Józef Kajfosz: „Przed nami cel”



2

Boży początek


Kiedy Boża chwała wypełniła świeżo wykończony przybytek starotestamentowy, nie było to zakończeniem Bożej pracy nad Jego ludem, lecz początkiem kolejnego z wielu jej etapów. Między Bogiem a Jego ludem nawiązała się łączność za pośrednictwem obranych i przygotowanych przez Boga proroków i kapłanów, którzy z jednej strony przekazywali ludowi naukę odnośnie Bożych praw, wymagań i nakazów, z drugiej zaś strony wstawiali się za lud przed Bogiem, składając jego ofiary. Poprzez tę łączność z jednej strony lud uzyskiwał znajomość woli Bożej, a przez to świadomość Bożej wspaniałości i wysokiego poziomu Jego wymagań, z drugiej strony zaś stale na nowo odkrywał w sobie niezdolność uczynienia zadość tym wymaganiom. Było tak, mimo iż Bóg ze względu na zatwardziałość ludzkich serc nie ustawiał wcale poziomu swoich wymagań zbyt wysoko. W rezultacie okres, jaki nastąpił, był okresem wysiłków człowieka podobania się Bogu i okresem narastającej świadomości zepsucia upadłej natury, niezdolnej w pełni zadowolić Boga. Ze świadomości tej rodziła się i wzmagała świadomość konieczności pomocy, wybawienia, ratunku — radykalnego środka rozwiązania problemu ostania się upadłego człowieka przed Bogiem. W związku z tym wzrok ówczesnych ludzi coraz częściej kierował się w przyszłość, upatrując tam rozwiązania tej dręczącej sprawy.

Nie były to nadzieje bezpodstawne, gdyż sam Bóg w licznych zapowiedziach wskazywał w przyszłość, gdy chodzi o rozwiązanie tego problemu.[26] Sytuacja była bowiem dręcząca nie tylko dla ludzi, lecz nawet w większym jeszcze stopniu dla Boga, toteż i On z upragnieniem oczekiwał czasu przyjścia Wybawcy, Ratownika, Odkupiciela, Zwycięzcy, który ostatecznie rozprawi się ze skutkami upadku człowieka i pojedna ludzkość z Bogiem. W odróżnieniu od ludzi, u których ta potrzeba i oczekiwanie narastały stopniowo, Bóg oczywiście od początku dokładnie przewidział i zaplanował dzieło ratunku. To tylko ze względu na ludzi, dla ich wychowania i uświadomienia potrzebny był ten okres zmagań, wzlotów i upadków. Właśnie dzięki niemu mający nadejść dzień wybawienia oczekiwany był z gorącym pragnieniem i tęsknotą.[27]

Mówimy tu oczywiście o ludziach, traktujących Boga i Jego stosunek do człowieka na serio i wiedzących, że zagadnienie ich ostania się przed Bogiem jest najistotniejszą sprawą ich życia. Tłumy pospólstwa, niskich i pospolitych zjadaczy chleba, nie zaprzątały sobie głowy takimi sprawami i nic nie wiedziały o tym, co działo się wokół nich w dziedzinie duchowej — na linii stosunków Boga z ludźmi. Podobnie było zawsze i tak samo jest w dniu dzisiejszym, zawsze jednak byli i tacy, których serca rwały się do góry i którzy byli zgłodniali spraw Bożych. Są tacy i dziś, i właśnie do nich skierowane są te rozważania.

I wreszcie wypełnił się czas i przybliżyło się królestwo Boże. Wojska niebieskie wielbiły Boga za to, co wydarzyło się na linii stosunków Boga z człowiekiem.[28] Od czasu stworzenia, kiedy śpiewały gwiazdy poranne i weselili się wszyscy synowie Boży, nie było we wszechświecie poruszenia równego temu, które towarzyszyło dzieciątku uwiniętemu w pieluszki i położonemu w żłobie. I znowu pospólstwo wraz z Herodem nic o tym nie wiedziało ani się tym nie interesowało. Zachariasz, Maria, Elżbieta, Symeon, Anna, mędrcy ze wschodu, Jan Chrzciciel — oto nieliczni nastawieni na odbiór sygnałów z innego świata, którzy wiedzieli, co dzieje się w dziedzinie duchowej, i dzielili radość nieba.[29]

Cóż takiego ważnego wydarzyło się w tę cichą, świętą noc już prawie dwa tysiące lat temu? Mówi się o tym tyle, że słowa zdewaluowały się do frazesów, do legendy, do tradycji obchodzonej co roku, natomiast ich treść, która zdolna była wywołać szczytowy zachwyt i szał radości tamtych ludzi, dociera do nas na ogół w stopniu niezmiernie znikomym. I to właśnie jest wielką tragedią, która jest przyczyną bezwładu i anemii naszego chrześcijaństwa, gdyby bowiem fakty, jakie wtedy zaistniały, były faktami także w naszej świadomości i w naszej praktyce, życie nasze zalewałyby potoki niebiańskiej chwały.

