George Verwer: „Głód pełni życia chrześcijańskiego”


Rozdział 4

Niebezpieczeństwa w zwycięskim życiu


Czy postanowiłeś wkroczyć na drogę uczniostwa? Jesteś zdecydowany iść za Chrystusem i podporządkować Jemu swoje życie? W takim razie — chociaż może to być dla ciebie zaskoczeniem — wiedz, że z całą pewnością masz przed sobą bardzo wyboistą drogę. Jedną z rzeczy, które Bóg czyni, aby nam dopomóc, jest podany w Piśmie Świętym wgląd w niebezpieczeństwa zwycięskiego życia chrześcijańskiego.

A chcę, bracia, abyście dobrze wiedzieli, że ojcowie nasi wszyscy byli pod obłokiem i wszyscy przez morze przeszli i wszyscy w Mojżesza ochrzczeni zostali w obłoku i w morzu, i wszyscy ten sam pokarm duchowy jedli i wszyscy ten sam napój duchowy pili; pili bowiem z duchowej skały, która im towarzyszyła, a skałą tą był Chrystus. Lecz większości z nich nie upodobał sobie Bóg; ciała ich bowiem zasłały pustanię. A to stało się dla nas wzorem, ostrzegającym nas, abyśmy złych rzeczy nie pożądali, jak tamci pożądali. Nie bądźcie też bałwochwalcami, jak niektórzy z nich, jak napisano: „Usiadł lud, aby jeść i pić i wstali, aby się bawić”. Ani nie oddawajmy się wszeteczeństwu, jak niektórzy z nich oddawali się wszeteczeństwu i padło ich jednego dnia dwadzieścia trzy tysiące. Ani nie kuśmy Pana, jak niektórzy z nich kusili, i od wężów poginęli. Ani nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i poginęli z ręki Niszczyciela. A to wszystko na tymtych przyszło dla przykładu i jest napisane ku przestrodze dla nas, którzyśmy się znaleźli u kresu wieków. A tak, kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł. Dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które by przekraczało siły ludzkie; lecz Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze, ale z pokuszeniem da wyjście, abyście je mogli znieść (1Ko 10:1–13).

Zwróć uwagę na to, co mówi ap. Paweł: Wydarzenia te są „dla przykładu” i „ku przestrodze”. Jest oczywiste, że pragnie tutaj ostrzec przed niebezpieczeństwami, którymi jest otoczony chrześcijanin. I chociaż byli zespoleni z Mojżeszem w przejściu przez morze i w obłoku, chociaż jedli z tego samego pokarmu duchowego, jednak nie wytrwali, gdy doszło do rzeczywistej próby. Odpadli pomimo wszystkiego, co przeżyli dotychczas. Podobnie i chrześcijanin opuszcza Egipt (świat), przechodzi przez Morze Czerwone (co, jak wierzę, oznacza zbawienie); zaczyna śpiewać pieśń wyzwolenia, jak tamci, gdy widzieli Morze Czerwone, zalewające na ich oczach nieprzyjaciół. Ale niestety nie zdaje sobie sprawy, że najwięksi nieprzyjaciele nigdy nie są już poza nami. Nigdy nie osiągniemy stanu takiego relaksu, w którym moglibyśmy wylegiwać się spokojnie, bez żadnych obaw, wiedząc, że wszyscy wrogowie zostali pokonani. Święty Szymon Słupnik zamieszkał w pustelni wysoko w górach, żyjąc zupełnie samotnie — wcale jednak nie uwolniony od walk wewnętrznych. Choćbyś się odizolował na jakiejś pustelni, już po krótkim czasie zauważysz, że wróg jest niedaleko. Dlaczego tak jest? Dlatego, że wróg działa wewnątrz nas. Naród izraelski doszedł do tego już po niedługim czasie. W strachu przed olbrzymami wycofał się na puszczę, a jednak wewnętrzne zmagania poszły tam razem z nim. Lecz to wcale nie jest Bożym życzeniem, aby ludzie wierzący pozostawali na puszczy. Bóg wcale nie chce żywić nas przez całe życie manną, podczas gdy niedaleko czekają na nas już przygotowane mleko i miód. A jednak Izraelici, wszyscy z wyjątkiem Jozuego i Kaleba, wybrali puszczę, co było rezultatem grzechu zatwardziałości i niewiary.

