Modlitwa, modlitwa, modlitwa


    Panie, naucz nas modlić się
Łk 1:11.    

Modlitwa to jeden z najistotniejszych tematów wśród tych ludzi, dla których Bóg jest rzeczywistością i czynnikiem liczącym się w ich życiu. Powiedziano już na jej temat bardzo wiele. Istnieją liczne książki, jeszcze liczniejsze opracowania i niezliczone artykuły. Prawie nie sposób powiedzieć już na temat modlitwy coś nowego. A jednak powracanie do tego tematu staje się raz po raz naglącą potrzebą, a to dlatego, że od jakości modlitwy ludu Bożego zależy niezmiernie wiele, zaś jej zaniedbywanie powoduje nieobliczalne straty.

Życie chrześcijańskie to nie życie duszewne lecz życie duchowe. Toczy się i rozwija nie na poziomie ludzkiej duszy czyli intelektu i emocji, lecz na poziomie ducha, czyli tej najgłębszej warstwy naszego jestestwa, zdolnej do kontaktowania się z światem duchowym, w którym mieszka Bóg. Oczywiście, że różne nas chrześcijan działania mają potem miejsce na poziomie duszy, a nawet w sferze fizycznej, ale ich źródłem musi być to, co duchowe. Jeśli nasze wysiłki nie rodzą się i nie mają mocnego osadzenia w tym, co duchowe, to są tylko tanimi namiastkami i ich rezultaty będą marnej jakości.

Dlatego chcąc tworzyć rzeczy najbardziej wartościowe i chcąc, aby Bóg z nami współdziałał, musimy dołożyć wszelkich starań i usilnie zabiegać o to, aby prowadzić życie modlitewne na wysokim poziomie. Musi ono być autentycznym i systematycznym kontaktem z Bogiem, w którym ma miejsce przepływ duchowych dóbr do naszego życia. Z pewnością nie osiągniemy takiego przepływu przez pośpieszne, rutynowe, kilkuminutowe zwyczajowe modlitwy, dotyczące spraw bieżących, nie mówiąc już o bezmyślnym powtarzaniu wyuczonych na pamięć paciorków.

Jeśli więc chcemy służyć Bogu w sposób duchowy, musimy regularnie i wytrwale poświęcać znaczną ilość czasu na przebywanie przed obliczem Bożym, zanim usunięte zostaną różne przeszkody, które oddzielają nas od Boga i zanim zaczniemy być świadomi tego przepływu duchowych dóbr. Do przeszkód tych należą takie jak nie wyznane i nie opuszczone do końca grzechy, złe relacje z innymi ludźmi, brak przebaczenia, niewłaściwe motywy działania, błędne podejście lub zrozumienie wielu spraw i wiele innych.

Wiele z tych przeszkód jesteśmy w stanie usunąć sami, będąc szczerymi przed samymi sobą i przed Bogiem oraz posłusznymi Jego Słowu, jednak pozostanie pewna liczba takich, z których nie zdajemy sobie sprawy, a które w oczach Bożych nas dyskwalifikują. Sami sobie z tym nie poradzimy, nie musi nas to jednak martwić, gdyż wszystkimi takimi przeszkodami w nas zajmie się Bóg. Ale zrobi to tylko pod warunkiem, że usilnie o to zabiegamy w modlitwie. Jeśli nie prowadzimy solidnego życia modlitewnego, pozostawać będziemy ludźmi w Bożych oczach nieokrzesanymi i niezdatnymi do Jego służby nawet przez całe życie.

Przystępując do systematycznego stawania przed Bogiem, najpierw będziemy musieli opanować swoje ciało czyli pokonać jego opór, a następnie także duszę, gdyż nasze myśli mają skłonność nieustannego rozbiegania się i odciągania nas od skupienia na modlitwie. Pomaga w tym modlenie się słowami, co najmniej szeptem, gdyż w ten sposób najłatwiej zmusimy nasz umysł do współdziałania i przeszkodzimy myślom w ich odlotach. W trakcie naszego przebijania się do kontaktu z Bogiem napotkamy zapewne inne jeszcze przeszkody, zawsze jednak pozostaje nam to proste rozwiązanie w postaci modlitwy: „Panie, naucz nas modlić się!” A On niewątpliwie wie, jak to zrobić i chętnie to zrobi.

Pierwszym rezultatem naszego stawania przed obliczem Bożym w modlitwie jest więc nasza własna przemiana. Pierwszymi i bardzo ważnymi dobrami duchowymi, odbieranymi przez nas od Boga, będą zmiany w naszej osobowości, sposobie myślenia, patrzenia na wiele spraw, wypowiadania się i postępowania. Nie myśl, że u ciebie będzie tego niewiele i Bóg szybko się z tym upora. Będzie tego cała góra, tak że nieraz przerazisz się, zobaczywszy w Bożym świetle samego siebie i swoje cechy, będzie też to trwało długo, przez całe lata. Ale jest to wspaniały i niezmiernie znaczący proces, gdyż dzięki niemu człowiek staje się duchowy czyli kierujący się w swoich myślach, słowach i czynach nie bodźcami cielesnymi ani duszewnymi, lecz duchowymi. Rośnie jego wiara i stopniowo upodabnia się do Chrystusa.

