Jak wychowywać młode pokolenie?

  Audycja nr: 315
Przygotował: Pastor Henryk Zagrodnik
Tekst biblijny: 2 List do Koryntian 10:3–5
Data opublikowania: 10. 12. 2005
Czas odtwarzania: 20:24 min
Rozmiar pliku: 2753 kB
                        Posłuchaj/Pobierz

Z 2Kor.10,3-5. Czytamy: „Bo chociaż żyjemy w ciele, nie walczymy cielesnymi środkami. Gdyż oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz ma moc burzenia warowni dla sprawy BOŻEJ; nim też unicestwiamy złe zamysły i wszelka pychę, podnoszącą się przeciw poznaniu BOGA, i zmuszamy wszelką myśl do poddania się w posłuszeństwo CHRYSTUSOWI.”

Nie ulega wątpliwości, że wiele problemów Zborowych i społecznych ma swoje źródło w wadliwym wychowaniu domowym. Wiele niewłaściwych postaw młodzieży jest jedynie naśladowaniem obłudy ludzi starszych, którzy wolą widzieć zło w cudzym oku. Aby mieć prawo poprawiać innych, najpierw trzeba uporządkować swoje własne życie i dbać o właściwą postawę. Są rodzice, którzy starają się wychowywać dzieci dobrym przykładem. Uważają oni, bowiem, że jest to większa siła oddziaływania niż jakiekolwiek kazanie. Ale i w takim wychowaniu nie obywa się bez pouczania i karcenia. Z całą odpowiedzialnością mogę twierdzić, że wiele dobrego i pomocy w wychowaniu zauważam w lekcjach religii, tam oczywiście, gdzie dzieci uczęszczają regularnie. Czy nauka religii jest, zatem jedynym środkiem wychowawczym? Owszem, nauka religii spełnia znaczną rolę w kształtowaniu postaw społecznych naszych dzieci, w rozwijaniu poczuciu odpowiedzialności za własne postępowanie oraz w kształtowaniu wewnętrznej dyscypliny, pracy nad sobą w zwalczaniu wad i słabości.

Jeśli zaś chodzi o oddziaływanie wychowawcze w domu, to nie można powiedzieć, że zdołamy się ustrzec wszelkich błędów. Niestety bywa tak, że sami rodzice wypaczają charakter dzieci i sami je uczą egoizmu. W niektórych domach bywa taki zwyczaj, że dziecko, które otrzymało od kogoś bliskiego słodycze, to dzieliło się z całym rodzeństwem nie wyłączając rodziców. Przez nadmierną troskliwość i dobroć przeważnie tak bywa, że rodzice zrzekają się swojej części najczęściej, na rzecz najmłodszego członka rodziny. Po pewnym czasie okazuje się, że nic w naturze nie ginie i że w postępowaniu rodziców wobec dzieci, nic nie pozostaje bez echa. Co się okazuje? Ten najmłodszy członek rodziny zaczął wyróżniać się egoizmem. Z tego możemy wziąć lekcję, że dobrze może wychowywać tylko ten, kto sam jest dobrze wychowany.

Współczesna młodzież, mimo pewnego romantyzmu właściwego temu wiekowi, jest przede wszystkim bardzo konkretna. Dlatego też swe wnioski i motywy postępowania, a także elementy kształtowania postaw opiera na obserwacji dorosłego pokolenia. To, dlatego właśnie we współczesnych czasach tak ogromne znaczenie ma przykład i wzorce postępowania. I dlatego, nie tylko słowa, ale żywy przykład jest najlepszym wzorcem i to musi być mocno zaakcentowane.

