Józef Kajfosz: „Przed nami cel”


Wstęp


Żyjemy w pewnych warunkach, w pewnym otoczeniu, w pewnej rzeczywistości, która na nas wpływa i kształtuje nas, określa nasze postępowanie, nasze dążenia i cele. Im lepsza jest nasza znajomość otaczającej nas rzeczywistości, tym rozsądniejsze i bardziej celowe mogą być nasze decyzje i działania. Kto w swoim życiu ignoruje realia otaczającego go świata, czy to z powodu ich nieznajomości, czy też z powodu braku rozsądku, uchodzi za człowieka rozminiętego z rzeczywistością, którego droga zmierza do nikąd. Cenimy, i słusznie, ludzi zorientowanych, wiedzących czego chcą i zmierzających do swych celów w sposób racjonalny i optymalny, bez niepotrzebnego marnowania czasu, sił i środków.

Aby znajomość rzeczywistości mogła być wystarczająca dla racjonalnego prowadzenia życia, musi być ona wszechstronna. Znajomość niektórych tylko spraw życia może nam wystarczyć na jakimś ograniczonym odcinku czasu i obszarze przestrzeni, lecz znajdziemy się bezradni, kiedy wyjdziemy poza ten obszar. Jakiś wieśniak, który przez całe życie nie opuścił swej wioski, może w niej uchodzić za wybitnego znawcę życia i udzielać mądrych rad jej mieszkańcom, lecz okaże się całkiem zagubiony w obcym, nieznanym mu kraju. Człowiek nie umiejący pływać może sobie świetnie radzić na lądzie, lecz gdy tylko znajdzie się na uszkodzonej łódce na wodzie, uświadomi sobie dotkliwy brak swojego przygotowania do życia. Chcąc więc uniknąć nieprzewidzianych kłopotów, ludzie przezorni zawczasu przewidują i przygotowują się na różne mogące ich spotkać sytuacje, aby w swoim czasie móc przez nie przejść bez szwanku.

Otaczającą nas rzeczywistość możemy umownie podzielić na dwie części: część widzialną i część niewidzialną, lub inaczej mówiąc: część materialną i niematerialną czyli duchową. Nie wszyscy się z takim podziałem zgodzą, są bowiem ludzie, którzy przeczą istnieniu jakiejkolwiek rzeczywistości niematerialnej, lecz nie czas tu ani miejsce na zajmowanie się ich przekonaniami. Jako chrześcijanie wiemy o rzeczywistości duchowej, staramy się ją poznawać na równi z rzeczywistością materialną i stosować jej znajomość w prowadzeniu życia. Na ograniczonym w czasie i przestrzeni obszarze: w życiu biologicznym na ziemi można się w zasadzie obejść bez znajomości spraw duchowych i materialiści z tego korzystają, dla każdego człowieka nadejdzie jednak moment, w którym stanie twarzą w twarz z tą rzeczywistością. I wtedy ci, którzy ją w życiu poznali i ustosunkowali się do niej we właściwy sposób, nie doznają szwanku, pozostali natomiast, jak ten nie umiejący pływać człowiek na tonącej łódce, staną w obliczu zguby.

Wypada jednak również stwierdzić, że i wśród samych chrześcijan, wierzących w rzeczy duchowe, istnieje znaczne zróżnicowanie gdy chodzi o ich poznawanie i znajomość. Widać to wyraźnie po bardzo różnym stopniu zainteresowania tymi rzeczami, po bardzo różnym wyborze źródeł poznania tych rzeczy, widać wreszcie po bardzo różnym stopniu uwzględnienia realiów świata duchowego w życiu praktycznym. Z realiów duchowych wynika bowiem szereg konkretnych wymogów prowadzenia życia także i w jego dziedzinie materialnej, dzięki czemu obserwując postępowanie ludzi w życiu codziennym ocenić można ich stopień znajomości i uwzględniania faktów duchowych.

Z ocen takich wynika ciągła, nagląca potrzeba pogłębiania znajomości spraw duchowych wśród ludzi wierzących przez studiowanie Pisma Świętego i wzajemne usługiwanie sobie zrozumieniem jego treści, darowanym poszczególnym osobom przez Ducha Świętego. Obserwacja sytuacji na tym polu prowadzi bowiem do wniosku, że w ogólności, to znaczy uwzględniając sumę poznania duchowego wszystkich wierzących, znajomość spraw duchowych można uznać za bardzo głęboką i wszechstronną. Natomiast w szczególności, to znaczy uwzględniając poznanie duchowe poszczególnych chrześcijan lub poszczególnych społeczności chrześcijańskich, zauważyć można mnóstwo najróżniejszych, poważnych braków.