Na przykładzie tych dwóch widzimy realność oddania serca Bogu. Kaleb i Jozue użyli zupełnie innych słów, aby wyrazić tę samą myśl. Kaleb powiedział: „Chodźmy tam zaraz i od razu zajmiemy ten kraj. Zdołamy ich zwyciężyć”. Ktoś z nas nazwałby takie sformułowanie bardzo cielesnym. Czy Kaleb potrafi tego dokonać? Jaka w nim drzemie zarozumiałość! Jozue użył innych słów: „Jeśli Bóg będzie nam sprzyjał, wtedy wprowadzi nas do tamtego kraju i odda nam go”. Mogę sobie wyobrazić odpowiedź Kaleba: „Dobra, zgadzam się. Powiedz to, jak chcesz, ale chodźmy!” Oni obydwaj weszli do ziemi obiecanej, obydwaj kroczyli z Bogiem i obydwaj zostali ubłogosławieni. Musimy wystrzegać się odsądzania kogokolwiek tylko na podstawie doboru słów, jakich używa do określenia swojego punktu widzenia. My możemy tylko oglądać zewnętrzną powłokę człowieka, zaś Bóg widzi dodatkowo całe jego serce. Nowo narodzony chrześcijanin wraz z całym niewłaściwym słownictwem i nawet wykrzywioną zasadą wiary może znacznie głębiej ufać Bogu, ufać w zakończone dzieło Chrystusa znacznie realniej niż niejeden brat Głębokie Życic, który ma wszystkie te sprawy rozpracowane do ostatniej sylaby. Kaleb, a także Jozue zapewnili sobie wejście do ziemi obiecanej poprzez jedną rzecz — poszli bez zastanowienia za tym, co Bóg im obiecał.

Wierzę, że Kanaan odzwierciedla w bardzo realny sposób drogę zwycięskiego życia. Zbawienie Boże jest wystarczające, aby przeprowadzić nas przez Jordan. Jakże jednak wielu z nas błądzi jeszcze po puszczy, nie zdając sobie wcale z tego sprawy. Uparcie ignorujemy zaproszenie, aby wejść do kraju odpocznienia. W Chrystusie Bóg przygotował już dla nas nieograniczone bogactwa, a my ciągle wolimy żyć w naszej biedzie i w głodzie. Przeszliśmy już przez Morze Czerwone. Cieszymy się z tego, że jesteśmy zbawieni, a jednak siły ciemności ciągle wywierają na nas wpływ. Czemu nie chcesz dzisiaj wejść do Jego pełni? Modlę się, aby ci z was, drodzy czytelnicy, którzy wciąż znajdują się na pustyni, odważyli się właśnie teraz, w tej chwili przekroczyć Jordan, ufając w Jego potężną i wystarczającą moc.

W tym rozdziale chcemy jednak pójść dalej. Musimy stale pamiętać o tym, że gdy przechodzimy Jordan, nie dostajemy się od razu na jakieś tereny biwakowe lub obóz wakacyjny. Pamiętajmy o tych bitwach, kłopotach i zwycięstwach, jakie były tam udziałem narodu wybranego. Wielu chrześcijan popełnia tutaj pomyłkę myśląc, że tam już zastaną raj. A to wcale tak nie wygląda. Ziemia Obiecana jest bowiem miejscem bitwy, od puszczy zaś różni się tym, że jest także miejscem zwycięstwa. Jeśli już wkroczyłeś do tego kraju odpocznienia, doświadczysz wkrótce czegoś z Bożej pełni, a także doznasz wysłuchania modlitw. Pomimo tego będziesz jednak nieraz zaskoczony, widząc jak nadzwyczaj zażarta jest ta bitwa. Nie obawiajmy się jednak rzucić się w wir walki głową naprzód. Czasami z zewnątrz będzie to wyglądało wręcz dziwnie, nie będziemy mieli zapewnionych nawet najbardziej podstawowych życiowych potrzeb. Będziemy jednak walczyć z grzechem, swą starą naturą i szatanem. Jeśli nie czujesz się na siłach, by włączać się do tej walki, to od razu idź na emeryturę lub poszukaj sobie łatwiejszej pracy.

