Józef Kajfosz: „Powstań Polsko!”


16

Z serca do serca


Napisałem poprzedni rozdział i pogrążyłem się w refleksji. W zasadzie to już wszystko, co od dłuższego czasu leżało mi na sercu i domagało się wyrażenia słowami. Jak tę wypowiedź zakończyć? Co jeszcze trzeba by powiedzieć? W mojej wyobraźni przesuwać się zaczęły całe rzesze rodaków ze swoją wielką różnorodnością, mentalnością, poglądami religijnymi, etycznymi, politycznymi, społecznymi, historycznymi, ze swoimi różnorakimi zachowaniami, odruchami, reakcjami. Czy jest chociaż jakikolwiek cień szansy, że coś z moich wynurzeń przyciągnie ich uwagę i skłoni do zastanowienia się, nie mówiąc już o tym, by pod ich wpływem zmienili coś w swoim spojrzeniu na rzeczywistość i dokonali jakichś poprawek swojej postawy? Czy zamiast tego nie posypią się na mnie zewsząd wyrazy dezaprobaty i oburzenia? Bo niby cóż to za jakieś nikomu nieznane zero ma czelność nas pouczać i ustawiać?

Pod wpływem tej refleksji widzę potrzebę podzielenia się kilku faktami natury osobistej. Widzę też, że powinienem pozwolić innym wejrzeć w moje serce, bo tylko w ten sposób mam szansę zostać właściwie zrozumiany. Pochodzę z Zaolzia, czyli z czesko-polskiego pogranicza. Od dzieciństwa wyrastałem w środowisku tamtejszych zielonoświątkowców, gdzie poznawałem Pismo Święte i gdzie też jako nastolatek „przyjąłem Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela i Pana”. To zapoczątkowało moją duchową przemianę, włączałem się też stopniowo w różnorodną posługę w tamtejszych wspólnotach. W międzyczasie ukończyłem studia fizyki i podjąłem pracę w czechosłowackim ośrodku badań jądrowych. W roku 1972 nasza rodzina przyjechała do Polski i zamieszkała w Krakowie. Tu kontynuowałem pracę w fizyce jądrowej, jednocześnie prowadząc nadal posługę we wspólnotach ewangelicznych i zielonoświątkowych. [141] Z biegiem czasu na pierwszy plan wysunęła się moja działalność literacka i publicystyczna. [142]

Pod wpływem wiadomości o postępach duchowej odnowy w różnych częściach świata w polskich środowiskach ewangelicznych, zielonoświątkowych i charyzmatycznych narastać zaczęło pragnienie ściślejszej więzi z Chrystusem i dążenie do ożywienia duchowego naszego własnego środowiska, a także do odnowy duchowej całej Polski. Na przełomie tysiącleci pojawił się cały szereg inicjatyw modlitewnych, spotkań, konferencji, a także wydawnictw i publikacji, których wspólnym hasłem i tematem było duchowe przebudzenie w Polsce. Tysiące chrześcijan modliło się wtedy indywidualnie i zbiorowo o potężny powiew Ducha Świętego nad Polską. Wielką zachętą i inspiracją w trakcie tych działań były odwiedziny i posługa znaczących postaci z zagranicy, związanych z odnową, takich jak David Wilkerson, Josh Mc Dowell, John Paul Jackson, John Wimber, Emilien Tardif, Peter Hocken, Dennis Balcombe, Alan Vincent, Gbile Akanni, John Mulinde, Cindy Jacobs i cały długi szereg innych, którym Duch Święty w sposób szczególny kładł na serce nasz kraj i którzy częstokroć dzielili się z nami swoimi proroczymi odczuciami. [143]

To stawanie przed obliczem Bożym w usilnej modlitwie zaczęło owocować. Ku naszemu zaskoczeniu jednak nie w powszechnie oczekiwany sposób. Bóg nie zaczął od przemiany naszych rodaków, tylko od nas samych. W różnoraki sposób zaczął do nas mówić i pokazywać nam nasze własne ułomności, stojące na przeszkodzie Jego działania w Polsce. Zaczął się proces naszego oczyszczania się, naszej przemiany, który trwa aż po dzień dzisiejszy. Proces trudny, wymagający kwestionowania pewników, łamania uprzedzeń, odważnych, nieraz ryzykownych zmian.

