George Verwer: „Głód pełni życia chrześcijańskiego”


Rozdział 6

Łaska Chrystusa wystarcza!


Ci z nas, którzy są powołani do przemawiania, kaznodziejstwa, mają pod pewnym względem korzystniejszą sytuację: znacznie łatwiej im odkryć swoją słabość. Wchodząc na podium, odczuwamy olbrzymią odpowiedzialność, spoczywającą na nas. Zdajemy sobie sprawę, że nasza znajomość Słowa jest niewystarczająca, że nie jesteśmy warci tak odpowiedzialnego stanowiska. Tak mało wiemy na temat życia modlitwy i wstawiania się za innymi. Czasami prawdziwie przemawiają do nas słowa innych mówców, gdy podkreślają oni wagę czystości motywów naszego działania. Powstają wówczas wyrzuty sumienia, że nie poświęciliśmy się całej sprawie tak, jakbyśmy chcieli.

Tymczasem wielu młodych zaczyna swą służbę dla Chrystusa w przekonaniu, że są zupełnie oddanymi i wiernymi chrześcijanami. Takie krążyły o nich opinie w kościołach lub w .młodzieżowych grupach. Mówią sobie: „Tak, jestem aktywnym chrześcijaninem, pragnąłbym służyć swoim życiem Chrystusowi”. I z takim postanowieniem czują się świetnie. Po kilku jednak tygodniach dojdą do punktu, w którym muszą powtórzyć za Chrystusem: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”.

Będąc uczciwymi względem siebie samych, dochodzimy do wniosku, że nie mamy prawa świadczyć o naszym zupełnym oddaniu Chrystusowi wszystkiego. Nie możemy już powtarzać w kółko, jak to chcielibyśmy Jemu służyć; czujemy się wręcz załamani. Rzeczywistość przekonuje nas, że nie mamy się co porównywać z takimi ludźmi jak Hudson Taylor, George Mueller, C. T. Studd czy Bakht Singh. Patrząc na swe upadki, dochodzimy do wniosku, że nasza pozycja jest beznadziejna. Istnieje jednak wyjście! Robert Murray M'Cheyne powiedział raz, że po każdym spojrzeniu na siebie samego patrzył na Pana Jezusa. To samo teraz chcę wam doradzić: Jedyną nadzieją jest zwycięskie życie w Panu Jezusie Chrystusie. Według ludzkiej logiki wygląda to na nonsens — mamy dojść do sytuacji, w której przekonamy się, że jedynym ratunkiem jest Jezus! Nie jest to Jezus plus chrześcijańska organizacja, Jezus plus rozdawanie literatury albo Jezus w połączeniu z misyjną aktywnością. Tylko SAM Jezus może zaspokoić głód ludzkich serc. Każdego dnia powinniśmy czytać słowa, zapisane w 2 Liście do Koryntian 12:9: „Dosyć masz. gdy masz łaskę moją; albowiem pełnia mej nocy okazuje się w słabości”. „Najchętniej chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa”. Czy znalazłeś się teraz w jakiejś trudnej sytuacji? Czy demon niezgody, krytycyzmu, niezrozumienia, kąsania innych lub utraty orientacji zdaje się ogarniać cię ze wszystkich stron jak w zbiorniku ciśnieniowym? Nie zapomnij jednak słów: „Dosyć masz, gdy masz łaskę moją”. Niech Bóg wprowadzi tę pewność do głębi twego umysłu. Bez znajomości tego faktu żadna zachęta lub religijna aktywność nie pomoże ci przetrwać walki, leżącej przed tobą.