To może być nawet naszym pocieszeniem, gdy sobie zdajemy sprawę z wagi naszej walki, że bierzemy udział w duchowych zmaganiach. Znajomość tego faktu była bardzo pomocna zarówno mnie, jak i mojej żonie. Gdy tylko stajemy twarzą w twarz z jakimiś trudnościami, gdy ktoś wylewa na nas jakiś kubeł pomyj, wiemy, że to wszystko jest częścią wspaniałego Bożego planu dla nas. To nam tylko uzmysławia, że bierzemy udział w walce, znajomość tego faktu wspaniale pokierowała także naszym małżeństwem. Przyjaciele często udzielają rad. Często mówią: „Powinniście zrobić to i to. Wszystkie inne małżeństwa tak właśnie robią. Inni rodzice traktują swoje dzieci zupełnie inaczej”. Wtedy możemy wołać do Pana. „Tak, Panie, słuchanie tych rad byłoby bardzo wskazane w czasie pokoju, my jednak bierzemy udział w wojnie”. Zdawajmy sobie sprawę z tego, jak wielkim dobrodziejstwem jest militarny pokój, w jakim teraz żyjemy, szczególnie zaś małżeństwa powinny być za to wdzięczne. Jak wiele w czasie wojny wymagano od mężczyzn. W jakim ogromnym strachu trwały żony i dzieci. Ciągle żyje jeszcze wiele wdów, które musiały poświęcić swych mężów dla dobra swego kraju. A my? Mamy przywilej stać na polu bitwy z Panem Chwały, Wodzem naszego zbawienia. Jakaż ofiara byłaby zbyt duża dla Niego? Myślę wręcz, że słowa „ofiara” nie powinno się w ogóle używać między chrześcijanami. Gdybyśmy porównali nasze działanie z czynem Chrystusa, okazałoby się, że nie ma nawet o czym wspominać.

Te walki będą jednak często przybierały bardzo realną postać. Ktoś kiedyś słusznie zauważył, że szatan nie marnuje swoich zatrutych strzał na przeciętnych, nominalnych chrześcijan. Historia wspomina, że celem najsilniejszych ataków były często miejsca dowodzenia… Jeśli miałeś okazję poznać jedną z najbardziej czarnych kart amerykańskiej historii, kartę walk z Indianami, to wiesz, że biali w pierwszej kolejności starali się zabić wodzów. Wiedzieli, że bez dowództwa, w rozproszeniu nie potrafią Indianie skutecznie walczyć i łatwiej będzie zadać im klęskę.

Szatan stosuje tę samą taktykę. Nie traci czasu na tych, którzy się nie liczą dla Boga, a on ma ich już po swojej stronie. Nie myślę, żeby zależało mu na atakowaniu ludzi, którzy już są z nim. On woli atakować tych, którzy stoją wytrwale i są aktywnymi uczniami. On chce atakować tych, którzy odpowiadają: „Tak, Panie, będę Ciebie naśladował. Zaprę się samego siebie dla Ciebie”. Gdy szatan tylko zauważy kogoś, kto wytrwale naśladuje Chrystusa, natychmiast organizuje wojenną naradę ze swoimi aniołami i razem organizują frontalny atak. Każdy nasz ruch napotyka na kontratak. Jest on przebiegłym strategiem i niestety będziemy się z nim jeszcze często spotykać. Gdy jednak właściwie uzbroimy się przeciwko jego wybiegom, wtedy unikniemy zaskoczenia.