Jedną z dziedzin, na które Duch Święty zdaje się kłaść szczególny nacisk, jest wzajemny stosunek do siebie nawzajem. W Bożym świetle zaczyna być widoczna nasza pewność siebie, zarozumiałość, arogancja, brak obiektywizmu, ironiczny, lekceważący stosunek do innych, wzajemne zarzuty, pretensje, oskarżenia, potępianie innych. Wspomnę, jak wyglądało to u mnie samego. Po przyjeździe do Polski z racji mojej inności wyznaniowej czułem się niepewny, skrępowany, zamknięty w sobie, niezdolny do przyjaznych stosunków i otwartej wymiany myśli z moimi kolegami z pracy. Dopiero po długich latach powoli otwierałem się na nieśmiałe próby dialogu. Nikogo nie krytykowałem, jednak inność powodowała wzajemną obojętność i obcość. Moja posługa dotyczyła wyłącznie mojego środowiska i tylko z nim związane były moje oczekiwania na Boże działanie. Mówiąc bez ogródek, przy takim nastawieniu hasło przebudzenia w Polsce wiąże się z wyobrażeniem i oczekiwaniem, że ludzie zaczną masowo opuszczać swoje kościoły i przechodzić do tego „naszego”, ktory uważamy za najlepszy.

Z taką postawą nie można marzyć o posłudze w szerszym zakresie. Taka postawa jest też sprzeczna z myślą Bożą, gdyż Bóg nie ma względu na osoby. Potwierdzeniem tego faktu są zmagania duchowe, jakie musiał toczyć z własną mentalnością i jakie opisuje w swojej książce cytowany już David du Plessis.

W tym czasie Pan często odsyłał mnie do 13 rozdziału 1 Listu do Koryntian, do najpiękniejszych słów, napisanych kiedykolwiek na temat miłości. Czytałem, modliłem się i myślałem: „Czy to może być prawda?” Miłość jest tak ważna, że nam, zwykłym istotom ludzkim, trudno to pojąć. Ważniejsza jest niż mówienie do Boga językami. Ważniejsza od rozmowy z Bogiem. Ważniejsza niż uzdrowienia, niż przenoszenie gór wiarą. „Czy to może być prawda?” Jest ważniejsza niż oddanie życia w imię sprawiedliwości społecznej. Ważniejsza jest niż życie pełne poświęcenia, ważniejsza niż służba kaznodziejska. Bez miłości nic nie ma znaczenia. „Czy to może być prawda?”

W pokoju (szpitalnym) o zielonych ścianach, białym suficie, wśród odleżyn i basenów, podczas nie kończących się godzin, Pan powiedział: „Musisz kochać tych, którym posługujesz. Nie posługuj nikomu, jeśli go nie kochasz”. [144]

Ten sam proces, którego Bóg dokonał w życiu Davida du Plessis, dzięki czemu posługa jego miała tak doniosłe znaczenie dla Odnowy, przebiega w dalszym ciągu w życiu ludzi, których serce pali się pragnieniem oglądania odnowionego Kościoła i narodów. Bóg łamie ich ludzkie siły i pojmowanie, aby uczynić ich swoimi przydatnymi narzędziami w tym dziele. W moim życiu proces ten rozpoczął się w roku 1998 w czasie bardzo dramatycznych przeżyć, związanych z ciężką chorobą psychiczną mojej żony Emilii. Bóg rozprawiał się z moim twardym charakterem, moją obojętnością, nieustępliwością, zarozumiałością i arogancją. Uczył mnie pokory, łagodności i miłości. Musiałem prowadzić rozmowy, wyznając moje upadki, pisać listy, przepraszając za krzywdy. Kilka moich tekstów, zawierających „szydercze pokazywanie palcem i bezecne mówienie” [145] musiałem wycofać z obiegu. Wiele pewników legło wtedy w gruzach, wiele ocen zmieniło się.