Można bez przesady stwierdzić, że w swoim poznaniu chrześcijanie idą drogą specjalizacji, często bardzo wąskiej. Wybierają sobie pewne ulubione dziedziny w sferze duchowej i w tych dziedzinach znajomość ich dochodzi prawie do perfekcji. Zdają sobie z tego sprawę, odnoszą z tego korzyść duchową i sprawia im to duże zadowolenie, jednocześnie jednak wydają się być prawie zupełnie ślepi na inne dziedziny rzeczywistości duchowej. Zupełnie nie zauważają ich znaczenia, swoich braków w ich poznaniu ani szkód duchowych, jakie z tych braków dla nich wynikają. Wszystko i wszystkich w dziedzinie duchowej oceniają pod kątem widzenia swojej „specjalności” i na skutek tego widzą siebie samych na szczycie znajomości spraw duchowych, a wszystkich innych o wiele niżej. Stąd nie widzą żadnej możliwości ani nie odczuwają żadnej potrzeby uczenia się od innych, rozszerzania swojego horyzontu duchowego, pogłębiania swojej znajomości, a to prowadzi do zahamowania ich rozwoju duchowego, do stagnacji.

Mamy więc dotkliwe braki w znajomości spraw duchowych, a ich przyczyną jest nieskłonność do głębszego poznawania tych spraw, zadowolenie z siebie i ślepota duchowa. Skutkiem tego jest chrześcijaństwo podzielone na obozy, nie znajdujące wspólnego języka, z których każdy biblijną naukę o Kościele, jego członkach i ich wzajemnych stosunkach odnosi wyłącznie do siebie, co najwyżej dopuszczając jeszcze ograniczoną możliwość zbawienia niektórych innych, najbliższych do siebie pod względem doktrynalnym.

Obserwujących ten stan rzeczy chrześcijan podzielić można na kilka grup. Ogromna większość, nie znając bliżej nauki Pisma Świętego i dlatego nie wiedząc, jak powinno być, daje się bezwolnie prowadzić przez swoich przywódców i patrzy na wszystko oczami swojej własnej społeczności. Pewna część, zaznajomiona z Pismem Świętym na tyle, by wiedzieć, że powinno być inaczej, obserwując to „pomieszanie języków” wzrusza ramionami i rozkłada bezradnie ręce, nie widząc żadnej praktycznej możliwości pogodzenia aktualnego stanu w chrześcijaństwie z wymogami biblijnymi. Część spośród nich wędruje luźno od społeczności do społeczności, pozostając tak długo, póki ich coś rażącego nie zgorszy, inni trzymają się z dala, uprawiając chrześcijaństwo w gronie rodzinnym, jeszcze inni decydują się na „nowy początek” i zakładają własną społeczność, która ich zdaniem będzie dopiero prawdziwym Kościołem w sensie biblijnym, nieświadomi tego, że w samej rzeczy budują zręby nowej, jeszcze jednej denominacji.

W tym zróżnicowaniu występuje jednak aktualnie element niezmiernie zachęcający i obiecujący. Jak mówi znana piosenka: „Przez cały świat Duch mocą swą wieje!” On to sprawia, że coraz większa liczba ludzi, szczególnie młodych, z różnych wspólnot chrześcijańskich, spotyka się z żywym, dynamicznym chrześcijaństwem, włącza się w jego nurt i przeżywa autentyzm społeczności z Bogiem. Wywiera to głęboki wpływ na całą ich osobowość, otwiera całkiem nowe perspektywy, skłania do gruntownego przewartościowania wielu rzeczy, będących dotychczas pewnikami, i do zajęcia stanowiska w wielu sprawach, będących dotychczas poza sferą ich świadomości i zainteresowania. Wspaniałe doznania wewnętrzne, radosne przeżywanie wzajemnej społeczności, entuzjastyczne spotkania, wybuchy radości, refreny, podniosły nastrój. Przez szereg miesięcy życie ma nowe barwy i nowe wymiary.