Czy to możliwe, aby bój chrześcijański był łatwiejszy od światowych wojen? Może niektórzy z nas znają już historię pewnego wielkiego, świętego człowieka, Aleksandra Duffa, który upadłszy na kolana, pytał się: „Czy Szkocja ma jeszcze synów do ofiarowania na taki duchowy bój?” Patrząc na olbrzymi tłum słuchaczy płakał i mówił: „Gdy raz Królowa Victoria wzywała ochotników na wojnę w Indiach, setki ludzi zareagowało na to wezwanie. Lecz gdy większy Król — Chrystus wzywa, nikt na to nie reaguje”. Powiedział też dalej: „O ile nikt inny nie chce tam pójść, to ja wrócę z powrotem. Powrócę, by złożyć swe kości na brzegu Gangesu, aby naród indyjski wiedział, że w Szkocji jest w najgorszym wypadku jeden, który się o nich troszczy”. Niezależnie od tego, czy pozostajemy w domu, czy wyjeżdżamy za granicę, jesteśmy zawsze wzywani przez Chrystusa do walki. Możemy mieć wiele kłopotów z tym związanych. Jezus nigdy nie obiecywał nam łatwej drogi. Będzie ona nam wydawała się wprost niemożliwa do przebycia. Z naszym niedostatecznym przygotowaniem, niewystarczającym doświadczeniem, niedojrzałością, z nieugruntowaną, fragmentaryczną wiedzą o Bogu często będzie się nam to wydawało zupełnie niemożliwe, aby dotrzymać pola. Jedyną naszą nadzieją w takiej sytuacji jest nasz Pan Jezus, który potrafi sprostać wszelkim naszym potrzebom. Możemy ufnie patrzyć w przyszłość, nie licząc na żadną inną pomoc! „Dosyć masz na łasce mojej”.

Ktoś kiedyś słusznie zauważył, że łaska Boża ubogaca nas kosztem Chrystusa. Fakt ten wyraźnie podkreśla wielki przywilej, który został nam dany, mianowicie: że my, którzy jesteśmy niczym, zerem, gorzej jeszcze, grzeszniikami przeciwko niebu, możemy na koszt Chrystusa zostać powołani i użyci dla chwały Bożej. Powinniśmy przychodzić do Stołu Pańskiego z płaczem i dziękczynieniem na samą myśl o tak nadzwyczaj kosztownej łasce. Jakże łatwo zupełnie zobojętnieć wobec wielkiego czynu Chrystusa na krzyżu. Jak łatwo można machinalnie zebrać się wokół Stołu Pańskiego i odejść bez płonącej świadomości przebywania z Chrystusem. W takich wypadkach pozbawiamy mocy, na próżno przyjmujemy Łaskę Bożą. Ale jest jeszcze inny sposób pozbawiania mocy Łaski Bożej, mianowicie: przez jej uporczywe niedocenianie. Kiedy dochodzimy do jakiegoś szczególnie ciężkiego momentu desperacji, krańcowego przygnębienia, gdy pytamy: „Panie cóż mi z tego? Przecież nie mam innego wyjścia” — dodając gorzko: „Nawet Ty nie potrafisz mi pomóc” — wtedy także ograniczamy Łaskę Bożą. A przecież w takich właśnie momentach powinniśmy odkryć ją na nowo. Świadomość, że On ma moc wszystkiemu zaradzić, Jego życie, Jego moc — oto wszystko, czego potrzebujemy, aby się przebić nie „ledwo, ledwo”, ale z triumfem. Zdajemy sobie z tego sprawę, że Chrystus stawia wysokie wymagania swoim, że często nie potrafiliśmy im sprostać w praktycznym życiu. Ale wiemy także, że przekonanie o niemożliwości prowadzenia takiego życia musi całkowicie zniknąć w świetle Jego łaski. Człowiek, który sam siebie usprawidliwiał, nie otrzymał łaski. Swą pozycję przypieczętował słowami: „Dziękuję Ci, Panie, że nie jestem jak wszyscy wokół mnie”. Łaska jest ciągle dostępna dla grzeszników, zdających sobie sprawę ze swych upadków. Człowiek, który szeptał: „Panie, jestem grzesznikiem, zmiłuj się nade mną” — zrobił z niej użytek! Sam Chrystus chce nam pomóc w osiągnięciu Jego standardu. Jego wszechmoc pokryje nasze niedostatki. Jego łaska nie jest na sprzedaż, nie można też sobie samemu na nią zarobić, można jedynie przyjść do krzyża w pełnej pokucie i prosić: „Panie, próbowałem sam, lecz teraz Ty mi możesz pomóc”.