Jest w Polsce sporo osób, które Pan prowadzi taką drogą. Jest to droga przygotowań do mającego nastąpić w Polsce duchowego przebudzenia. To, że taki proces ma miejsce, jest z jednej strony odpowiedzią na usilne modlitwy, a z drugiej strony dowodem, że modlitwy te nie biorą się jedynie z ludzkich pragnień, lecz są inspirowane przez Ducha Świętego i zgodne z Jego wolą. I tak oto Bóg usuwa stopniowo nasze ludzkie bariery, aby mógł zstąpić Jego Duch i odnowić oblicze naszej ziemi.

Bodajże pierwszą jaskółką, pierwszym rezultatem tych zachodzących w środowisku ewangelicznym i zielonoświątkowym przeobrażeń, zmieniających nasze postrzeganie i podejście do zagadnień posługi całemu społeczeństwu, jest książka mojego brata i przyjaciela Bogdana Olechnowicza. [146] Jest to obszerne opracowanie (336 stron), w którym autor szczegółowo relacjonuje powstanie i losy ruchu „Polska dla Jezusa”, zmierzającego do duchowego przełomu w naszym kraju, przytacza proroctwa i wydarzenia, które były jego inspiracją, odnosi się także obszernie do historii chrześcijaństwa, Polski i Europy oraz do aktualnej sytuacji w kraju. Gorąco polecam tę książkę jako pewną kontynuację i poszerzenie myśli, przedstawionych na tym miejscu. Muszę też zaznaczyć, że ukazanie się jego książki i jej treść była dla mnie zachętą i bodźcem do kontynuowania pracy nad moją książką. Upewniłem się, że to, co robię, nie jest jakimś moim wymysłem, lecz jest częścią procesu, jaki przebiega pod kierownictwem Ducha Świętego.

Ten proces przemiany nie jest jednak niestety powszechny. Przebiega tylko tam, gdzie istnieje gorące, mocne pragnienie oglądania chwały Bożej, mocniejsze niż nasze ludzkie interesy, pewniki i wyobrażenia. Przebiega tylko tam, gdzie są serca, gotowe poświęcić wszystko inne dla tego jedynego celu, by uwielbiony był Bóg, by rosło Jego królestwo i wypełniała się Jego wola. U innych postawa taka spotyka się często ze zdziwieniem i niezrozumieniem, toteż osoby takie, podobnie jak David du Plessis, doświadczają nieraz samotności, a nawet sprzeciwu ze strony swojego własnego środowiska. Pewne ślady takiej postawy odczuwam i ja ze strony niektórych moich braci.

W tym moim osobistym wyznaniu wspomnieć muszę także o śnie, jaki miałem kilka lat temu. Był to bardzo krótki sen tuż przed ocknięciem się, ale pozostawił we mnie pewien wyraźny sygnał. Znalazłem się na dużym spotkaniu podczas wizyty Jana Pawła II. Widziałem tłumy ludzi i barierki sektorów. Stał przy mnie jakiś dostojnik kościelny. Miałem świadomość, że zaraz zobaczę papieża i że mam coś powiedzieć. Istotnie, zobaczyłem go posuwającego się w moją stronę. Kiedy jednak dzieliła nas już bardzo mała przestrzeń, on nagle odwrócił się i odszedł. Muszę zaznaczyć, że sen ten nie był na pewno odbiciem jakichś moich myśli. Jego treść była dla mnie dużym zaskoczeniem.

Ważnym momentem w tym Bożym procesie przemiany moich postaw był właśnie czas odejścia Jana Pawła II: ostatnie dni jego życia, śmierć i pogrzeb oraz „narodowe rekolekcje”, jakie w tym czasie miały miejsce. Odczułem mocną inspirację, aby na te wydarzenia zareagować — i wtedy zaczęła powstawać niniejsza książka. Wychodziły spod pióra kolejno poszczególne artykuły, publikowane sukcesywnie w internecie, te, które teraz stanowią początkowe rozdziały książki. Teraz jestem skłonny widzieć w tym wypełnienie się mojego snu. Chciałbym, aby treść książki była odbierana jako rezultat tego procesu Bożej pracy nad moim życiem i jako coś, co leżało na moim sercu i domagało się uzewnętrznienia.

