Emlia -- wspomnienia pośmiertne

Mąż Józef i córka Irena

Moja małżonka Emilia została odwołana do wieczności w styczniu 2017 roku w wieku 80 lat. Wspólnie przeżyliśmy 59 lat i 3 miesiące. Pochodziła z wielodzietnej rodziny, poznaliśmy się w zborze. Pan obdarzył nas trzema córkami, ośmiorgiem wnucząt i jak dotąd dwoma prawnukami. Księga Przysłów 18:22 mówi: „Kto znalazł żonę, znalazł coś dobrego i zyskał upodobanie u Pana”. Patrząc wstecz muszę stwierdzić, że znalazłem coś bardzo, bardzo dobrego. Moje życie i posługa nie przebiegłyby tak, jak przebiegły, bez jej istotnego udziału. Zarówno jako matka, jak i jako gospodyni była rewelacyjna. Moje częste wyjazdy, zarówno służbowe, jak i do różnych zborów, nakładały na nią dodatkowe obowiązki, z których wywiązywała się znakomicie. W różnorodny sposób uczestniczyła jako znacząca pomoc w mojej służbie przepisując i korygując teksty i pieśni, nagrywając tłumaczone teksy na kasety, pomagała w prowadzeniu strony internetowej, w wydawaniu i ekspedycji gazetki „Do Celu”, w korekcie „Konkordancji biblijnej”. Miała piękny głos, w warunkach domowych nagraliśmy ponad pięć kaset tj. około 120 pieśni, usługiwała także śpiewem w niektórych zborach. Służyła też jako kucharka na kursach młodzieżowych, a w domu nieraz gościliśmy nawet do kilkunastu osób. Dzięki swojemu pogodnemu, wesołemu usposobieniu przyciągała do siebie dzieci i młodzież jak magnes. Umiała też usłużyć radą i zachętą osobom starszym, borykającym się z problemami, nieraz zadziwiająco skutecznie. Życie miała niełatwe, przez wiele lat poważnie chorowała, a ostatnie półtora roku spędziła w łóżku z rurkami od aparatu tlenowego w nosie. Jednak, paradoksalnie, ten ostatni, najtrudniejszy okres jej życia był dla nas najbliższych szczególnym błogosławieństwem dzięki niezapomnianym chwilom, w których zgromadzeni wokół mamy i babci mieliśmy niesamowite odczucie obecności Bożej.

Córka Irena Wilkosz: Nie występowała na scenach, nie zyskała sławy, żyła w trudnych czasach, kiedy nie było możliwości rozwijania swoich marzeń i talentów. Nie kształciła się, ale miała wielki dar i ogromne serce. Tata nagrał dziesiątki pieśni w jej wykonaniu. Nagrywał na zwykłym magnetofonie, w domu, w latach 70 -tych. Sam jej akompaniował. Czasem ja i moje siostry dorzuciłyśmy jakiś dodatkowy głos. Od dwóch lat nie żyje, ale jej głos wciąż rozbrzmiewa i to nie tylko w mojej duszy. Moja kochana mamusia.