Rzecz to niezmiernie doniosła, za którą ze łzami w oczach dziękują Bogu ci, którzy od lat błagali Go usilnie o takie poruszenie Ducha. Stopniowo jednak wraca powszedniość, a z nią twarde realia otaczającej nas rzeczywistości. Coraz więcej rodzi się pytań, coraz więcej wyłania się problemów:

— Co dalej? Czy ma to być tylko epizod? Czy ma to przebrzmieć bez trwałych skutków? Jeśli to poruszenie pochodzi od Boga, to jaki jest jego cel? Jaką winniśmy zająć postawę, aby ten cel zrozumieć i realizować? Co robić, aby uzyskanych zdobyczy duchowych nie utracić, nie zmarnować, lecz je zachować, utrwalić, pomnażać i wykorzystać optymalnie? —

Słyszymy głosy nawołujące do powrotu, do starych form i tradycji, do uświęconych dogmatów i wielowiekowej rutyny. Słyszymy też głosy radykałów, wzywających do burzenia wszystkiego, odrzucania wszystkiego i do żywiołowego poddania się działaniu Ducha. Słyszymy również głosy przedstawicieli najróżniejszych wyznań, zapraszających gorąco w swoje szeregi, dowodzących, że właśnie to, co oferują oni, jest najbliższe prawdy i najmilsze Bogu. Słyszymy najróżniejsze apele, najróżniejsze wezwania, najróżniejsze rady i wskazówki. Wielu jest tych, którzy twierdzą, że wiedzą, którzy chcą przewodzić, którzy chcą wskazywać drogę, którzy chcą określać, co i jak powinno być.

— A jak powinno być? Kto ma rację? Który „kościół” jest najlepszy? Jaka postawa jest najwłaściwsza? Jaki będzie dalszy rozwój chrześcijaństwa? Jak będzie wyglądał Kościół, kiedy powróci Chrystus? Czy będzie to wielomilionowa rzesza z wszystkich wyznań? Czy będą to tylko członkowie tego „naszego” wyznania? Czy może będzie to znikoma garstka jednostek, trzymających się z dala od kościołów, której zniknięcia prawie nikt nawet nie zauważy? —

Z pewnością są wśród ludzi wierzących zwolennicy najróżniejszych odpowiedzi na te i inne pytania. Gdyby je rozważać na jakimś ogólnym forum, różnorodność postaw byłaby najlepszą ilustracją zróżnicowania, panującego w chrześcijaństwie.

Nie o to jednak chodzi. Nie chodzi o wysłuchiwanie zdań takich czy innych ludzi na temat aktualnego stanu i celów Kościoła. Jest też coraz więcej tych, którzy to rozumieją, którzy odwracają się od mędrków najróżniejszego pokroju i zdecydowani są poszukiwać odpowiedzi obiektywnych i ostatecznych. Jeśli ktoś został autentycznie ożywiony przez działanie Ducha Świętego, to ani nie odczuwa potrzeby, ani nie zdradza chęci powrotu do martwych struktur kościelnych, z których się wyzwolił. Nie odczuwa też potrzeby ani nie zdradza chęci wejścia w jakiś inny ludzki system, poddania się innym znowu skrępowaniom, przyjęcia narzucanej mu innej znowu martwej rutyny. Zamiast tego zrobi wszystko, aby znaleźć w pełni godny zaufania, solidny fundament duchowy dla swego życia.

Jeśli rozważanie tego tematu ma mieć jakikolwiek sens, to warunkiem celowości jest wsłuchiwanie się w to, co na ten temat ma do powiedzenia Bóg. Właśnie wsłuchiwanie się w ludzi spowodowało i w dalszym ciągu powoduje, a nawet potęguje zamieszanie. Słuchanie Boga daje w rezultacie zawsze ład i porządek. Dlatego w czasie tego trudnego, skomplikowanego, lecz zarazem bardzo ciekawego i obiecującego stanu w chrześcijaństwie jest rzeczą niezmiernie ważną zwracanie się do źródła, do kodeksu Bożych praw, do Bożej dokumentacji, dotyczącej Jego ludu i jego życia na ziemi — do Pisma Świętego. Tylko tam znaleźć możemy odpowiedzi miarodajne i niezawodne. Tylko kierując się wskazaniami Biblii znaleźć możemy w panującym zamieszaniu wąską, prostą, jasną ścieżkę woli Bożej, prowadzącą do przewidzianego przez Boga celu. Bóg jest wieczny i nie zmienia się. Nie rezygnuje nigdy ze swoich celów. Nigdy nie uda się ludziom postawić Go przed fakty dokonane i zmusić do ich zaakceptowania. Dlatego jedynym rozwiązaniem wszelkich trudności jest powrót do ścisłego przestrzegania Bożych wskazówek, zawartych w Biblii.

— Dobrze — powie może wielu — ale przecież Biblię mają i powołują się na nią wszyscy. Dlaczego więc, posługując się w swojej działalności tą samą księgą, dochodzą różni ludzie do tak różnych wniosków i tak różnych wyników?