Wobec mocy ciemności możemy użyć dwóch metod: przeciwstwiać się im lub uciekać. Osobiście byłem zawsze lepszym biegaczem niż zapaśnikiem, ale pragnę więcej nauczyć się stawiania oporu w sile Bożej. Słowo Boże nie mówi „uciekajcie” od diabła, lecz zaleca: „dajcie odpór” diabłu i to nie w swojej mocy, lecz w mocy krzyża Chrystusa. Jedna z metod szatana przeciwko nam to oskarżanie. Nie może on jednak dotrzymać pola obmywającej krwi Jezusa Chrystusa. To właśnie przez nią mamy i my możliwość, aby wytrwać w atakach i pokuszeniach, które na nas przyjdą. Nie ignorujemy jednak w żadnym wypadku sztańskich ataków. Jakie są najbardziej podstawowe niebezpieczeństwa dla zwycięskiego życia?

Pierwszym jest pycha. Słowo Boże mówi: „Pycha przychodzi przed upadkiem”. Musimy błagać Boga, aby dokładnie sprawdził nasze serca i wykorzenił z nich to największe niebezpieczeństwo, które doprowadziło już wielu do upadku. Widziałem wielu młodych ludzi, poświęconych zupełnie Bogu, pełnych Ducha, wyglądających na takich, co są używani przez Boga, ich służba była jednak zupełnie nieskuteczna z powodu pychy. Jest to często pycha duchowa. Widzieli, jak Bóg odpowiadał na ich modlitwy, są więc pewni, że On stale jest z nimi. Albo gdy Bóg używał ich w przyprowadzaniu innych do zbawienia. Może ktoś im powiedział, że są nadzwyczaj uzdolnieni, mówiąc: „Jesteś urodzonym organizatorem”. „Jesteś wielkim kaznodzieją”. „Masz zadatek na wspaniałego biblistę”. Takie uwagi wyrządzają tylko szkodę. Znakiem osoby w pełni zrównoważonej jest to, że uwagi tego rodzaju nie wywierają na nią żadnego wrażenia. Można takie uwagi przyjmować realistycznie bez podnoszenia od razu do góry głowy. Wiemy przecież, komu powinniśmy przynosić chwałę. Osobę chwiejną każda taka uwaga szybko wytrąci z równowagi. Będzie zaraz chciała zbierać tylko same komplementy. Gdy nawet wskażesz jej jakieś braki, zawsze będzie jednak pielęgnowała w swojej pamięci uwagi pochwalne, gloryfikujące, dotyczące jej „najsilniejszych” punktów. Czy chcesz być zrównoważonym chrześcijaninem? Naucz się właściwie reagować na ludzką chwałę, a także na ludzką krytykę. Ponad wszystko jednak wypatruj śladów pychy. Jeśli Bóg odpowiedział na twe modlitwy i w rezultacie tego czujesz się znacznie ważniejszym, powróć w myślach do krzyża Chrystusa i prawdziwej pokuty.

Istnieje taki rodzaj pychy, który plasuje nas bardzo wysoko w naszym własnym mniemaniu, a innych tak nisko, że nie dorastają nam nawet do pięt. Strzeż się tego. Wystrzegaj się tego pokuszenia, aby przychodząc do jakichś kościołów lub grup chrześcijan sądzić ich za coś, czego nie mają, a do czego ty właśnie niedawno doszedłeś. Sam bez przestanku proszę Boga, aby mnie wyzwolił z takiego rodzaju arogancji. Bardzo pomaga mi tutaj myśl, jak też będę wyglądał za jakieś czterdzieści lat? Gdy wchodzę na kazalnicę, by głosić Słowo, muszę zastanawiać się, jak też będzie wyglądało moje setne przemówienie. Czy będzie w nim tak samo dużo gorliwości, zaangażowania jak dzisiaj? Jeśli nie, to w takim razie nie mam prawa sądzić kogokolwiek. Ktoś mi kiedyś powiedział, że rany, jakie możemy uznać za dowód porażki u kogoś, mogą być w istocie bliznami po wiernej służbie dla Chrystusa. Możemy spotkać jakiegoś chrześcijanina, który wygląda na bardzo zmęczonego a nie zwycięskiego. Szybko też chcielibyśmy zakwalifikować go do tych odstawionych na boczny tar. Wcale tutaj nie mamy racji. Być może nie jest on teraz tak bardzo efektywny jak kiedyś, gdy przechodził przez cięższe bitwy niż my. Być może był w nich często i zwycięzcą. Rany i blizny jednak pozostały.

