osobiste czy społeczne, ale żadnego nie rozwiązują. Trudno dziwić się ateistom, którzy widzą w religiach coś w rodzaju narkotyku, opium, środka znieczulającego, dającego złudzenie pomocy, lecz nie dającego prawdziwej pomocy, odrywającego człowieka od realiów i przenoszącego go w świat iluzji.

Wraz ze wszystkimi, którzy odrzucają tego rodzaju namiastki, możemy tutaj bez zastrzeżeń stwierdzić, że i my nie chcemy takiej religii. Nie chcemy religii, która daje tylko złudzenie satysfakcji, nie chcemy odpowiedzi ani przepisów wymyślonych przez ludzi. Nie można się przecież nasycić namalowanym chlebem, nie można wykąpać się w namalowanym jeziorze, nie można ogrzać się przy namalowanym ogniu. Chodzi nam o prawdę, rzeczywistość, autentyzm. Jeśli prawdziwy Bóg istnieje, będziemy w niego wierzyć. Jeśli istnieją tylko złudzenia, ślicznie dziękujemy. Nie interesują nas reklamy z ładnymi obrazkami butów, prezentowane przez bosych ludzi. Chcemy widzieć buty.

Uzgodniliśmy więc, że będzie nas interesować tylko to, co prawdziwe i pewne. Skąd wziąć jednak tego rodzaju informacje o Bogu? Jak upewnić się o ich prawdziwości? Jednym źródłem takich informacji, jak stwierdziliśmy już wcześniej, jest otaczający nas świat materialny. Skoro jest on dziełem Boga, obserwując go i badając będziemy zarazem poznawać cechy Boga. Znawcy sztuki, badając dzieła różnych mistrzów: malarzy, kompozytorów, poetów itd., odkrywają w nich cechy ich twórców. Patrząc na przyrodę widzimy niewątpliwie dzieło Mistrza nad wszystkich mistrzów. Widok bezkresnego falującego morza, widok szafirowego nieba i oślepiającej bieli chmur pod skrzydłami samolotu, widok leśnej łąki tętniącej barwnym życiem, napełnionej oszałamiającą harmonią barw i dźwięków, widok pogrążonych w absolutnej ciszy górskich olbrzymów, które zakute w iskrzący, mroźny pancerz wyglądają jak brylantowe, widok bezdennych przepaści kosmosu, napełnionych miliardami krążących precyzyjnie światów — oto kilka z niezliczonych arcydzieł Mistrza, o którym mówimy. Wstrzymują nam one oddech i odbierają mowę, a serce napełniają niewyrażalnym w słowach uczuciem zdumienia, zachwytu i adoracji.

"Gdy na ten świat spoglądam, wielki Boże,...
Me serce w uwielbieniu śpiewa Ci:
Jak wielkiś Ty! Jak wielkiś Ty!"

Widzimy w stworzeniu bezgraniczną potęgę Stwórcy, widzimy nieograniczone Jego możliwości. Widzimy w nim Jego niedoścignioną pomysłowość i mądrość. Widzimy Jego konsekwencję, umiłowanie prawa, ładu i porządku. Widzimy Jego niezrównany artyzm, poczucie piękna, estetykę. Widzimy Jego bezprzykładną staranność, drobiazgową precyzję, dbałość o każdy szczegół.

Można by wydłużyć tę listę, odczytywać w naturze jeszcze wiele innych cech Bożych. Im dłużej będziemy to robić, tym większy będzie nasz podziw. W miarę wgłębiania się w cechy Stwórcy podziw ten stopniowo przekształcać się będzie w uwielbienie. Coraz bardziej zaczniemy sobie zdawać sprawę z dysproporcji między Nim a nami, między Stwórcą a stworzeniem, coraz bardziej będziemy w obliczu Jego potęgi odczuwać naszą ograniczoność i nicość. W tym ogromie stworzenia jesteśmy pyłkami, niezmiernie nikłymi i wątłymi: Nie ma ani jednej wśród wymienionych cech Bożych, w której moglibyśmy się mierzyć ze Stwórcą, v której nasze porównanie z Nim nie wypadłoby beznadziejnie i przygnębiająco na naszą niekorzyść. W porównaniu z Bogiem jesteśmy niczym. Możemy wydawać się sobie wielkimi przyrównując się do samych siebie, przymierzając się wzajemnie do innych, mierząc nasze osiągnięcia miarą naszych osiągnięć, ale stając obok Boga będziemy zawsze w położeniu ziarenka piasku u podnóża olbrzymiej góry, której szczyt sięga nieba. Godzi to boleśnie w naszą zarozumiałość, w nasze wysokie mniemanie o sobie, ale powiedzieliśmy, że chodzi nam tylko o prawdę, rzeczywistość i autentyzm, nie możemy więc podtrzymywać złudzenia swojej wielkości, jeśli nie ma ona uzasadnienia w faktach. W stosunku do Boga i Jego cech jesteśmy i pozostaniemy niczym. Przewyższa nas On i będzie przewyższał pod każdym względem.