Zdaję sobie sprawę, że proces przemiany mojego życia nie jest zakończony i dlatego moje wypowiedzi mogą nie być wystarczająco wiernym odbiciem intencji Ducha Świętego. Mimo znacznych zmian jest we mnie być może jeszcze zarozumialstwo, poczucie wyższości czy brak obiektywizmu, aczkolwiek są to cechy, od których świadomie i zdecydowanie się odcinam. Moje słowa wbrew moim intencjom mogą kogoś obrażać, oburzać lub ranić. Dlatego absolutnie nie dążę do tego, aby czytelnikom narzucać swój punkt widzenia i swoje poglądy. Chodzi mi tylko o to, aby zachęcić do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co o tych sprawach myśli Duch Święty i co na te tematy mówi Boże Słowo.

Nie jestem naiwny i nie sądzę, że różnice przekonań między polskimi chrześcijanami są niewielkie albo nieistotne. Jestem realistą i wiem, że są ogromne. Nie jestem też skłonny szukać kompromisu celem pojednania ze wszystkimi za wszelką cenę. Wierzę jednak, że istnieją dwa diametralnie różne sposoby przekazywania prawdy. Jeden przypomina strzelanie z pistoletu maszynowego, a drugi wrzucanie nasion do gleby. Ten pierwszy zabija, natomiast ten drugi uzdrawia. A tylko ten drugi jest godny nauki i charakteru naszego Mistrza i Pana.

To najistotniejsze, co starałem się wyrazić, nie dotyczy praktyk, doktryn, przekonań, racji ani argumentów. Nie jest to sprawą umysłu, lecz sprawą serca. Problemem nie jest nasz umysł, lecz nasze serce. Odnowa nie będzie pełna ani trwała, dopóki ograniczać się będzie do sfery umysłu. Mam przyjaciół, których racje są mi bliskie, ale przeraża mnie postawa ich serca. To ona bowiem określa, czy nasza prawda innych zabija, czy uzdrawia.

Nowe narodzenie z Ducha to nie zmiana przekonań czy zachowań, lecz nowe serce, na którym Bóg swoim Duchem zapisuje swoje prawa. Nawrócenie, polegające na zmianie przekonań pod wpływem argumentacji, nie jest nowym narodzeniem z Ducha i nie może rodzić trwałych owoców w postaci przemienionego życia. Oczywiście, że za przemianą serca idzie przemiana umysłu, przekonań i zachowań, jednak bez tego pierwszego to drugie będzie powierzchowne.

Wsłuchując się w codzienny gwar w otoczeniu, w mediach, polityce można zauważyć, jak przeraźliwie mało żyjemy sercem i mówimy z serca. A ludzkie serca potrzebują właśnie słyszeć mowę serca. Jest ona jak życiodajny strumień, bez którego pozostajemy rozpaczliwie głodni i puści. Czyż właśnie miłość nie przyciągała ludzi do Jana Pawła II? Ogromnie cenię sobie poetów i pisarzy, w których wypowiedziach wyczuwam mowę serca. Bardzo drodzy z tego powodu są mi Adam Asnyk, Maria Konopnicka, Gustaw Morcinek. Czyż nasz wieszcz nie powiedział, że „Bez serc, bez ducha to szkieletów ludy”?

Nasze kontakty z Bogiem nie są sprawą umysłu lecz serca. Odnowa to przemiana ludzkich serc. To odwrót od walki na racje i argumenty w stronę pokornego wsłuchiwania się w głos sumienia, ożywionego i uwrażliwionego na prawdę Słowa Bożego. Nie wpłyniemy na stan duchowy Europy, dopóki nie zmieni się nasz własny. Na Europejczykach nie zrobi wrażenia nasze zacietrzewienie i demonstracyjne powoływanie się na „wartości chrześcijańskie”. Możemy jednak pozyskać Europę dla Chrystusa, ujawniając postawy serc, przeobrażonych przez Ewangelię i zmiękczonych miłością Chrystusową.