Może też spotkaliśmy jakichś starszych braci, których chcieliśmy uznać za wręcz zacofanych i staromodnych, a nawet ograniczonych. Bądźmy tu jednak bardzo ostrożni. Jak ty będziesz wyglądał po sześćdziesiątce, po stałych bombardowaniach we dnie i w nocy przez siły ciemności? Pychę możemy likwidować właśnie takimi pytaniami. Tak, oczywiście, przyjmuję wiarą zwycięstwo, jakie mamy w Chrystusie, także na przyszłość. Powinienem być jednak ostrożny, jeśli chodzi o formułowanie sądów. Jako młodzi ludzie ty i ja musimy okazywać miłość ludziom starszego pokolenia. Musimy mieć dla nich także litość, my bowiem także jej potrzebujemy. Jestem przekonany, że problem ten ma swoje dwie strony. Tak, wydaje mi się, że Bóg specjalnie postawił nas koło siebie, aby obudzić obydwie strony i wskazać na fakt, że bez Chrystusa i jego łaski bylibyśmy niczym. Nauczmy się od Chrystusa Jego łagodności w kontaktach międzyludzkich. Pamiętajmy także stale tę podstawową zasadę, aby innych oceniać wyżej od siebie samych.

Doszliśmy tutaj do drugiej sprawy, o której chciałbym wspomnieć — do niebezpieczeństwa ducha krytycyzmu. Nie trudno odkryć w kimkolwiek nawet najdrobniejsze błędy. Nikomu nie brak do tego zdolności. Psychologia uczy nas jednak, że te rzeczy, które nas najbardziej rażą, są odzwierciedleniem naszej własnej natury. Nazywa się to odwzorowaniem; myślę nawet, że szczególnie wielu chrześcijan można by zaliczyć do specjalistów w tej dziedzinie. Gdy zastanowiłem się bardziej nad .sobą, rezultaty przeraziły mnie. Jeśli z dnia na dzień zauważałem pewne negatywne cechy u innych, czyżby to było odbiciem jakiejś słabości mojego charakteru czy nawyków? Ktoś na przykład zdawał się być nienaturalny, ktoś inny wyglądał na to, że mówił o rzeczach, o których wcale nie był przekonany, inny nie chciał przebaczać. Ich błędy były widoczne z dużej odległości. Czy one jednak odbijały także błędy mojego charakteru? Naszą tendencją jest porównanie słabych punktów ludzi z naszymi najsilniejszymi stronami. Oczywiście, to nie jest ani uczciwe, ani logiczne. Wiemy, jak Bóg postąpił z szemrającymi w Starym Testamencie. On nienawidził narzekań i negatywnego krytycyzmu. Musimy do wszystkiego podchodzić bardziej pozytywnie. Paweł w 4. rozdziale Listu do Filipian powiedział bardzo wiele na ten temat: „Wreszcie, bracia, myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały”.