To właśnie wtedy, przez odkupieńcze dzieło Jezusa Chrystusa, nastąpiło upatrywane przez wieki rozwiązanie palącego problemu pojednania człowieka z Bogiem. To właśnie wtedy wypełniły się zapowiedzi prorockie, mówiące o decydującym triumfie nad wrogami duchowymi człowieka. To właśnie wtedy starty został olbrzymi dług przeszłości i utorowana została dla wszystkich ludzi droga do prawdziwej społeczności z Bogiem. To właśnie wtedy przez skruszenie władzy szatana nad człowiekiem otwarła się możliwość autentycznego mieszkania Boga wśród Jego ludu — już nie w jakimś budynku, będącym obrazem i cieniem rzeczywistości, lecz w autentycznej rzeczywistości — świątyni serc ludzkich; już nie w postaci obłoku ani słupa ognistego, lecz w postaci autentycznego Ducha Bożego, będącego nosicielem wszystkich autentycznych cech Bożej osobowości z Jego mądrością, potęgą i chwałą, i nosicielem autentycznego, niebiańskiego życia wysokiej jakości na Boże upodobanie.[30]

Jezus Chrystus, chodząc po ziemi, zapowiedział zburzenie kamiennej świątyni, jak również zbudowanie w ciągu trzech dni nowej. Nie został zrozumiany i sądzono Go za te słowa, lecz On mówił o świątyni swojego ciała.[31] Słowa te wypełniły się i w ciągu trzech dni Jego męki, śmierci i zmartwychwstania powstała zbudowana przez Niego świątynia nowa, autentyczna, duchowa — prawdziwe miejsce mieszkania Boga wśród ludzi. Została zbudowana dokładnie według niebiańskiej instrukcji i dokończona we wszystkich szczegółach. Nie pozostało nic, co należałoby zrobić, a czego by nie zrobiono. Jej Twórca Jezus, Emanuel, „Bóg z nami” spełnił swoje posłannictwo i opuścił tę ziemię. Pozostali jednak ci, którzy choć byli na świecie, nie byli z tego świata. Związali się na zawsze z niebem i wzrok ich utkwiony był w niebo.[32]

Nastąpiło dziesięć dni skupionego oczekiwania i wtedy stało się rzeczywistością to, czego obraz miał miejsce w czasach Mojżesza. Chwała Pańska wypełniła zbudowaną przez Chrystusa według niebiańskiego wzoru świątynię. Duch Święty — „Bóg w nas” — zajął swoje miejsce, objął w posiadanie swoją ziemską siedzibę. Zapowiedź dana przez Niego w słowach: „Zamieszkam w nich i będę się przechadzał pośród nich”, stała się rzeczywistością odnośnie do tych, którzy włączyli się w Jego duchowe ciało. W tym dniu, siedem tygodni po zmartwychwstaniu, a dziesięć dni po wniebowstąpieniu Jezusa, zbudowana przez Niego w trzy dni świątynia Jego ciała została wypełniona chwałą Pańską i zaczęła tętnić duchowym, niebiańskim życiem. Żywe kamienie serc ludzkich stały się żywe także w sensie duchowym.[33]

W tym dniu zaistniało na świecie coś jakościowo nowego, czego nie było nigdy przedtem. Powstał Kościół, Ecclesia, zgromadzenie ludzi będących nowymi stworzeniami, placówka Królestwa Niebios, obszar nowego życia w otoczeniu księstwa tego świata, znajdujący się w obrębie władzy Bożej, obszar obowiązywania i przestrzegania Bożych praw oraz sprawowania Bożej władzy poprzez kierownictwo Ducha Świętego. Powstał twór nie z tego świata, nie będący produktem ludzkiej cywilizacji ani kultury, lecz pochodzący z nieba, kontrastujący pod każdym względem z ziemskim otoczeniem swoimi cechami, swoją jakością i wspaniałością. Niebiańska Głowa — Chrystus — wzięła w posiadanie swoje ziemskie ciało, obejmujące wszystkich tych, którzy zanurzyli się w Chrystusie i przez to stali się z Nim „jedno” przez Ducha Świętego. Spełniło się Boże pragnienie posiadania na ziemi swego przedstawicielstwa, ośrodka swego życia, miniatury nieba, na które mógłby wskazać i powiedzieć całemu światu:

— To jest to, w czym mam upodobanie. To jest życie, jakie sobie wyobrażam. To jest odwzorowanie stosunków, panujących w niebie. To jest próbka życia na ziemi, jakie dla ludzi przewidziałem. To jest zaczątek Mojej władzy na świecie, która w swoim czasie obejmie całą ludzkość.[34]

Aby nie doszło do nieporozumienia wypada na tym miejscu podkreślić, że kontrast pomiędzy życiem na ziemi, a życiem z nieba, jakie objawione zostało w Jezusie Chrystusie, można widzieć we właściwym świetle jedynie wtedy, jeśli się uwzględni dwa zupełnie odmienne rodzaje wartościowania, dwa sposoby ustalania i mierzenia wartości. W księstwie tego świata, którego kultura ukształtowała się na zmysłowym egocentryzmie, którego elementami są: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha żywota, za wielkie uchodzi to, co w maksymalnym stopniu realizuje te podstawowe założenia.[35] A więc najwartościowsze jest to, co daje maksimum przyjemności, co daje maksimum korzyści i co w maksymalnym stopniu imponuje. Stąd gonitwa za zażywaniem rozkoszy, bogactwem i sławą, i właśnie z nich wywodzą się podstawowe jednostki miernicze, którymi wyraża się wielkość ludzi, rzeczy, pojęć. Wysokie notowania w tych jednostkach osiągają: z ludzi: atrakcyjni pod względem wyglądu, zamożni, błyskotliwi umysłem, zaradni, pewni siebie, wykształceni itp., z rzeczy: używki dostarczające przyjemności, pieniądze, różne dobra materialne jak elegancka odzież, biżuteria, samochody, nieruchomości, zdobycze techniki itp. i z pojęć: miłość w znaczeniu seksualnym, bogactwo, osiągnięcia w pracy, sporcie, sztuce, nauce itp., popularność, sława, władza itp. Punktem centralnym w tym systemie jest więć własne „ja” człowieka i wszystko otrzymuje cechę wartości na podstawie tego, w jakim stopniu służy temu „ja”.[36]

W Królestwie Niebios, opartym na duchowym teocentryzmie, punktem centralnym jest Bóg i miarą wartości wszystkiego są Jego cechy. W Bożych jednostkach pomiarowych najwyższymi wartościami na skali wielkości odznaczają się z ludzi: skromni, cisi, miłosierni, ustępliwi, łagodni itp. z rzeczy raczej bardzo niewiele, bo tylko krzyż Chrystusa, krew Chrystusowa itp., z pojęć: miłość, pokój, radość, sprawiedliwość, pokora, wiara, cierpliwość itp.[37] Życie i kultura niebios ukształtowane są w skali tych wartości. Ziemska skala wartości oparta jest o mentalność szatana. Skala niebiańska oparta jest na charakterze Chrystusa. Prototypem, pierwowzorem ludzi, żyjących według zmysłowego egocentryzmu był i jest szatan, który zaczął piąć się w górę, by dogodzić swemu „ja”. Prototypem ludzi żyjących według duchowego teocentryzmu był i jest Chrystus, który uniżył samego siebie aż do śmierci krzyżowej.[38]

Czy oznacza to, że ludzie Boży to ludzie skazani na cierpienia, ubóstwo i pogardę? Wręcz przeciwnie! To tylko szatan uległ takiemu złudzeniu i usiłuje przekonać o tym swych naśladowców, że drogą do szczęścia, bogactwa i sławy jest zachłanna walka o nie własnymi siłami. Bóg jest suwerennym Władcą nad całym stworzeniem i Jego prawa są zupełnie inne. Bóg pysznych poniża, a pokornych wywyższa. Szatan, który piął się w górę, został przez Boga strącony na samo dno otchłani. Jezus Chrystus, który dobrowolnie przyjął postać niewolnika, został przez Boga wywyższony ponad wszystko.[39] Zmysłowy egocentryk, naśladowca szatana, walczy o szczęście swoje, gromadzi bogactwo swoje, buduje sławę swoją, a ostatecznie, z punktu widzenia wieczności, życie jego kończy się zgubą, nędzą i hańbą. Duchowy teocentryk, naśladowca Chrystusa, realizuje w swoim życiu treść modlitwy: „Święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja”, natomiast o jego potrzeby troszczy się Bóg, tak iż życie jego nie kończy się nigdy, lecz przechodzi do wieczności, gdzie otrzymuje szczyt szczęścia, bogactwa i chwały, stając się współdziedzicem Chrystusa.[40]