Ale w tym niewesołym obrazie człowieka na tle Boga jest pewien element niezwykle zachęcający i optymistyczny. Polega on na tym, że jesteśmy zdolni o Nim myśleć i pojmować Jego istnienie. Co więcej, jesteśmy zdolni także określić cechy Boga i zdumiewać się nad ich wspaniałością i doskonałością. Jak zobaczymy z poniższego rozważania, nie jest to rzeczą oczywistą.

Wiemy, że rzeczy stworzone można podzielić na różne kategorie w zależności od zakresu przejawów ich istnienia, względnie poziomu ich bytu. Wiemy, że najprostszą, a zatem najniższą formą istnienia jest materia nieożywiona. Wyższą postać bytu reprezentuje świat roślinny. Na jeszcze wyższym poziomie istnienia znajdują się zwierzęta. Wyżej od zwierząt pod względem poziomu życia stoi człowiek. Mamy więc hierarchię stworzeń: przedmiot martwy — roślina — zwierzę — człowiek. Zwróćmy uwagę, że każda następna forma bytu posiada coś, czego nie posiadają formy poprzednie. Przedmioty martwe nie żyją w tym sensie, co rośliny; w kamieniu nie ma procesów życiowych właściwych roślinie. Z kolei w roślinie nie ma instynktów właściwych zwierzętom. I w końcu, zwierzęta nie posiadają świadomości właściwej ludziom. Można by powiedzieć, że każda wyższa forma bytu posiada coś, co jest niepojęte, niedostrzegalne, niezrozumiałe dla bytów niższych. Na przykład zwierzęta kontaktują się z człowiekiem, ale tylko na swoim własnym poziomie bytu. Nie są zdolne do kontaktów z ludźmi na płaszczyźnie ludzkiej świadomości. Ta płaszczyzna jest dla nich niedostrzegalna, niepojęta. Pies towarzyszy człowiekowi z przejęciem podczas spaceru czy polowania, kiedy jednak człowiek zaczyna czytać poezję, słuchać muzyki, czy oglądać dzieła malarstwa, pies natychmiast wyłącza się, kładzie i zasypia. Dzieje się tak zawsze, jak tylko człowiek wkroczy w sferę dla zwierzęcia niedostępną.

Mówiąc o Bogu, mówimy o istocie najwyższej w tej hierarchii bytów, stojącej najwyżej, ponad wszystkim innym. Później przekonamy się, że między człowiekiem a Bogiem w szeregu tym jest jeszcze co najmniej jeden człon — istoty duchowe stworzone przez Boga, na razie wykraczają one jednak poza nasz temat. Z tego, że Bóg stanowi najwyższą formę bytu i przewyższa człowieka, wynikają bardzo istotne wnioski. Z jednej strony muszą istnieć w Bogu dziedziny dla człowieka niezrozumiałe, niedostrzegalne, niepojęte. Musimy sobie uświadomić, że jako istoty niższe nigdy nie będziemy w stanie określić i zrozumieć Boga. Istota tego, czym Bóg nas przewyższa, pozostanie dla nas zawsze wielką tajemnicą i nie może być inaczej, ponieważ gdyby tak nie było, Bóg nie byłby Bogiem. Z drugiej strony jednak doszliśmy do wniosku, że jesteśmy zdolni pojmować cechy Boga, określać je i zdumiewać się nad nimi. Świadczy to o tym, iż mimo że jesteśmy istotami niższymi, istnieją obszary naszego bytu wspólne Bogu i nam. Istnieje płaszczyzna istnienia wspólna dla Boga i człowieka. Płaszczyzna ta może być więc płaszczyzną kontaktów Boga i człowieka. W zakresie tego obszaru zdolni jesteśmy rozumieć Boga i porozumiewać się z Nim.