Dlaczego napisano to w Słowie Bożym? Uważam, że jest tu przedstawiona część tej wielkiej rewolucji w życiu człowieka, jaką wniósł Chrystus. Rewolucja ta zamienia narzekanie na coś pozytywnego, na zwycięskie myślenie, rewolucja, która odrzuca krytycyzm i wyszukiwanie błędów, która nie wgłębia się w upadki, gdyż nie jest to w planie panującego Boga. Nigdy nie zapomnę pewnego zdarzenia, gdy raz bardzo śpieszyłem się na pociąg w Sztokholmie. Bardzo krytykowałem w myślach jednego z braci, który pomylił czas odjazdu mego pociągu i przywiózł mnie na stację w pięć minut po odjeździe. Dlaczego — myślałem — ludzie, którzy od urodzenia mieszkają w Sztokholmie, nie potrafią czytać swego rozkładu jazdy? Byłem dodatkowo podenerwowany, gdyż miałem jechać do Goeteborga i zaraz rano omówić możliwości wynajęcia całego statku w celu ewangelizacji świata. Czy możecie sobie wyobrazić, jak strasznie się czułem, zdając sobie sprawę, że mego pociągu już nie ma na stacji? W czasie powrotu coś się we mnie aż gotowało. Ale Pan wprowadził do mych myśli wiersz z Listu do Rzymian 8:28. Ktoś może stwierdzić, że wiersz ten jest tylko podporą pocieszenia dla nieudolnych, lecz wtedy tak właśnie się czułem i gwałtownie potrzebowałem jakiejś podpory, aby osiągnąć zwycięstwo nad uczuciami, wypełniającymi moje serce. Słowo to mówi: „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia Jego są powołani.” I natychmiast mogłem chwalić Boga w wierze za to, że nie zdążyłem na pociąg. Właśnie tej nocy pociąg ze Sztokholmu do Goeteborga miał wypadek. Nie mogę dać żadnych dodatkowych wyjaśnień na ten temat, na pewno jednak powinniśmy być ostrożni w wydawaniu szybkich, pochopnych decyzji o rzeczach, które wydawały się być błędami. Sami robimy bardzo wiele błędów, nasz potężny i panujący Bóg ma jednak dla nas wielką cierpliwość, w swej wszechwiedzy kieruje wszystkim. Skarb Ducha Świętego powierzył On glinianemu naczyniu. W naszej ciągłej pracy dla Pana często tracimy coś z Jego Ewangelii. Czasami muszę aż płakać, myśląc, jak pomniejszyłem cudowną Jego prawdę mym wyjaśnianiem, zanieczyściłem ją mą własną, skorodowaną osobowością, przez mój własny, nadbity dzban. Jednak moc panującego Boga jest ponad tym wszystkim. Jego moc potrafi przekształcić te najbardziej cielesne, najgorsze, najbardziej nie na miejscu świadectwa na takie, które będą się liczyć w wieczności. Powinniśmy inaczej spojrzeć na wszechpotężnego Boga. Wtedy nasz negatywizm zniknie i wyzbędziemy się krytycznej postawy wobec wszystkich wokół nas, a także i wobec naszych własnych pomyłek. Odkryjemy, że nasz przełożony nie jest wcale apostołem Pawłem lub Szczepanem, Amosem lub Jeremiaszem, ale kimś bardzo podobnym do nas. Tak, Bóg chce, abyśmy wyzbyli się naszego ducha krytycyzmu.