Takie są realia w świecie duchowym. Nic dziwnego, że te dwa systemy, dwa rodzaje życia, dwa różne światy są względem siebie antagonistyczne i nie można ich pogodzić. Dla człowieka zmysłowego atrakcyjne są rzeczy służące jego „ja”, podczas gdy rzeczy na Bożej skali wartości zupełnie mu nie imponują. Nawet jeśli logicznie dochodzi do wniosku, że są to rzeczy dobre i cenne, nie będzie żył według tej skali wartości, gdyż stoi temu na przeszkodzie jego natura. Jego serce i umysł pójdą zawsze za pożądliwościami ciała i oczu i pychą żywota. Nie pomogą żadne nalegania, żadne przedsięwzięcia i postanowienia, żadne nawet najszczersze próby i wysiłki.[41] Może być przy tym religijny, chodzić do kościoła albo nawet być duchownym, ale nie to określa stan stosunków człowieka z Bogiem. Dopóki człowiek żyje na sposób diabelski, należy do księstwa tego świata i nie jest pojednany z Bogiem, choćby nawet był księdzem, biskupem czy papieżem.[42]

Na tym właśnie polegał problem w okresie Starego Przymierza. Ludzie byli religijni, lecz nie byli w stanie żyć Bożym życiem. Wykonywali pewne czynności dla Boga, lecz cała ich natura była zbuntowana przeciwko Bogu. Dlatego właśnie konieczny był Wybawca, Ratownik, Wyzwoliciel. Niebiosa nie rozbrzmiewałyby okrzykami radości z Jego przyjścia, gdyby Jego wyzwolenie nie miało być zupełne, całkowite, doskonałe. Na czym ono polegało? Przede wszystkim złożył On doskonałą ofiarę za już popełnione grzechy. Ale na tym Jego dzieło wcale się nie kończy, jak wielu uważa. Najistotniejsza jego część polega na tym, że umożliwił całkowite rozstanie się człowieka z życiem zmysłowym, czyli jego śmierć dla tego życia i jego narodzenie się do nowego, duchowego, Bożego życia, jakie prowadził Chrystus.[43]

Jak może się to stać? Człowiek dobrowolnie postanawia zanurzyć się w Chrystusie, zaś Chrystus w odpowiedzi na prośbę tego człowieka zanurza go w Duchu Świętym. Jest to ten sam Duch, który był sprawcą Bożego życia w Chrystusie. Jeśli ten właśnie Duch Chrystusowy zamieszka w człowieku i człowiek podda pod Jego władzę swą duszę, czyli umysł, uczucia i wolę, oraz ciało, Duch Chrystusowy stanie się w nim sprawcą Bożego życia, tego samego, którym żył Chrystus.[44] Jest to życie mające całkiem nowe źródło i nową, Bożą skalę wartości. Człowiek, nad którym Bóg dokonał tej przemiany, traci zainteresowanie i pociąg do rzeczy ziemskich, które dotychczas były jego żywiołem, a zaczynają mu imponować rzeczy Boże. To, za czym uganiają się ludzie ziemscy, staje się dla niego zupełnie bez wartości. Z kolei dla ludzi ziemskich zupełnie bez wartości są rzeczy wielkie w jego nowej skali ocen, na skutek czego nie ma żadnej zgody, żadnego zrozumienia, żadnej społeczności między tym człowiekiem, a ludźmi tego świata. Jest on jeszcze na świecie, ale nie jest z tego świata i podobnie jak Chrystus jest z nieba i należy do nieba. Pociąga go wyłącznie niebo i ludzie, którzy są z nieba, czyli tacy jak Chrystus i tacy jak on.[45]

— Człowieku, co ty tu wypisujesz? Przecież my jesteśmy głęboko wierzący, ale gdzie nam do tego, by być jak Chrystus? Wcale tego nie osiągniemy i na dobrą sprawę wcale tego nie chcemy.