Dopiero po pewnym czasie duchowe doznania nabierają nowej jakości. Mogą pojawić się konkretne wskazówki dotyczące postępowania w konkretnych sprawach, możemy też otrzymać od Boga proroctwa, widzenia lub inne elementy duchowego obdarowania, przeznaczone dla nas jako wytyczne i pomoc w prowadzonej przez nas posłudze. Są to rzeczy niezmiernie istotne dla duchowego poziomu Kościoła, zaś ich brak lub, co gorsza, ich imitowanie mimo braku autentycznego kontaktu z Bogiem wyrządza ogromne szkody.

Po tych kilku podstawowych stwierdzeniach zastanówmy się, jak wygląda życie modlitewne w naszym otoczeniu. Daje się zauważyć, że w zwiastowaniu tematowi modlitwy poświęcana jest należyta uwaga. Odnosi się natomiast wrażenie, że zborowe życie modlitewne często pozostawia wiele do życzenia. Nie widzimy oczywiście, jak wygląda prywatne życie modlitewne każdego z nas, ale widzimy jego skutki w postaci modlitw na spotkaniach modlitewnych. Bardzo często jest niestety tak, że pomodli się prowadzący, dwóch lub trzech pracowników zboru i jeszcze kilka osób, które zawsze to robią, po czym następują coraz dłuższe przerwy, aż w końcu z ulgą przyjmujemy koniec modlitwy.

Warto zrobić pewne porównanie. Przyjeżdżają do nas goście z Ukrainy, a także nasi wierni bywają czasem w zborach na Ukrainie. Naszym gościom wiele się u nas podoba, ale jeśli chodzi o nasze modlitwy, wolą raczej się nie wypowiadać. Odnoszą wrażenie, że pod tym względem jest u nas słabiutko. To samo wynika z relacji tych spośród nas, którzy obserwowali tamtejsze modlitwy. Toczą się one dowolnie długo (nawet godzinę lub dwie) z niesłabnącym natężeniem. Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania ludzie zaraz po wejściu spontanicznie skupiają się w małe grupki, aby się modlić. Chwile wolne od innych zajęć wykorzystują na modlitwę. Po prostu są rozmodleni, przebili się jakby poprzez barierę swojej duszewności do sfery ducha, dzięki czemu prawie stale przebywają blisko Boga, toteż w dowolnym czasie bardzo łatwo i szybko potrafią pogrążyć się w usilnej modlitwie i trwanie w niej dowolnie długo nie jest dla nich uciążliwe, lecz atrakcyjne i odświeżające.

Te dwa rodzaje zachowań pozwalają określić, że w jednym przypadku chodzi o ludzi, dla których modlitwa jest jakby trochę uciążliwa czy kłopotliwa, w drugim zaś o tych, dla których jest ona czymś bardzo istotnym i niezbędnym. Niewątpliwie w tle tych widocznych różnic jest różny poziom prywatnego życia modlitewnego w domach. Dla jednych modlitwa pozostaje ciągle jeszcze tylko trudnym obowiązkiem, podczas gdy dla innych stała się już ich potrzebą, a nawet przyjemnością. A to niestety rzutuje też na cały poziom duchowości, co przejawia się w ilości ewidentnych Bożych ingerencji jak moc zwiastowanego Słowa, nawrócenia, proroctwa, uzdrowienia i wiele innych, aż po sporadyczne wzbudzenia z martwych.

W tym kontekście niektórzy zwracają uwagę na to, że na Wschodzie warunki życia zmuszają ludzi do usilnego wołania do Boga, co sprzyja głębi życia modlitewnego, podczas gdy nasz względny dobrobyt nas jakby usypia. Inni wskazują na to, że Polska jest obszarem, na którym moce duchowe stawiają szczególnie silny opór, co powoduje, że jesteśmy jakby w duchowej zapaści. Ma to swoje przyczyny kulturowe, historyczne i zapewne jeszcze inne. Może mamy jakąś inną mentalność. Być może za ten stan odpowiedzialne są jeszcze inne czynniki.

Wszystko to jest być może w jakimś stopniu prawdziwe, ale żadna z tych okoliczności nas nie usprawiedliwia. Bo choć żyjemy w innych warunkach i choć jesteśmy inni, taki sam jest nasz Bóg, takie same są Jego wymagania i takie same są Jego duchowe zasoby dla Jego ludu. Niewyczerpane i w pełni wystarczające, aby móc żyć pełnią duchowego życia i cieszyć się pełnią Jego obecności i mocy. To, co czyni On gdzie indziej, może i chce uczynić także u nas.