Trzecią rzeczą, przed jaką pragnąłbym ostrzec chrześcijan, żyjących już życiem zwycięskim — to przyzwyczajenie się do spraw duchowych. Może to teraz wygląda zupełnie absurdalnie, niemniej oglądając moc Bożą w działaniu, wiele wysłuchanych modlitw, doprowadzanie ludzi do Pana w bardzo trudnych okolicznościach, możemy stać się zahartowani na cudowność. Gdy jakaś grupa chrześcijan schodzi się na całonocną modlitwę, czyni to w nadziei, że coś się stanie. Bóg odpowiada na modlitwy w sposób, który nie da się wytłumaczyć zbiegiem okoliczności. Jedna z ewangelizacyjnych grup młodzieży spotkała się w celu modlitwy w Zavatem w Belgii i wielu z nas modliło się do trzeciej rano. Mieliśmy olbrzymie potrzeby finansowe i Bóg wystawił nas na prawdziwą próbę wiary. Kładąc się spać, byliśmy zupełnie pewni, że Bóg włączy się do akcji. Następnego dnia rano zadzwoniłem do naszego centralnego biura w Atherton w innej sprawie. W rozmowie tej ktoś zapytał mnie, czy słyszałem już o wielkim darze, jaki nadszedł z innego kraju? Tego właśnie dnia telegram z tą wiadomością dotarł do Atherton. Wartość tego daru sięgała 45.000 rupii. Żaden człowiek nie potrafiłby tego przewidzieć. Pieniądze przyszły od osoby, która nie miała pojęcia o naszym modlitewnym spotkaniu, zostały wysłane z miejsca oddalonego o tysiące kilometrów od nas. Wielu podobnych rzeczy doświadczyliśmy w ciągu ostatnich 10 lat, a niektórzy w ciągu jeszcze dłuższego okresu czasu. Jest to rzeczą niemożliwą, aby je wszystkie nazwać zbiegiem okoliczności. Po prostu mogliśmy uwielbiać Boga za Jego odpowiedzi na modlitwy. Jest w tym jednak prawdziwe niebezpieczeństwo przyzwyczajenia się do cudów, do Bożego działania wśród nas. Pierwotnie dziękowaliśmy Bogu za każdy grosz. Teraz trzeba by może tysiąca, aby sprowadzić nas na kolana. Niech Bóg nam przebaczy. Biblia informuje nas, że w niebie jest zawsze wielka radość wtedy, gdy jakiś grzesznik przyjdzie do upamiętania, my zaś chcielibyśmy mieć minimum 12. Możemy słuchać świadectw jakiegoś chłopca lub dziewczyny, jak we wspaniały sposób Bóg przekształcił ich życie. Na to my tylko odpowiemy — „chwała Panu”. Aniołowie w niebie wykrzykują radośnie, zaś myśmy się już do tego przyzwyczaili i nie dzielimy już ich nastroju. Tak, chętnie byśmy porozmawiali o tych, którzy się przez nas nawrócili. Jesteśmy pewni, że nawrócenia te są prawdziwe. Ale czy lubimy rozmawiać o tych, którzy zostali przyprowadzeni do Pana przez innych braci? To nie jest takie pewne. Pamiętam jeszcze, jak kiedyś w szkole biblijnej wychodziliśmy na ulicę, aby przyprowadzać dusze do Chrystusa. Gdy tylko spotykałem kogoś, komu mogłem pomóc, byłem prawdziwie podekscytowany. Nawet wpadłem do pokoju mego brata, podskakując z radości i opowiadając o tym nawróceniu. „Chodź, przerwij swą pracę na chwilę, módlmy się razem. Dziękujmy Bogu za ten cud nawrócenia”. Po tygodniu kolega z sąsiedniego pokoju przyszedł do mnie. Zachowywał się trochę spokojniej niż ja poprzednio. „Słuchaj, George, chwalmy Pana, jeden gość tam na rogu ulicy przyjął Chrystusa dzisiejszego wieczoru!” Jaka była moja reakcja? — „Chwała Panu, to świetnie, Amen.” I już powróciłem z powrotem do moich książek. To nie był wcale „mój” nawrócony. Niech Bóg nam odpuści nasze przyzwyczajenie do świętych rzeczy, że już nie radujemy się tak bardzo zwycięstwami naszego życia i naszych współbraci.

Przyzwyczajenie takie może zupełnie załamać naszą kościelną społeczność. Czasami, spotykając się wokół Stołu Pańskiego, jesteśmy znacznie mniej wdzięczni Panu za Jego ofiarę na krzyżu niż podczas śniadania po dobrze przespanej nocy. Ludzie na puszczy w zupełnie podobny sposób przyjmowali cudowne zdarzenia, jakich dostarczał im Bóg. Tak przywykli do manny, że pragnęli teraz tylko mięsa. W psalmie czytamy, że Bóg dał im rzeczy, których bardzo pragnęli w swoifh sercach, a rezultatem tego było ich wielkie duchowe ubóstwo. Może się to i nam przytrafić.