— Właśnie. Ogromna większość tak zwanych wierzących nie wie, że wzorcem dla życia chrześcijanina jest Chrystus. Właśnie po to posłał Go Bóg, aby pokazać ludziom Boży wzorzec człowieka. Kazał się naśladować Chrystus, kazali Go naśladować apostołowie, naśladowali Go pierwsi chrześcijanie. Dziesiątki miejsc Pisma Świętego mówią o naszym podobieństwie pod najróżniejszymi względami do Chrystusa.[46] Nie ma ani jednego miejsca w Słowie Bożym, które przestrzegałoby przed chęcią dorównania Chrystusowi lub wymieniało cechę, w której nie możemy albo nie powinniśmy iść Jego śladem.

— A jeśli nie chcemy?

— Otóż to! Tutaj tkwi sedno sprawy. Sam Chrystus wyraźnie jednak stwierdza, że kto Go nie naśladuje, nie może być Jego uczniem, a kto nie jest Jego uczniem, nie jest chrześcijaninem.[47] Taka jest prawda Pisma Świętego, a to, że nie chcemy, określa po prostu naszą przynależność duchową, cóż bowiem innego może chcieć robić Duch Chrystusowy, jak tylko to, co robił Chrystus? Jeśli nie chcemy, to stajemy w szeregu faryzeuszy i uczonych w Piśmie czasów Jezusa, którzy byli religijni, lecz nie mogli znieść życia, które było w Jezusie, gdyż było ono obce ich naturze. Jezus nazwał sprawę po imieniu, mówiąc, że są z ojca diabła, gdyż chcą wykonywać jego pożądliwości, a nie mogą znieść Jego Słowa.[48]

Tak więc cechą charakterystyczną Chrystusa i Jego misji było nie to, że głosił jakąś nową doktrynę, że dał początek jakimś nowym strukturom religijnym, jakimś nowym obrzędom i zwyczajom, lecz to, że przyniósł nowe życie. Podobnie cechą charakterystyczną Jego ciała — Kościoła, jaki zbudował i pozostawił, nie jest doktryna, ustrój, obrzędy i zwyczaje, lecz właśnie to nowe życie.[49] Na wspaniałość tego Kościoła składają się więc wyłącznie cechy Boże, cechy wielkie w tej Bożej skali wartości. Kościół ten jest wielki, wspaniały i imponujący właśnie tylko i wyłącznie z tego Bożego punktu widzenia, jako reprezentant cech, które są wielkie i wspaniałe w oczach Bożych. Nie mogą doszukać się niczego wielkiego ani wspaniałego w Kościele zbudowanym przez Chrystusa ludzie, którzy oceniają go według skali ziemskiej. Po prostu nie ma w nim nic, co mogłoby zaimponować ludziom, kroczącym drogą zmysłowego egocentryzmu; przeciwnie, wszystko, co stanowi prawdziwą wielkość tego Kościoła, jest dla takich ludzi pozbawione wszelkiej wartości. Chwała tego Kościoła jest wyłącznie chwałą Bożą, wynikającą z cech Bożego charakteru i cech Bożego życia, które nie mają nic wspólnego z rzeczami wielkimi w oczach świata. W żadnym wypadku Bóg nie umieścił swojego Kościoła na świecie w tym celu, aby rywalizował on i współzawodniczył ze strukturami ziemskimi o wielkość w skali ocen ziemskich, lecz wyłącznie po to, aby prezentować światu wielkość w znaczeniu Bożym. Jest w tym ogromna różnica.