Aby wychowywać trzeba być wychowanym. Wychowanie jest problemem trudnym także, dlatego, że nie może ono być wysiłkiem jednorazowym, ale musi być przedsięwzięciem długotrwającym i ta ciągłość wysiłków musi być zawsze zgodna z zasadniczym planem i wytyczonym celem. Gdybyśmy tak mogli rozpisać ankietę i zapytali rodziców, na jakich ludzi chcą wychować swoje dzieci, to takie słowo jak „moralność,” czy „skromność” byłyby bardzo rzadko wymieniane. Natomiast w odpowiedziach najczęściej powtarzałyby się słowa, by potomstwo było „zamożne i zdobyło poważne i zaszczytne stanowisko.” I gdyby stało się według ich życzeń, powstała by armia generałów bez wojska. Tymczasem w społeczeństwie potrzebni są nie tylko ci, którym nie udało się zrealizować marzeń, ale także potrzebni są: majstrowie, robotnicy i pracownicy umysłowi. Ale wszyscy ci ludzie powinni charakteryzować się rzetelnymi kwalifikacjami a nade wszystko jako ludzie powinni być wyposażeni w określony system wartości moralnych.

Kryzys wychowania młodzieży jest w znacznym stopniu spowodowany kryzysem moralnym starszego pokolenia, kryzysem moralnym wychowawców; Dlatego najpierw trzeba wychować starsze pokolenie, czyli inaczej mówiąc trzeba wychowywać wychowawców! Wszystko, co się dzieje w społeczeństwie wywiera wpływ na wychowanie młodzieży i na postawy dorosłego społeczeństwa. Mogą być dzieci wychowane jak najlepiej, ale gdy dorosną i wejdą w środowisko starszych grup społecznych, będą się podporządkowywały temu, co jest zasadą postępowania otoczenia. Dlatego trzeba by powiedzieć, że żyjemy w czasach, które wymagają od człowieka wierzącego, zajmowania wobec wielu spraw, godnej jego postawy. Jeśli jesteś wierzącym, to nie wstydź się swego przekonania. Jeżeli jesteś Polakiem, to dbaj o godność i honor polskiego obywatela.

Rodzice także często nie znają podstawowych zasad wychowawczych, są nierzadko złym wzorem w rodzinie, bowiem słowa bez przykładu obniżają autorytet wobec własnych dzieci. Są też świadomi rodzice, odpowiedzialni za harmonijny rozwój swoich dzieci, rozumiejący ich potrzeby. Ale jest i to, że znaczna część takich rodziców, dla których te sprawy są mało ważne w kontekście przeróżnych codziennych problemów. Trzeba byłoby się dobrze zastanowić, czy rzeczywiście są ważniejsze sprawy od rozwoju własnego dziecka, które przecież jest problemem także w naszej codzienności i wartością, którą można określić jako niewymierną. Co gorsza, że rodzice ci w pracy, są ludźmi na ogół cenionymi i niezastąpionymi, bo tak można sobie to dopowiedzieć. Ale przebywanie z nimi w domu, to prawdziwe piekło. Takie przejawy jak: nieopanowanie, wybuchowość, brak cierpliwości i to straszne ubóstwo w słownictwie polskim. A przecież na to wszystko patrzą i słuchają nasze dzieci, które doskonale potrafią porównywać i oceniać. Z tego wszystkiego wyciągają one swoje własne dziecięce wnioski. Czy wówczas w takiej sytuacji od młodzieży i dzieci możemy wymagać czegoś, którego sami nie jesteśmy wzorem? I to jest największa tragedia w wychowywaniu młodego pokolenia.

Na naszych oczach coraz więcej wyłamuje się młodzieży spod wpływu wychowawców, coraz więcej obserwujemy chuligaństwa, rozbojów, gwałtu i innych niemoralności. Krzyczymy na alarm, szukamy dróg naprawy, powrotu do normalnego stanu, krytykujemy dzieci, krytykujemy młodzież, oburzamy się na ich wybryki, a w rzeczywistości zawiniliśmy sami. Zlekceważony został BOŻY układ życia rodzinnego. To BÓG stworzył rodzinę i ON połączył rodziców miłością, w której atmosferze ma wyrastać młode i zdrowe duchowo pokolenie.