Bracie i siostro, jeśli od dłuższego już czasu usilnie się modlisz, to z pewnością odczuwasz i masz tego świadomość, że ten wspaniały proces Bożej pracy nad tobą i poprzez ciebie już przebiega i przynosi coraz bardziej widoczne rezultaty. Nie zniechęcaj się tym, że nie są one jeszcze na miarę twoich pragnień ani na miarę potrzeb, które cię otaczają. Stawaj przed Bogiem nadal wytrwale, gdyż proces ten posuwa się naprzód i każdy dzień zbliża nas do potężnego duchowego przełomu.

Bywa tak, że po dłuższej modlitwie, w której Bóg wspaniale nas dotykał, czujemy się bardzo szczęśliwi, gdyż jej skutki są dla nas niewątpliwe. Innym razem jednak zdarza się, że modląc się tak samo długo i tak samo usilnie, nie mamy takiego odczucia. Wydaje nam się nawet, że był to czas stracony, że nie udało nam się dotrzeć do Boga ani Go poruszyć. Ale tak nie jest. To prawda, że ta druga modlitwa bezpośrednio nie była dla nas takim wsparciem i zachętą, jak ta pierwsza, ale nie umniejsza to jej znaczenia. Bo każda audiencja przed obliczem Bożym nas duchowo ubogaca i każda nasza prośba zostaje przyjęta, ma znaczenie i przyczynia się do zwycięstwa w toczącej się walce duchowej.

Chociaż więc chcielibyśmy już widzieć oczywiste oznaki przełomu, nie pozwólmy się zniechęcić ich chwilowym jeszcze brakiem. Ważne jest trwać w modlitwie i we wierze, gdyż wtedy ostateczny rezultat jest zapewniony. Czas pracuje na naszą korzyść. Czasza przed tronem Bożym wypełnia się bez przerwy i będziemy widzieć coraz więcej rezultatów. Proces naszej przemiany postępuje naprzód i poziom naszej duchowości wzrasta.

A ty, bracie i siostro, jeśli jeszcze nie prowadzisz osobistego, systematycznego, intensywnego życia modlitewnego, to nie bój się wejść na tę drogę. To wprawdzie nie jest łatwy obowiązek, lecz jest to także niesamowity przywilej, móc współdziałać z Władcą wszechświata w wypełnianiu Jego planu i odbierać za to od Niego wspaniałe duchowe dobra, a w przyszłości wieczną, królewską nagrodę.

Dopisałem po tyle, podpisałem się i udałem się na spoczynek z tym zamiarem, że następnego dnia naniosę drobne poprawki i artykuł będzie gotowy. W nocy jednak miałem sen o wyraźnie proroczym znaczeniu, którego sens duchowy i związek z tematem modlitwy i tym artykułem nie trudno mi było zrozumieć. Dlatego czuję się zobowiązany do następującego uzupełnienia.

Chodzi o to, że takie intensywne życie modlitewne nie jest żadną opcją, a jego prowadzenie nie świadczy wcale o jakiejś szczególnej duchowości, gdyż ścisła, intymna relacja z Bogiem jest Bożym standardem dla każdego dziecka Bożego. Dziećmi Bożymi są bowiem ci, których prowadzi Duch Boży (Rz 8:14). Jeśli więc nie mamy takiej głębokiej relacji z Bogiem, to jesteśmy w Jego szkole słabeuszami, a w Jego armii mięsem armatnim. Wtedy ani nie spełnimy Bożego posłannictwa w stosunku do naszego otoczenia, ani też sami nie ostaniemy się w obliczu nadchodzących kataklizmów czasu ostatecznego.

Każdy chrześcijanin ma niezbędny potencjał w postaci czasu i sił, który może i koniecznie powinien poświęcić na zbudowanie swojej mocnej i trwałej duchowej relacji z Bogiem. Jeśli zamiast na modlitwę potencjał ten roztrwonimy na inne, mniej ważne cele lub na rozrywki, to nasze życie chrześcijańskie stanie się ruiną. (Prz 6:9–11; 24:33–34).

Jeśli spojrzymy na sprawę w takim świetle, to od razu widać, że nasze braki w jakości życia modlitewnego, o których była mowa, są sprawą ogromnej wagi, grożącą tragicznymi skutkami, czego nie wolno nam bagatelizować. Tym bardziej aktualne i naglące staje się więc wezwanie, by w pełni skorzystać z istniejących duchowych możliwości i usilnie dążyć do tego, by żyć z Bogiem w osobistej, ścisłej duchowej więzi.

J. K.