Dlaczego tak bardzo tę różnicę podkreślamy? Dlatego, że jest ona sprawą fundamentalną gdy chodzi o zrozumienie istoty Bożego dzieła zbawienia i całego nowotestamentowego okresu stosunków Boga z ludźmi. Gdyby w owych czasach potrzeba było po prostu poprawić nieco stan moralny ludzi, zreformować nieco doktrynę religijną albo wprowadzić pewne poprawki do istniejących struktur kościelnych, Bóg mógłby osiągnąć to daleko skuteczniej przy pomocy kadry odpowiednio przygotowanych teologów. To, że Syn Boży musiał leżeć w żłobie, że musiał stać wobec całkowitego braku zrozumienia ze strony ludzi wpływowych, że na swych uczniów musiał powoływać rybaków i poborców podatkowych, i że wreszcie zhańbiony i zmaltretowany musiał zginąć z ręki ówczesnych przywódców duchowych, świadczy wyraźnie o tym, jak całkowite było rozdarcie w stosunkach między ziemią a niebem, jak niezmiernie głębokiej trzeba było przemiany. To, z czym przyszedł Jezus od Boga, było dla instytucji świeckich absolutnie nie do zaakceptowania, podczas gdy to, co reprezentowały te instytucje, było dla Boga absolutnie nie do zaakceptowania. I podobnie nie do zaakceptowania jest dla świata Kościół Chrystusowy i świat dla tego Kościoła. Dwa rodzaje życia, jakie tu się zderzają, są całkowicie rozłączne i przeciwstawne. Wiara zostaje posłana na świat, zachowuje się nieskalaną przez świat, zwycięża świat, lecz nie miłuje świata, nie ma społeczności ze światem i jest znienawidzona przez świat.[50] Jak później zobaczymy, ogromna ilość schorzeń chrześcijaństwa ma swoje podłoże w zatarciu się tego kontrastu duchowego pomiędzy Kościołem a światem.

W dniu Pięćdziesiątnicy powstał więc tętniący niebiańskim życiem organizm ciała Chrystusowego. Liczył wtedy około 120 osób, z których niewielu mogło się wykazać czymkolwiek znaczącym w oczach świata. Otoczony był przez morze księstwa tego świata, nie posiadał środków finansowych, nie posiadał budynków, nie posiadał wiedzy ziemskiej, lecz posiadał obietnicę Chrystusa mówiącą, iż bramy piekielne nie przemogą go.[51] Jak sprawdzi się ta Boża budowla w praktyce? Jak sprawdzi się ten mechanizm zaprojektowany przez niebo w swoim funkcjonowaniu na ziemi? Boże plany okazały się doskonałe, Boża konstrukcja okazała się bez zarzutu. Bramy piekielne nie tylko nie przemogły Kościoła, lecz zaczął on odnosić zwycięstwa nad nimi, przełamując wszelkie bariery, wzrastając szybko liczebnie, potężniejąc duchowo, rozwijając się w organicznym współdziałaniu. Nie oparły się jego szybkiej ekspansji żadne granice: ani rasowe, ani narodowe, ani językowe, ani kulturowe, ani polityczne, ani militarne. Jak pożar rozprzestrzeniał się ogień nowego, Bożego życia, nie podsycany żadnymi środkami pochodzenia ziemskiego, lecz wyłącznie środkami z arsenału nieba. W praktyce okazało się wyraźnie, jak bez porównania górują one nad wszystkim, czym zwykle w swoich działaniach i wysiłkach posługują się ludzie na ziemi. Z dnia na dzień Kościół, posługując się nimi, przekraczał kolejno granice Jerozolimy, Judei, Samarii, Małej Azji, Macedonii, Grecji, Rzymu. Nie ostała się żydowska prawowierność, nie ostała się grecka mądrość, nie ostała się rzymska siła.[52]

— Jakież to były czynniki i środki, które osiągnęły tak zdumiewającą skuteczność w zderzeniu z pogańskim światem? Jakaż była tajemnica powodzenia owego triumfalnego marszu, którego nikt i nic nie było w stanie powstrzymać? Dlaczego w naszych czasach Kościół często ponosi porażki i bramy piekielne aż nazbyt często pokonują go? Co stało się z tym dynamizmem, z tą siłą przebicia, która cechowała chrześcijaństwo w jego początkach?

— Odpowiedzi na te pytania są niezmiernie ważne i znalezienie ich leży w interesie wypełniania naszych aktualnych zadań w ramach królestwa Bożego. Nie interesują nas zdania i przypuszczenia ludzi, lecz odpowiedzi miarodajne, wyczerpujące i pewne.

— Skąd takie wziąć?

— Tylko bezpośrednio od Boga, ze Słowa Bożego. Tylko z niezawodnej Bożej dokumentacji, która nigdy nie traci swojej aktualności. Ludzie mogą wypowiadać swoje przypuszczenia, ale do Słowa Bożego należy ocena i ostateczny wyrok.