Innym niebezpieczeństwem zwycięskiego życia chrześcijańskiego jest ascetyzm. Chcielibyśmy przechodzić przez cierpienia, aby było o czym opowiadać. Zazębia się ono bardzo z poprzednim — z pychą. Przykładem może być historia jednego chłopca, który dołączył się do naszej akcji. Został zakwaterowany w domu, gdzie gospodarze zadali sobie wiele trudu, przygotowując mu wygodne łóżko i wieczorną herbatę. Gdy wszystko było już gotowe, ten młody człowiek wydął swoje policzki i ogłosił autorytatywnie, że już od dawna nie sypia w ogóle w łóżkach. Powinniśmy stale pamiętać o utrzymywaniu właściwej równowagi. Paweł dobrze wiedział, jak żyć w dostatku, a jak w niedostatku. Nie jest to wcale takie łatwe i wielu z nas będzie miało z tym trudności. Dążąc jednak do pełni miłości i do Chrystusa dojdziemy do dojrzałości. Wydaje mi się jednak, że w chwili obecnej ascetyzm nie jest podstawowym problemem naszych społeczności. Jest nim raczej coś przeciwnego — lenistwo i wybór linii najmniejszego oporu, jedno z najbardziej śmiertelnych niebezpieczeństw, atakujące szczególnie tych, którzy myślą, że nikt nie kontroluje ich czasu. Dyscyplina jest czymś bardzo pożądanym. Módlmy się codziennie, aby Bóg trzymał nas z dala od lenistwa, co pokrywa się także z nieodpowiedzialnością i brakiem dyscypliny. Nadzwyczaj ważne jest zrozumienie wartości mozolnej pracy. Może niektórzy z nas potrzebują tego więcej od czegokolwiek innego. Kościół potrzebuje mężnych żołnierzy, którzy chcieliby ciężko pracować. Ludzie Nehemiasza doszli do celu tylko dlatego, że „przyłożyli serca do pracy”.

Biblia, a już szczególnie księga Przypowieści Salomonowych mówi dużo o grzechu lenistwa. Sprawę te powinniśmy traktować bardzo poważnie.

Na zakończenie chciałbym jeszcze wspomnieć o innym niebezpieczeństwie — powstawaniu skandali. Od momentu, w którym Bóg zaczyna ciebie używać, szatan chciałby znaleźć jakiś pretekst, aby wywołać skandal. Chciałby zaskoczyć ciebie w jakimś słabym punkcie i zepchnąć w dół, a potem całą tę historię wywlec na światło dzienne. Najczęściej operuje w dziedzinie moralnej czystości. Alan Redpath przemawiał do nas kiedyś na temat grzechu Dawida. Podkreślał wtedy, że pierwszym grzechem Dawida wcale nie był kontakt z Batszebą, lecz fakt, że nie brał on udziału w bitwie. Zamiast tego wygodnie wypoczywał, a gdy folgował sobie w zasadach dyscypliny, przyszło na niego pokuszenie, którego nie umiał odeprzeć. Jak wielkim niebezpieczeństwem jest pozostawanie choćby na jedną minutkę poza miejscem, na którym Bóg nas postawił, strata jednej chwili społeczności i kontaktu z Panem Jezusem, jeden moment braku dyscypliny, jeden moment pychy, jeden krok w kierunku krytycyzmu i samousprawiedliwienia. Może to stać się już początkiem rozkładu. Gdy tylko raz dasz szatanowi szansę, wtedy tak jak Dawid będziesz musiał przez całe swoje życie znosić owoce swego upadku. Dawid otrzymał odpuszczenie, tak jak i my, jednak później jego serce było nadal zranione, a to tylko z powodu tych kilku chwil, w których pozwolił sobie na wszystko.

Nasze zwycięskie życie wystawione jest na niebezpieczeństwa, musimy więc być ich świadomi. Pamiętajmy słowa z 1 Listu do Koryntian 10:12 „A tak, kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł”. Paweł jednak idzie dalej, w następnym wierszu wskazuje nam, że Bóg stale myśli o nas, nawet w niebezpieczeństwach: „Dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które by przekraczało siły ludzkie, lecz Bóg jest wierny”. On jest zawsze z nami, kiedykolwiek i gdziekolwiek przyszłoby na nas pokuszenie. Dzięki Jego łasce, zwycięstwo nie zostanie nam odebrane przez porażkę.