— I na to pytanie odpowiedzieć trafnie może tylko Bóg. I rzeczywiście, Biblia zawiera wyczerpujące odpowiedzi na nie. Trzeba tylko, studiując ją, znaleźć je i zaakceptować. Bóg nie jest nigdy pokonany, nigdy zrezygnowany, nigdy bezradny. Bóg nigdy nie traci kontroli nad sytuacją. Nie ma takiej siły we wszechświecie, która byłaby w stanie zmusić Go do odstąpienia od Jego zamierzeń. Z faktu tego wynikają bardzo konkretne wnioski, dotyczące aktualnego stanu chrześcijaństwa i jego przyszłego rozwoju.

— Jeśli wszelkich odpowiedzi oczekiwać mamy wyłącznie od Boga i poszukiwać ich należy w Piśmie Świętym — zapyta może ktoś — to po co pisanie tej książki i jakie argumenty przemawiają za tym, aby przyjąć jej treść?

— Odpowiedź na to pytanie jest potrzebna i konieczna. Celem tej książki nie jest sugerowanie jakichś ludzkich rozwiązań, lecz ma ona tylko zwrócić uwagę na pewne fakty, pobudzić do zastanowienia się nad nimi i skierować do Słowa Bożego dla szukania w nim ostatecznych odpowiedzi i rozwiązań. Powstało i powstaje wiele książek chrześcijańskich. Żadna z nich nie jest doskonała, żadna z nich nie jest też wolna od błędów. Niemniej spełniają one ważną rolę, o ile umiejętnie się z nich korzysta, gdyż odsłaniają one pewne zagadnienia, skłaniają do ich rozważenia i do poszukiwania Bożych, biblijnych odpowiedzi w Słowie Bożym i pod kierownictwem Ducha.

Jeśli więc czytelnik, czytając tę książkę, znajdzie coś, z czym nie będzie się mógł zgodzić, to w interesie własnym i dla dobra królestwa Bożego i prawdy potrzeba, by z jednakową rezerwą odniósł się zarówno do stanowiska autora, jak i własnego, i aby z modlitwą szukał rozwiązania tej spornej kwestii w Słowie Bożym, będąc gotowym skorygować własne zdanie w świetle tego, co na dany temat mówi sam Bóg. Jeśli książka ta używana będzie w ten sposób, to z pewnością przyniesie pożytek.

Jakie są atuty autora? Nie należy do nich ani „Imprimatur” hierarchii kościelnej, ani poparcie czy przynależność do wielkiej organizacji religijnej, ani wykształcenie teologiczne, ani wieloletnie piastowanie urzędów kościelnych. Atutem, jeśli tak to można nazwać, jest wyłącznie to, co dr A. W. Tozer nazwał „wewnętrzną presją” albo „wewnętrzną koniecznością”. Ten wewnętrzny impuls duchowy powstał około trzy lata przed przystąpieniem do pisania pod wpływem obserwacji stanu i wydarzeń w różnych społecznościach chrześcijańskich i pod wpływem porównywania ich z nauką Pisma Świętego. Już wtedy zrodził się tytuł i zarys treści i sprawa ta była przedmiotem częstej modlitwy. Nie były w stanie tej wewnętrznej presji usunąć lub osłabić ani te trzy ubiegłe lata, ani potrzeba napisania i pisanie innej książki, ani szereg innych nieuniknionych prac i spraw. Przeciwnie, presja wewnętrzna wzrastała, a ostatnio dołączyła do niej presja zewnętrzna w postaci pewnych kłopotów zdrowotnych. Stały się one bezpośrednią przyczyną odłożenia na później innych zamierzeń i przystąpienia do pisania niniejszej książki.

Chociaż więc w tego typu wypowiedziach wskazana jest daleko idąca powściągliwość ze względu na ich częste nadużywanie, istnieją argumenty na poparcie twierdzenia, że napisanie tej książki było wolą Bożą i że Bóg pragnie ją wykorzystać w ostatniej fazie procesu rozwoju swojego Kościoła. W sprawach, w których zaangażowany jest Bóg i ma miejsce Jego działanie, rzeczą najważniejszą dla człowieka jest to, by nie być przeszkodą w realizacji Bożych zamierzeń, lecz by stać się uległym Bogu narzędziem. By element ludzki, choć nie do uniknięcia, nie przesłonił i nie zniekształcił treści, jakie pragnie przekazać Duch Święty. Oby Bóg ustrzegł tę książkę od tego i osiągnął swój cel!