Nie trudno znaleźć i sformułować odpowiedzi cząstkowe. Nie trudno podać pojedyncze czynniki, które przyczyniały się do wspaniałości, mocy i chwały pierwotnego Kościoła. Ludzie wierzący znają je i podają, i mają przy tym słuszność. Dzieje się jednak to, o czym wspomnieliśmy wcześniej. Poszczególne społeczności specjalizują się w zapewnianiu Kościołowi poszczególnych, określonych czynników i osiągają w tym powodzenie, lecz sukces jest zaledwie cząstkowy. W świetle tego, co powiedzieliśmy, nie może być inaczej. Każdy z tych czynników przyczyniał się do zapewnienia Kościołowi obecności Bożej chwały, lecz żaden nie zapewniał jej oddzielnie od innych. Nie wystarczało wykonać wszystko ściśle według Bożych planów w jakiejś określonej dziedzinie, a w innych dziedzinach improwizować i uzupełniać dzieło własnymi koncepcjami. Potrzeba było zgodności z niebiańską dokumentacją w pełnym zakresie. Dopiero kiedy wszystko było zgodne z dokumentacją Bożą, mogło nastąpić bezbłędne działanie Bożego mechanizmu.

I ta właśnie okoliczność rażąco odróżnia dzisiejsze społeczności chrześcijańskie od pierwotnego Kościoła. Sumarycznie biorąc wiemy o wszystkich czynnikach i niczego nowego nie trzeba szukać ani odkrywać. Różnica polega na tym, że w naszych społecznościach elementy Bożej dokumentacji realizowane są wybiórczo, tu i ówdzie, podczas gdy Boży początek odznaczał się tym, że wszystkie one współdziałały z sobą jednocześnie, tworząc pełne warunki objawienia się Bożej chwały.


Przypisy biblijne

[26]   Iz 42: 1–9     Iz 49: 6–11     Iz 61: 1–3
[27]   1Pt 1: 10–12     Hbr 11: 13–16 39 40     Łk 2: 25 26
[28]   Mk 1: 15     Łk 2: 10–14
[29]   Łk 1: 5–66     Łk 2: 27–38     Mt 2: 1–12     Łk 3: 1–17
[30]   Łk 1: 67–79     Za 9: 9     2Ko 3: 3
[31]   Łk 21: 5 6     Mt 26: 61     Jn 2: 19–22
[32]   Jn 19: 30     Ez 37: 27     Dz 1: 6–11
[33]   Dz 2: 1–21     1Ko 3: 16     1Pt 2: 5
[34]   Ef 2: 5     Ef 3: 10     1Pt 1: 12     Mt 13: 31–33
[35]   1Jn 2: 16 17     Łk 12: 15     Jk 4: 16
[36]   1Ko 6: 9–11     Tt 3: 3–7     Flp 3: 19
[37]   1Tm 6: 9–11     2Tm 2: 22     1Pt 3: 3 4
[38]   Iz 14: 12–15     Flp 2: 5–11
[39]   Mt 23: 6–12     Łk 12: 15–21     1Pt 5: 5–7
[40]   Łk 11: 2 3     1Jn 2: 17     1Pt 4: 1–16     Rz 8: 14–17
[41]   Rz 3: 10–18     Rz 7: 14–24     Rz 8: 7 8
[42]   Mt 23: 13–33     1Jn 3: 4–10
[43]   Rz 5: 1–11     Tt 2: 11–14     Hbr 9: 11–17
[44]   2Ko 5: 17     Rz 6: 1–14     Flp 1: 21     Rz 8: 11–13
[45]   2Ko 6: 14–16     Jn 17: 14–16     1Ko 15: 45–49
[46]   Jn 17: 18 21     Jn 20: 21     1Jn 3: 3     Jn 13: 34     Ef 5: 2     Rz 15: 5     1Pt 1: 15     Kol 3: 13     1Jn 3: 16     1Jn 3: 7     1Jn 3: 2
[47]   1Pt 2: 21     Jn 12: 26     Mt 10: 25     1Jn 2: 6     Rz 8: 29     Gal 4: 19     Łk 14: 26–33
[48]   Jn 8: 42–47     1Jn 4: 6     1Ko 2: 14 15
[49]   Jn 1: 4     1Jn 1: 2     Rz 6: 4     2Ko 4: 10 11
[50]   Jn 17: 18     Jk 1: 27     1Jn 5: 4     1Jn 2: 15     2Ko 6: 17     1Jn 3: 13
[51]   Mt 16: 18     Rz 8: 35–37
[52]   Dz 6: 7     Rz 15: 18–21     Flp 4: 22