A teraz chciałbym przytoczyć prawdziwe zdarzenie pewnego młodzieńca wychowanego w domu chrześcijańskim i w duchu prawdziwie rodzinnej miłości. Przyznajemy, że nie wszyscy bohaterowie opisywani są w powieściach. Niektórzy z nich żyją całkiem blisko nas, ale trudno byłoby odgadnąć, że są bohaterami. Prawdziwy bohater nigdy nie będzie opowiadał o wspaniałych czynach, których dokonuje. On zachowuje swoje bohaterstwo w swoim sercu. Jeśli jakiś znajomy będzie nam opowiadał o swoich wielkich i odważnych czynach, których dokonał, to nie jest on żadnym bohaterem. Prawdziwy bohater nigdy o sobie nie opowiada. A oto prawdziwe opowiadanie o pewnym chłopcu, który obsługiwał windę w starym, chwiejącym się, brzydkim budynku biurowym. Ludzie, którzy go znali nazywali go Bolek. Był to szczupły, piegowaty chłopiec o rudych włosach i nikt by nie odgadł, że Bolek jest bohaterem. Ale on nim był, jak posłuchacie dalej tego opowiadania.

Pewnego dnia budynek zaczął trząść się i chwiać, a potem jedna ze ścian wypadła, a tłum zebrany na ulicy patrzył na okna budynku, gdzie można było widzieć całą gromadę mężczyzn, kobiet i małych dzieci, i zastanawiał się, co też z tymi ludźmi się stanie. Bolek nie czekał i nie zastanawiał się, ale natychmiast pojechał swoim starym dźwigiem, swoja windą, na najwyższe piętro i wrócił z kabiną przepełnioną wystraszonymi kobietami i małymi dziećmi. Uczynił to po raz drugi, po raz trzeci, czwarty, piąty, szósty. Do góry i na dół, jechał dziewięć razy, aż wreszcie tylko jedna strona budynku jeszcze stała i nawet szyny windy już były obnażone i widoczne, a chwiały się i kołysały tu i tam na podobieństwo drzewa poruszonego wiatrem. Policjanci starali się odciągnąć chłopca ze swojego stanowiska, a tłum krzyczał, aby się zatrzymał, ale on jeszcze raz pociągnął za łańcuch i zaczął się wznosić do górnego piętra. „Jeszcze jest dwóch mężczyzn tam na górze,” krzyknął Bolek i pojechał na górę, zagrożony w każdej chwili śmiercią, nie czekając ani sekundy, aby odgadnąć, jaki będzie koniec tego wszystkiego. A potem przez całe chmury kurzu stara winda przebrnęła z powrotem, a w kabinie można było zobaczyć trzech ludzi. W tym samym momencie, gdy dotknęła ziemi, wypadła i następna ściana, ale tych dwóch mężczyzn i Bolek wyszli na ulicę bezpiecznie. Moglibyśmy usłyszeć jak ludzie wiwatowali. Widzieli wówczas, że Bolek, ten mały rudy chłopiec o piegowatej twarzy, jest bohaterem i chcieli go wziąć na ręce i żeby do nich powiedział kilka słów. Niektórzy nawet chcieli zebrać składkę dla niego, bo wszyscy wiedzieli, że pochodził z biednej rodziny, ale nie można było tego chłopca nigdzie znaleźć. Niepostrzeżenie wymknął się przez tłum, bo był już czas na obiad i poszedł do domu, do swojej mamy.

To opowiadanie nie wymaga żadnego kazania, a jeśli już, byłoby to potrzebne, to powiedziałbym tylko tyle: „Czyń dobre rzeczy i nie mów o nich. Bądź odważny, uprzejmy, bohaterski, i czyń dobre rzeczy nie dlatego, że ludzie cię widzą, ale dlatego, ponieważ BÓG cię widzi!

Módlmy się!

BOŻE drogi, jakże wiele potrzeba nam mądrości w wychowaniu naszych dzieci. Dlatego z tym poważnym problemem zwracamy się do CIEBIE, który jesteś jedynym, który możesz wskazać właściwą drogę. Nasze dzieci, jak i samych siebie, oddajemy w Twoje błogosławione ręce dla zasług naszego PANA I ZBAWICIELA JEZUSA CHRYSTUSA. Amen.

(79–B1)