Bóg nie jest dla nas niedostępny: Jest On tajemnicą, ale nie jest On tylko tajemnicą. Jest rzeczą oczywistą, że może tak być tylko dzięki, temu, że Bóg nas takimi stworzył. Nie może Boga postrzegać roślina nie może zwierzę, lecz może człowiek. Skoro Bóg obdarzył człowieka taką zdolnością, przewidział zapewne Swoje kontakty z człowiekiem. Na cóż byłaby człowiekowi zdolność pojmowania Boga, gdyby nigdy nie miał z niej korzystać? A może w ogóle człowiek stworzony został właśnie po to, aby kontaktować się z Bogiem? Czyżby przewidzianym przez Stwórcę celem istnienia człowieka była jego społeczność z Bogiem? Ależ to byłaby fantastyczna perspektywa! Czy nie jest to intrygujące?

Rozumiemy, że kontakty z niższymi istotami w hierarchii bytów są kontaktami niższego rzędu. Kontakty człowieka z rośliną czy zwierzęciem w pewnym sensie degradują człowieka, gdyż z konieczności muszą się ograniczyć do poziomu bytu roślin czy zwierząt. Natomiast kontakty z istotami wyższymi podnoszą, awansują, uszlachetniają daną jednostkę. Społeczność z Bogiem jest więc dla człowieka wspaniałą perspektywą, zapowiedzią wzrostu jego rangi, znaczenia, zacności.

Ale czy jest to perspektywa realna? Z porównania cech Bożych z człowieczymi widzimy, jak zawrotna byłaby to kariera dla człowieka: Czymże w porównaniu z kontaktami ze Stwórcą jest gonitwa za rzeczami materialnymi: przyjemnościami,. korzyściami, sukcesami w skali spraw ziemskich? Czy nieokreślony głód naszej osobowości, o którym mówiliśmy, nie jest tęsknotą do tej wyższej sfery, włożoną w istotę ludzką przez Stwórcę? Czy nie budzi się w nas jakaś nieokreślona otucha i nadzieja na myśl, że przeznaczeni jesteśmy do tego, by patrzeć i wznosić się gdzieś wyżej, ponad tę beznadziejną gmatwaninę naszych ziemskich, materialnych kłopotów?

Jeśli jesteśmy stworzeniami, to przecież u Stwórcy, właśnie tam, wyżej muszą być odpowiedzi na nasze pytania, rozwiązania naszych problemów, ratunek z naszych sytuacji. Gdzież jak nie tam możemy się spodziewać siły w naszej bezsilności, mądrości w naszej bezradności, pokoju w naszej rozterce, rozjaśnienia naszych mroków, zaspokojenia naszego głodu?

— Wszystko to bardzo ładne — powie zapewne czytelnik — ale marzycielskie i nierealistyczne. Jak moglibyśmy wznieść się do Boga? Jak nawiązać ten kontakt? Jak uzyskać potrzebne nam odpowiedzi?

— Rzeczywiście, jak? Potrzebny nam jest autentyzm. Potrzebna jest prawda. Nie interesuje nas mówienie o Bogu. Potrzebny nam jest Bóg. Znaleźliśmy Jego ślady w naturze. Określiliśmy Jego cechy i zdumiewaliśmy się nad nimi. Czyż mielibyśmy być skazani na to, by przez całe życie tylko się zdumiewać? Czyż mielibyśmy przez całe życie tylko snuć domysły? Czyż mielibyśmy przez całe życie odczuwać głód wewnętrzny i tylko marzyć o nasyceniu? Czyż mielibyśmy przez całe życie jak muchy w miodzie grzęznąć w naszych materialnych perypetiach i tylko wzdychać do wolności?

Nie poradzimy sobie sami. Nie odpowiemy sami. Musimy pozbyć się złudzenia, że możemy cokolwiek zrobić w tych sprawach. Filozofowie od tysiącleci bezskutecznie głowią się nad rozwiązaniem podstawowych zagadnień istnienia, nad odpowiedziami na podstawowe pytania człowieka. Cała historia filozofii wystawia gorzkie świadectwo ubóstwa, niekompetencji i ograniczoności naszej ludzkiej mądrości, usiłującej zgłębić te fundamentalne sprawy. Niepowodzenia filozofii dowodzą ponad wszelką wątpliwość, że rozum ludzki nie jest w stanie odpowiedzieć na te pytania.

Nie myśmy stworzyli siebie. Jesteśmy stworzeniami Bożymi. Od Boga pochodzi nasza zdolność pojmowania Go, z Nim związany jest nasz głód. Od Boga jedynie możemy też oczekiwać odpowiedzi. To On jedynie może zaspokoić nasz głód. On musi wystąpić z inicjatywą, On musi wyciągnąć rękę, On musi nawiązać kontakt, On musi się odezwać, On musi rzucić światło i rozjaśnić mroki.

— Lecz czy zechce to zrobić?

— Już zrobił!