— Czy taka metamorfoza może nastąpić? — Z pewnością może. Wiemy o tym, bo mówi o tym Pismo Święte, bo w tym celu umierał Syn Boży na krzyżu, a także dlatego, że widzieliśmy ją i widzimy codziennie w swoim własnym życiu i w życiu wielu innych ludzi wokół nas. I tego tylko pragniemy i o to tylko modlimy się i zabiegamy dla naszego narodu. Bogdan Olechnowicz, autor wspomnianej powyżej książki, dostrzega proroczy znak w niedawnej wymianie serca Dzwonu Zygmunta na Wawelu. Jest przekonany i mocno wierzy, że Bóg pragnie w obecnym czasie dać naszemu narodowi nowe serce. Takie mięsiste, wrażliwe na wszelkie dobro, jakiego pragnie Bóg i o jakim mówi Jego Słowo.

Bóg nie przemawia do ludzkiego umysłu. Przemawia przede wszystkim do serc i słyszymy Go w ciszy naszych serc. Także nasza odpowiedź nie jest odpowiedzią umysłu tylko serca. Kiedy z ambon kościelnych rozbrzmiewać będą słowa, wypływające z przeobrażonych przez Ewangelię i wpływ Ducha Świętego serc, to następować będą przeobrażenia serc słuchaczy i to będzie odnową Kościoła. Kiedy takie słowa, płynące z przeobrażonych serc, rozbrzmiewać zaczną w sejmie, w mediach, klasach szkolnych, w domach prywatnych i na ulicach, będzie to oznaką postępującej odnowy narodu. A kiedy zabrzmią w parlamencie europejskim, będzie to początkiem odnowy Europy.

Główną myślą, centralnym przesłaniem, absolutnie kluczową tezą, którą starałem się przekazać w tym wszystkim, co napisałem, którą powtarzałem wielokrotnie i którą chcę powtórzyć jeszcze raz na zakończenie, jest to, że wszystko to jest osiągalne, że nic nie stoi temu na przeszkodzie, że nie wymaga to żadnych naszych wysiłków, gdyż Bóg gorąco pragnie nam to darować. Wymaga to tylko indywidualnej decyzji każdego z nas. Trzeba nam tylko otworzyć nasze serca i zaprosić Chrystusa, by zajął w nich należne Mu miejsce. Otwórzmy na oścież drzwi Chrystusowi, a pod wpływem Ducha Świętego wypadki potoczą się jak lawina!

Bóg gorąco kocha Polskę i każdego Polaka. Nie dzięki naszym zasługom, lecz dzięki odkupieńczej ofierze Chrystusa. Z pewnością nie pragnie dla nas ani dla naszego narodu bylejakości. Chce, abyśmy byli bogatymi w duchowe dobra, pochodzące od Niego. Trzeba nam tylko skorzystać z Jego zaproszenia, z Jego rady: Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział. Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie. Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów. [147]

Przypisy

  [141]   Więcej szczegółów mojego życiorysu znaleźć można tutaj.
  [142]   Powstały książki: Życie ma sens, EWZ, Wola Piotrowa 1988; Przed nami cel, Dabar, Toruń 1993; Euro-Laser, Kraków 1997, U wrót przestrzeni, Areopag, Katowice 1994; Jak powiada Pismo, Dabar, Toruń 1995 oraz książka w języku czeskim Nevěřícím přátelům (Do niewierzących przyjaciół), I am, Bielsko-Biała 2007. Ponadto powstawało wiele artykułów, publikowanych w różnych czasopismach wspólnot ewangelicznych i zielonoświątkowych. Od roku 1993 ukazuje się w nieregularnych odstępach czasu nasze pisemko „Do Celu”, a od roku 1999 funkcjonuje serwis internetowy Do Celu.
  [143]   Obszerny materiał z posługi niektórych z nich dostępny jest w postaci nagrań na kasetach i płytach kompaktowych, między innymi na trzech kolejnych płytach w formacie MP3, rozprowadzanych wraz z biuletynem „Do Celu”.
  [144]   David du Plessis, Mister Pentecost, s. 122.
  [145]   Aluzja do tekstu z Księgi Izajasza 58,9.
  [146]   Bogdan Olechnowicz, Wzgardzeni czy wybrani — Prorocze spojrzenie na Polskę, W Wyłomie, Gorzów Wielkopolski 2006. Autor prowadzi także własnego bloga.
  [147]   Apokalipsa św. Jana 3,18–23.