Wspominałem poprzednio o pragnieniu dojścia do czegoś w życiu, aby być jakąś ważną osobistością w opinii publicznej. Także na ten temat apostoł Paweł ma coś do powiedzenia. Spójrzmy na List do Kolosan 2 rozdział, wiersze 9 i l0: „Gdyż w Nim mieszka cieleśnie cała pełnia boskości i macie pełnię w Nim…”. Mamy pełnię! O co więcej chodzi? Po co usiłujemy zbudować swą reputację nawet poprzez chrześcijańską działalność? Czy myślimy o tym wierszu, gdy czujemy się urażeni, bo utraciliśmy swą wysoką pozycję? Albo gdy czujemy się niedoceniani? Może i w naszej grupie czujemy się nie na miejscu? Każda z .tych rzeczy może stworzyć w nas uczucie braku pełni. Może później będziemy to jeszcze bardziej przeżywać? Będziemy wyczerpani chorobą, może w więzieniu? W następstwie naszych pomyłek i błędów słuchać będziemy krytyki! Może nie będziemy nigdy mieli łaski przyprowadzenia wielu do Chrystusa? Nasze plany się nie spełniają, czujemy się sfrustrowani, niepełni, niedoskonali. W takich okolicznościach będziemy mieć także pokój w sercu, gdy tytko w myślach będziemy powracali do tego fundamentalnego stwierdzenia, że Jezus Chrystus sam czyni nas zupełnymi. Nasza pełnia to nie Chrystus plus przyjaciele, Chrystus plus służba, Chrystus plus stanowisko, Chrystus plus dusze. Jesteśmy dopełnieni po prostu w Nim. W Nim bowiem mieszka cała pełnia i On jest wszystkim, czego potrzebujemy. Inne rzeczy zawiodą nas i znikną jak fatamorgana, zaś Jezus Chrystus nigdy nas nie zawiedzie! Nigdy nas także nie porzuci i nie odepchnie, gdy przyjdziemy do Niego ze swymi złamanymi sercami, w pokucie i w modlitwie. Chrystus nigdy nie odmawia, nawet gdy przychodzimy z naszymi grzechami, pychą i samolubstwem, w naszych słabościach i upadkach. Jedyną rzeczą, która powinna mieć dla nas znaczenie, to Jezus Chrystus. On jest naszą pełnią i doskonałością. Jeśli zrodzi się w naszych umysłach pytanie: „Czy On może mi także w tej sprawie pomóc?”, odpowiedź jest zupełnie jednoznaczna: „W ZUPEŁNOŚCI”! On potrafi nam pomóc w umysłowych napięciach, w przepracowaniu, w trudnościach, w rzeczach, któreśmy zaniedbali i może pomóc nawet w życiu emocjonalnym. Nawet gdybyśmy czuli się całkiem bezsilni, gdy mamy chęć bronić się: „Pan wymaga zbyt wiele ode mnie”. Pamiętajmy w każdym wypadku, że On jest tym, który wystarcza! Powiedział: „We mnie jest cała pełnia Boża”. Bóg przyjmie nas tylko wtedy, o ile ukryjemy się w Jego umiłowanym Synu, w Chrystusie.

Każdy pragnie, by go lubiano, by ktoś się o niego troszczył, by był wszędzie uprzejmie przyjmowany. Jeli spodziewamy się, że nasz partner życia w pełni zaspokoi nasze potrzeby, czeka nas zaś rozczarowanie. Nawet mąż lub żona nie potrafi zaspokoić naszych najgłębszych pragnień serca, gdyż stworzeni zostaliśmy dla Boga. Tylko On może, zniżając się ku nam, zaspokoić nasze najskrytsze potrzeby, głód, który ogarnia nasze ludzkie serce. Obietnice te nie odnoszą się tylko do przyszłości, lecz także do dnia dzisiejszego. Obiecał to żyjący Bóg! On nas przyjmuje nie jako grzeszników, lecz jako ukrytych w osobie Jezusa Chrystusa. Pamiętajmy, że ani wysokość, ani głębokość, ani życie, ani śmierć, ani cały wszechświat nie potrafi nas oddzielić od Jego doskonałej łaski, która zaspokaja wszystko — wszystko, co zostało przygotowane dla nas przez Jezusa Chrystusa i Jego Świętego Ducha. Wierz w to, przyjmij do serca i nigdy o tym nie zapomnij! „Dosyć ci na łasce mojej”.